Ameryka o twarzy Lolity

Ameryka słynie z pruderii. Dlaczego więc wielkie skandale erotyczne wybuchały tam tak często, bulwersując opinię publiczną? To proste – skandaliści, od pedofili po nimfomanki, wcielali w czyn skryte marzenia zwykłych Amerykanów

MIŁOŚĆ W CZASACH KRYZYSU

Jesienią 1929 r. młody policjant Ted Hinton jak co dzień siedział w Café Marco’s w Dallas, ukradkiem obserwując uwijającą się wśród klientów kelnerkę. Ted jak zawsze był w stanie wypowiedzieć jedynie: „Hello”. Gdyby udało mu się poderwać dziewczynę, być może Ameryka byłaby uboższa o jeden ze swych mitów, a Hinton nie zmagałby się ze wspomnieniem martwej Bonnie Parker siedzącej w samochodzie, podziurawionym niczym szwajcarski ser. Bonnie miała wkrótce spotkać drobnego przestępcę Clyde’a Barrowsa. Oboje, jako Bonnie i Clyde, stworzyli najsłynniejszy duet przestępczy przedwojennych Stanów.

IDOLE HIPPISÓW

Ich legendę rozdmuchał tak naprawdę dopiero film Arthura Penna z 1967 r. z Warrenem Beattym i Faye Dunaway w rolach głównych. Początkowo obraz spotkał się z tak druzgocącą krytyką, że wytwórnia Warner Brothers wycofała go z kin. Wtedy Beatty sam rozpoczął kampanię na rzecz filmu, tak zręczną, że „Bonnie i Clyde” ponownie wszedł na ekrany, a recenzenci „Newsweeka” i „Time” na wyścigi odwoływali niepochlebne opinie. Dzieło Penna nie miało wiele wspólnego z rzeczywistością, ale nie o to chodziło. Bonnie i Clyde stali się tragicznymi bohaterami Ameryki. Wedle legendy Bonnie i Clyde spotkali się w grudniu 1929 r. Była to miłość od pierwszego wejrzenia. Bonnie lubiła niebezpiecznych mężczyzn – jej mąż odsiadywał właśnie wyrok za kradzież. Clyde był przystojnym, wesołym złodziejaszkiem, raczej typem fajtłapy (choć uczącym się bardzo szybko na błędach) niż zbrodniczego mózgu. Raz, już z Bonnie u boku, postanowił obrabować mały bank. Wpadł do środka, krzycząc i wymachując bronią tylko po to, by przekonać się, że wewnątrz nikogo nie ma, a biurka pokrywa kurz.

Słynne stało się jego specyficzne poczucie humoru. Potrafił porwać policjantów i zabrać na „przejażdżkę”, by później, przerażonych, wypuścić. Posterunkowemu Persellowi kazał ukraść akumulator, a następnie zamontować w samochodzie. Potem zostawił zdziwionego stróża prawa i odjechał w siną dal. Innym razem Clyde postanowił zabrać na przejażdżkę krewkiego grabarza i jego sąsiadkę, którym wcześniej ukradł samochód. Serwował przerażonej parze hamburgery na tylnym siedzeniu, by następnie ich wypuścić, upewniwszy się, że mają pieniądze na powrót.

Która gazeta przepuściłaby taką historię?! Nic dziwnego więc, że gang Barrowsa – jak zwano Bonnie, Clyde’a i ich wspólników – stał się sławny. Kibicowało im wielu zwykłych ludzi zmęczonych codziennością amerykańskiego Wielkiego Kryzysu. Historyk Jonathan Davis twierdzi, że wtedy „każdy, kto napadał na banki lub walczył z prawem, tak naprawdę wprowadzał w życie ukryte marzenia dużej części społeczeństwa”. Prawda brzydsza od mitu Bonnie i Clyde byli świadomi sławy. W jednej z ich kryjówek odnaleziono pieczołowicie zbierane wycinki prasowe na temat popełnionych przez nich przestępstw. Bonnie próbowała nawet manipulować uczuciami opinii publicznej. W napisanym przed śmiercią wierszu opowiadała, że znała kiedyś Clyde’a, który był uczciwy, ale zmieniła go policja. Miała zapewne na myśli odsiadkę swego ukochanego w niesławnym obozie pracy Eastham, gdzie Clyde spędził dwa lata tuż po tym, jak poznał Bonnie. Rzeczywistość była jednak mroczniejsza niż kreowany przez media mit zakochanych buntowników.

Bonnie i Clyde wraz ze wspólnikami w latach 1932–1934 zabili 12 osób (w tym 9 policjantów). Wbrew legendzie rabowali głównie małe sklepy, a nie banki, stąd ich dość marne zdobycze. Ich życie stanowiło nieustanną ucieczkę. Gdy tylko próbowali osiąść gdzieś na dłużej, policja wpadała na ich trop. W trakcie pościgów Clyde stracił brata Bucka, a Bonnie o mało nie spłonęła żywcem w samochodzie. Do ich tragicznego końca przyczynił się… przestępczy majstersztyk Clyde’a – odbicie grupki więźniów ze znienawidzonego więzienia w Eastham. Barrows upokorzył dawnych oprawców, ale jednocześnie zmusił władze do działania. Utworzono grupę pościgową, której jedynym zadaniem było złapanie Clyde’a. W jej skład wchodził dawny cichy wielbiciel Bonnie z Café Marco’s – Ted Hinton. Opinia publiczna odwróciła się od przestępców, gdy nowy kompan Bonnie i Clyde’a sprowokował strzelaninę, w której zginęło dwóch młodych policjantów. Przerażony konsekwencjami swego czynu, zdradził przyjaciół. 23 maja 1934 r. grupa poszukiwawcza urządziła zasadzkę na drodze, którą para miała przejeżdżać. Dowódca policjantów kazał strzelać bez ostrzeżenia, gdy tylko wóz przestępców się zbliży. W strzelaninie policjanci opróżnili magazynki broni automatycznej, półautomatycznej i pistoletów. Clyde leżał z przodu w kałuży krwi. Hinton podbiegł do auta od strony Bonnie i otworzył drzwi. „Od tej chwili ten obraz będzie mnie prześladował” – pisał później. „Widzę, jak wypada przez otwarte drzwi, piękna i drobna młoda dziewczyna… W tle spalonego smrodu prochu czuję lekki zapach perfum”. Tego dnia wypełniła się przepowiednia z wiersza Bonnie: „Któregoś dnia zginą razem, i pochowają ich ramię w ramię, dla niewielu będzie to smutek, dla policji to ulga, ale dla Bonnie i Clyde’a to śmierć”.

Agnieszka Ucińska

Nimfetki w natarciu

 

Starożytna Grecja słynęła z liberalnego podejścia do pedofilii. Dante zakochał się w Beatrycze – którą uczynił bohaterką „Boskiej komedii”– gdy miała 9 lat. „Nawet Alicję w Krainie Czarów można odczytywać w kategoriach perwersji” – mówi dr Wiesław Czernikiewicz z Polskiego Towarzystwa Seksuologicznego. „Zresztą u samego autora powieści – Lewisa Carrolla – dopatrywano się skłonności pedofilskich” – dodaje. „Do szaleństwa doprowadza mnie dwoista natura tej nimfetki […] u mojej Lolity tkliwa, marzycielska dziecinność idzie w parze z czymś nieziemsko wulgarnym” – wyznał Humbert Humbert, bohater powieści Vladimira Nabokova o miłości dorosłego mężczyzny do dwunastoletniej dziewczynki. „Kurtuazyjna nazwa zespołu Lolity to dla lekarza po prostu pedofilia. Badania psychofizjologiczne dowodzą, że u większości mężczyzn reakcja na podlotki jest na poziomie ciała podobna. Znakomita większość ma jednak właściwie ukształtowane normy etyczne, społeczne, prawne, które nie zezwalają na zachowania seksualne wobec dzieci” – mówi Czernikiewicz.

„Lolitę”, wydaną w 1958 r. w atmosferze skandalu, pomawianą o pedofilię, uznano za arcydzieło literatury światowej. Dochód z jej sprzedaży i praw do sfilmowania (przez Stanleya Kubricka w 1962 r.) pozwolił Nabokovowi porzucić pracę. Lubił potem żartować, że jest utrzymankiem małej dziewczynki. A mało kto dziś pamięta, że podobną historię i z psychologicznego punktu widzenia bardziej przekonującą opisał Vincente Huidobro w powieści „Satyr, czyli potęga słów” już w 1939 r. Nimfetki dalej inspirują. Balthus, czyli Stanislas Kłossowski de Rola (1908–2001) – francuski malarz polskiego pochodzenia, jeden z niewielu, którego prace za życia trafiły do Luwru, chętnie malował nagie dziewczynki. Niewinne, ale jednocześnie zmysłowe i kuszące. Ostatnia zaś powieść Gabriela Garcii Márqueza „Rzecz o mych smutnych dziwkach” to historia dziewięćdziesięciolatka, który marzy o szalonej nocy z małoletnią dziewicą. Panowie, miejcie się na baczności!

Ewa Rąbek

Romans Henry’ego i Anais

W Europie odradzającej się po kataklizmach I wojny światowej skandale obyczajowe z reguły nie robiły na opinii publicznej wrażenia – stały się nieodłącznym składnikiem czasów. Czasów swingu, szemranych kabaretów, pornograficznej literatury i narkotyków. Europa chciała zapomnieć o tragedii minionych lat i zatracała się w zabawie. Ale nawet w tamtych szalonych czasach osoba nowojorskiego pisarza Henry’ego Millera oraz jego erotyczne dokonania budziły zgorszenie i to nie tylko w mieszczańskich domach. Miller, który w 1934 roku zasłynął powieścią „Zwrotnik raka”, przybył do Francji, aby szukać nie tylko inspiracji, ale przede wszystkim wydawców i czytelników – w USA znajdował się na obyczajowym indeksie i nie cieszył się przesadnym poważaniem konserwatywnych rodaków. Amerykanie nie byli gotowi na taką dawkę perwersyjnej erotyki, jaką emanowała twórczość Millera. Wspomniana powieść ukaże się tam dopiero… w 1964 roku.

We Francji obyczaje były swobodniejsze – jej mieszkanki także. Szczególnie pisarka Anais Nin, która zasłynęła nie dzięki swej prozie, ale pamiętnikom, odsłaniającym jej łóżkowe przygody z poczytnym autorem. „Dzienniki” Nin oraz skromniejsza objętościowo książka „Henry i June” (ta druga to żona Millera) skłaniają do refleksji: kiedy Miller pisał książki, skoro cały czas uprawiał miłość z piękną pisarką? Nie tylko z nią – nowojorczyk był stałym bywalcem okolic placu Pigalle. Ba – musiał też znaleźć czas na zaspokajanie erotycznych potrzeb swej małżonki. W tym jednak wspierała go kochająca Anais – kiedy okazało się, że potencja Henry’ego ma swoje ograniczenia, kochanka i żona rzuciły się w wir płomiennego związku lesbijskiego. Dla namiętnej Anais i tego nie było dosyć. Wkrótce zakosztowała rozkoszy (także oralnych) w ramionach swego… ojca Joaquina, skądinąd cenionego kubańskiego kompozytora. Pytanie, co na to wszystko oficjalny mąż pisarki, Hugo? Podobno był szczęśliwym i kochającym facetem, jednakże nie do końca świadomym, co wyprawia żona za jego plecami. Inna kwestia – czy rewelacje Nin są prawdą, czy konfabulacją? W książkach Millera – tak przecież szczerych i skandalizujących, choćby w powieści „Ciche dni w Clichy”, nie znajdujemy potwierdzenia owej podparyskiej sodomy i gomory. Dlatego romans pisarza z Nin przez wielu traktowany jest jako literacka fikcja.

Artur Górski