Co się dzieje na biegunie? Jest zima, a tam ciepło!

Zmiany klimatu są faktem i z roku na rok przekonujemy się o tym coraz bardziej. Nie ma chyba lepszego dowodu na te fundamentalne zmiany, jak drastyczny wzrost temperatur, tam, gdzie zimą teoretycznie powinno być najzimniej. 2 lutego naukowcy odnotowali rekordowo wysoką temperaturę na Biegunie Północnym.
Co się dzieje na biegunie? Jest zima, a tam ciepło!

Ekstremalne zimowe ocieplenie wzbudziło obawy wśród naukowców. Nie jest bowiem dobrze, gdy w środku zimy może dochodzić do dalszego topnienia lodu morskiego, co automatycznie wiąże się z trwałym ociepleniem Arktyki.

O czym zatem mówimy? W niedzielę 2 lutego temperatura na Biegunie Północnym przekroczyła granicę topnienia lodu. Mamy zatem do czynienia z istotnym punktem granicznym. Temperatura tego dnia nieznacznie sięgnęła nad 0 stopni Celsjusza.

Warto jednak osadzić to zdarzenie w pewnym kontekście. Otóż średnia temperatura dzienna o tej porze roku w latach 1991-2020 była ponad 20 stopni Celsjusza niższa.

Czytaj także: Zaskakujące wyniki badań z Arktyki. Natura przestała być naszym sprzymierzeńcem

Nie ma tutaj możliwości pomyłki. Takie same informacje dotarły do naukowców z wielu niezależnych źródeł, a jednym z nich była sieć Copernicus obsługiwana przez Służbę ds. Zmian Klimatu Unii Europejskiej. Pracujący tam naukowcy na co dzień monitorują globalne dane klimatyczne i faktycznie potwierdzają trend intensywnego ocieplenia w pobliżu północnego bieguna naszej planety. Umieszczone tam instrumenty 2 lutego odnotowały temperaturę 0,5 stopnia Celsjusza.

Według naukowców z Fińskiego Instytutu Meteorologicznego sieć stacji obserwacyjnych w środkowej Arktyce jest stosunkowo rzadka, przez co trudno ustalić dynamikę zmian pogody. Nie ma tutaj jednak wątpliwości co do tego, że mieliśmy do czynienia z wyjątkowo ekstremalnym przypadkiem ocieplenia zimowego, z pewnością jednym z najbardziej ekstremalnych, jakie dotąd obserwowano.

Naukowcy z sieci Copernicus wskazują, że bezpośrednią przyczyną anomalii zaobserwowanej 2 lutego był układ pogodowy znad Islandii. Głęboki układ niskiego ciśnienia nad wyspą skierował strumień ciepłego powietrza w kierunku bieguna. Jakby tego było mało, cały efekt został zintensyfikowany przez wysokie temperatury wody na północno-wschodnim Atlantyku. Jak dotąd do takich koincydencji dochodziło stosunkowo rzadko, ale zważając na powoli zachodzące zmiany klimatu, naukowcy chcą dokładniej przyjrzeć się częstotliwości takich zdarzeń w najbliższych latach.

Czytaj także: Antarktyda zaliczyła falę upałów. Nigdy i nigdzie nie obserwowano tak dużej anomalii

W niedawnej przeszłości mieliśmy już przypadki temperatur dodatnich na biegunie w środku zimy. Do takich zdarzeń doszło chociażby pod koniec 2016 roku, kiedy to temperatury powyżej zera odnotowano w wigilię Bożego Narodzenia, czy też w 2018 roku, kiedy temperatury wzrastały nawet do 6 stopni Celsjusza.

Możemy się spodziewać, że w najbliższych latach takie zdarzenia mogą pojawiać się coraz częściej. Jakby nie patrzeć, temperatury Arktyki rosną nawet cztery razy szybciej niż średnia światowa. I to jest dla nas ogromny problem. Wyższe temperatury w Arktyce oznaczają szybsze topnienie lodu morskiego. Im więcej lodu stopnieje, tym mniej będziemy mieli lodu, który odbija promieniowanie słoneczne z powrotem w przestrzeń kosmiczną, a tym samym będziemy mieli coraz więcej wody, która to promieniowanie słoneczne będzie pochłaniała, ogrzewając wodę. Jak można się spodziewać, ten aspekt będzie jedynie przyspieszał topnienie lodu. Mamy zatem do czynienia z samonapędzającą się katastrofą.

Taki cykl będzie miał znaczący wpływ na faunę żyjącą w Arktyce i zależną od lodu morskiego, w tym także na niedźwiedzie polarne, czy wieloryby, które potrzebują lodu morskiego do przetrwania. Jak na razie malują się przed nimi jedynie bardzo ponure perspektywy.

Radek KosarzyckiR
Napisane przez

Radek Kosarzycki

Redaktor naczelny Focus.pl. Od 2015 r. codziennie pisze o astronomii, astrofizyce i eksploracji przestrzeni kosmicznej.