Wirtualny prezenter w chińskiej telewizji. Czy to przyszłość dziennikarstwa?

Dziennikarz idealny: nie męczy się, nie narzeka, nie pobiera pensji, nie wymaga ubezpieczenia i… nie ma żadnych moralnych oporów. Chińska telewizja Xinhua pokazała wirtualnego prezentera.
Wirtualny prezenter w chińskiej telewizji. Czy to przyszłość dziennikarstwa?

Jego głos jest na szczęście (przynajmniej dla innych żywych dziennikarzy) na tyle robotyczny, że trudno myśleć o tym, by na stałe prowadził główne wydania programów informacyjnych. Trzeba jednak przyznać, że prezentuje się naprawdę realistycznie.  

Powstał w oparciu o mimikę prawdziwej osoby, do mówienia wykorzystuje syntezator mowy, a jego twarz to efekt technologii DeepFake. Mogliście przeczytać o niej na naszych łamach, choćby w związku z możliwością używania jej do tworzenia fałszywych informacji i kompromitujących materiałów pornograficznych. 

Algorytm pozwala dosłownie naklejać dowolną twarz na inną znajdującą się na filmie. Za pomocą skomplikowanego silnika animuje i dopasowuje do modela na filmie ruchy tak, że można odnieść wrażenie, że w filmie występuje wklejona postać. 

Silnik stał się znany niedawno gdy prezydent USA Donald Trump został dotkliwie obrażony przez byłego prezydenta Baracka Obamę na filmiku w serwisie BuzzFeed News. Niedługo potem okazało się, że filmik zotał sfingowany właśnie dzięki technologii DeepFake, a za prezydenta „przebrał się” komik Jordan Peel „naklejając” sobie twarz Obamy komputerowo. 

Czy wirtualni prezenterzy zastąpią żywych? Raczej nie ma czego się obawiać, przynajmniej w najbliższej przyszłości. Co prawda prezenter telewizji Xinhua potrafi mówić zarówno po chińsku jak i angielsku, jednak syntezator nie jest w stanie imitować intonacji i naturalności języka ludzkiego, a to wpływa na wrażenie sztuczności. Z drugiej strony takie rozwiązanie w kraju, który znany jest z cenzury internetu, oraz bardzo „swobodnego” traktowania praw człowieka, może się przydać jako narzędzie informacyjne, które zawsze można zaprogramować po linii partii. 

Chiński prezenter nie jest jednak pierwszą tego typu gwiazdą TV. W 1985 roku na antenie brytyjskiej telewizji Channel 4 zadebiutował Max Headroom, wirtualny prezenter o ciętym języku, jasnych włosach i niepokojących cyfrowych tikach. Uosobienie amerykańskiego twardego yuppie medialnego, którego kochało się i zarazem obawiało. Najpierw był jedynie wizją w cyberpunkowym filmie „Titled 20 Minutes into the Future, potem otrzymał własne show, występował w reklamach, grach komputerowych i wpisał się na tyle trwale w popkulturę, że powrócił na 1 scenę w 2015 roku w filmie „Pixels”. 

Historia Maxa jest szczególnie ciekawa ze względu na tajemnicze incydenty telewizyjnego piractwa. W 1987 roku nieznani sprawcy podłączyli się pod sygnał dwóch stacji w Chicago. Na ekranie pojawił się człowiek na charakterystycznym tle, ubrany w maskę Maxa i jego ciemne okulary. Dwa razy przejął sygnał, pierwszy raz podczas serwisu informacyjnego, za drugim razem przerwał odcinki popularnych seriali. Przebrany za Maxa hacker śmiał się z prezenterów TV i udawał defekację, nazywając to “arcydziełem dla frajerów z największej gazety świata”. Odnosił się w ten sposób do nazwy kanału WGN-TV (World’s Greatest Newspaper). Nigdy nie został odnaleziony. Jego włamanie się i użycie Maxa Headrooma to jedna z najsłynniejszych akcji w historii telewizyjnego hackingu. 

Redakcja Focus.pl wybierze dla Ciebie najlepsze artykuły tygodnia. Zapisz się na nasz newsletter