Uwielbiają oszczędzać. 7 umiejętności, które posiadają ludzi zamożni

Chcemy się bogacić, ale jednocześnie boimy się pieniędzy. Nie wierzymy, że majątek da się zdobyć w uczciwy sposób i że dobry człowiek może być zamożny. Tymczasem nie chodzi o to, ile mamy, ale jak tym dysponujemy.
Uwielbiają oszczędzać. 7 umiejętności, które posiadają ludzi zamożni

Czy najmłodszy na świecie miliarder do majątku doszedł:

a) bo był sfrustrowany i chciał się zemścić na byłej dziewczynie,
b) kradnąc pomysł znajomych ze studiów,
c) korzystając z pieniędzy przyjaciela, którego  potem wyrzucił z firmy? Jeżeli choć na jedno z tych pytań odpowiedziałeś „tak”, masz rację.
Mało tego, masz rację, jeśli na wszystkie odpowiedziałeś „tak”. Mowa oczywiście o Marku Zuckerbergu, twórcy portalu Facebook, którego historię pokazuje nagrodzony trzema Oscarami film „The Social Network”.

Film oglądałam z grupą znajomych.  Większość uznała, że główny bohater to drań, który do fortuny doszedł, nie licząc się z nikim i niczym. Zgodzili się, że choć to geniusz, to – tu cytat za dziewczyną Marka – dupek. Tylko jeden znajomy po wyjściu z kina zauważył, że tak naprawdę pieniądze dla Zuckerberga nie były wcale ważne. Liczyła się idea, dzięki której ludzie nie musieli już dzielić się na lepszych i gorszych, jak to było na Harvardzie, w zamkniętych klubach dla dobrze urodzonych. I to raczej dawni przyjaciele głównego bohatera mieli w oczach (znikające) dolary, nie on sam. Zatem i ja robię korektę. W punkcie b zamieniam „kradnąc pomysł” na „inspirując się” lub wręcz „zabierając szybciej do roboty”. Bo znajomi Zuckerberga wpadli na ten sam pomysł w tym samym czasie, tylko że Mark usiadł do jego realizacji od razu, bo go to po prostu kręciło. A sprawa wyrzucenia przyjaciela z firmy też nie jest jednoznaczna. To prawda, że kumpel dał mu pierwszy tysiąc dolarów (Zuckerberg nawet tyle na początku nie miał), a potem kolejnych 18 tys. Ale gdy po kilku miesiącach Facebook rozhulał się na dobre, przyjaciel opóźniał rozwój firmy, nie rozumiał idei, która przyświecała serwisowi, nie chciał pójść dalej.

Dlaczego zaczynam tekst od przykładu  twórcy Facebooka? Historia najmłodszego miliardera na świecie pokazuje, jak łatwo nam, obserwatorom, ulec stereotypowi, że do dużych pieniędzy nie można dojść, grając fair. Każdy bogacz musi mieć na sumieniu jakieś solidne świństwo. Od razu przypomina się slogan, że pierwszy milion trzeba ukraść. I cytat z Biblii, że łatwiej wielbłądowi przejść przez ucho igielne niż bogaczowi wejść do królestwa niebieskiego. I zgrabna opozycja, idealna na tytuł książki: mieć czy być. Tylko czy aby na pewno biznes i etyka wzajemnie się wykluczają? Czy naprawdę nie sposób być i dobrym, i bogatym? Zamożnym i zacnym jednocześnie?

Brudne złoto.

W powszechnej opinii bogactwo kojarzy się z czymś złym, nieuczciwym i egoistycznym. Zwłaszcza w naszym kręgu kulturowym. Cytaty z Biblii, szczególnie gdy brane są dosłownie, nie pozostawiają wątpliwości: „Błogosławieni jesteście ubodzy, albowiem do was należy królestwo Boże” (Łk 6, 20; Mt 5, 3) czy „Nie gromadźcie sobie skarbów na ziemi, gdzie mól i rdza niszczą i gdzie złodzieje włamują się i kradną. Gromadźcie sobie skarby w niebie, gdzie ani mól, ani rdza nie niszczą i gdzie złodzieje nie włamują się i nie kradną” (Mt 6, 19-21; Łk 12, 33n). „Żaden sługa nie może dwóm panom służyć, gdyż albo jednego będzie nienawidził, a drugiego miłował; albo z tamtym będzie trzymał, a tym wzgardzi. Nie możecie służyć Bogu i mamonie” (Łk 16, 12–13).

 

Efekt wspierają czytane nam w dzieciństwie baśnie, w których roi się od dobrych ubogich pastuszków i niegodziwych bogaczy. I oczywiście lektury szkolne (nie sposób było się nie utożsamiać z biednym Jankiem Muzykantem, który nie miał szans na kształcenie), a nawet popkultura, która trzyma z gwiazdą, dopóki nie wyjdzie na jaw, ile ona zarabia – weźmy choćby przykład Muńka Staszczyka, który zdradził niedawno wysokość swoich tantiem i zaraz posypały się na niego gromy.

Nawet ojciec psychoanalizy Zygmund Freud dostrzegał  przede wszystkim brudną stronę pieniędzy. Bardzo brudną i bardzo śmierdzącą. Freud pisze o symbolicznym związku między pieniędzmi a kałem, między złotem a brudem. Jego zdaniem ludzie, którzy większość energii życiowej kierują na posiadanie, oszczędzanie, zbieranie pieniędzy i rzeczy materialnych, mają osobowość analną. Zazwyczaj cechuje ich zamiłowanie do porządku, punktualność, upór, przy czym każda z tych cech ujawnia się w natężeniu znacznie przekraczającym normę. „Freudowskie zrównanie pieniądze = kał zakłada, wprawdzie niejawnie i zapewne nieświadomie, krytykę funkcjonowania społeczeństwa mieszczańskiego oraz jego żądzy posiadania” – to już fragment „Mieć czy być?” Ericha Fromma, jednego z najwybitniejszych i najbardziej wpływowych myślicieli XX wieku.

„Pieniądze są jedną z dwóch sfer, obok seksu, wobec której nikt z nas nie jest obojętny. Nawet jeśli ktoś je odrzuca, jak kiedyś pustelnicy, tym bardziej pokazuje, jakie są dla niego istotne” – mówi Małgorzata Marczewska, coach, prezes Izby Coachingu, która sama nazywa siebie czasem life-designerem. „Na temat pieniędzy mamy zaskakująco silnie ugruntowane przekonania, choć często nie zdajemy sobie z nich sprawy. Uczymy się tych wzorców od najmłodszych lat, chłoniemy je, mamy je wdrukowane: na jakim poziomie powinniśmy żyć, jak wydawać pieniądze, czy się nimi dzielić z innymi. Oznaczają dla nas różne rzeczy – posiadanie, ale i bezpieczeństwo, a także możliwość realizacji pragnień. Świetnie obrazują stosunek do samego siebie: czy ja zasłużyłem na ten majątek? Czy mogę chcieć więcej? Czy nie powinienem się dzielić z biednymi?”.

Albo zacni, albo zamożni.

Najnowsze badania Money Track 2011 „Postawy Polaków wobec pieniędzy oraz instytucji i instrumentów finansowych”, przeprowadzone przez Dom Badawczy Maison, pokazują, że mamy – jak chyba mało kto – do pieniędzy stosunek ambiwalentny i mocno przesycony emocjami. „Z jednej strony jest to pożądanie pieniądza, chęć bycia bogatszym, a z drugiej – stosunek lękowy, powiązanie ich z nieokreślonym złem. Stąd cały czas obserwowane u wielu Polaków przekonanie, że dużych pieniędzy nie da się zarobić w uczciwy sposób i że dobry człowiek nie może być bogaty” – twierdzi dr hab. Dominika Maison, prezes Domu Badawczego Maison.

 

W badaniu wyodrębniono cztery postawy wobec pieniędzy. Lękową – czyli „pieniądze to zło” – najczęściej reprezentują osoby starsze, z wykształceniem podstawowym oraz mieszkańcy średnich miast. Prezentujący drugą postawę traktują majątek jako miarę wartości człowieka (czujemy się lepsi, gdy mamy więcej oraz patrzymy na innych przez pryzmat posiadanych pieniędzy). To najczęściej osoby najmłodsze, z podstawowym wykształceniem oraz mieszkańcy najmniejszych miejscowości. W obydwu tych grupach jest także silne poczucie krzywdy i brak zadowolenia z tego, w jakim miejscu się teraz znajdują.

Pieniądze mogą też być dla Polaków źródłem poczucia  niższości – to trzecia postawa. Wtedy odczuwamy negatywne emocje związane z gorszą – w naszym przekonaniu – sytuacją materialną. Z tego wynika zazdrość o majątek. Wierzymy, że gdybyśmy mieli więcej, łatwiej by nam było żyć. Brak pieniędzy racjonalizujemy wiarą w to, że posiadanie większego majątku wiąże się z nieuczciwością.

Ostatnia postawa każe traktować pieniądze jako środek do  osiągania różnych celów, a nie cel sam w sobie. Ludzie chcą mieć pieniądze, żeby móc je wydawać na przyjemności albo zapewnić sobie niezależność czy móc się rozwijać. To postawa dominująca u osób z wyższym wykształceniem, rośnie wraz ze wzrostem dochodu, zadowoleniem z życia i poczuciem wpływania na swój los. I – uwaga! – ze stwierdzeniem „pieniądze to środek, nie cel” zgadza się najwięcej Polaków. Czyli nie jest tak źle? Problem w tym, jak do pieniędzy dochodzimy.

„To bogactwo jest dobre, które jest bez grzechu” – mówi Księga Syracha, czyli Stary Testament. „Bardzo ważne dla wewnętrznego poczucia bycia dobrym, zacnym jest to, w jaki sposób zarobiliśmy pieniądze. Czy wykorzystywaliśmy tanią siłę roboczą, czy szanowaliśmy swoich pracowników, czy nie poszliśmy zbytnio na skróty, czy nie oszukaliśmy wspólnika” – mówi Jacek Santorski, psycholog biznesu. I przywołuje wyniki badań prof. dr hab. Krystyny Skarżyńskiej, z których wynika, że Polacy uważają, że im większa efektywność, tym mniejsza zacność człowieka (rozumiana jako „bycie OK”). I że tak naprawdę można być albo dobrym i mało efektywnym w tym, co się robi, albo osiągającym sukcesy, ale nie fair. Albo, albo. „Za to w Wielkiej Brytanii wyniki podobnego badania były zupełnie inne. Większość uważała, że można być i zacnym, i efektywnym, a wręcz że jedno napędza drugie. Nie widziano między nimi sprzeczności” – dodaje Santorski.

Kalwin kontra Benedykt.

Czyżby więc Max Weber miał rację? Ten  wybitny niemiecki socjolog w wydanym w 1905 roku dziele „Etyka protestancka a duch kapitalizmu” dowodził ścisłego związku między protestantyzmem a sukcesem ekonomicznym. To za sprawą Webera rozpowszechnił się – także wśród naukowców – stereotyp pracowitego, przedsiębiorczego protestanta oraz leniwego i mało efektywnego katolika.

Weber analizował wpływ religii na  zachowania ekonomiczne ich wyznawców. Pisał nie tylko o chrześcijaństwie, ale także o hinduizmie, buddyzmie, konfucjanizmie oraz judaizmie. Jedynie w protestantyzmie – a dokładnie w kalwinizmie – dopatrzył się mechanizmów, które zachęcały wyznawców do bogacenia się i napędzania gospodarki.

 

Według Kalwina tylko nieliczni zostaną zbawieni. Na dodatek nie wiadomo kto. Nie można na tę decyzję wpłynąć modlitwą ani zasłużyć (inaczej niż w katolicyzmie, gdzie pomocna jest na przykład spowiedź czy silna wiara). Ale można to sprawdzić. Jak? Kalwińscy kaznodzieje głosili, że kto żyje zgodnie z surowymi nakazami Boga, ten odnosi sukcesy, także finansowe, a zarobione pieniądze są oznaką łaski boskiej. Równocześnie ci sami kaznodzieje potępiali pławienie się w luksusie i korzystanie bez umiaru ze zgromadzonej fortuny. Bogactwo było więc pożądane jako efekt oddania się pracy, ale napiętnowane jako źródło pokus i zepsucia. Było go coraz więcej, tyle że nie w pełnych przepychu pałacach, ale w fabrykach, szpitalach i szkołach. Z czasem pewne cechy etyki kalwińskiej zaczęły zanikać. Zasada „masz sobie odmawiać” przekształciła się w pozytywną regułę kapitalizmu „masz nabywać i pomnażać”.

Max Weber nie był łaskawy w swoich  opiniach dla katolików, zwłaszcza Polaków. Kulturowy i religijny background miał nas rozleniwiać i zniechęcać do zdobywania pieniędzy w uczciwy sposób, ciężką pracą. Tyle teorii. Sukcesy ekonomiczne krajów tradycyjnie katolickich, takich jak Hiszpania, Włochy czy Polska (poradziliśmy sobie przecież z kryzysem lepiej niż kraje protestanckie), podważają ostatnio tę koncepcję. Zresztą przykładów na pochwałę pracy i uczciwie zdobytego bogactwa jest w katolicyzmie całkiem sporo.

Choćby związek frazeologiczny „praca benedyktyńska”, czyli „drobiazgowo dokładna, wytrwała, cierpliwa, mrówczo pracowita; na wzór pracy kopistów i iluminatorów rękopisów w dawnych klasztorach benedyktyńskich” (za Władysławem Kopalińskim i jego „Słownikiem mitów i tradycji kultury”, pracą iście benedyktyńską).

„Postawa, którą pani  nazywa protestancką, jest nam bliska i doskonale wpisuje się w regułę św. Benedykta. Ora et labora, czyli módl się i pracuj” – tłumaczy mi opat o. Bernard Sawicki z Tyńca. To, jak gospodarczo rozwinął klasztor, sprawia, że jest wiarygodnym ekspertem (choć z wykształcenia – pianistą i teoretykiem muzyki). O Benedicite, firmie prowadzonej przez benedyktynów, rozpisywała się już lokalna prasa – oprócz wydawnictwa książkowego, restauracji, którą zachwycił się i Piotr Bikont, i Robert Makłowicz, czy sieci kilkudziesięciu sklepów w całej Polsce z klasztornymi smakołykami, m.in. serami i nalewkami, działa też Benedyktyński Instytut Kultury, organizujący festiwale muzyczne, a także Dom Gości, w którym odbywają się rekolekcje, warsztaty, sympozja i szkolenia.

„Uważamy, że należy żyć z pracy rąk własnych. Utrzymywać się samemu, a nawet bogacić. Były przecież czasy, kiedy nasz zakon był zamożny. I nie było to złe. Bo z tych pieniędzy budowaliśmy szkoły, domy opieki, tworzone były dzieła sztuki i piękne wnętrza”. „Módl się i pracuj” to żadna nowinka. Benedyktyni to najstarszy katolicki zakon, założony w roku 529. „Dopiero franciszkanie i dominikanie zaczęli żebrać” – podkreśla o. Sawicki.

Powodem, dla którego rozmawiam z opatem, nie są jednak sukcesy benedyktynów ani różnice między zakonami, ale odbywające się od dwóch lat „kursy skutecznego przywództwa” prowadzone w ramach Benedyktyńskiej Szkoły Zarządzania. Reklamowane w internecie jako rekolekcje dla biznesmenów są rodzajem warsztatów, prowadzonych zarówno przez specjalistów od zarządzania, jak i przez mnichów. Opat zachęca do poddania się przez te trzy dni rytmowi życia w klasztorze. „Wiele osób jest wypalonych, chce spojrzeć na swój majątek i swoją pracę w inny sposób. Ma dylematy, o których mówi pani: czy można być dobrym i bogatym? Kiedy pieniądze stają się niebezpieczne?” – tłumaczy o. Sawicki. Uczestnicy zajęć cytują przypowieści, często tę o wielbłądzie i uchu igielnym. „A przecież w Ewangelii można znaleźć równie dużo przykładów, które stawiają kwestię mnożenia pieniędzy w innym świetle. Choćby przypowieść o talentach, których nie należy marnować. Bo dla chrześcijanina pieniądze nie powinny być celem samym w sobie, lecz środkiem do czynienia dobra, do pomagania innym”.

 

I jako dowód podaje rozprawę Klemensa Aleksandryjskiego z II w. n.e. „Który człowiek bogaty może być zbawiony”, a także przywołuje postać kanadyjskiego biznesmena Roberta-J. Ouimeta, niedawnego gościa klasztoru, który odziedziczył po ojcu ogromny majątek. Miał z tym moralny problem. Pojechał nawet do Indii, do Matki Teresy z Kalkuty, by spytać ją o radę. Ta powiedziała mu właściwie jedno: „Wszystko zostało nam powierzone”. „Zamiast się obwiniać, jak najlepiej dysponujmy tym, co mamy, niezależnie od tego, czy jest tego dużo, czy mało. Mając większe pieniądze, mamy i większe możl iwości . I właśnie dlatego od osoby zamożnej wymaga się więcej” – dodaje o. Sawicki.

Ma tego świadomość Dominika Kulczyk-Lubomirska, córka jednego z najbogatszych  Polaków, sinolog, specjalista Public Relations i strategicznej filantropii. „Zdaję sobie sprawę, że pod wieloma względami jestem w dużo lepszym położeniu niż wielu innych – jestem zdrowa, mam rodzinę, bezpieczeństwo materialne. Dlatego jak mogę, staram się dzielić. Prowadzę fundację Green Cross Poland, której misją jest budowanie zdrowych relacji między grupami społecznymi w ochronie środowiska. Angażuję się w działalność fundacji rodzinnej, a także Fundacji Książąt Lubomirskich, z którą związany jest mój mąż, oraz Fundacji Księcia Karola w Londynie. Nieustająco staram się też kształcić w zakresie pomagania innym” – opowiada. „Pomaganie to dawanie i dostawanie. Po obydwu stronach” – dodaje.

Asystentka z portfelem.

Czy pieniądze mogą popsuć człowieka? Znieczulić na potrzeby innych? „Jak ktoś ma być draniem, to pewnie już nim jest, tylko bez pola do popisu. Pieniądze go nie zmienią, tylko umożliwią mu pewne zachowania” – twierdzi Jacek Santorski. Izabela Piecuch-Jawień z firmy Investment Fung Managers zgadza się z takim postawieniem sprawy. „Mam nadzieję, że ci, którzy mnie znają, uważają, że jestem cały czas tą samą frelką ze Śląska, którą byłam przed laty.

Bo to nie pieniądze mnie definiują. One powodują jedynie,  że więcej widzę, mam większe możliwości, może szerszą perspektywę. I częściej mogę w jakiś sposób pomóc innym. Nie zawsze chodzi nawet o przelanie funduszy na jakiś cel. Czasem wystarczy dostrzeżenie go”. Izabela Piecuch-Jawień jako właścicielka firmy inwestycyjnej pracuje dla zamożnych ludzi. Jej klient miał pomysł, żeby wysłać dzieci z domów dziecka na fantastyczne aktywne wakacje. Niestety, żaden z ośrodków, do których się zwracał z tą propozycją, nie był – o dziwno – zainteresowany. Pomyślał, że być może się narzuca. „A ja znam fundację, która zajmuje się chorymi dziećmi. Poznałam obie strony ze sobą. W tym roku dzieciaki jadą na wyprawę, która – miejmy nadzieję – da im siłę do walki z chorobą” – opowiada Izabela Piecuch-Jawień, która sama angażuje się w charytatywne przedsięwzięcia. „Nie może mi się stać krzywda w firmie i w życiu, bo wtedy nie mogłabym pomagać. A »Góra« zbyt dużo ma w tym względzie do zrobienia, żeby się pozbyć takiej asystentki jak ja” – śmieje się.

 

Od bogaczy często oczekuje się, że podzielą się fortuną z innymi. W ocenie Jacka Santorskiego 95 proc. polskich milionerów udziela się charytatywnie. „To taka impulsywna filantropia, skierowana do jednej osoby, na dany cel, który ich urzekł. Wynika z porywu serca, czasem też z niższych pobudek – by nie mieć wyrzutów sumienia lub by zrobiło się o nich głośno” – mówi Santorski. Jego zdaniem dojrzalsza jest filantropia strategiczna, polegająca na wsparciu jakiejś fundacji, a więc ludzi, którzy na pomaganiu się znają. A przede wszystkim należy się przyjrzeć, czy prowadzona przez nas firma spełnia warunki CSR (ang. Corporate Social Responsibility), czyli społecznej odpowiedzialności biznesu. Innymi słowy, czy dbamy o interes pracowników i ochronę środowiska.

Biznesowo etyka po prostu się opłaca. Z badań przeprowadzonych m.in. przez Harvard Business School wynika, że w etycznie prowadzonym przedsiębiorstwom spadają koszty tak zewnętrzne, jak i wewnętrzne. Np. szybciej podpisywane są kontrakty, bo firma budzi na rynku zaufanie. Także w niej samej dzieje się lepiej. Pracownicy są bardziej zaangażowani, jest mniej konfliktów między pracownikami a przełożonymi, rodzi się więcej pomysłów. Spadają koszty kontroli, bo ludzie godzą się (naprawdę!) na przeciętnie o 15 proc. niższe zarobki niż średnia, byle pracować w dobrej atmosferze.

Wędka od milionera.

Żaden z milionerów, których znam, nie wydaje ani nie oddaje pochopnie pieniędzy. Oni znają wartość każdej złotówki. Nie traktują pieniądzy jak demona, lecz jak przełożenie ich pracy. To jeden z czynników, dzięki któremu mają to, co mają” – mówi Jacek Santorski. Doskonale pamięta, jak przed laty pomyślał, że złapał Pana Boga za nogi. „W latach 80. pracowałem w Norwegii: robiłem wykopy, układałem kable dla pewnej firmy elektronicznej. Ciężka, fizyczna praca, zwłaszcza dla pracownika naukowego z Warszawy” – opowiada Santorski. Pewnego razu jako pracownik tej firmy trafił do domu profesora uniwersytetu w Oslo. „Korespondowałem już z nim wcześniej, przygotowując doktorat na Uniwersytecie Warszawskim. Skończyła się moja niedola, pomyślałem” – wspomina. Zapukał, przedstawił się. Profesor go rozpoznał i zaprosił do stołu. Przedstawił swoim dzieciom, mówiąc: „Zobaczcie, jaki dzielny naukowiec”. „Pamiętam, że marzyłem, żeby poczęstował mnie kiścią winogron, które rosły w jego ogrodzie. Nic z tego, była tylko herbata” – śmieje się Santorski. Na koniec rozmowy Faleide wręczył mu kartę, która umożliwiała korzystanie za darmo z kserokopiarki na uniwersytecie w Oslo. „Co tu kryć, byłem rozczarowany” – przyznaje Santorski. Wrócił do łopaty. Ale wieczorami szedł na uniwersytet i kserował książki, które wówczas były nie do dostania w Polsce. Wracając samochodem do kraju, wiózł w bagażniku kilkanaście kilogramów odbitek, dzięki którym jego doktorat i praca naukowa poszły w innym kierunku. „Pracując z milionerami, wiem, że większości wcale pieniądze jako takie nie kręcą. Tylko pomysły, idee, wizje. I na to chętnie dadzą fundusze, traktując je jako wędkę, nie rybę” – mówi Santorski.

 

Przykładem jest choćby fundacja najbogatszego dziś człowieka Billa Gatesa i jego żony Melindy, którzy wydali wojnę polio w Afryce (ostatnio przeznaczyli na szczepionki 100 mln dolarów). Wcześniej świetnie im poszło z zamianą wymagającej kukurydzy na cassavę, czyli maniok, który rośnie w niemal każdych warunkach i niestraszne mu afrykańskie susze.

C.K.Prahalad, zmarły w zeszłym roku ekonomista, zauważył, że tak naprawdę bogaci – zamiast tworzyć produkty i usługi dla bogatych – mogą więcej zyskać inicjatywami na dole piramidy finansowej. Jeśli bowiem twoimi klientami czy odbiorcami będą naprawdę najubożsi z Trzeciego Świata, ale będzie ich dużo (rynek najuboższych to ponad połowa ludzkości), to nie tylko ułatwisz im życie i pomożesz skończyć z biedą, ale i sam zarobisz. I to będzie dobre.

SIEDEM  UMIEJĘTNOŚCI FINANSOWYCH NADZWYCZAJ ZAMOŻNYCH LUDZI

1. WARTOŚĆ
Ludzie bogaci cenią każdy banknot dolarowy za potencjał, jaki w nim tkwi. Podobny potencjał ma w sobie każdy żołądź, z którego teoretycznie może wyrosnąć potężny dąb. Jeśli zniszczysz żołądź, dąb ukryty wewnątrz również zginie. Analogicznie jest z pieniędzmi. Bogaci ludzie wiedzą, że jeden dolar może stać się zaczątkiem milionowej fortuny. Tak więc bardzo szanują każdego wydanego dolara.

2. KONTROLA
Ludzie zamożni kontrolują swoje pieniądze co do grosza. Za każdym razem, gdy je wydają, podejmują kilka dodatkowych kroków: 1. Kupują produkty cechujące się najlepszym stosunkiem ceny do jakości. 2. Proszą o upust i oczekują go. 3. Sprawdzają, czy rachunki nie zawierają błędów. 4. Próbują obrócić każdy wydatek w legalny, odliczany od podatku wydatek firmy. 5. Bilansują swoje konta co do grosza. 6. Księgują rachunki po powrocie do domu czy biura. Czynności te zajmują ledwie minutę, ale budują długoterminowy finansowy spokój duszy.

3. OSZCZĘDZANIE
Ludzie zamożni uwielbiają oszczędzać poprzez mądre wydatki. Ale to nie koniec. Oszczędzają przynajmniej 10 proc. zarabianych pieniędzy.

4. INWESTOWANIE
Ludzie zamożni mają swój system inwestowania pieniędzy. Wyobraź sobie rząd wiader, do których pompowane są pieniądze z twojego głównego konta w banku. Pierwsze wiadro jest wiadrem awaryjnym. Niech najpierw 10 proc. twoich oszczędności wpływa tutaj, dopóki nie uda ci się odłożyć przynajmniej trzymiesięcznych wydatków na życie. Gdy pierwsze wiadro jest napełnione, strumień 10 proc. przelewa się do jednego z trzech wiader, w których znajdą się środki do lokowania w inwestycje konserwatywne, inwestycje umiarkowanie agresywne i bardzo agresywne. Skontaktuj się z uznanym doradcą inwestycyjnym, by ci w tym pomógł.  Pieniądze powinny być automatycznie potrącane z rachunku bankowego, tak byś nigdy o tym nie zapomniał.

 

5. ZARABIANIE
Ludzie zamożni rozwijają wielorakie strumienie dochodów poza pracą. Poszukaj informacji na temat dywersyfikacji swojego portfela poprzez tworzenie dodatkowych strumieni poza podstawowym źródłem zarobkowania, takich jak inwestycje w nieruchomości, akcje, dochody internetowe. Możliwości nie mają końca.

6. OCHRONA
Zamożni zabezpieczają się poprzez trusty, korporacje, spółki komandytowe, spółki z ograniczoną odpowiedzialnością oraz inne podmioty prawne. Tak naprawdę nie chcesz być milionerem. Chcesz żyć jak milioner, ale mieć bardzo mało aktywów na swoje nazwisko.

7. DZIELENIE SIĘ
Zamożni są szczodrzy, oddają na cele dobroczynne przynajmniej 10 proc. swoich  dochodów. Sekret polega na tym, że pieniadze pomnażają się szybciej, gdy są dzielone. Gdy dzielisz się, stymulujesz rozwój wszechświata. Zachęcamy cię, byś zostawił po sobie dziedzictwo, które cię przeżyje. Zasadź drzewa pieniężne, z których inni będą zbierać owoce. To jest prawdziwy dobrobyt.

STAŃ PRZED WYZWANIEM

CZĘŚĆ 1. POMYŚL O JAKIMŚ WAŻNYM DLA  CIEBIE CELU LUB WYZWANIU.

Wyobraź sobie siebie, kiedy już osiągniesz ten cel. Bądź tu i teraz. Uśmiechnij się. Określ cel.

CZĘŚĆ 2. ODPOWIEDZ NA PYTANIA
1.Co wiem o sobie? Kim jestem? Co pomaga mi  zrealizować mój cel? Jakim człowiekiem będę, gdy to osiągnę?
2.Jakie wartości zrealizuję w moim życiu, osią- gając ten cel?
3.Co jest dla mnie prawdą na ten temat? W co wierzę/uwierzę na ten temat? Co mi po- zwala zrealizować ten cel, a co blokuje – jaki rodzaj przyzwolenia bądź zakazu?
4.Jakie mam umiejętności i możliwości, żeby to osiągnąć?
5.Co konkretnie zrobię, jakie działania podejmę?  Gdzie? Z kim? Kiedy?
Najlepiej wykonywać to ćwiczenie z trenerem, który czuwa nad jego przebiegiem, a gdy odpowiadasz na pytania, notuje słowa-klucze.