
Volvo Trucks właśnie wprowadziło do swojej oferty kolejnego elektrycznego konia roboczego. Jest to nowa, 14-tonowa wersja modelu FL Electric, z którą Szwedzi celują w firmy transportowe zajmujące się miejskimi dostawami, które do tej pory mogli uznać elektryczne ciężarówki za zbyt duże lub po prostu zbyt kosztowne. Co szczególnie ważne, elektryczne odmiany modeli FL i FE jeżdżą po drogach od 2019 roku i zdobyły już pewną renomę na wielu kontynentach. Teraz producent chce przekonać kolejną grupę klientów, oferując mniejszy i prawdopodobnie tańszy wariant.

Mniejszy, tańszy i lepiej dopasowany do miejskiej dżungli
Nowy pojazd to odpowiedź na konkretne bolączki rynku. Ciężarówka o dopuszczalnej masie całkowitej rzędu 14 ton z nowym układem akumulatorów ma być bardziej przystępną opcją dla firm, których trasy rzadko wykraczają poza gęstą zabudowę. Volvo nie ujawnia jeszcze oficjalnej ceny, ale samo nazywanie go modelem podstawowym sugeruje, że chce obniżyć próg wejścia w świat zeroemisyjnego transportu.
Czytaj też: Setki luksusowych Porsche nagle przestały działać w Rosji. Właściciele nie mogą odpalić swoich aut

Jego kompaktowe wymiary to kolejna przewaga. Szerokość wynosząca zaledwie 2,4 metra ułatwia manewrowanie w wąskich uliczkach czy ciasnych podwórkach, gdzie każdy centymetr ma znaczenie. Akumulatory firma zaprojektowała z kolei tak, by nie ograniczały możliwości montażu różnych typów zabudowy – od zwykłych skrzyń po chłodnie.
Cisza i brak lokalnych emisji to oczywiste atuty w zatłoczonych dzielnicach mieszkalnych. Taka ciężarówka może swobodnie dostarczać towary o świcie czy późnym wieczorem, nie naruszając nocnego spokoju. Jest to realna korzyść dla przewoźników, którzy muszą działać w rytmie wyznaczanym przez restrykcyjne przepisy miejskie.
Akumulatory dopasowywane do realnych potrzeb trasy
Nowa technologia akumulatorów nie trafia tylko do zaprezentowanego właśnie przez Volvo modelu. Ten sam system wykorzystano także w cięższych wariantach FL oraz w modelach FE, które mogą obsługiwać zestawy o masie do 25,8 tony. Volvo tym samym konsekwentnie realizuje swoją filozofię, która polega na elastycznym doborze pojemności akumulatorów do konkretnych zadań przewoźnika. Zakup większego akumulatora wiąże się nie tylko z wyższym kosztem początkowym, ale także z jego masą, która zmniejsza dostępną ładowność. Dla firmy kurierskiej wykonującej stałe, krótkie trasy w obrębie aglomeracji bardziej opłacalny może okazać się wariant z mniejszym magazynem energii, ale za to z większą przestrzenią ładunkową.
Czytaj też: Jednoczęściowa rama z aluminium trafiła do seryjnego auta. To może być większa rewolucja niż nowe baterie

Deklarowany zasięg nowej, 14-tonowej wersji sięga około 200 kilometrów. Warto jednak pamiętać, że to wartość szacunkowa, a na dodatek osiągana w optymalnych warunkach. W praktyce dystans ten potrafi skrócić styl jazdy, obciążenie, a nawet pogoda. Niemniej, dla większości miejskich dostaw, gdzie dzienny przebieg rzadko przekracza 100 km, taka rezerwa powinna być wystarczająca. Pytanie tylko, jak sprawdzi się zimą, gdy ogrzewanie kabiny dodatkowo obciąża układ.
Elektryczna flota Volvo systematycznie się rozrasta
Szwedzki producent konsekwentnie umacnia swoją pozycję w segmencie zeroemisyjnym. Obecnie ma w ofercie osiem seryjnie produkowanych modeli elektrycznych, a łączna sprzedaż takich ciężarówek na świecie przekroczyła już 5000 egzemplarzy. To dowód na to, że nie mówimy już o eksperymentach, lecz o sprawdzonych maszynach pracujących w codziennej eksploatacji. Dla operatorów kluczowe jest również globalne zaplecze serwisowe. Volvo posiada sieć około 2200 punktów obsługi w 130 krajach, co powinno łagodzić obawy związane z dostępnością pomocy technicznej dla nowej technologii.
Produkcja 14-tonowego FL Electric ma się rozpocząć w drugiej połowie 2026 roku. Daje to firmom czas na przygotowanie niezbędnej infrastruktury ładowania i przemyślenie strategii wymiany floty. W ubiegłym roku Volvo dostarczyło na całym świecie około 134000 ciężarówek. Udział modeli elektrycznych w tej liczbie jest wciąż niewielki, ale trend wzrostowy jest wyraźny. Nowy pojazd wpisuje się w szerszy ruch ku elektryfikacji miejskiej logistyki. Volvo stawia na pragmatyzm, oferując kilka wariantów masy i zasięgu, zamiast jednego uniwersalnego rozwiązania. To rozsądne podejście, które pozwala klientom lepiej kontrolować koszty, choć sukces całej inicjatywy wciąż zależy od wielu czynników, od ceny energii po tempo rozwoju infrastruktury.
Czytaj też: Tak kończy się pewna era na rynku motocykli. Yamaha stawia wszystko na jedną kartę
Nowa, 14-tonowa wersja FL Electric nie jest modelem, który jednym ruchem odmieni cały rynek ciężarówek. Może za to stać się brakującym ogniwem między dzisiejszą rzeczywistością diesli a wizją miasta, w którym dostawy do centrów odbywają się cicho i bez spalin. Volvo nie obiecuje rewolucji z dnia na dzień, a zamiast tego proponuje przewoźnikom narzędzie, które pozwala zacząć proces zmian tam, gdzie ma on największy sens: w powtarzalnych, dobrze zaplanowanych trasach w obrębie aglomeracji. Kluczowe będzie jednak to, czy w ciągu najbliższych lat uda się zgrać trzy elementy: ceny samych pojazdów, dostępność infrastruktury ładowania oraz tempo zaostrzania miejskich regulacji. Jeśli samorządy nadal będą rozszerzać strefy czystego transportu, a koszty energii i serwisu utrzymają przewagę nad paliwem i obsługą diesla, takie konstrukcje jak FL Electric mogą z ciekawostki stać się standardem.