Erupcja rozpoczęła się o 3:56 czasu lokalnego, po serii intensywnych trzęsień ziemi, które nawiedziły okolicę w nocy. Jak informuje w swoim komunikacie Islandzkie Biuro Meteorologiczne (IMO), erupcja miała miejsce wzdłuż ciągu kraterów Sundhnúkur, pomiędzy formacjami wulkanicznymi Stóra-Skógfell i Sýlingarfell.
Wydarzenie poprzedził charakterystyczny potężny rój trzęsień ziemi, będący oznaką przemieszczania się magmy pod powierzchnią ziemi. W wyniku tego procesu otworzyła się szczelina o długości około 2,4 kilometra, a niedługo później – kolejna, mniejsza, o długości około 500 metrów. To właśnie z tych szczelin zaczęła wypływać lawa, tworząc widowiskowy, ale niebezpieczny spektakl natury.

Czytaj także: Naukowcy biją na alarm. Islandia wkracza w nową erę wulkaniczną
Co ciekawe, w odróżnieniu od wcześniejszych erupcji w regionie, tym razem doszło do niej zanim podziemny zbiornik magmy pod wulkanem Svartsengi wypełnił się całkowicie. Naukowcy z IMO oszacowali, że przed rozpoczęciem erupcji zgromadziło się tylko około dwóch trzecich objętości magmy, jaka została uwolniona podczas poprzedniej erupcji.
W mediach niemal natychmiast pojawiły się zdjęcia opublikowane przez Islandzki Departament Obrony Cywilnej. Pokazują one strumienie rozżarzonej lawy zalewające okoliczne tereny. Choć sama lawa nie zagraża bezpośrednio infrastrukturze i terenom zamieszkanym, to wulkan uwolnił znaczne ilości gazów – w tym dwutlenku siarki – które wiatr przeniósł nad obszary miejskie. Tam przez krótki czas naukowcy notowali wysoki poziom zanieczyszczenia powietrza.

Warto tutaj także zwrócić na tzw. „włosy czarownic” – cienkie, ostre włókna szklane, które powstają, gdy lawa gwałtownie stygnie i rozpryskuje się. Są one bardzo lekkie, łatwo unoszą się z wiatrem i mogą podrażniać skórę oraz oczy. Władze ostrzegły mieszkańców i turystów o konieczności zachowania ostrożności na świeżym powietrzu w rejonie erupcji.
Czytaj także: Erupcja lawy na Islandii nie spuszcza z tonu. Z czym właściwie mamy tu do czynienia?
Obecna erupcja wpisuje się w szerszy trend, który naukowcy określają swoistym przebudzeniem Półwyspu Reykjanes. Tylko w 2023 roku w tym regionie otworzyła się czterokilometrowa szczelina, która wyrzucała lawę z taką intensywnością, że mogłaby wypełnić basen olimpijski w zaledwie 20 sekund.

Chociaż aktualna erupcja może wydawać się dramatyczna, dla geologów to tylko kolejne potwierdzenie aktywności wulkanicznej Islandii – kraju, który leży na styku płyt tektonicznych i który tak naprawdę jest pozostałością po aktywności wulkanicznej na środku oceanu. Wszystko wskazuje na to, że w najbliższym czasie można się spodziewać dalszej aktywności wulkanicznej w tym regionie. Otwartym pozostaje jedynie pytanie o to, czy mówimy o najbliższym miesiącach, latach, czy stuleciach.