Harbin: Polskie miasto w Chinach

Na wieść o wycofywaniu się okupacyjnych wojski nadejściu Sowietów uzbrojone grupy młodych Polaków zaczęły zajmować strategiczne obiekty w mieście. Był sierpień, ale nie 1944, tylko rok później. Miejsce akcji – nie Warszawa, lecz oddalony od niej o 7 tys. km na wschód, zamieszkany przez Polaków Harbin.

W nocy z 8 na 9 sierpnia 1945 roku mieszkańców  Harbinu obudziło kilka potężnych wybuchów. Zapanował strach. Wielonarodowe miasto, główny punkt przesiadkowy transkontynentalnej Kolei Wschodniochińskiej, od 11 lat wchodziło w skład kontrolowanego przez Japonię Cesarstwa Mandżukuo. Było ważnym ośrodkiem przemysłu zbrojeniowego, stacjonowały w nim japońskie wojska. Tymczasem dwa dni wcześniej Amerykanie zrzucili bombę atomową na Hiroszimę. Mieszkańcy Harbinu – w tym Polacy – obawiali się, że taki sam los może spotkać ich miasto.

„Hiroszima znajdowała się zbyt blisko, by myśleć o niej jak o wydarzeniach na frontach dalekiej Europy” – wspominał 20-letni wówczas harbińczyk Edward Kajdański. „Wszyscy spodziewali się, że wojna rozprzestrzeni się na Mandżurię i następne bomby atomowe polecą na Xinjing, Mukden i Harbin – największe i najbardziej uprzemysłowione miasta”.

Jednak to nie Amerykanie zbombardowali przedmieścia, lecz lotnictwo Związku Radzieckiego. Następnego dnia ZSRR wypowiedział podpisany z Japonią w kwietniu 1941 roku pakt o neutralności. 15 sierpnia Japonia skapitulowała. Wojsko i urzędnicy opuścili miasto, z ulic zniknęli policjanci, uaktywniły się chińskie grupy przestępcze. Zamieszkujący Harbin Europejczycy, przerażeni perspektywą masowych rabunków, gwałtów i grabieży, po-stanowili działać.

JAMES DOUGLAS W SŁUŻBIE RZECZYPOSPOLITEJ

W 1945 roku Polacy stanowili drugą po Rosjanach europejską grupę narodowościową w Harbinie. Dla doskonale zorganizowanej kolonii, liczącej wtedy około 1300 osób, nie była to pierwsza wojenna mobilizacja. Już w styczniu 1932 roku, w czasie chińsko-japońskiej wojny o Mandżurię, miastu zagrażały grupy uzbrojonych dezerterów. Ówczesny konsul RP w Harbinie James Douglas przystąpił do organizowania samoobrony.

Douglas przybył do miasta w październiku 1931 roku. Jego ojciec był Szkotem, który w połowie XIX wieku wyemigrował na tereny obecnej Ukrainy. Tam właśnie urodził się James. Jako młody człowiek wstąpił do Polskiej Partii Socjalistycznej, w której poznał Józefa Piłsudskiego. Blisko współpracowali – Douglas wziął udział m.in. w wyprawie do Tokio w 1904 roku, kiedy to przyszły marszałek omawiał plany dywersji wobec Imperium Rosyjskiego. Uzyskał wówczas poważną pomoc finansową dla partii (10 tys. funtów rocznie), obietnicę dostaw broni i zorganizowania obozu wojskowego w Szwajcarii dla organizacji bojowej PPS. Po wizycie rozpoczęła się też intensywna polsko-japońska współpraca wywiadowcza, skierowana początkowo przeciwko Rosji, a następnie – ZSRR. Do  Harbinu z konsulem Douglasem przyjechał od-delegowany przez wywiad wojskowy porucznik Krosnowski. To właśnie on w 1932 roku objął dowództwo polskiej samoobrony.

Dla ochrony przed bandami z przedmieść  Harbinu ewakuowano mieszkających tam Polaków. Zostali ulokowani w klasztorach i polskim gimnazjum im. Sienkiewicza. Zorganizowano szpital, gromadzono zapasy żywności.

Polska dzielnica została podzielona na sekcje i podsekcje, a do ich patrolowania powołano straże obywatelskie. Zmobilizowany został każdy, kto ukończył szesnaście lat.

Do napadów jednak nie doszło – na początku lutego japońska armia szybko zajęła Harbin. Okupanci traktowali Polaków życzliwie. Do programu nauczania polskiego gimnazjum wprowadzono tylko obowiązkową naukę języka japońskiego, w miejsce chińskiego. Jednak 13 lat później sprawy mogły potoczyć się zupełnie inaczej. Społeczność polska była przygotowana do walki o wyzwolenie miasta spod japońskiej okupacji, chociaż mocno osłabiona.

SKĄD WZIĘLI SIĘ POLACY W HARBINIE

Kolej Wschodniochińska stanowi odnogę Kolei Transsyberyjskiej, w której budowie brało udział wielu Polaków – zarówno będących w służbie rosyjskiej, jak i politycznych zesłańców. Już w 1895 roku na teren Mandżurii zaczęli przybywać pierwsi inżynierowie, wśród nich Stanisław Kierbedź, bratanek twórcy słynnego mostu w Warszawie. Miasto Harbin, które miało stać się administracyjnym centrum Kolei Wschodniochińskiej, założył w 1898 roku w miejscu mandżurskiej wioski inny polski inżynier Adam Szydłowski.

Osadnictwu sprzyjała tolerancyjna polityka rosyjskiego generała Dymitra Horwata, zarządcy tzw. strefy wydzielonej, obejmującej linię kolejową z przyległościami. Do strefy przybywali nie tylko Rosjanie, ale także Polacy, Francuzi, Brytyjczycy i przedstawiciele wielu innych narodowości. Polska diaspora należała do najbogatszych. Polacy obejmowali nie tylko kluczowe stanowiska w administracji kolejowej (dyrektorem Kolei Wschodniochińskiej był m.in. inżynier Kierbedź), ale także prowadzili młyny, warsztaty, tartaki, produkcję mebli oraz jedną z największych w Azji fabryk papierosów.

W 1903 roku została utworzona polska parafia katolicka w Mandżurii, w 1909 roku zakończono budowę kościoła. W 1907 roku powołano klub Gospoda Polska, a osiem lat później otwarto gimnazjum im. Sienkiewicza – jedyną polską szkołę średnią w Azji. Polacy mieli też w Harbinie czasopisma, kluby sportowe (w tym automobilklub), młodzieżowe, charytatywne oraz teatr. W szczytowym momencie rozwoju kolonii, w latach 1917–1920, liczyła ona 10 tysięcy mieszkańców. W owym czasie kursował z Harbinu specjalny pociąg, który luksusowymi wagonami Pullmana woził kuracjuszy do… Ciechocinka.

 

ZAJMIJCIE MONTOWNIĘ MITSUBISHI

Z około 1500 Polaków, którzy mieszkali w Harbinie tuż przed wybuchem II wojny światowej, aż co dziesiąty wyjechał w jej trakcie do Eu-ropy lub na Bliski Wschód, by wstąpić do formowanych tam jednostek Polskich Sił Zbrojnych. Był to ogromny wysiłek – policzono, że gdyby w takich proporcjach zgłaszali się do wojska członkowie Polonii mieszkający w Stanach Zjednoczonych, w oddziałach PSZ znalazłoby się ich 500–600 tysięcy. Mimo ubytku 150 młodych ludzi, w sierpniu 1945 roku do samoobrony zgłosiło się ponad 100 kolejnych Polaków: studentów, uczniów, przedsiębiorców i urzędników.

Początkowo działali w ramach Sztabu Ochrony  Harbinu, powołanego przez dominującą w mieście rosyjską diasporę – potomków „białych” emigrantów. Już 15 sierpnia, tuż po japońskiej kapitulacji, członkom tego sztabu udało się zdobyć broń i samochody. Dzięki nim mogli zająć aż 500 strategicznych obiektów w mieście, w tym ujęcia wody, elektrownie, fabryki i składy wojskowe, centrale telefoniczne i obiekty kolejowe.

„Członkom sztabu, którzy mieli tylko kilka strzelb myśliwskich i straszaków, udało się przepędzić japońskich strażników z miejskiego arsenału i zdobyć czeskie karabiny i lekką broń automatyczną oraz amunicję do nich. W broń tę zaopatrzone zostały emigracyjne szkoły średnie oraz lokalny uniwersytet” – wspominał Edward Kajdański, który także był studentem tej uczelni. „Drugim osiągnięciem było zajęcie montowni samochodów Mitsubishi. Montowano w niej wojskowe ciężarówki, znane pod nazwą Diamond. W montowni był także magazyn benzyny. Sama broń, bez możliwości szybkiego przemieszczania się, niewiele by dała”.

18 sierpnia, trzy dni po rozpoczęciu „harbińskiego powstania”, Polacy postanowili powołać własną organizację samoobrony pod nazwą Sztab Polski. Na jej czele stanęli dwaj przedsiębiorcy: właściciel warsztatu mechanicznego Bronisław Stefanowicz i Józef Łopato, którego rodzina posiadała największą w mieście fabrykę papierosów. Sztabowi podlegało 116 ochotników podzielonych na 10 drużyn. Polacy obsadzili m.in. centralny dworzec ko-lejowy w Harbinie, miejskie składy żywności, fabrykę papierosów, młyny, a także magazyny na lotnisku, budzące szczególne zainteresowanie grup przestępczych ze względu na informacje o znajdujących się w nich zapasach opium. Oddziały Sztabu Polskiego działały też w daleko położonych dzielnicach miasta: Samannym Gorodku i Tajpinczao.

Zadania drużyn samoobrony były zróżnicowane. Oddziały przy dworcu miały nie dopuścić do rabunku mienia kolejowego i materiałów wybuchowych, a także rozbrajać osoby niemające prawa do noszenia broni. Inne miały zająć opuszczone prywatne i państwowe budynki japońskie, konfiskować zrabowane rzeczy oraz zapobiegać próbom dywersji.

SOWIECKI GENERAŁ DZIĘKUJE POLAKOM

Zajęcie magazynów na lotnisku miało szczególne znaczenie, ponieważ 18 sierpnia wieczorem wylądowała na nim 120-osobowa sowiecka grupa desantowa ppłk. Zabielina. W jej składzie znajdował się specjalny pełnomocnik dowództwa Frontu Dalekowschodniego generał-major Szełachow. Jego zadaniem było przedstawić Japończykom warunki kapitulacji. Początkowo sowieccy dowódcy nie planowali desantu w Harbinie, lecz w stolicy Cesarstwa Mandżukuo – Hsinkingu. Zmienili jednak zdanie, gdy dotarły do nich informacje o zajęciu przez samoobronę obiektów w mieście oraz za-trzymaniu przez studentów japońskiego generała Eitaro Haty oraz innych dowódców.

Przybycie oddziału Armii Czerwonej nie zapobiegło zbrojnym starciom. Doszło do nich m.in. w Fudziadzianie, oddzielonej od  Harbinu linią kolejową małej osadzie, w której znajdowała się fabryka koców i wojskowej bielizny. „Podczas gdy ja i moi koledzy przydzieleni do ochrony Głównych Warsztatów Kolejowych mogliśmy całymi nocami grać w karty, ci z Fudziadzianu musieli raz po raz ostrzeliwać się przed nacierającymi uzbrojonymi bandami” – wspominał Edward Kajdański.

Na większe oddziały Armii Czerwonej trzeba było poczekać. Dotarły one do Harbinu dopiero pod koniec sierpnia koleją na chroniony przez Sztab Polski dworzec. Przez niemal dwa tygodnie kilkusettysięczne miasto znajdowało się więc pod kontrolą złożonych głównie z Rosjan i Polaków ochotniczych jednostek. Ale nawet po przybyciu regularnej armii – samoobrony nie rozwiązano. W mieście wciąż przebywali ukryci fanatyczni japońscy żołnierze-kamikadze, którzy z obwiązaną na biało głową i odbezpieczonymi granatami rzucali się na sowieckie patrole.

2 września w klubie Gospoda Polska sowiecki generał podziękował Polakom za udział w przejęciu miasta. I chociaż Sztab Ochrony  Harbinu oraz Polski Sztab zostały rozwiązane pod koniec 1945 roku, władze wojskowe zgodziły się na dalsze funkcjonowanie samoobrony w postaci nowo formowanych jednostek Straży Ochrony Kolei. Były po temu powody.

 

W styczniu 1946 roku sowieckie wojska opuściły Harbin, obiecując oddanie władzy w mieście przedstawicielom Kuomintangu – narodowej chińskiej partii Czang Kajszeka. Przekazały ją jednak Ósmej Armii komunistów Mao Tse-tunga. Wkrótce zwolennicy Czang Kajszeka zaczęli mścić się za to na członkach Sztabu Ochrony  Harbinu. Porwanie z domu Polaka o nazwisku Dąbrowski postawiło na nogi wszystkich, bez względu na narodowość. Dla członków samoobrony takie różnice nie miały znaczenia, ponieważ większość ochotników była kolegami z harbińskich szkół i uniwersytetu. W czasie próby odbicia Dąbrowskiego zginęło sześciu studentów, głównie Rosjan.

POLSCY AGENCI CESARSTWA MANDŻUKUO

Polsko-japońska współpraca wywiadowcza nie została przerwana we wrześniu 1939 roku, chociaż Polska znalazła się po stronie wrogów państw Osi. W placówkach dyplomatycznych Japonii i Cesarstwa Mandżukuo w Kownie, Sztokholmie i Berlinie zostali zatrudnieni oficerowie polskiego wywiadu wojskowego: major Michał Rybikowski, kapitan Alfons Jakubianiec i porucznik Leszek Daszkiewicz, specjaliści od Związku Radzieckiego. Umowa, zawarta z szefem szpiegowskiej siatki gen. Makato Odonerą, była prosta: Polacy dostarczają informacji na temat ZSRR, a w zamian mogą korzystać z placówek dyplomatycznych do przekazywania poczty kurierskiej i informacji z okupowanego kraju do Londynu. W drugą stronę płynęły pieniądze dla polskiego podziemia. W rzeczywistości japońscy agenci wyposażeni w paszporty dyplomatyczne uznawanego przez III Rzeszę Cesarstwa Mandżukuo byli zakonspirowanymi oficerami Armii Krajowej. Ich znajomość z Odonerą, a także japońskim konsulem Chiune Sugiharą ułatwiała załatwianie japońskich wiz dla Polaków próbujących dostać się do sił zbrojnych na Zachodzie, w tym także harbińczyków.

POLSKI EXODUS

Przejęcie władzy w mieście przez chińskich komunistów oznaczało koniec niezależności istniejącej od ponad półwiecza polskiej kolonii w Mandżurii. Nie zamierzał jej wspierać także rząd w Warszawie – w drugiej połowie roku 1948 polskie władze podjęły decyzję o repatriacji. Do Harbinu został wysłany specjalny delegat komandor Jerzy Kłossowski, by namawiał Polaków do powrotu do kraju.

Wśród harbińczyków nastąpił rozłam. Większość chciała wyjechać, także dlatego, że niepewna była przyszłość samego miasta. Harbin oraz cała Kolej Wschodniochińska miały dotąd eksterytorialny status, sprzyjający roz-wojowi wielonarodowego charakteru metropolii. A właśnie z koleją związana była ogromna większość polskich rodzin w Mandżurii: Polacy byli inżynierami, naczelnikami stacji, maszynistami. Językiem, którym najłatwiej można się było porozumieć na mandżurskich trasach, był właśnie polski.

Tymczasem jeszcze w czasie konferencji w Jałcie Stalin zażądał dla Związku Radzieckiego kontroli nad całą Koleją Wschodniochińską – i otrzymał ją. Oznaczało to, że znajdująca się na terytorium Mandżurii niemal 1500-kilometrowa trasa de facto znajdzie się pod sowiecką administracją (Chiny odzyskały nad nią kontrolę dopiero w 1955 roku). W ten sposób jałtańskie ustalenia przypieczętowały także los mieszkających w Harbinie Polaków.

W 1949 roku wyjechało do Polski około 800 harbińczyków. W ciągu następnych lat dołączali do nich kolejni. Nie wszyscy zdecydowali się na wyjazd do Polski – niektórzy rozpoczęli nowe życie w Australii, Ameryce Południowej i USA. W 1963 roku w Harbinie mieszkało już tylko 18 Polaków. 30 lat później miasto opuścił ostatni.