W ćwiczeniach udział wzięli zarówno pracownicy lokalnych i federalnych agencji rządowych, którzy zebrali się w Johns Hopkins Applied Physics Laboratory w Maryland oraz w siedzibie FEMA w Denver.
Symulowana sytuacja, z jaką musieli się zmierzyć uczestnicy dwudniowych testów rozgrywała się w styczniu 2028 roku. Z powierzchni Słońca wyrzuconych została seria obłoków namagnetyzowanej plazmy, które – tak się złożyło – zmierzają w kierunku Ziemi i dotrą do niej w ciągu kilku dni. Jak powszechnie wiadomo, obłoki plazmy wyrzucone w naszą stronę z atmosfery słonecznej po pokonaniu 150 milionów kilometrów wchodzą w interakcje z polem magnetycznym naszej planety. Jeżeli są one wystarczająco silne, dochodzi do burzy magnetycznej, która może prowadzić do awarii sieci energetycznych na powierzchni Ziemi, do zakłóceń w komunikacji radiowej, do uszkodzenia satelitów, zakłóceń systemu GPS i w końcu może także stanowić bezpośrednie zagrożenie dla astronautów znajdujących się na pokładzie stacji kosmicznej i na powierzchni Księżyca.
Czytaj także: Największa burza słoneczna w historii silniejsza, niż się wydawało. Dzisiaj wywołałaby apokalipsę
Symulacja bardzo szybko ujawniła poważne luki w procedurach gromadzenia danych, komunikacji między agencjami i zarządzaniem kryzysowym w przypadku wystąpienia wyjątkowo silnej burzy geomagnetycznej. Niewystarczająca ilość danych, pomiarów wykonywanych jeszcze w przestrzeni kosmicznej sprawiała, że naukowcy nie byli w stanie prawidłowo oszacować momentu uderzenia obłoków w magnetosferę Ziemi, a następnie w koordynować działaniami zaradczymi.
Jednym z kluczowych problemów była nieprzewidywalność orientacji pola magnetycznego obłoku plazmy wyrzuconego w ramach koronalnego wyrzutu masy (CME). Jeśli pole magnetyczne nadlatującej plazmy i Ziemi są zorientowane w tę samą stronę, interakcje są stosunkowo łagodne. Jeżeli jednak są względem siebie odwrócone, transfer energii będzie znacznie wyższy. Problem w tym, że orientację pola magnetycznego obłoku plazmy można określić dopiero na około 30 minut przed uderzeniem — gdy obłok przeleci przez punkt libracyjny L1 układu Słońce-Ziemia, znajdujący się 1,5 miliona kilometrów od Ziemi. To tam bowiem znajdują się sondy i satelity monitorujące aktywność słoneczną.
Naukowcy wskazują, że konieczne jest rozmieszczenie w przestrzeni kosmicznej większej liczby satelitów tak, aby zapewnić wcześniejsze i dokładniejsze dane o plazmie zmierzającej w kierunku Ziemi.
W symulowanym scenariuszu, obłoki plazmy wyrzucone ze Słońca powodują przerwy w dostawie prądu na dużą skalę, awarie satelitów oraz awarie sieci GPS i komunikacyjnych. Na powierzchni Ziemi, w wyniku awarii sieci energetycznej szpitale zmuszone są do korzystania z generatorów a systemy reagowania kryzysowego oraz lotnictwo bardzo szybko popadły w chaos. Na orbicie zmiany gęstości atmosfery zakłóciły trajektorie satelitów, przez co systemy śledzenia i monitorowania ruchu na orbicie bardzo szybko uległy przeciążeniu i nie były w stanie na bieżąco oceniać ryzyka zderzenia między satelitami.
Czytaj także: Słońce się rozszalało. To była najsilniejsza burza geomagnetyczna od 2017 roku
Uczestnicy eksperymentu bardzo szybko odczuli brak sprawnych procedur i komunikacji między poszczególnymi służbami odpowiedzialnymi za reagowanie. W efekcie, bardzo szybko doszło do przytłoczenia służb ilością informacji. W raporcie po zakończeniu eksperymentu naukowcy wskazali konieczność przygotowania systemów komunikacji oraz zacieśnienia współpracy między poszczególnymi agencjami tak, aby można było szybko reagować na nieprzewidziane zdarzenia pogody kosmicznej.
Z uwagi na to, że aktualnie znajdujemy się w okolicach szczytu aktywności w 11-letnim cyklu aktywności słonecznej, naukowcy wskazują, że w najbliższych latach możemy się spodziewać wielu silnych burz geomagnetycznych, które potencjalnie mogą wywołać chaos na powierzchni naszej planety. Nie ma zatem zbyt dużo czasu na przygotowania.