Znikająca złota Nike

Przez czterdzieści lat pożądały jej miliony. Przede wszystkim piłkarzy i kibiców, ale także wszelkiej maści rabusiów. Złota Nike skusiła nawet nazistów!

Naprawdę ta legendarna już statuetka nazywała się „Victory”. Przedstawiała uskrzydloną grecką boginię zwycięstwa Nike, dzierżącą nad głową ośmioboczny kielich. Trofeum ważyło prawie cztery kilogramy i miało 35 centymetrów wysokości. Samą rzeźbę wykonano ze złota, zaś jej podstawę z lapis lazuli (błękitnej skały, przez niektórych uważanej za kamień magiczny). Jednak dzieło projektu Abla Lafleura, ufundowane przez prezydenta FIFA Jules’a Rimeta w 1930 roku, nie ze względu na swe piękno wzbudzało takie emocje. Złota Nike – bo tak często nazywano Puchar Rimeta – była nagrodą za zwycięstwo w najpopularniejszych po igrzyskach olimpijskich zawodach sportowych: finałach piłkarskich mistrzostw świata.

MARZENIE FÜHRERA

Rimet – fundując nagrodę – postanowił, że będzie przechodnia. Kto ją zdobędzie, do następnych mistrzostw będzie mógł się nią cieszyć. Pierwszy w 1930 roku był Urugwaj. Jednak już cztery lata później statuetka trafiła do Rzymu. Została tam przez następnych 16 lat. Bo najpierw Włosi dwukrotnie zostawali mistrzami, a potem wybuchła wojna. I właśnie wtedy zdobyte przez trenera Vittoria Pozzo i jego zawodników trofeum chcieli przejąć Niemcy. Nie umieli tego zrobić na boisku (w 1934 roku zajęli trzecie miejsce, a w 1938 r. odpadli już w pierwszym meczu), więc postanowili siłą. „Puchar miał w swoich rękach Włoch Ottorino Barassi, człowiek numer dwa w FIFA. Przechowywał go w domu” – opowiada „Focusowi Historia” Francesco Facchini, znany mediolański dziennikarz sportowy, pracujący właśnie nad książką o mundialach. „Niemcy postanowili zabrać trofeum z domu Barassiego. Przyszli, zadzwonili do drzwi, weszli do środka, ale nie byli w stanie znaleźć pucharu. Dlaczego? Nie ma na to potwierdzenia, ale jak mówi legenda, Barassi schował trofeum pod swoim łóżkiem!” – wyjaśnia Facchini.

Czy tylko jednak zawiedzione sportowe ambicje kierowały hitlerowcami? Wydaje się, że nie. „Na pewno naziści chcieli złota, którego użyto do wykończenia pucharu. Chodziło więc o pieniądze. Ale moim zdaniem trzeba też zwrócić uwagę, że sprawa rozegrała się w roku 1944. Niemcy byli w odwrocie. Podejmowali więc różne akcje o charakterze psychologicznym. Chcieli zdobyć puchar, którego nigdy nie wywalczyli na boisku. Poza tym to miała być też kara dla Włochów” – uważa mediolański dziennikarz. Barassi uratował trofeum. Ale ono i tak w końcu trafiło do Niemców. W 1954 roku w drugiej powojennej edycji MŚ Niemcy w finale 3:2 sensacyjnie pokonali Węgrów i zgarnęli puchar.

PANCERNIAK, POLAK I PIES

W 1966 roku, przed mistrzostwami świata w Anglii, Puchar Rimeta przewieziono na Wyspy Brytyjskie. Prosto z Brazylii, bo to „canarinhos” odebrali trofeum Niemcom w 1958 roku w Szwecji i po wygraniu kolejnej rywalizacji w Chile trzymali je w sumie osiem lat. W Londynie Złotą Nike wystawiono w metodystycznym kościele Westminster Central Hall. Szklana gablota i wartownicy – to nie były wystarczające środki bezpieczeństwa. 20 marca 1966 r. zdarzyło się najgorsze. „Stały nadzór pełnić miało pięciu strażników. Jednak w niedzielę wartownik czuwający tuż przy trofeum miał dzień wolny. Inni poszli na kawę lub znikli za potrzebą” – opisywał później feralny dzień brytyjski „Observer”. Złodziej włamał się do gabloty i bez trudu ukradł puchar. Potem zażądał okupu w wysokości 15 tys. funtów, płatnego w banknotach o niskich nominałach. Policja zgodziła się, przynajmniej teoretycznie. Podczas przekazywania okupu schwytała rabusia.

Okazał się nim Edward Betchley, 46-letni weteran królewskich sił pancernych, walczący w czasie II wojny światowej z hitlerowcami w Afryce Północnej i we Włoszech. Do dziś nie wiadomo, czy działał sam. Znany już był policji jako drobny złodziej i paser. Sam stwierdził, że był tylko nisko opłacanym pośrednikiem, wynajętym przez człowieka o ksywie „The Pole” („Polak”?!). Betchley dostał dwuletni wyrok i zmarł w 1969 r. na rozedmę płuc. Do „Polaka” nie dotarto. A statuetka? Nie było jej przy Betchleyu! Jednak złodziej w trakcie układania się z policją obiecał, że puchar się odnajdzie. Faktycznie, parę dni później Złotą Nike znalazł przypadkiem w południowym Londynie kundel o imieniu Pickles. Leżała w krzakach, owinięta w gazetę. Co ciekawe, to pod wpływem tych wydarzeń brytyjska federacja piłkarska postanowiła zrobić w tajemnicy replikę Pucharu Rimeta, przeznaczoną na mało bezpieczne, pomeczowe uroczystości. A odnalezione oryginalne trofeum i tak jeszcze trochę zostało w Anglii, bo to właśnie piłkarze Albionu wygrali mundial w roku 1966.

CHŁOPCY Z BRAZYLII

 

W roku 1970 po raz trzeci mistrzostwo świata wywalczyli Brazylijczycy ze słynnym Pele. Zdobyli tym samym Złotą Nike na własność! Zgodnie z zaleceniami Rimeta, puchar miał stać się własnością federacji, której piłkarze trzykrotnie zwyciężą w mundialu. Złota Nike powędrowała więc do Brazylii, a stare trofeum zastąpił nowy Puchar Świata – przedstawiający piłkarzy, podtrzymujących ziemski glob. Używa się go do dziś. Tymczasem Złotą Nike, niestety, znów prześladował pech. 19 grudnia 1983 roku skradziono ją (wraz z innymi precjozami) z centrali brazylijskiej federacji piłkarskiej w Rio de Janeiro! Podobno dokonało tego kilku osobników, którzy wkradli się do budynku i ukryli w nim do czasu zamknięcia biura.

Potem poszło już jak z płatka. Tak pisał o tym „Przegląd Sportowy” w artykule „Zemsta sprzątacza?” z 29 grudnia 1983 r.: „Sygnalizacja alarmowa – o czym wszyscy wiedzieli – była od tygodni nieczynna. (…) Lokalu pilnował wprawdzie nocny stróż, lecz ze starszym mężczyzną nie było problemu. Narzucono mu na głowę kawał płótna, skrępowano i rzucono w kąt. Zdołał się uwolnić i zawiadomić policję dopiero 6 godzin po rabunku”. Notabene, „PS” nie szczędził przy okazji gorzkich słów także… polskim władzom piłkarskim: „Aż strach pomyśleć, jaki byłby los pucharu, gdyby tak znalazł się w siedzibie PZPN przy Alejach Ujazdowskich. Zwłaszcza że jak się zdaje, w dalszym ciągu nabycie zwykłej kłódki jest problemem nie do rozwiązania. O systemie alarmowym można tylko pomarzyć”.

A jak sobie dalej radzili ze śledztwem Brazylijczycy? Wśród podejrzanych znalazł się sprzątacz, wcześniej zwolniony z pracy, oraz nieszczęsny strażnik. W końcu aresztowano trzech Brazylijczyków i jednego Argentyńczyka. Podejrzani zostali jednak zwolnieni z aresztu. W efekcie domniemani sprawcy zostali skazani tylko zaocznie. Nigdy nie trafili za kratki. A Złotej Nike nie zobaczy już pewnie nikt. Prawdopodobnie została przetopiona. W końcu to 2 kg czystego złota… Niektórzy kibice łudzą się jednak, że FIFA przekazała Brazylii nie oryginalną Złotą Nike, lecz jej brytyjską kopię! Dowodzą, że tylko tym można wytłumaczyć fakt, że za „rzekomą” replikę zapłacono na aukcji w 1997 r. aż ćwierć miliona funtów – ponad 10 razy więcej, niż teoretycznie jest warta! Może to faktycznie był oryginał? Niestety, specjalistyczne badania zaprzeczyły tej wersji wydarzeń (chyba że i one były ukartowane). Inni fani futbolu marzą z kolei, że oryginał po prostu nie został przetopiony. I że czeka pod jakimś łóżkiem, jak podczas wojny…

TYLKO Z DALEKA

Złota Nike nie była szczęśliwa dla Polaków. Nasz jedyny przed wojną udział w finałach mistrzostw zakończył się honorową porażką. W 1938 roku naprzeciw Polaków stanęli Brazylijczycy. W meczu, który na długo stał się legendą polskiej piłki, przegraliśmy po dogrywce 5:6 (w regulaminowym czasie było 4:4). My mieliśmy w składzie Ernesta Wilimowskiego, ale oni – Leonidasa. Polacy śledzili mecz przy radioodbiornikach. Ponoć ludzie wystawiali je w oknach, żeby relację mogli słyszeć i sąsiedzi. Na dodatek, gdy doszło do dogrywki, nie było pewności, czy Polskie Radio będzie kontynuowało transmisję! Skąd my to znamy?! Również tonacja pomeczowych komentarzy w polskiej prasie z 1938 r. trochę przypominała to, co możemy przeczytać o dokonaniach naszych współczesnych futbolistów. Prezes PZPN płk Kazimierz Glabisz mówił wtedy na łamach „Przeglądu Sportowego”: „Mieliśmy pecha. Strzały naszych napastników szły w słupki i poprzeczki, ale mieliśmy też szczęście, że spadł deszcz. Na śliskim terenie przewaga Brazylijczyków została zniwelowana. Uzyskaliśmy ze wspaniałym przeciwnikiem honorowy rezultat, najlepszy, jaki mógł być. Napad Brazylijczyków to cudo, jakie się rzadko widuje. W obronie ich są luki. W porównaniu z meczem Niemcy – Szwajcaria,który oglądałem wczoraj, mecz dzisiejszy był objawieniem wysokiej klasy. Zdobyliśmy sobie publiczność i propagandowo udział nasz w mistrzostwach świata skończył się sukcesem”.

To, co dla nas było sukcesem, dla rozkochanych w piłce Brazylijczyków oznaczałoby pewnie kilka samobójstw i innych aktów rozpaczy w kraju (tak przynajmniej było nieco później, gdy w 1950 r. przegrali finał walki o Złotą Nike z Urugwajem). Na dodatek, o meczu z Brazylią niechętnie wspominano w PRL-u. Dlatego że bohaterem spotkania (strzelcem czterech goli, co na długie lata stało się ewenementem) był Ślązak Ernest Wilimowski, który w trakcie wojny zmienił polskie barwy narodowe na niemieckie… Do pozostałych turniejów, podczas których toczyła się walka o Złotą Nike, nie udało nam się zakwalifikować. Nieco bliżej byliśmy nowego trofeum. Podczas mistrzostw w RFN, na których „zadebiutował” następca Złotej Nike, ulegliśmy dopiero w meczu decydującym o awansie do finału. We Frankfurcie nad Menem przegraliśmy z gospodarzami i późniejszymi mistrzami 0:1. Za to w meczu o trzecie miejsce pomściliśmy rok 1938 i wygraliśmy z Brazylią 1:0!

W Argentynie też byliśmy blisko, ale nie dość, że na drodze stanęli Brazylijczycy, to jeszcze i Argentyńczycy (zdobywcy tytułu). Nie udało się wznieść Pucharu Świata i w Hiszpanii. Ograli nas Włosi, którzy później – tak, tak – wygrali całą imprezę. Od 1986 roku na główną nagrodę za triumf w finałach mistrzostw świata patrzeć możemy z daleka. W Meksyku jeszcze zagraliśmy, ale później, aż do 2002 roku, nie udało nam się zakwalifikować do grona najlepszych. Kiedy już się powiodło, to okazało się, że koreańsko-japońskich i niemieckich prób za udane uznać nie można. Teraz w RPA też ktoś inny zgarnie główną nagrodę. I chociaż aż cztery zespoły mogą to zrobić po raz trzeci, nauczona przypadkiem Złotej Nike FIFA nie przekaże triumfatorowi nagrody na własność. Do Berlina, Buenos Aires, Rio de Janeiro lub Rzymu może trafić po trzeciej wygranej jedynie pozłacana kopia. Czy to znaczy, że już do końca świata piłkarze będą grali tylko o ten nowy puchar? Nie, nawet na nim może kiedyś zabraknąć miejsca na nazwy państw zwycięzców. Wtedy FIFA będzie musiała znaleźć następcę pechowej Złotej Nike i obecnego Pucharu Świata, który czasem nam się śni.