Wojna handlowa USA z UE. Jak bardzo ucierpi polski przemysł motoryzacyjny?

Okazuje się, że wystarczy jedno podpisane rozporządzenie o cłach, a w niektórych przypadkach i seria ostrych tweetów ze strony prezydenta światowego mocarstwa, żeby ważne branże zaczynały odczuwać skutki tych decyzji. Wygląda to czasem jak rozgrywka w szachy, w której stawką są miliardy dolarów i tysiące miejsc pracy – także w Polsce. Czy w przypadku obecnych ogłoszeń rzeczywiście mamy się czego obawiać? A może, jak wskazują niektóre raporty, wpływ na polską gospodarkę, w tym na nasz sektor motoryzacyjny, nie musi być aż tak drastyczny?
UE poluzuje normy CO2 dla sektora motoryzacyjnego

Źródło: Matt Boitor na Unsplash

Jeszcze kilka lat temu niemal każda wzmianka o potencjalnej wojnie handlowej między USA a Unią Europejską wywoływała gorączkowe dyskusje. Dziś, choć napięcia wciąż występują i cła dalej stanowią realne narzędzie negocjacyjne, analitycy zwracają uwagę na aktualne dane statystyczne, które pozwalają spojrzeć na tę kwestię nieco trzeźwiej. Główny Urząd Statystyczny publikuje bowiem co roku precyzyjne dane o polskim eksporcie i imporcie w sektorze motoryzacyjnym, a Eurostat przekazuje nam analizy dla całej Unii. Dzięki temu mamy bardziej szczegółowy obraz, jak ewentualne cła mogą uderzyć (lub nie) w nasze firmy.

Co mówią dane statystyczne?

Z najnowszych danych GUS za 2024 rok wynika, że eksport polskich części samochodowych do USA utrzymał się na stabilnym poziomie, choćby w porównaniu z 2023 rokiem. Według szacunków PIE, amerykański rynek stanowi od 3 do 5 proc. polskiego eksportu motoryzacyjnego (w zależności od konkretnej grupy towarowej). Choć to nie jest wielki udział w skali całego handlu zagranicznego Polski, wciąż mówimy o obrotach sięgających miliardów złotych.

Zdaniem analityków Eurostatu, utrzymanie tego kierunku eksportu może wynikać z faktu, że wiele polskich firm szybko zaczęło dywersyfikować rynki zbytu, aby nie uzależniać się wyłącznie od Stanów Zjednoczonych. Dodatkowo część przedsiębiorstw z branży automotive dostarcza produkty, które trudno zastąpić bez znacznego zwiększenia kosztów w USA, więc potencjalne cła mogłyby uderzyć również w amerykańskich odbiorców, co zniechęca do wprowadzania radykalnych ograniczeń.

W raporcie Polskiego Instytutu Ekonomicznego z 2025 roku pojawiają się też ciekawe wyliczenia o wpływie ostrego sporu handlowego – gdyby doszło do 25-proc. ceł na szeroką gamę produktów z sektora motoryzacyjnego, polski PKB mógłby stracić od 0,3 do 0,43 proc. To więcej niż jeszcze kilka lat temu sugerowały wstępne oceny, ale wciąż nie jest to wartość, która drastycznie wstrząśnie całą gospodarką. Najmocniej ucierpiałyby sektory produkujące m.in. metale podstawowe, elektronikę samochodową oraz maszyny i urządzenia do produkcji pojazdów.

Zmieniające się relacje handlowe

Donald Trump już od początku swojej kadencji w 2017 roku sygnalizował, że zamierza użyć ceł jako narzędzia do negocjacji z partnerami handlowymi. W kolejnych latach zdarzały się okresy eskalacji napięć, na przykład z Chinami, ale Unia Europejska również miała swój epizod wymiany ciosów i gróźb dotyczących stali czy wyrobów aluminiowych. Obecnie sytuacja jest nieco bardziej stonowana, niemniej perspektywa dalszych sporów wcale nie zniknęła.

Według komentatorów amerykańska administracja stawia sobie za cel ograniczenie deficytu handlowego, który regularnie rośnie przy masowej produkcji i tanim imporcie z Azji. Jednak część specjalistów uważa, że same cła nie rozwiążą problemu deficytu, który w znacznej mierze wynika z wieloletnich nierównowag makroekonomicznych. Podobnie jest ze wzrostem wpływów do amerykańskiego budżetu: w 2024 roku przychody z ceł stanowiły jedynie 1,6 proc. wszystkich przychodów USA, co w praktyce niewiele pomaga przy gigantycznym długu federalnym.

Ciekawy wątek, który pojawia się w nowszych raportach, to wpływ transformacji motoryzacji, zwłaszcza elektryfikacji i rozwoju aut autonomicznych, na rozkład sił w światowym handlu. Jeżeli polscy producenci chcą utrzymać lub zwiększać eksport do Stanów Zjednoczonych, powinni jak najszybciej włączać się w łańcuch dostaw dla pojazdów niskoemisyjnych. Raport PIE z 2025 roku pokazuje, że dynamika wzrostu popytu na komponenty do aut elektrycznych w USA jest kilkukrotnie wyższa niż na tradycyjne silniki spalinowe. To może być dla Polski szansa na zróżnicowanie ofert i utrzymanie stabilnych kontraktów, nawet w obliczu politycznych wahań.

Przykładowo, według danych GUS, sektor produkcji baterii i podzespołów elektronicznych odnotował w 2024 roku ponad 15-proc. wzrost eksportu (licząc rok do roku), a część tej nadwyżki trafiła właśnie za ocean. Dzięki temu firmy produkujące nowoczesne rozwiązania mogą zyskać większą odporność na zmiany stawek celnych, popyt w USA na tego typu komponenty wciąż jest wysoki, a kluczowe koncerny samochodowe niechętnie szukają innych dostawców w krótkim czasie, bo wiązałoby się to z kosztowną rewolucją w łańcuchu produkcji.

A co z cenami aut w salonach?

Z punktu widzenia przeciętnego kierowcy w Polsce rosnące napięcia handlowe przekładają się na ceny w dość złożony sposób. Przede wszystkim większość popularnych marek dostępnych na naszym rynku nie sprowadza gotowych aut z USA, tylko z fabryk zlokalizowanych w Europie lub Azji. Jednakże znaczna część komponentów, szczególnie zaawansowanych technologicznie, bywa importowana z różnych części świata, w tym również z Ameryki. Jeśli cła wpłyną na koszty producenta, cena końcowa samochodu (lub kluczowej części) może pójść w górę.

Co ciekawe, według analityków rynku motoryzacyjnego, Polacy coraz częściej rozglądają się za autami używanymi lub za zakupem nowych pojazdów w formie leasingu czy wynajmu długoterminowego. Wzrost cen związany z cłami może dodatkowo zachęcać do takich alternatywnych rozwiązań. Na razie jednak nie widać zdecydowanego skoku kosztów, bo żaden z głównych graczy nie chce przelicytować się na stawki i odstraszyć klientów.

Warto spojrzeć na tę sytuację z lekkim dystansem. Cła Trumpa wciąż pojawiają się jako temat medialny i polityczny, jednak polska gospodarka, w tym branża motoryzacyjna, nie wydaje się szczególnie zagrożona katastrofą. Najnowsze dane i analizy potwierdzają, że choć ewentualne straty mogą być zauważalne, to nie będą one miały charakteru masowego załamania. Większość firm nauczyła się reagować na zawirowania handlowe szybciej niż kiedyś, a część zapobiegawczo inwestuje w rynki o mniejszej ekspozycji na konflikt z USA.

Trzeba jednak pamiętać, że gospodarka to system naczyń połączonych i każda decyzja w Waszyngtonie czy Brukseli może przynieść nieoczekiwane konsekwencje. Dzisiejsze prognozy zapewniają pewien komfort psychiczny, ale nie gwarantują spokoju na lata. Niewykluczone więc, że kolejna administracja amerykańska lub kolejna „awantura handlowa” będzie testem dla naszej branży motoryzacyjnej. Dobra wiadomość jest taka, że z roku na rok polscy producenci stają się coraz bardziej innowacyjni i świadomi globalnych trendów, dzięki czemu budują odporność na takie niespodzianki. W końcu na tym polega prawdziwe wyzwanie w światowym biznesie, nieustannie dostosowywać się do nowych warunków i szukać szans nawet wtedy, gdy karty rozdaje ktoś inny.