
Każda z tych 40 tys. skał to pozostałość po formowaniu się Układu Słonecznego, krążąca po orbicie przecinającej się z ziemską. Warto jednak spojrzeć na te statystyki z pewnym dystansem – nie jako na listę potencjalnych zagrożeń, lecz jako na rosnącą bazę wiedzy, która pomaga nam lepiej zrozumieć mechanizmy rządzące naszym kosmicznym sąsiedztwem.
Coraz więcej planetoid w kosimicznym sąsiedztwie
Przez większą część ubiegłego stulecia odkrywanie planetoid przypominało żmudne poszukiwania igły w stogu siana. Astronomowie identyfikowali zaledwie kilka nowych obiektów rocznie, ograniczeni możliwościami ówczesnej technologii obserwacyjnej. Prawdziwy przełom nastąpił dopiero wraz z nadejściem specjalistycznych teleskopów przeglądowych pod koniec XX wieku, które zrewolucjonizowały sposób skanowania nocnego nieba.
Czytaj też: Zagadkowa planetoida krąży wokół Ziemi. Naukowcy dokonali zaskakującego odkrycia
Wykresy pokazują prawdziwie wykładniczy wzrost liczby odkryć – podczas gdy na przełomie tysiącleci znaliśmy jedynie ok. 1000 takich obiektów, to do 2016 r. liczba ta wzrosła do 15 tys., a 6 lat później sięgnęła już 30 tys. Szczególnie zastanawiające jest to, że niemal 10 tys. planetoid dodano do katalogu w ciągu zaledwie ostatnich trzech lat. Takie tempo wykracza poza wszystko, co do niedawna uważaliśmy za możliwe.
Co ciekawe, definicja planetoidy bliskiej Ziemi obejmuje każdy obiekt, którego orbita zbliża go na ok. 45 mln km od ziemskiej trajektorii. Kryterium to nie zależy od rozmiaru – w katalogu znajdują się zarówno kilkumetrowe skały, jak i kilkukilometrowe kolosy.
Statystyki mogą początkowo niepokoić – niemal dwa tysiące znanych planetoid ma niezerowe prawdopodobieństwo zderzenia z Ziemią w ciągu najbliższego stulecia. Jednak w tym miejscu warto zachować zdrowy rozsądek. Większość z tych obiektów jest stosunkowo mała, a szanse na kolizję zazwyczaj mieszczą się w ułamkach procenta. Paradoksalnie, największe planetoidy – te przekraczające kilometr średnicy – budzą najmniejszy niepokój wśród naukowców. Są one najłatwiejsze do wykrycia i zdaniem specjalistów, zdecydowaną większość z nich już zidentyfikowano.

Prawdziwe wyzwanie stanowią obiekty średniej wielkości, o średnicy od 100 do 300 metrów. Są one na tyle duże, by w przypadku uderzenia spowodować poważne szkody regionalne, a jednocześnie na tyle małe, że wciąż trudno je dostrzec. Szacuje się, że dotychczas wykryliśmy zaledwie około 30 proc. tej kategorii planetoid, co czyni je głównym celem współczesnych programów obserwacyjnych. Na szczęście, żadna z 40 tys. znanych planetoid nie stanowi przewidywalnego zagrożenia dla naszej planety w dającej się przewidzieć przyszłości. To ważna informacja, która pozwala zachować spokój, nie zniechęcając jednocześnie do dalszych badań.
Europejska Agencja Kosmiczna nie ogranicza się do biernego obserwowania nieba. Misja Hera, obecnie przemierzająca przestrzeń kosmiczną, zmierza w kierunku planetoidy Dimorphos. Jej celem jest dokładne zbadanie skutków testu przeprowadzonego przez NASA w 2022 r., kiedy statek DART celowo uderzył w tę planetoidę. Analiza zmian w strukturze i trajektorii Dimorphos może pomóc przekształcić teorię odchylania niebezpiecznych obiektów w praktyczną technikę obrony planetarnej.
Kolejnym wartym uwagi projektem jest misja Ramses, która będzie towarzyszyć 375-metrowej planetoidzie Apophis podczas jej bezpiecznego przelotu obok Ziemi w 2029 roku. To unikalna okazja do obserwacji zachowania dużej planetoidy w pobliżu naszej planety.
Na dalszą przyszłość zaplanowano misję NEOMIR – satelitę wyposażonego w detektory podczerwieni, którego start przewidziano na połowę lat 30. obecnego stulecia. Będzie on patrolował przestrzeń po dziennej stronie Ziemi, eliminując istotną lukę w obecnym systemie obserwacji, spowodowaną przez olśniewające światło słoneczne. To szczególnie ważne dla wczesnego wykrywania obiektów podobnych do meteorytu, który eksplodował nad Czelabińskiem.