Niepotrzebny twardy dysk ani jakiekolwiek zainstalowane programy – żeby komputer działał, wystarczy przeglądarka internetowa. Tak twierdzą inżynierowie Google’a
Na początku grudnia 2010 roku do chętnych, którzy zarejestrowali się na witrynie internetowej Google, trafiły intrygujące pudełka. Zawierały testowe egzemplarze netbooka – bez żadnych etykietek czy naklejek umożliwiających zidentyfikowanie producenta sprzętu. Był to Google Chrome Cr-48. W zamian za prezent ochotnicy mieli sporządzić raport, w którym podzielą się z inżynierami Google’a opiniami na temat sprzętu.
W komputerze nie ma nic
Komputera Google można używać wyłącznie wtedy, gdy jest połączony z internetem. Maszyna posiada wprawdzie system operacyjny Google Chrome OS – ale został on oparty na aplikacjach internetowych. Jedynym programem w pamięci komputera jest przeglądarka internetowa Chrome. Wszystko inne działa w „chmurze” – czyli w internecie. Maszyny nie mają nawet twardych dysków, dane i aplikacje przechowywane są w „chmurze”. Cr-48 to łatwy w obsłudze netbook z dwunastocalowym wyświetlaczem, umożliwiający szybkie połączenie z internetem. Poza dużą płytką dotykową jest on wyposażony w Google’ową klawiaturę z przyciskiem Search w miejscu Caps-Locka. W wersji testowej (finalny produkt ma być gotowy w połowie roku) Google udostępniło łączność Wi-Fi i połączenie w standardzie 3G obsługiwane przez amerykańskiego operatora Verizon. System operacyjny będzie automatycznie aktualizował się do najnowszej wersji. Użytkownicy będą mogli korzystać z aplikacji udostępnionych przez Chrome Web Store i instalować je jednym kliknięciem.
Drukujesz, gdzie chcesz
Jak działać będzie internetowa chmura i komputer bez twardego dysku, najlepiej pokazuje sztandarowa „chmurowa” usługa Google’a, a mianowicie Google Cloud Print. Żeby drukować, nie będziemy musieli podłączać drukarki do komputera – tylko wyślemy polecenie do serwerów firmy Google z zaznaczeniem, na której drukarce, spośród udostępnionych nam, ma nastąpić drukowanie. Możemy więc wydrukować kartkę ze świątecznymi życzeniami u naszych znajomych w domu albo propozycję umowy u klienta w biurze. Inna sprawa, że nawet jeżeli ustawimy drukarkę we własnym pokoju, to będziemy musieli drukować na niej również za pośrednictwem serwerów Google’a. I nie chodzi tu o to, że wyślemy Google’owi wszystkie dokumenty: po prostu nasze dokumenty będą już na tych serwerach, a my uzyskamy do nich dostęp tylko za pośrednictwem sieci. Jest to ten punkt, w którym idea „chmury” budzi najwięcej wątpliwości. Jak twierdzi Richard Stallman, jeden z twórców ruchu wolnego oprogramowania, cloud computing zmusza ludzi do udostępniania swoich danych firmom trzecim, co prowadzi do utraty kontroli nad danymi, będącymi przecież prywatną własnością. Z kolei entuzjaści cloud computing są zdania, że ważne dane i dokumenty lepiej przechowywać na bezpiecznych serwerach niż na podatnych na awarie i „infekcje wirusowe” domowych pecetach – więc to, że pieczę nad naszymi dokumentami będzie mieć na przykład Google, jest dobre.
Pesymiści snują czarne wizje na temat przyszłości tej technologii. Przecież hakerzy mogą znaleźć słabe punkty w zabezpieczeniach serwerów Google i wykradać tajne materiały. Serwery mogą też stać się częścią botnetu, posłużyć do przeprowadzania ataków (typu DDoS) czy włamań na inne komputery. Trudne może być też oparcie na „chmurze” ochrony antywirusowej: ewentualne kłopoty z dostępem do sieci uczynią sprzęt niemal bezbronnym wobec infekcji roznoszonych np. na przenośnych dyskach. Pozostaje jeszcze kwestia reklam: jak twierdzi cytowany przez portal www.technologyreview.com ekspert Daniel Cawrey, testowe laptopy Google’a wysyłają do centrali firmy całą masę informacji o użytkowniku. Google twierdzi, że ma to na celu doskonalenie systemu, ale Cawrey uważa, że firmie chodzi przede wszystkim o to, by poznać konsumenckie zwyczaje posiadacza laptopa i przysyłać mu odpowiednie reklamy. Wszystko wskazuje jednak na to, że cloud computing bardzo szybko może stać się usługą powszechną. Zwycięży zapewne oszczędność (nie trzeba będzie ponosić kosztów licencji na oprogramowanie) i brak zmartwień jeśli chodzi o logistykę – wszystkim zajmie się bowiem dostawca usług. Taka perspektywa skusiła władze Minnesoty: amerykański stan podpisał porozumienie z Microsoftem dotyczące zapewnienia urzędom Minnesoty usług typu cloud computing. I taka czeka nas chyba przyszłość. Będziemy wszyscy bujać w chmurach…