Double Eagle miał pokazywać potęgę USA i wręcz porównywać je z Imperium Rzymskim. Dlatego na awersie tej złotej dwudziestodolarówki znalazła się rzymska bogini wolności, a orzeł na rewersie jest symbolem wspólnym dla USA i starożytnego Rzymu.
Monetę z tym motywem zaczęto bić w 1907 r., ale ćwierć wieku później potęga Ameryki się zachwiała. Przyszedł Wielki Kryzys, złote monety przestały być środkiem płatniczym, Amerykanie przeszli na banknoty. Władze postanowiły przetopić wszystkie złote monety na sztaby i umieścić je jako rezerwy państwowe w Fort Knox. Wyjątek stanowiły 2 dwudziestodolarówki, które na pamiątkę przekazano Smithsonian Institution.
Jednak po pewnym czasie na czarnym rynku pojawiły się kolejne, „cudem” ocalałe monety Double Eagle. Jedną amerykański Secret Service wytropił w Egipcie, drugą w Filadelfii. Ślady wiodły do filadelfijskiego jubilera Israela Swifta, który prawdopodobnie podmienił jakąś partię wycofywanych dwudziestodolarówek. Rodzina Swifta do dziś walczy o prawa do posiadanych monet, które znalazła w bankowym depozycie po swoim przodku (co daje razem liczbę 13 zachowanych do dziś sztuk).
Z kolei „egipski” egzemplarz Double Eagle wrócił w 1994 r. do USA, gdzie proponowano za niego astronomiczne sumy. Podczas transakcji pojawili się jednak agenci Secret Service i „zabezpieczyli” monetę. Na całe lata sądowych utarczek trafiła do skarbca nowojorskiego World Trade Center. Mogłaby tam przepaść podczas zamachu z 2001 roku, gdyby nie fakt, że kilka miesięcy wcześniej przewieziono ją do Fort Knox… W końcu w 2002 roku władze wystawiły odzyskanego Double Eagle na sprzedaż. A pewien anonimowy nabywca dał za 20-dolarówkę aż 7,6 mln dolarów! Tak stała się najdroższą złotą monetą świata.
Jak informuje Skarbnica Narodowa, jedna z ocalałych monet (z Instytutu Smithsonian) wyrusza w europejskie tournée. W Polsce będzie można ją oglądać od 16 do 17 marca na wystawie „Najdroższa złota moneta świata – legendarny Double Eagle i jego historia” w Muzeum Rzeźby im. Xawerego Dunikowskiego w Królikarni, będącej oddziałem Muzeum Narodowego w Warszawie.
W latach 1815–1821 osadników z Wielkiej Brytanii sprowadził do swoich wyludnionych wojnami napoleońskimi włości koło Dowspudy generał patriota Ludwik Pac. Ponad 50 rodzin założyło wieś Szkocja oraz kilka folwarków: Berwik, Bromfield, Covenlock, Linton, Longwood, New York. „W XVIII w. angielskie i szkockie rolnictwo stanowiło idealny wzór rozwoju dla polskich właścicieli ziemskich” – oceniał specjalista od dziejów gospodarczych Julian Bartyś (1923–1982) i podkreślał, że Pac uchodził za anglofila, a swój pałac w Dowspudzie postawił oczywiście w stylu angielskiego neogotyku. Tymczasem osadnicy brytyjscy wprowadzali nieznane dotąd agrocuda: płodozmian, mechanizację (np. młockarnie poruszane kieratem lub kołem młyńskim), nawożenie, hodowle (np. owiec merynosów) oraz nowe uprawy. Wśród tych ostatnich prym wiodły nasze wręcz „narodowe” dziś warzywa: ziemniaki. I to Pac jako pierwszy zaczął produkować z nich wódkę! Powstał też browar, a jego piwa – jak pisał Bartyś – „dorównywały najlepszym bawarskim i naśladowały angielskie”. Niestety, błyskotliwy polsko-brytyjski mariaż zakończyło powstanie listopadowe. Powstańcza klęska zmusiła gen. Paca do emigracji, a carskie władze skonfiskowały jego majątek. A że nie znały wprowadzonych tam nowoczesnych rozwiązań i nie zamierzały do nich się stosować, dawniej kwitnące folwarki. Paca zaczęły podupadać. Część z kilkuset brytyjskich osadników wróciła więc do ojczyzny, część pomarła, inni się zasymilowali (choć pamiętali o swych tradycjach, np. wg danych Bartysia jeszcze w 1856 r. lokalną specjalnością był ser typu Cheshire).
Dziś żyją na Suwalszczyźnie bardziej w legendzie niż w rzeczywistości – z ich tradycji zostało mniej niż ze zrujnowanego pałacu Paca. Ba, nawet większość anglojęzycznych nazw przepadła: New York to dziś Pruska Wielka, Longwood to Ludwinowo, Berwik to Korytki. Pozostała tylko wiedza, którą zdążyli pozostawić sąsiadom – i to (całe szczęście) nie tylko o pędzeniu wódki z ziemniaków. Na przykład koń i pług zastąpił sochę i wołu.