Czy trudno jest rozszyfrować drugiego człowieka? Wystarczy wyraz oczu i matematyka

Wszyscy jesteśmy genetycznie zaprogramowani do tego, by umieć odgadywać, co myślą i czują inni ludzie. Naukowcy znaleźli nawet część mózgu, która za tę umiejętność odpowiada
Czy trudno jest rozszyfrować drugiego człowieka? Wystarczy wyraz oczu i matematyka

Wayne Gretzki, kanadyjski hokeista wszech czasów, nosi przydomek „Wielki”. Psycholodzy uznają go za wybitnie utalentowanego w czytaniu cudzych myśli. Dziś już nie gra, ale jeszcze 22 lata temu potrafił podczas meczu wyprzedzić zamiary przeciwników i kolegów z własnej drużyny. Był dokładnie tam, gdzie po chwili znajdował się krążek. Zachowanie jest skorupą, czasami szczelnie kryjącą to, co nas tak naprawdę interesuje w innych ludziach – czyli ich myśli, pragnienia i intencje. Co czuje matka wpatrzona w swoje właśnie narodzone dziecko? Nietrudno zgadnąć. Ale gdy niewidziany od dawna znajomy pyta nas, co słychać, i nie czeka na odpowiedź, to chce okazać lekceważenie czy pędzi na spotkanie, na które jest spóźniony? Gdy siedząca w kawiarni kobieta patrzy na zegarek, to sprawdza czas czy jest znudzona rozmową

Wyraz oczu i matematyka

Mechanizm, który pomaga odpowiedzieć na takie pytania, w filozofii nazwa się teorią umysłu. Nie jest niczym innym niż psychologią uprawianą na co dzień przez każdego z nas. To intuicyjna wiedza o tym, jak doświadczenie, przekonania i pragnienia przejawiają się w zachowaniu. Z trzech powodów staramy się zrozumieć cudzy sposób myślenia: po pierwsze by przewidzieć zachowanie, po drugie by je wyjaśnić i po trzecie – by manipulować zachowaniem innych. Oto próbka: ponieważ on na to patrzył, ona sądziła, że on dobrze o tym wie, i zrobiła to, co zrobiła, gdyż wątpiła, by on tego chciał… 

Biologiczna maszyna, której używamy do przeprowadzenia tego rozumowania, jest zbudowana z komórek nerwowych, takich samych, jakie mają małpa, mysz, a nawet morski ślimak. Ale dopiero komórki ułożone w szczególną strukturę pozwalają się domyślić, że to, jak on ocenia jej postępowanie i uczucia, mija się z prawdą. Czy trudno jest rozszyfrować drugiego człowieka? „Odczytujemy pewne sygnały płynące z twarzy i z układu oczu. Oczywiście nie mamy dostępu do cudzych myśli, ale cudze stany mentalne są pod wieloma względami czymś nam bliższym niż na przykład matematyka. Ewolucyjnie jesteśmy przystosowani do inteligencji społecznej, a nie do kompetencji matematycznych” – mówi dr Maciej Błaszak z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu.

Za prawym uchem

Teoria umysłu do niedawna była czysto teoretycznym tworem. Prawdziwą sensacją stało się zlokalizowanie miejsca w mózgu, które odpowiada za rozszyfrowywanie stanu innego umysłu. To styk skroniowo-potyliczny prawej półkuli, w skrócie RTPJ (od ang. Right Temporo-Parietal Junction). Drapiąc się tuż za prawym uchem, trafiamy w jego okolicę. Dzięki nowoczesnym metodom obrazowania mózgu wiadomo, że RTPJ „zapala się”, gdy próbujemy przejrzeć innych, ale także gdy oglądamy zdjęcia, film, czytamy książkę. Zawsze, gdy wchodzimy w cudze buty. Zdolność do rozumienia innych to spoiwo naszego społeczeństwa: rodziny, przyjaźni, miłości. Gdy zawodzi, niszczy relacje. Ludzie nieprzeciętnie inteligentni wcale nie górują nad innymi w odgadywaniu cudzych intencji i myśli. „Na przykład osoby z zespołem Aspergera obdarzone normalną lub ponadprzeciętną inteligencją mogą mieć duże trudności w rozumowaniu społecznym, nawet w codziennych sytuacjach” – mówi dr Mikołaj Hernik pracujący w Anna Freud Center i University College London.

 

Istnieją dowody, że różnice indywidualne w angażowaniu teorii umysłu pojawiają się wcześnie w rozwoju. „Istotną rolę odgrywa umiejętność przełączania się z zadania na zadanie. Myślenie o umysłach innych ludzi wymaga wyparcia, chwilowego wyhamowania myślenia opartego na mojej własnej wizji świata. Lepsze w zadaniach wykorzystujących teorię umysłu są dzieci, które mają starsze rodzeństwo lub urodziły się w rodzinach dwujęzycznych. One łatwiej i wcześniej »włączają« inny program” – wyjaśnia dr Hernik. Co oczywiście nie oznacza, że pierworodni będą zawsze gorsi od dzieci, które przyszły w rodzinie na świat jako drugie. Badania na dużych grupach dowodzą, że istnieją dostrzegalne różnice między nimi, ale nie można na tej podstawie wyciągać wniosków na temat poszczególnych dzieci.

Dorośli rozumieją w miarę dobrze myśli i uczucia innych, ale nauczenie się tego zajmuje im dużo czasu. Psycholodzy opracowali prosty test (tzw. test fałszywych przekonań), by określić, w jakim wieku tę zdolność opanowujemy, a właściwie w jakim wieku ją rozwijamy, gdyż jesteśmy do niej genetycznie zaprogramowani. Oto jak przebiega klasyczny test fałszywych przekonań. Psycholog przedstawia dziecku dwie postacie: Sally i Ann. Dziecko obserwuje, jak Sally kładzie pod poduszkę zabawkę i wychodzi z pokoju. Pod jej nieobecność Ann zabiera lalkę spod poduszki i wkłada ją do pudełka. Teraz psycholog pokazuje dziecku obrazek, na którym Sally ponownie wchodzi do pokoju, i pyta je: jak sądzisz, gdzie według Sally jest zabawka? Dziecko trzyletnie, nawet najbardziej inteligentne, odpowiada najczęściej: w pudełku! Fakt, że inny człowiek może mieć różną wiedzę i przekonania od naszych, jest oczywisty dopiero w wieku czterech lat.

Trucizna w filiżance

W moralnej ocenie postępków innych polegamy również na intuicyjnej umiejętności odczytywania cudzych intencji. A tę rozwijamy około siódmego roku życia. Trzy-, czterolatek wierzy, że dziecko, które przez przypadek zbiło pięć filiżanek, jest bardziej niegrzeczne niż to, które celowo zniszczyło jedną filiżankę. W ubiegłym roku w laboratorium dr Rebeki Saxe badającej teorię umysłu na Massachusetts Institute of Technology przeprowadzono ciekawy eksperyment. Sprawdzano, czy działając przez czaszkę polem magnetycznym na RTPJ, można wpłynąć na ocenę wątpliwego moralnie zachowania. Dwudziestu ochotników sądziło postępek Grace, która myśląc, że wsypuje truciznę, wrzuciła do kawy swojej przyjaciółki cukier. Przyjaciółce oczywiście nic się nie stało. Pytanie: jak należy ocenić działanie Grace? Uczestnicy eksperymentu punktowali to zachowanie w skali od jednego do siedmiu, od zasługującego na potępienie po prawie nieszkodliwe. Po stymulacji mózgu polem magnetycznym bardziej skupiali się na skutkach (przecież nikomu nic się nie stało) niż intencjach (Grace próbowała otruć przyjaciółkę). Rozumowali więc jak małe dziecko.

Teorię umysłu angażujemy zawsze, gdy musimy uznać odmienność innych. Także pracując zawodowo. Jak chociażby policjant w trakcie dochodzenia czy psycholog prowadzący terapię rodzinną. Bycie poczytnym pisarzem, tak jak dobrym strategiem na boisku, także wymaga rozwiniętej teorii umysłu. Jeśli autor wprowadza nadmiernie dużo postaci i gmatwa akcję, to czytelnik za nią nie nadąża, jeśli nadmiernie zuboży świat swojej książki, będzie po prostu nudna. Dobry pisarz czy dramaturg przenosi czytelnika do granic jego poznawczych możliwości, a mimo to dzieło jest zrozumiałe, intryguje i trzyma w napięciu. Właśnie dzięki zastosowaniu teorii umysłu odróżniamy żart od kłamstwa, rozumiemy metafory i ironię. Tyle że w życiu codziennym w trudnych chwilach nie wystarcza intuicyjne poznanie. Brak wymiany informacji wprost zafałszowuje obraz sytuacji i drugiego człowieka. I wtedy – jak przechodnie na schodach ruchomych – rozjeżdżamy się w przeciwnych kierunkach.

 

Przyjemność podsłuchiwania

Czy istnieją codzienne sytuacje, w których potrzeba czytania w myślach innych może nam przeszkadzać? Owszem, za każdym razem, gdy próbujemy w autobusie czytać książkę lub skupić się na rozmyślaniach, a obok ktoś rozmawia przez komórkę. Zwykle trudno powstrzymać się od podsłuchiwania. Konsekwencje faktu, że nie mamy nieograniczonych zasobów uwagi, bywają poważne, gdy prowadzimy samochód. Pasażer rozmawiający przez komórkę rozprasza kierowcę o wiele bardziej, niż gdy sam do niego mówi. Mimowolne słuchanie tylko jednej części rozmowy instynktownie wyzwala ciekawość i  podświadomie staramy się zapełnić „puste miejsca”. Łatwiej wyłączyć się ze słuchania, jeśli jesteśmy świadkami rozmowy dwóch osób – dowodziła na łamach czasopisma „Psychological” Lauren Emberson z Cornell University.
 

Od małpy do Szekspira

Nie tylko człowiek, ale i szympans (gdyby potrafił mówić) mógłby zapytać: czy wiesz, co mam na myśli? Małpy Starego Świata, czyli pawiany, makaki i gerezy, aspirują do pierwszego poziomu teorii umysłu, czyli wiedzą, że wiedzą. Szympansy najprawdopodobniej operują na poziomie drugim – wiedzą, że ktoś inny wie, że coś wie. Dorosły człowiek zaś na co dzień funkcjonuje na czwartym poziomie, chyba że idzie do teatru na „Otella” Szekspira. W teatrze po pierwsze musi sobie wyobrazić, że to, co widzi na scenie, dzieje się w innym świecie, a aktorzy są kimś innym niż w rzeczywistości (dziecinnie proste – zaledwie drugi poziom).

Schody się zaczynają, gdy trzeba zrozumieć, że Jago chce, by Otello uwierzył, że jego żona Desdemona pragnie uciec z Cassio. Poziom piąty. I tak niewiele w porównaniu z Szekspirem – jego zamiarem było, by widz zrozumiał, że Jago chce, by Otello uwierzył… Poziom szósty. Niedostępny dla większości ludzi! Prof. James Stiller z University of Gloucestershire, który poddał szczegółowej analizie dziesięć dramatów Szekspira, potwierdził jego doskonałe wyczucie teorii umysłu. W dramatach Szekspira pojawia się średnio 27,8 postaci (czyli blisko naszej ewolucyjnej, miesięcznej normy spotkań), a na scenie jednocześnie znajduje się nie więcej niż czterech bohaterów – to także naturalna granica ludzkiej konwersacji.

Więcej:cywilizacje