Dostrajanie samochodów

Na czym polega tuning? W dużym uproszczeniu – na poprawianiu tego, co zdaniem kierowcy zaniedbali producenci. Można to robić na wiele sposobów. Najprostszy jest tuning optyczny – wymiana spoilerów, felg i wszystkiego, co nie ma bezpośredniego przełożenia na jakość jazdy. Znacznie bardziej skomplikowany, wymagający i oczywiście wielokrotnie droższy jest tuning mechaniczny – zmiany w zawieszeniu, zwiększenie mocy silnika, wymiana dyferencjałów itp.

Niektórzy ze zwykłego samochodu chcą zrobić wyścigowy, inni luksusowe auto przerabiają na starego grata. Tuning ma wiele twarzy

Ostatni krzyk mody to tzw. rat style cars i rosts – żargonowo pojazdy zardzewiałe, graty. To propozycja dla tych, którzy nie boją się wytykania palcami na ulicy i uwag „o jaki wstrętny zardzewialec”. W tej odmianie tuningu właściwie wszystko jest dozwolone: dziurawe poszycie, wykwity rdzy wychodzącej spod puchnącego ze starości lakieru, ba, można mieć karoserię całkowicie pozbawioną farby i podkładu. To zupełne przeciwieństwo maszyn ze spoilerami i wychuchaną tapicerką. Samochody tego typu bywają malowane matowym czarnym lub szarym lakierem, mają zaniedbane kabiny, ale zawsze są w pełni sprawne technicznie!

TUNINGOWY HEIMAT

Wciąż jednak większość amatorów tuningu woli ulepszać i upiększać swoje auta niż je postarzać. Ojczyzną dostrajania samochodów są Niemcy. Cały ten proceder zaczął się od wymiany zderzaków na takie, które wyglądają bardziej „rasowo i wyczynowo”. W latach 80. XX wieku można było na tym zbić majątek, czego dowodem jest Zender – niegdysiejsza firma tuningowa z małej miejscowości Mülheim-Kärlich, która zyskała pieniądze i sławę dzięki… dobrym zderzakom do VW Golfa.

Wśród najważniejszych „tunerów” na pewno warto wymienić firmy Carlsson (modyfikacje Mercedesów), Hamann Motorsport (poprawki BMW, Range Roverów, Porsche, Aston Martinów, a nawet Lamborghini), Oettinger (zmiany w autach grupy VW) czy Steimetz (specjalizacja: Opel). Każda z nich ma wiernych klientów, którzy w swoich nowych autach wymieniają zderzaki, grille, dokładają spoilery, metalowe nakładki na pedały, a zwykłe koła zamieniają na alufelgi z oponami o niskim profilu, ale dużej średnicy. Proste zmiany to koszt kilkuset euro, bardziej skomplikowane zabiegi są znacznie droższe. Dość powiedzieć, że auta ekspozycyjne z Hamann Motorsport kosztują od 129 do nawet 300 tysięcy euro (ceny dotyczą samochodów marki Porsche i to bez przebiegu). Bardzo dużo, ale na wymarzone auto Niemcy potrafią wydać jeszcze więcej. Wystarczy, że zamówią poprawki mechaniczne u Brabusa czy w AMG. Te dwie firmy specjalizują się w poważnym tuningu Mercedesów (Brabus poprawia nawet Maybachy). Tuning AMG jest uznawany przez centralę ze Stuttgartu – Mercedes udziela oficjalnej gwarancji na wszystkie operacje wykonywane przez mechaników z małej manufaktury z Affalterbach.

Mercedesy ze znaczkiem AMG lub auta z logo Brabusa to marzenie wielbicieli mocy. Z prostego powodu – każdy AMG czy Brabus ma naprawdę dużo koni pod maską. Taki na przykład Mercedes AMG klasy C dysponuje ośmioma cylindrami i osiąga moc… 457 KM, a to przecież zwykłe auto klasy średniej. Sportowy AMG SL65 Black Series ma 670 koni i generuje 1000 niutonometrów momentu obrotowego. Na co dzień takie auta można spotkać na wyścigach Formuły 1 – AMG pełnią rolę tzw. safety cars (aut bezpieczeństwa).

Przyda się również informacja o kilku rekordach Brabusa. Przerobiony przez tę firmę Mercedes CLS jest obecnie najszybszym seryjnym, dopuszczonym do ruchu sedanem – auto o nazwie Brabus Rocket może rozpędzić się aż do 366 km/godz. Nieco wolniej jeździ poprawiony przez Brabusa Maybach – piękna i superwygodna limuzyna dzięki dodaniu sprężarek jeździ 330 km/godz.

Wady AMG i Brabusa? Znowu wracamy na Ziemię i mówimy – cena. To naprawdę drogie auta. Nas zaszokował Brabus SLR McLaren: kosztuje ponad pół miliona euro.

MARZENIA DRIFTERÓW

Co to jest drifting? W ten sposób nazywa się jazdę kontrolowanymi poślizgami, w czym mistrzami są podobno Japończycy. Wizja szalonego palenia gum na zakrętach nieco kłóci się z naszym stereotypem, że za kółkiem Japończycy są spokojni i delikatni, ale faktom nie da się zaprzeczyć – obywatele Kraju Kwitnącej Wiśni kochają szybką i niebezpieczną jazdę bokami. Ci najlepsi startują w zawodach i zyskują sławę godną profesjonalnych sportowców, reszta – tuninguje swoje auta w stylu sportowym. Co to znaczy? A to, że Japończycy bardzo chętnie dodają mocy do swoich silników, stosują specjalne sportowe układy dolotowe, montują klatki bezpieczeństwa i sztywne niby-rajdowe pasy. Przeróbki zawieszenia i hamulców uzupełnia specyficzny wygląd – japoński tuning to jaskrawy „neonowy” lakier, wypolerowane felgi, szerokie opony i obniżone zawieszenie.

WIEJSKI CZY POLSKI?

Na koniec można byłoby zadać sobie pytanie: czy i jaki jest tuning po polsku? Też lubimy dostrajanie i dajemy zarobić zachodnim firmom tuningowym. Kłopot jednak w tym, że z pieniędzmi u naszych fanów tuningu bywa różnie. Tym można wytłumaczyć fenomen „wiejskiego tuningu”, czyli – w skrócie – tandetnego przerabiania tanich aut za zbyt małe pieniądze. Efekty są tragiczne i do obejrzenia na prawie każdej ulicy. Czy polski-wiejski tuning może się podobać? Dlaczego nie: brzydota też może mieć klasę.