Bałtyk jak gazowany napój. Co wychodzi z najgłębszego punktu morza?

Często mówi się o tym, że człowiek chce poznawać planety krążące wokół gwiazd innych niż Słońce, choć jeszcze nie poznał dokładnie mórz i oceanów na powierzchni własnej planety. Okazuje się, że argument ten nie ogranicza się jedynie do najbardziej ekstremalnych głębin oceanicznych na Ziemi. Podwodne zagadki możemy znaleźć nawet pod naszym nosem, na przykład w wodach Morza Bałtyckiego.
Bałtyk jak gazowany napój. Co wychodzi z najgłębszego punktu morza?

W najnowszym artykule naukowym badacze opisują odkrycie nieoczekiwanego wycieku metanu z dna Bałtyku. Gaz ten wydobywa się z dna na obszarze 20 kilometrów kwadratowych znajdujących się w najgłębszym punkcie morza. Wszystko wskazuje, że bąbelki z dna morza unosząc się w wodzie, docierają znacznie wyżej, niż ktokolwiek by się spodziewał.

Źródłem metanu jest według badań obszar głębiny Landsort Deep, będącej jednocześnie najgłębszym miejscem Morza Bałtyckiego. Głębokość wody w tym punkcie wynosi około 400 metrów.

Naukowcy wskazują, że co do zasady w płytkich wodach wybrzeża, metan wytworzony w procesie rozkładu materii organicznej unosi się w bąbelkach z dna ku powierzchni. W głębszych wodach natomiast metan ulega rozproszeniu, nie powstają bąbelki, a sam gaz pozostaje na dnie. To, co się dzieje jednak w Landsort Deep nie pasuje ani do jednego mechanizmu, ani do drugiego. Powstaje zatem pytanie o to, skąd się bierze metan na dnie Bałtyku.

Źródło: Christian Stranne

Badania wskazują, że bąbelki metanu z dna Bałtyku docierają zaskakująco wysoko w kolumnie wody. To nieoczekiwane odkrycie, bowiem metan rozpuszcza się w wodzie, a więc przemieszczając się z dna ku powierzchni, bąbelki gazu stopniowo stają się coraz mniejsze i na pewnej wysokości nad dnem znikają całkowicie i do powierzchni nie docierają. W przypadku Landsort Deep badacze podejrzewali, że bąbelki nie dotrą wyżej niż na 50 metrów nad dnem. Pomiary jednak zaskoczyły wszystkich. Okazało się bowiem, że bąbelki metanu docierają na wysokość 380 metrów nad dno Bałtyku. Oznacza to, że znikają one zaledwie 20 metrów pod powierzchnią morza.

Czytaj także: Oceaniczne „martwe strefy” uwalniają jeden z najgroźniejszych gazów cieplarnianych – podtlenek azotu

Naukowcy podejrzewają, że jedną z przyczyn takiego zachowania jest znajdująca się w osadach na dnie morza stosunkowo cienka warstwa bakterii. Takie warstwy mają zazwyczaj kilkadziesiąt, kilkaset centymetrów grubości. Taka warstwa jest w stanie zużyć nawet 90 proc. metanu powstającego w procesie rozkładu materii organicznej. Problem jednak w tym, że na dnie Bałtyku warstwa takich bakterii ma zaledwie kilka centymetrów grubości.

Warto tutaj zwrócić uwagę na fakt, że wszelkie nawozy z lądu, które docierają do morza, wspomagają rozkwit glonów. Gdy glony jednak obumierają, także lądują jako materia organiczna w skałach osadowych. Warstwa bakterii na dnie morza, która miałaby stanowić pochłaniający metan filtr, także lubi się żywić materią organiczną z tychże glonów.

Mało tego, woda na dnie Morza Bałtyckiego sama w sobie zawiera już sporo metanu. Z tego też powodu bąbelki metanu z dna muszą przemieścić się na pewną wysokość, aby rozpoczął się proces rozpuszczania ich w wodzie.

Badacze wskazują jednak, że wszystkie powyższe aspekty wciąż nie są w stanie wyjaśnić, w jaki sposób metan dociera na tak dużą wysokość nad dnem morza. Aby to wyjaśnić, już teraz planowana jest kolejna wyprawa badawcza do Landsort Deep. Członkowie zespołu badawczego chcą bowiem sprawdzić, czy żadne bąbelki metanu nie docierają do samej powierzchni morza. Jeżeli tak, to gaz ten, który przecież jest niezwykle skutecznym gazem cieplarnianym, musiałby zostać dodany do źródeł gazów cieplarnianych powodujących ocieplenie klimatu. A jeżeli dodatkowo uwzględnimy fakt, że takich miejsc jak Landsort Deep na samym Bałtyku jest jeszcze kilka, to może się okazać, że ich wkład nie jest pomijalny.