Dlaczego przepadł Wankel

Chociaż Felix Wankel nie potrafił prowadzić auta, zbudował jeden z najciekawszych silników wewnętrznego spalania – z wirującym tłokiem. Wankle były mocne i dynamiczne, ale niestety przegrały z ekologia

Tłok w silniku Wankla wiruje wewnątrz owalnego cylindra. Ma przy tym kształt trójkąta z wypukłymi ścianami i nie jest osadzony wprost na wale – moc do skrzyni biegów oddaje poprzez odpowiednią przekładnię, wykonując w cylindrze ruch taki jak w przypadku mimośrodu. Motor tego typu daje znacznie wyższą kulturę pracy niż tradycyjne modele tłokowe. Te ostatnie szarpią i prawie się dławią, gdy silnik Wankla pracuje niczym szwajcarski chronometr. Przy niewielkiej pojemności można z niego wycisnąć sporo koni – motor z serii Renesis, który montowano w Mazdzie RX-8 – ostatnim aucie z silnikiem Wankla, miał ledwie 1300 cm3, ale generował do 231 koni. Wankle lubią wysokie obroty wału (nawet do 9 tysięcy na minutę!), spaliny opuszczają te silniki szybciej niż w klasycznych jednostkach. Do zalet trzeba też zaliczyć dynamikę, prostszą konstrukcję (brak skomplikowanego rozrządu). Wady? Duże spalanie – a tego dziś nikt nie wybacza. Z trwałością tych silników też różnie bywało.

Zawsze pod górkę

Mazda zrezygnowała z RX-8 i to nie dziwi. Dla Niemców firma NSU i jej samochody – Ro80 to również odległa historia (produkowano je tylko 10 lat od 1967 do 1977 roku; psuły się tak często, że NSU nie pomógł nawet tytuł auta roku 1968). A czy wiecie, że siniki Wankla w swoich autach stosowali również… Rosjanie? W połowie lat 80. XX wieku wypuszczono krótką serię Ład z silnikami z wirującym tłokiem. Wieść gminna niesie, że zbudowano je dla ówczesnej milicji (jeździły wyraźnie szybciej), ale… prawda jest całkiem inna: samochody budowano z myślą o eksporcie.

Polski watek

Nazwisko Feliksa Wankla jest znane na całej Ziemi. Nieco inaczej jest z inżynierem Gustawem Różyckim z Górnego Śląska. Przed II wojną światową Polak budował motocykle niewielkiej pojemności we własnej fabryce „Moj”. Na pomysł silnika z wirującym tłokiem wpadł w roku 1946 lub 1947. Nie wiadomo, dlaczego patent Różyckiego nie zainteresował przemysłu. Jedni mówią, że brakowało odpowiednich materiałów, inni że projekt blokowano.

Wankel odszedł więc do lamusa, ale to prawdopodobnie nie jest ostatnie słowo. Wysokoobrotowe silniki idealnie nadają się do napędzania skuterów śnieżnych i wodnych. Tu parcie ekologów jest znacznie słabsze. Do silnika Wankla świat motoryzacji może jeszcze wrócić.