Odkrycie drugiego najliczniejszego pierwiastka we wszechświecie okazało się procesem pełnym paradoksów. Choć hel jest wszechobecny w kosmosie, na Ziemi pozostaje nieuchwytny. Jego lekkość i chemiczna obojętność sprawiły, że długo ukrywał się przed naukowcami. Dopiero wyjątkowe okoliczności pozwoliły go zdemaskować.
Niezwykły spektakl na niebie
Całkowite zaćmienie Słońca z sierpnia 1868 roku przeszło do historii jako „Zaćmienie Króla Syjamu”. Nazwa nie była przypadkowa – tajlandzki władca Rama IV osobiście zaangażował się w obliczenia trajektorii zjawiska. Gdy europejscy astronomowie porównali swoje przewidywania z jego danymi, z szacunkiem uznali ich precyzję.
Czytaj także: To będzie najcięższy pierwiastek w układzie okresowym. Naukowcy o krok od fenomenalnego osiągnięcia
To unikalne zjawisko stworzyło idealne warunki do badania słonecznej korony. Przesłonięcie jasnej tarczy gwiazdy umożliwiło zastosowanie spektroskopii, techniki analizującej linie widmowe światła. Właśnie wtedy Pierre Janssen, francuski astronom obserwujący zaćmienie z indyjskiego Guntur, dostrzegł coś dziwnego w spektrum. Tajemnicza żółta linia nie pasowała do wzorców żadnego znanego pierwiastka. Początkowe skojarzenie z sodem szybko upadło.
Podwójne odkrycie i kosmiczna nazwa
Brytyjczyk Norman Lockyer, późniejszy założyciel czasopisma Nature, niezależnie od Janssena zaobserwował tę samą nieznaną linię widmową dwa miesiące później. Co ciekawe, obaj badacze przesłali swoje doniesienia do Francuskiej Akademii Nauk tego samego dnia – 26 października 1868 roku. Lockyer zaproponował nazwę pochodzącą od greckiego boga słońca Heliosa, przekonany, że ma do czynienia z pierwiastkiem istniejącym wyłącznie w kosmosie.
Przez następną dekadę hel uchodził za substancję „nie z tego świata”. Naukowcy nie podejrzewali, że ten sam pierwiastek kryje się w ziemskich głębinach. Dopiero w 1881 roku włoski fizyk Luigi Palmieri dokonał przełomu. Badając materiał z erupcji Wezuwiusza, jednego z najgroźniejszych wulkanów planety, zidentyfikował w próbkach charakterystyczną linię helową. To był pierwszy namacalny dowód jego obecności na Ziemi.
Czytaj także: Nowy pierwiastek na horyzoncie. Unibil może zmienić oblicze chemii
Ostatecznego potwierdzenia dostarczył William Ramsay pod koniec XIX wieku, wyodrębniając gazowy hel z minerałów. Dziś wiemy, że choć we wszechświecie hel ustępuje tylko wodorowi, na naszej planecie jest stosunkowo rzadki. Znalazł jednak liczne zastosowania – od medycyny poprzez przemysł aż po napełnianie balonów.
Ta historia przypomina, jak nieprzewidywalne mogą być ścieżki nauki. Połączenie królewskich kalkulacji, słonecznego spektaklu i wulkanicznego gniewu pozwoliło nam zrozumieć jeden z fundamentalnych składników kosmosu. Choć entuzjazm wobec helu jest uzasadniony, warto pamiętać o jego ograniczonej dostępności na Ziemi i rosnących problemach z jego pozyskiwaniem.