Pobliski czerwony olbrzym pożarł mniejszą gwiazdę? Całkiem możliwe

Nieco ponad 600 lat świetlnych od Ziemi, w gwiazdozbiorze Oriona znajduje się Betelgeza, czerwony nadolbrzym, którego barwę można dostrzec na niebie nawet gołym okiem. Jest to najbliższa nam gwiazda, która znajduje się już na ostatnim etapie swojego życia. Wszystko bowiem wskazuje na to, że gwiazda ta wkrótce eksploduje jako supernowa. Nie wiadomo jak na razie czy będzie to za 50, 100 czy milion lat, ale w skali kosmicznej będzie to już niebawem. To właśnie ten fakt sprawia, że jest to jedna z najciekawszych gwiazd do badania. W ostatnich latach Betelgeza nie pozwala się astronomom przesadnie nudzić. Jak nie traci właśnie jasności w ciągu zaledwie kilku tygodni, tylko po to, aby powrócić do normy po kilku miesiącach, to znów jaśnieje z niewyjaśnionego powodu. Z uwagi na to, że tak naprawdę nigdy wcześniej astronomowie nie obserwowali z bliska gwiazdy, która jest u kresu życia, nie wiedzą też, czy któreś z tych zachowań nie jest przypadkiem preludium do eksplozji.
Pobliski czerwony olbrzym pożarł mniejszą gwiazdę? Całkiem możliwe

W najnowszym artykule naukowym zespół badaczy wskazuje, że nie każde zachowanie powinno się zrzucać na wiek samej gwiazdy. Możliwe bowiem, że za jej niewytłumaczonym zachowaniem stoi coś zupełnie innego. Astronomowie wskazują, że Betelgeza mogła być składnikiem ciasnego układu podwójnego i przechodząc w stadium czerwonego olbrzyma mogła po prostu pochłonąć towarzyszącą jej gwiazdę.

Tłumacząc zachowanie gwiazdy sprzed kilku lat, kiedy to gwiazda gwałtownie traciła na jasności na przestrzeni dosłownie dni, naukowcy wskazywali na to, że najprawdopodobniej między nami a gwiazdą znajduje się wyrzucony z jej powierzchni gaz, który po ochłodzeniu skondensował się w ziarna pyłu, które częściowo przesłoniły nam tarczę gwiazdy, co instrumenty obserwacyjne na Ziemi zarejestrowały jako spadek jasności gwiazdy. Według naukowców z Uniwersytetu Stanowego Luizjany, rzeczywistość mogła wyglądać jednak inaczej. W swoim najnowszym artykule, badacze wskazują, że za zmiany jasności odpowiada gwiezdny kanibalizm.

Wbrew pozorom wcale nie jest to twierdzenie na wyrost. Statystyka wskazuje, że większość masywnych gwiazd powstaje w układach wielokrotnych, a nie pojedynczo. W toku ewolucji takiego układu podwójnego, jeżeli gwiazdy mają odpowiednie rozmiary, prędzej czy później jedna z nich przechodzi w stadium czerwonego olbrzyma. Jeżeli odległość między składnikami układu jest wystarczająco mała, to rozdęta atmosfera czerwonego olbrzyma może dosięgnąć drugiej gwiazdy i stopniowo ją pochłonąć. W takim zdarzeniu możemy być świadkami rozbłysków, utraty masy i wielu innych zjawisk.

W toku swoich prac naukowcy stworzyli właśnie symulację procesu łączenia dwóch gwiazd. Jedna z nich była gwiazdą o masie 16 mas Słońcu, druga – 4 mas Słońca. Tutaj warto zwrócić uwagę, że masę Betelgezy szacuje się na przedział od 16 do 19 mas Słońca. W tejże symulacji zanurzająca się w większej gwieździe mała gwiazda stopniowo zanurza się w jej otoczce, aż w końcu łączy się z jądrem helowym. Naukowcy zwracają uwagę, że gdy już mniejsza gwiazda znajduje się we wnętrzu większej, prowadzi do zwiększenia jej tempa rotacji. Po połączeniu z jądrem helowym dochodzi do uwolnienia dużej ilości energii, która od środka gwiazdy stopniowo podąża ku powierzchni czerwonego olbrzyma. Co więcej, dochodzi tutaj także do uwolnienia energii grawitacyjnej, która zamieniona w energię kinetyczną napędza szybki wypływ masy od masywnej gwiazdy. Symulacje wskazują, że w tym układzie utrata masy osiągnęła aż 0,6 masy Ziemi.

Wszystkie powyższe informacje wskazują na to, że faktycznie Betelgeza mogła pochłonąć swoją towarzyszkę. Wskazuje na to np. tempo rotacji gwiazdy. Betelgeza obraca się z prędkością 5,5 km/s. Jest to niemal trzy razy więcej niż prędkość rotacji Słońca. Naukowcy wskazują, że symulacja wskazuje na takie tempo w przypadku połączenia gwiazd o masie 16 i 4 mas Słońca.

Połączenie takie nie zakłóca ewolucji gwiazdy głównej w fazę czerwonego nadolbrzyma. Prowokuje jednak wyrzut materii, np. w formie wypływów biegunowych. Taki wyrzucony gaz może przemieszczać się z prędkością 200–300 km/s. Czy tak jednak było? Jak na razie nie sposób tego ustalić. Potrzeba do tego ulepszonych narzędzi i metod badawczych.

Nic nie wskazuje na to, że to połączenie, jeśli do niego doszło, jest bezpośrednio powiązane z niedawnymi wahaniami jasności Betelgezy lub z jej ostateczną eksplozją w postaci supernowej. Pewnego dnia, prędzej czy później gwiazda ta jednak wybuchnie. Jeśli ludzkość przetrwa wystarczająco długo, naukowcy będą mieli szczęście dokładnie obserwować przebieg całego procesu. Wtedy być może w końcu poznamy odpowiedzi na te i wiele innych pytań.

Więcej:betelgeza