Kultura japońska ma w sobie niezwykły magnetyzm i uwodzicielskie piękno, któremu od czasu otwarcia Kraju Kwitnącej Wiśni na świat w połowie XIX wieku uległy niezliczone rzesze mieszkańców Zachodu. Napływające z Dalekiego Wschodu drzeworyty ukiyo-e, ceramika czy samurajskie miecze całkowicie opanowały wyobraźnię ówczesnych Europejczyków i Amerykanów. W Polsce Feliks Jasieński, zgromadziwszy ogromną, licząca sobie 20 000 sztuk kolekcję japońskich artefaktów, udostępniał je krakowskim artystom, dla których stanowiły one źródło malarskich inspiracji, z kolei na Wyspach Brytyjskich arcykapłan dekadencji i prorok estetyzmu – Oscar Wilde, porażony pięknem japońskiej sztuki, stwierdzał, wypuszczając dym z papierosa, iż taki kraj jak Japonia w ogóle nie może istnieć i stanowi jedno wielkie zmyślenie.
Kim gejsza nie jest
Tymczasem przybysze z owej bajkowej krainy na przełomie stuleci odwiedzali od czasu do czasu zarówno Stary i Nowy Świat, przynosząc powiew egzotyki. Pod wpływem tournée, jakie na początku XX stulecia odbyła po zachodzie autentyczna gejsza, Puccini skomponował słynną operę Madame Butterfly, która tylko wzmocniła ogień japonistycznej mody, a zwycięstwo Kraju Kwitnącej Wiśni odniesione w latach 1904-1905 nad imperium carów doprowadziło do istnej eksplozji zainteresowania nowym dalekowschodnim mocarstwem. Wszystko, co japońskie, cieszyło się teraz popularnością, a na rynku była mnogość wszelkiej maści książek poświęconych tej tematyce, których autorzy niekiedy wypowiadali się z tonem znawców na tematy, o których nie mieli zielonego pojęcia!
Do masowej wyobraźni ludzi Zachodu wdarli się z impetem wojowniczy i honorowi samuraje, których postrzegano jako azjatycki odpowiednik średniowiecznych rycerzy, oraz piękne, odziane we wzorzyste kimona gejsze o wymalowanych na biało twarzach, które… no właśnie, kim właściwie one były w rozumieniu Europejczyków i Amerykanów? Problem w zrozumieniu ich roli polegał głównie na tym, że nie miały one bezpośrednich odpowiedniczek w dziejach kultury europejskiej. Najbliższymi skojarzeniami, jakie się nasuwały ludziom początków XX wieku, były starożytne greckie hetery, czyli wyśmienicie wykształcone i dowcipne kurtyzany zabawiające zamożnych Hellenów w trakcie sympozjonów, czyli biesiad połączonych z rozmowami o filozofii i polityce, zwieńczonych często (dzikim) seksem. Wkrótce utarło się zatem w kręgu cywilizacji zachodniej przekonanie, że gejsze są w istocie luksusowymi prostytutkami. Ów błędny pogląd wzmocniły jeszcze wydarzenia, do jakich doszło w pierwszych latach po zakończeniu II wojny światowej. W okupowanej przez Amerykanów Japonii panowała wówczas wielka bieda, zaś żołnierze armii USA dysponujący sporą gotówką stanowili dla upokorzonej wojenną klęską ludności najlepsze źródło szybkiego zarobku. Wiele kobiet, nie mogąc związać końca z końcem, zostało tzw. pan-pan, czyli nie owijając w bawełnę – prostytutkami sprzedającymi swe ciała okupantom. Prostytuowanie się przez Japonki osiągnęło tak przerażające rozmiary, że można zaryzykować stwierdzenie, iż miasta cesarstwa poprzemieniały się w zamtuzy. O skali kryzysu społecznego najlepiej świadczy fakt, że wśród dziecięcych gier popularnych na japońskich podwórkach w okresie okupacji znajdowała się zabawa w… pan-pan!
Jako że klienci sprzedajnych kobiet nie znali zwykle ani słowa po japońsku i mieli zerowe pojęcie o kulturze kraju, w którym się znajdowali, za to w ich mózgach zakodowanych było kilka stereotypów, oddające się im w zamian za dolary (a niekiedy jedzenie) dziewczyny, wabiąc klientów, wskazywały na siebie, mówiąc wyraz gejsza. Efekt był taki, że wracając do domu, wojacy Wuja Sama przywozili ze sobą sprośne opowiastki o figlach z rzekomymi gejszami, które opowiadali potem kumplom przy piwie. Tym samym szkodliwy mit ugruntował się na Zachodzie już na dobre, przynosząc niekiedy śmieszne efekty. W latach sześćdziesiątych jeden z amerykańskich magazynów dla panów, lubujących się w taniej sensacji i erotyce, opublikował opowiadanie (jak zaklinała się redakcja, będące relacją z prawdziwych wydarzeń) pod wiele mówiącym tytułem Seks! Byłem seksualnym niewolnikiem gejszy! Narrator opowieści prezentował czytelnikom historię o tym, jak służąc jako lotnik w trakcie wojny na Pacyfiku, został zestrzelony przez Japończyków i trafił na małą wysepkę, gdzie do niewoli wzięła go piękna i wyuzdana gejsza, która całymi dniami (i nocami) torturowała biedaka m.in. przez biczowanie, a ponadto bez ustanku z nim kopulowała, omal nie doprowadzając go do śmierci z wyczerpania, przed którą ustrzegły bohatera wyłącznie jego męskie cnoty, w tym przyrodzona Amerykanom jurność. Absurdalna narracja niczym z 365 dni zilustrowana była rysunkiem przedstawiającym narratora rozkrzyżowanego na łóżku, do którego był przywiązany, i pochylającą się nad nim odzianą w kimono kobietę z biczem, na następnym obrazku pozbywającą się już niewygodnego stroju i ukazującą olbrzymi biust… Swoją drogą, ciekawe, że w owej „prawdziwej” historii znalazło się łóżko, takie jak te używane w sypialniach mieszkańców USA, podczas gdy Japończycy sypiają zwykle na rozłożonych na podłodze matach tatami! Już ten drobny szczegół każe przypuszczać, że cała historyjka zrodziła się raczej w głowach rozochoconych alkoholem (bo nie wierzę, że ktokolwiek mógłby to napisać na trzeźwo) redaktorów magazynu „Man’s Combat”, muszących znaleźć odpowiedź na drukowane przez konkurencję opowiadania, takie jak Byłem seksualnym niewolnikiem kapłanki tortur!.
A zatem, na samym początku naszego artykułu, jeszcze zanim zanurzymy się w świat kwiatów i wierzb, jak określają swoją rzeczywistość gejsze, podkreślmy z całą mocą – gejsza to nie luksusowa prostytutka i nie ma ona współcześnie nic wspólnego z nierządem! Choć w przeszłości, by być prawdomównym, różnie z tym bywało…
Dwuznaczna przeszłość
Prawdą jest, że zawód gejszy wyewoluował z profesji luksusowej kurtyzany zwanej oiran, umilającej klientowi czas konwersacją, grą na instrumentach i tańcem, jednak od chwili, kiedy w roku 1751 w Edo (dzisiejsze Tokio) pierwsza gejsza oficjalnie zarejestrowała swój fach, więzy między nią i jej naśladowniczkami a kapłankami płatnej miłości zostały zerwane. Wyrazem tego był choćby sposób wiązania pasów od kimon, czyli obi. U kurtyzan miały one węzeł na brzuchu, by ogarnięty pożądaniem klient mógł szybko, rozwiązawszy supeł, dostać się do tego, za co zapłacił, czyli ciała obsługującej go kobiety. Było tak nawet wśród tayū, czyli pań, które były luksusowymi prostytutkami najwyższej klasy, a które stylizowały się na damy dworu z dawnych epok, będąc mistrzyniami poezji, wyszukanej konwersacji i sztuki flirtu. Co ciekawe, kurtyzany te cieszyły się wolnością, jakiej mogły pozazdrościć im inne pracownice domów publicznych. Miały możliwość odmówienia stosunku z klientem, który okazywał się nie dość kulturalny i hojny, co więcej, skorzystanie z seksualnych usług tayū wymagało nie tylko sutego mieszka (bo ceny były ogromne), lecz także cierpliwości do uczestniczenia w skomplikowanych i długotrwałych, ciągnących się całymi dniami zalotach otwierających drogę do jej łoża (a raczej maty tatami, żeby nie popełniać tego samego błędu, co wydawcy „Man’s Combat”).
Gejsze oferowały coś zupełnie innego. Świadczy o tym choćby sama ich nazwa. W języku japońskim wyraz geisha składa się w rzeczywistości z dwóch członów – gei i sha. Pierwszy z nich oznacza „sztukę”, drugi zaś jest sufiksem o znaczeniu „osoba, wykonawca”. Tak więc geisha (dalej będziemy konsekwentnie używać polskiej „gejszy”) to nie mniej ni więcej tylko „osoba sztuki”, „wykonawca sztuki”. Miano to najlepiej oddaje istotę fachu tych niezwykłych kobiet. Pierwsza z nich imieniem Kiku, która sformowała ramy zawodu, najprawdopodobniej zaczynała swą karierę jako prostytutka i to raczej taka z górnej półki (w dzielnicach uciech Japonii okresu Edo szeregowe pracownice seksualne siedziały wystawione na widok potencjalnych klientów zamknięte w bambusowych klatkach, obsługiwały jednego mężczyznę za drugim i zwykle umierały krótko po dwudziestce na choroby weneryczne), potrafiąca zabawić wynajmujących ją mężczyzn nie tylko w sposób fizyczny, ale też i estetyczno-duchowy. Tak doskonale opanowała kunszt gry na instrumentach i tańca, że w końcu to one stały się jej podstawowym źródłem utrzymania i mogła zrezygnować z kupczenia swoim ciałem.
Liczba gejsz błyskawicznie wzrastała w przeciągu następnych dekad analogicznie do kryzysu, jaki ogarnął fach luksusowych kurtyzan. Już w kilkanaście lat po debiucie Kiku w Edo nie ostała się żadna oiran! Trochę lepiej stare władczynie nocnego świata trzymały się w Kioto, nawet dziś w dawnej stolicy cesarstwa żyje kilka kobiet podtrzymujących tradycję tayū, co w XXI wieku jest o tyle skomplikowane, że po pierwsze, gusta estetyczne japońskich mężczyzn znacząco się od XVIII stulecia zmieniły (niektórzy zapatrzeni w tradycyjną kulturę japoniści zapewne powiedzieliby, że stały się prostackie), po drugie zaś, od roku 1957 prostytucja jest w Kraju Kwitnącej Wiśni nielegalna (choć, co zaskakujące dla człowieka Zachodu, ale dla Japończyka niekoniecznie, mimo iż regulujący tę kwestię akt prawny zakazywał parania się najstarszym zawodem świata, bynajmniej nie wprowadził żadnych kar dla prostytutek i ich klientów, w związku z czym seks biznes nadal istnieje w Japonii, tyle że kontrolowany przez yakuzę). Jednakże wszędzie indziej luksusowe kurtyzany traciły grunt pod nogami. Ich managerowie (lub mówiąc wprost – alfonsi) raz za razem zanosili do władz petycje, prosząc o interwencję. W odpowiedzi szogunat wydał szereg przepisów obowiązujących gejsze, mających zabezpieczyć interesy właścicieli domów publicznych.
Oficjalnie potwierdzono rozróżnienie między gejszą a prostytutką, ta pierwsza sprzedawały swój talent artystyczny, a druga – ciało. Gejszom w drodze na przyjęcia, na których miały zabawiać gości, towarzyszyć musieli mężczyźni pilnujący ich dobrego prowadzenia się. Nie mogły przesiadywać w herbaciarniach, gdzie je zapraszano do późna, ich występy powinny zamknąć się w maksymalnie trzech godzinach. Zakazane były też romanse i seks między gejszami a ich klientami, choć jak pokazała późniejsza historia różnie z przestrzeganiem tej zasady bywało. Japonia zna wiele przypadków, gdy gejsza i mężczyzna, którego zabawiała tańcem oraz śpiewem, zakochiwali się w sobie i zostawali kochankami, a niekiedy romans ów kończył się nawet ślubem i odejściem kobiety z zawodu! Od czasu do czasu niektórym gejszom zdarzały się też jednonocne przygody z klientami, ale tym, co różniło je od kurtyzan, które musiały oddawać się płacącym mężczyznom, było to, że gejsza miała wolność wyboru (poza jednym przypadkiem, o którym będzie mowa później) i jeśli już szła z kimś do łóżka (a raczej na tatami), to robiła tak z własnej nieprzymuszonej woli, bo chciała.
Zainteresowanie usługami gejsz było wśród japońskich elit politycznych i finansowych ogromne, więc by zaspokoić podaż, ich liczba wciąż rosła. Skąd jednak brały się nowe praktykantki tego zawodu? Tu, niestety, dotknąć musimy ciemnej strony świata kwiatów i wierzb. W całym kręgu kultury konfucjańskiej, więc i w Japonii, córki były o wiele mniej cenione od synów. Dlatego, gdy nadchodziły gorsze czasy, ubożsi mieszkańcy wsi lub miejska biedota bez mrugnięcia okiem sprzedawali te ze swoich dzieci, które miały ,,nieszczęście” być płci żeńskiej, bogatszym ludziom. W ten sposób dziewczynka mogła zostać np. służącą zamożnej rodziny, ale przeważająca większość małoletnich ofiar handlu żywym towarem trafiała do burdeli w dzielnicach rozkoszy wielkich miast, takich jak Yoshiwara w Edo i Shimabara w Kioto. Te nigdy nienasycone żeńskiego ciała potwory przez całą epoką Edo, a także i później aż do XX wieku, pochłonęły dziesiątki tysięcy młodych kobiet, które przeżuły i zniszczyły, czyniąc z nich niewiele więcej jak zabawki erotyczne dla zamożnych mężczyzn. Te, które miały szczęście, szkolono na oiran, pozostałe zostawały szeregowymi prostytutkami, które zwykle po kilku latach umierały z wycieńczenia. Nawet po śmierci nie traktowano tych nieszczęsnych istot z należnym szacunkiem, ich ciała porzucając na dziedzińcach świątyń buddyjskich bądź wręcz w rynsztoku poza granicami dzielnic rozkoszy. Szacuje się, że na terenie jednego tylko cmentarza buddyjskiego w Tokio, który w epoce Edo specjalizował się w grzebaniu ofiar trawiącej japońskich mężczyzn nienasyconej żądzy płatnej miłości, pochowanych jest ponad 10 000 nieszczęsnych cór Koryntu!
Oprócz pójścia na służbę lub do burdelu istniała jednak jeszcze jedna droga, a dziewczęta, które na nią wkraczały, mimo iż działo się to wbrew ich wolni, mogły mówić o szczęściu. Rządzące okiya, tj. domami gejsz zwierzchniczki tytułowane Matkami (choć zdarzają się też i Babki) uzupełniały liczbę swoich podopiecznych podobnie jak właściciele zamtuzów, skupując od biedaków małe dziewczynki. Gdy dziecko trafiało do okiya, miało już zapewnioną w miarę dostatnią, spokojną i w pewnym sensie luksusową przyszłość. Co prawda, dziewczyna zapłacić za nią musiała latami niekończącej się nauki, w trakcie której objęta była surową dyscypliną, jednak w porównaniu z rówieśniczkami, sprzedanymi sutenerom czy umierającymi z głodu w rodzinnych wsiach, dosłownie wygrywała los na loterii. Nie zmienia to jednak faktu, że proceder rekrutacji nowych gejsz opierał się na handlu ludźmi, co gorsza, dziećmi – okiya zainteresowane były przede wszystkim bardzo małymi dziewczynkami. Zgodnie z tradycją szkolenie na gejsze rozpoczynano bowiem, gdy dziecko miało sześć lat, sześć miesięcy i sześć dni (trzy szóstki w kulturze japońskiej w przeciwieństwie do europejskiej nie budzą negatywnych konotacji). Kolejną mroczną stronę świata kwiatów i wierzb stanowiła ceremonia mizuage, stanowiąca swoisty rytuał przejścia z dzieciństwa do kobiecości. Gdy młoda gejsza kończyła piętnaście lat, dochodziło do odstręczającego wydarzenia – okiya ogłaszało licytację… jej dziewictwa. W szranki stawali bogaci kupcy i samuraje, a ten, kto złożył najwyższą ofertę, zyskiwał prawo do defloracji dziewczyny. Nieszczęsna nastolatka odbywała więc swój pierwszy raz w ramionach obcego sobie, grubo starszego mężczyzny. Następnego dnia utratę dziewictwa przez dziewczynę ogłaszano publicznie poprzez zmianę jej uczesania, co gdy młodziutka gejsza szła ulicą, wywoływało komentarze przechodniów. Obyczaj ten należy już na szczęście do historii, choć praktykowano go jeszcze w XX wieku. Autor powieści Wyznania gejszy – Arthur Golden na jednym ze spotkań z czytelnikami stwierdził, że będąca źródłem jego informacji na temat życia świata kwiatów i wierzb była gejsza Iwasaki Mineko wyznała mu, że jej mizuage danna, jak zwykło się określać zwycięzcę licytacji, za prawo do odebrania jej dziewictwa zapłacił ponad 800 000 dolarów! Inna rzecz, że krótko po owym oświadczeniu pani Iwasaki pozwała pisarza do sądu, oskarżając go o zniesławienie i wydając oświadczenie, wedle którego w czasach, gdy należała do jednej z okiya, w Kioto rytuał ów dawno już był zarzucony. Golden i jego informatorka jeszcze długo mieli szarpać się w sądzie i trudno nie przyznać w tym sporze racji Iwasaki Mineko – zgodnie z umową zawartą z Amerykaninem szczegółowo opowiedziała mu o codziennym życiu gejsz, zastrzegając sobie anonimowość, autor Wyznań gejszy zaś nie dotrzymał warunków umowy, w efekcie czego na byłą gejszę (która w drugiej połowie XX stulecia była prawdziwą gwiazdą tego fachu) w ojczyźnie wylało się morze hejtu sięgającego ekstremum – kobiecie wysyłano nawet groźby śmierci!
Ostatnim kontrowersyjnym aspektem życia mieszkanek okiya była instytucja danna, tj. patrona. Zawód gejszy nie należy do tanich w praktykowaniu, wykonująca go kobieta potrzebuje ogromnych kwot na liczne wykonane tradycyjnymi metodami kimona (z których najtańsze kosztuje więcej niż średnia roczna pensja w Japonii), peruki, ozdoby do włosów, pasy obi, buty itp. W trakcie szkolenie w okiya dziewczyna przygotowująca się do roli gejszy zaciąga wobec niego dług na pokrycie wszystkich tych wydatków, a gdy zaczyna praktykować, spłaca go ratami z zarobionych przez siebie pieniędzy. Kiedy w końcu uiści należności, jest wolna, wiele dziewcząt wolało jednak pozostawać w okiya, które dawały im poczucie bezpieczeństwa. By nie zaciągać kolejnych długów, zarówno one jak i te z ich koleżanek, które postanawiały zostać niezależnymi gejszami, potrzebowały sponsora i tu na scenę wkraczał danna. Był to zamożny (często starszy) mężczyzna, który zobowiązywał się pokrywać wszystkie wydatki objętej przez siebie patronatem dziewczyny, w zamian za co dostawał prawo do tego, by z nią sypiać. Jako jednak, że wielu danna, jako się rzekło, było ludźmi już mocno posuniętymi w latach i nawet, jeśli duch w nich był rześki, to ciało mdłe, zadowalali się oni często samym splendorem, jaki spływał na nich, gdy po mieście roznosiło się, że sponsorują gejsze. Warto przy tej okazji zauważyć, że taki sponsoring nie oznaczał monopolu na usługi danej artystki, nadal obsługiwała ona przyjęcia, na które została zaproszona przez klientów jej okiya.
Mroczne aspekty świata kwiatów i wierzb, o których przed chwilą opowiedzieliśmy, odeszły w przeszłość w roku 1957 wraz z wejściem w życie Aktu o Emancypacji. Na jego mocy japońskie prawo zabroniło handlu kobietami i zerwało z uświęconym wiekami systemem licencjonowanej prostytucji. Obyczaje, takie jak mizuage zostały zakazane, podobnie jak instytucja danna. Był to przełomowy krok w dziejach japońskich kobiet, który dokonał dosłownej rewolucji w ich statusie prawnym i społecznym, wyzwalając je (przynajmniej teoretycznie) z łańcuchów konfucjańskiego patriarchatu. Dla świata kwiatów i wierzb Akt o Emancypacji stanowił jednak katastrofalny cios, zwyczajowe źródło młodych rekrutek do okiya wyschło. Od tej pory gejszami zostają dziewczęta urodzone przez same gejsze lub młode dziewczyny zafascynowane bajkową aurą otaczająca ów zawód. Szkolenie zaczyna się obecnie w wieku lat piętnastu, gdy kandydatka mu już za sobą skończone gimnazjum. Dziewictwa młodych gejsz nikt już nie wystawia na sprzedaż, za to istnieją przesłanki za tym, że system patronatu danna przetrwał i funkcjonuje nadal, tyle że za zamkniętymi drzwiami.
Świat gejsz
Gdzie spotkać gejszę, będąc w Japonii? Jeśli jesteśmy w Kioto lub Tokio, najlepiej powędrować do jednej z hanamachi, tj. specjalnie wydzielonych dzielnic gejsz. W Kioto, gdzie żyją i działają najwspanialsze artystki w tym fachu, takich „kwietnych miast” (bo to dosłownie oznacza nazwa hanamachi) jest pięć, zaś za najbardziej elitarne z nich uchodzi Gion Kōbu.
Czym właściwie charakteryzują się wyżej wzmiankowane dzielnice? To miejsca, w których czas jakby się zatrzymał, a życie ich mieszkańców koncentruje się wokół tradycyjnych japońskich sztuk. Głównym instytucjami każdego hanamachi są jego okiya, czyli domy gejsz, o których była już mowa, oraz ochaya – herbaciarnie, gdzie w godzinach wieczornych odbywają się przyjęcia, na których występują gejsze. Ponadto w każdym „kwietnym mieście” żyją i prowadzą swoje warsztaty wyspecjalizowani rzemieślnicy wyrabiający niezwykle kunsztowne i niezbędne dla mieszkanek okiya przedmioty. Mowa tu o wytwórcach kimon, peruk, malarzach plakatów, producentach grzebieni i szpilek do włosów, a także garderobianych, którzy pomagają artystkom zakładać ich wymyślne stroje. Gdyby gejsze zniknęły, wszystkich tych ludzi, uzależnionych od działalności owych kobiet, czekałoby bezrobocie, a tragedia byłaby tym większa, iż są to jedni z ostatnich pozostałych w Japonii mistrzów tradycyjnego rzemiosła.
Niezwykle ważną instytucją działającą w hanamachi jest także kenban, czyli urząd ds. gejsz, regulujący codzienne życie dzielnicy i zajmujący się sprawami finansowymi. To właśnie on wysyła klientom, którzy zamówili odwiedziny artystek na organizowanych przez siebie w ochaya imprezach, rachunek za ich usługi. Dzieje się tak zwykle w jakiś czas, czasem nawet miesiąc po wydarzeniu, a cała transakcja opiera się na wzajemnym zaufaniu. Warto bowiem wiedzieć, że w świecie kwiatów i wierzb obowiązują dwie podstawowe zasady: nigdy nowych twarzy i jeśli wątpisz, że cię na to stać, to masz rację. Idealny klient herbaciarni i koneser sztuki uprawianej przez gejsze to człowiek o wybitnej znajomości kultury japońskiej, którego w środowisko hanamachi wprowadził szanowany patron ręczący zań, bywa że jest nim wręcz jego ojciec i całe pokolenia mężczyzn pozostają związane z konkretnymi okiya i ochaya. A w każdym razie tak dawniej bywało, bo dziś cały system zaczyna się sypać. Jeśli do świata kwiatów i wierzb zakradnie się człowiek nierespektujący jego zasad, któremu z butów słoma wychodzi i np. odmawia on uiszczenia wystawionego przez kenban rachunku, uznając go za zbyt wysoki, hańba i wstyd spadają na tego, kto za niego poręczył i by ratować swój honor, to on musi zapłacić zależność. Na szczęście takie sytuacje należą do rzadkości.
Tym, co wyróżnia maiko od jej bardziej doświadczonych koleżanek po fachu, jest mocny makijaż i ogólna barwność stroju oraz uczesania. Praktykantki malują twarz oraz szyję na biało, jedynie na karku, uważanym przez Japończyków za obszar o wybitnie erotycznym znaczeniu, pozostawiają sobie za pomocą papierowego szablonu trzy pasy nagiej skóry układającej się w kształt litery W. Ponadto maiko malują sobie usta w bardzo charakterystyczny sposób, pokrywając szminką tylko dolną wargę, co nadaje ich ustom kształt małego kwiatuszka.
Fryzura maiko jest niezwykle fantazyjna, a jej ułożenie trwać może kilka godzin. W pukle wplatane są grzebienie i wykonane z nefrytu oraz korali szpilki ozdobione motywami zmieniającymi się zależnie od pory roku, miesiąca i statusu gejszy. Cała taka konstrukcja może ważyć trzy kilogramy, co znacząco utrudnia poruszanie szyją, co gorsza, trzeba cały czas uważać, żeby jej nie zaburzyć. Dlatego dziewczęta śpią, opierając się o drewniane klocki utrzymujące ich głowy w pionowej pozycji.
Kimono noszone przez maiko również charakteryzuje się barwnością wzorów, zaś zawiązany na plecach pas obi opada w dół w luźnej kaskadzie sięgającej kostek. Te ostatnie znajdują się wysoko nad ziemią, bo młoda gejsza kroczy w sandałach na wysokim koturnie.
Pewną część swego dnia praktykantki spędzają, spacerując po ulicach i pozdrawiając ludzi, których wypada znać. W ten sposób wzbudzają zainteresowanie potencjalnych klientów, którzy później mogą zamówić usługi ich okiya. Wędrujący po Kioto (bo w tym bastionie tradycji najłatwiej spotkać gejsze) turyści chętnie fotografują wyróżniające się z tłumu niczym barwne ptaki maiko, jednak powinni przy tym zachować ostrożność. Niektóre japońskie biura podróży oferują turystom płci żeńskiej wycieczki po dawnej stolicy cesarstwa, których głównym punktem programu jest zwiedzanie miasta w przebraniu gejszy właśnie! Niejeden przybysz z Zachodu zrobił zatem zdjęcie nie prawdziwej przedstawicielce świata kwiatów i wierz, lecz zwyczajnej Japonce w wymyślnym kostiumie!
Po kilku latach praktyki maiko zostają geiko, czyli pełnoprawnymi gejszami. Nie wszystkie decydują się na ten krok, niektóre, uznawszy swój okres w hanamachi za przygodę młodości, wracają do szarej japońskiej codzienności, inne wychodzą za mąż za zamożnych mężczyzn poznanych w trakcie przyjęć, na których występowały. Te, które w pełni zaangażowały się w życie gejszy, po awansie na geiko ubierają się już w o wiele bardziej stonowany sposób. W odstawkę odchodzi też biały makijaż (choć wiele pań trzyma się go jeszcze przez kilka lat do trzydziestych urodzin), buty mają niższe obcasy, a gejsza zamiast układać swe włosy w skomplikowany wzór zaczyna używać peruki. Pas obi również świadczy o zmianie statusu, bo geiko wiąże go w schludny pudełkowy węzeł, zamiast pozwalać mu swobodnie spływać ku ziemi. Warto przy tej okazji zauważyć, że mimo iż powszechne zachodnie wyobrażenie gejszy przedstawia młodą Japonkę, to kobiety z okiya pracują w swym fachu niekiedy do sześćdziesiątki. Ich mistrzostwo w tradycyjnym tańcu czy grze na shamisenie (instrument muzyczny podobny do banjo) sprawia, że nawet starsza Matka domu gejsz potrafi dać wspaniały pokaz swoich umiejętności. Jest to zjawisko trochę podobne do tego, które zachodzi w teatrze kabuki, gdzie panowie w średnim wieku na scenie przemieniają się w zmysłowe nastoletnie piękności, a iluzja jest tak doskonała, że przybysz z Europy może mieć trudności z uwierzeniem, że patrzy na aktora, a nie aktorkę.
Skoro już opowiedzieliśmy sobie o wyglądzie typowych gejsz, warto, byśmy przyjrzeli się im przy pracy. Przenieśmy się zatem do hanamachi w Kioto, około 18.00. W jednej z tutejszych ochaya odbywa się przyjęcie, być może to biznesmeni wysokiego szczebla świętują zawarcie umowy między ich korporacjami albo zabawa została wydana na cześć goszczącej w Japonii zagranicznej znakomitości? Jakkolwiek by było, nie może zabraknąć gejsz, które witają gości herbaciarni. Normą jest, że przybywa ich grupa, którą z grubsza podzielić można na dwie części: muzykantek i tancerek. Te pierwsze grają tradycyjne melodie na shamisenie, do których drugie wykonują tańce. Jeśli w przyjęciu bierze udział obcokrajowiec, takowy koncert może być dla niego ciężkim przeżyciem. Dźwięki shamisenu są bowiem dla europejskiego ucha wyjątkowo dziwne, by nie rzec – nieprzyjemne. Sami współcześni Japończycy mają często problem ze słuchaniem tego typu muzyki, określając ją słowem, oznaczającym odczucie cierpkości, jakie wzbudza ugryzienie niedojrzałego owocu.
Prócz części artystycznej gejsze zabawiają gości rozmową. Zrozumienie, co mówią, może być ciut trudne, bo posługują się archaicznym dialektem. Nie oznacza to jednak, że są całkowicie oderwane od współczesności. Wręcz przeciwnie, gejsza często jest zaskakująco dobrze poinformowana! Gdy dostaje wiadomość, że jej usługi zostały zamówione przez konkretnego klienta (nazwiska jego gości pozostają tajemnicą do ostatniej chwili), poświęca sporo czasu na kwerendę, by dowiedzieć się o nim jak najwięcej. Jako że z usługo okiya korzystają politycy, gwiazdy sportu i kina oraz prezesi dużych firm, przy odrobinie zaangażowania udaje się znaleźć całkiem sporo informacji na ich temat, zwłaszcza od kiedy powszechnie dostępny stal się Internet. Przed rozpowszechnieniem się sieci, gejsze udawały się zwykle do bibliotek i zagłębiały w rocznikach gazet. Tak więc doświadczona w swym fachu artystka dobrze wie, co w trawie piszczy. Równocześnie przestrzega posuniętej do granic dyskrecji, do swoich rozmówców nigdy nie zwracając się, używając ich personaliów, lecz za pomocą pseudonimów, co ma utrudnić postronnym, którzy np. biesiadują w sali obok, przypadkowe zidentyfikowanie klienta – niektórym bowiem, zwłaszcza politykom, nie w smak jest, by społeczeństwo dowiedziało się, iż przepuszczają pieniądze na przyjęcia z udziałem gejsz.
Oprócz wesołej, pełnej żartów paplaniny geiko i maiko uprzyjemniają gościom ochaya czas poprzez różnego rodzaju gry towarzyskie. I tu przybysza z Zachodu, żyjącego mitem wysublimowanego Orientu, może czekać szok, bo zabawy owe to m.in. różne… odmiany swojskiej gry w kamień, papier, nożyce! Inną rozrywką jest pokazywanie, jak się pisze konkretne ideogramy pisma japońskiego za pomocą… kręcenia siedzeniem. Przegrani w tych konkursach ponoszą konkretną karę – gejsza musi wychylić kieliszek sake, mężczyzna oddać jako fant część swojej garderoby. Zdarza się, że starsi biznesmeni w ten sposób tracą swoje tupeciki!
Gejsza zbawiająca gościa nie odstępuje go na krok, nawet gdy ten udaje się do toalety. Gdy on załatwia swoje potrzeby fizjologiczne, ona staje za drzwiami kabiny i kontynuuje z nim dialog, by nie dopuścić do niego przykrych myśli (np. o wysokości rachunku za te wszystkie rozrywki), które mogłoby popsuć mu zabawę.
W trakcie przyjęć w ochaya z reguły alkohol leje się strumieniami, za to z jedzeniem jest raczej kiepsko. Jeśli biesiadnicy chcą coś przekąsić, zamawiają prowiant w jednej z działających w okolicy restauracji, z której jest on przywożony do herbaciarni i odgrzewany na miejscu. Gejszom tradycja w ogóle zakazuje jeść w pracy, a że od czasu do czasu, by nie psuć zabawy, również i one muszę pociągnąć z kieliszka, nie ma się zatem co dziwić, że następnego dnia po takiej nocy (w trakcie której gejsza może obsłużyć więcej niż jedno przyjęcie) bywają nieco przymulone i wstają najczęściej dopiero około 10.00 rano.
Udział w wieczornych przyjęciach w ochaya jest podstawowym zajęciem gejsz, ale ciąży na nich jeszcze jeden obowiązek. W XIX wieku, gdy stolica cesarstwa przeniosła się na dobre do Tokio, pozostałe w Kioto gejsze stanęły wobec problemu odpływu klientów. Zamożni mężczyźni emigrowali do nowej siedziby cesarskiego rządu w nadziei na zrobienie kariery i zbicie jeszcze większych fortun. By ratować okiya przed bankructwem, ich Matki zaprowadziły tradycję regularnych publicznych występów w trakcie najważniejszych japońskich festiwali. Trwa ona do dziś i gejsze wiele czasu poświęcają na przygotowania do spektakli. Udział w nich ma i tę dobrą cechę, że umożliwia staranie się o wsparcie finansowe dla hanamachi ze strony władz.
Na rozdrożu
W XXI wieku świat kwiatów i wierzb znajduje się w poważnym kryzysie. Coraz mniej jest w Japonii ludzi potrafiących docenić tradycyjne sztuki, których opanowaniem szczycą się gejsze. Po ciężkiej pracy japońscy mężczyźni zamiast pójść do ochaya wolą udać się do klubu z hostessami, gdzie za niewygórowane pieniądze czeka ich alkohol i towarzystwo młodych kobiet w kusych spódniczkach. Dużą rolę w odpływie klientów zainteresowanych usługami okiya i ochaya stanowią ich wysokie ceny, niewielu może sobie pozwolić na wydanie zawrotnej sumy, jaka pochłania organizacja tradycyjnego przyjęcia w hanamachi. Co gorsza, wśród samych Japończyków zanika świadomość tego, kim gejsza tak naprawdę jest i zaczynają szerzyć się stereotypy oraz kalki myślowe rodem z Zachodu. Niewiele jest też dziewcząt gotowych wyrzec się wygód codziennego życia, by całkowicie poświęcić zgłębianiu sztuk, których ucieleśnieniem są gejsze. Od decyzji o rozpoczęciu nauki w tym kierunki odwodzi świadomość, że japońskie ministerstwo oświaty nie uważa edukacji w okiya za oficjalne wykształcenie, mimo iż wielu nauczycieli spośród dających maiko lekcje tańca i śpiewu ma oficjalnie przyznane im przez rząd tytuły Żywych Skarbów Narodowych.
Przyszłość świata kwiatów i wierzb jest zatem niepewna. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że nie zawali się on pod ciężarem współczesności i przetrwa kolejne stulecie. Gdyby stało się inaczej, ubyłoby trochę piękna, jakim obdarza cywilizację dawna kultura japońska.