Hipnoza jak strzykawka, sugestia jak lek. “To nie magia, to rodzaj relacji międzyludzkiej”

Sceptycy nadal uważają ją za oszustwo albo trik. Tymczasem hipnoza istnieje naprawdę i nie ma nic wspólnego z magią, a w dodatku jej zastosowanie w medycynie zyskuje coraz mocniejsze potwierdzenie naukowe

Siedzę na miękkiej beżowej kanapie w willi w podwarszawskim Powsinie. Z korytarza dochodzą głosy rozmawiających ludzi, komuś dzwoni telefon. „Podaj mi rękę” – uśmiecha się do mnie Maciej Bennewicz, coach, który w swojej pracy wykorzystuje hipnozę. Właśnie po to tu przyszłam. Chcę sprawdzić, czy da się mnie zahipnotyzować. Czuję silny ucisk na nadgarstku i słyszę: „Zamknij oczy. Twoja ręka może zacząć opadać, bardzo powoli opada… Im bardziej jesteś świadoma tego, że twoja ręka opada, tym bardziej wchodzisz w trans. Teraz wyraźnie odczuwasz dźwięki: jeżdżą samochody, tyka zegar, słyszysz mój głos. Im bardziej sobie to uświadamiasz, tym bardziej wchodzisz w trans” – Maciej mówi do mnie spokojnym, niskim, nieco przyciszonym głosem.

„Teraz koncentrujesz się na oddechu. Staje się głęboki, a ty pozwalasz sobie na rozluźnienie. Czujesz, jak przyjemna fala rozluźnienia spływa na całe twoje ciało. Rozluźnia się twoja szczęka i głowa. Twoja szyja i ramiona. O tak… Rozluźnia się każdy mięsień przyczepiony do twojego kręgosłupa… i pas miedniczny… i teraz nogi, uda, kolana i łydki. Twoje ciało się rozluźnia. Twój umysł jest jasny, czysty i skoncentrowany. Kiedy pojawiają się myśli, niech płyną”. Maciej prosi, bym oceniła w 10-stopniowej skali, jak głęboko jestem zahipnotyzowana. „Trzy” – odpowiadam. „Weź oddech. I zrób tak, żebyś była cztery, pięć”.

Gdy dochodzę do siedmiu, zachęca, bym przeniosła się do miejsca, które jest dla mnie miłe i bezpieczne. Przez chwilę opowiadam mu, co widzę, ale w pewnym momencie przestaję mieć na to ochotę. Maciej zachęca, bym posłuchała, co mówią do mnie różne elementy mojego wyobrażonego świata. „Poczuj ten cudowny, miły stan. Poczuj, jak wyzwala się w tobie siła” – słyszę. Potem mam się położyć (w wyobraźni) i zapaść w głęboki sen. „Dopiero kiedy znowu mnie usłyszysz, obudzisz się”. Mija kilkadziesiąt sekund. „A kiedy policzę do 10, wrócisz do stanu czuwania”. Na 10 powoli otwieram oczy. Czuję się jak po kilku chwilach głębokiego relaksu. Cały czas byłam świadoma.
 

 

Powszechne wyobrażenie o hipnozie znacznie się różni od tego, co przeżyłam. Nikt nie machał mi przed oczami wahadełkiem, nie straciłam kontaktu z otoczeniem ani pamięci o tym, co przeżyłam w stanie hipnozy. Nie sprowokowano mnie do udawania kurczaka, wyznania miłości nieznajomej osobie ani okradzenia sejfu (jak w komedii Woody’ego Allena „Klątwa skorpiona”). No i hipnotyzer nie miał powłóczystych szat (w jakich ponoć przyjmował pacjentów Franz Anton Mesmer, do niedawna uważany za pioniera hipnozy w Europie, dziś łączony raczej z bioenergoterapią) ani nie przewiercał mnie wzrokiem (jak Anatolij Kaszpirowski, który pod koniec XX wieku zasłynął seansami hipnotycznymi w telewizji).

Z jednej strony sceptycy traktują hipnozę jak telepatię czy bioenergoterapię i nie wierzą w jej istnienie. Z drugiej – wiele wykształconych osób przydaje jej wręcz magiczną moc. 77 proc. studentów jest zdania, że hipnoza to odmienny stan świadomości, zupełnie różny od jawy, a 44 proc. uważa, że zahipnotyzowany działa jak robot i wykonuje automatycznie wszystkie polecenia hipnotyzera – wynika z badań przeprowadzonych w 2006 r. przez pięciu amerykańskich uczonych, którzy zapytali o opinię 280 młodych ludzi z USA, Niemiec, Australii i Iranu (wyniki opublikowano w piśmie „International Journal of Clinical and Experimental Hypnosis”). Oba poglądy są błędne. Wbrew temu, co nadal uważa wielu psychologów, badania naukowe nie potwierdzają, by hipnoza była „odmiennym stanem świadomości”. Osoba zahipnotyzowana nie wpada w trans. Co zatem się z nią dzieje?

„Hipnoza to intensywna koncentracja na drugiej osobie, szczególny rodzaj relacji międzyludzkiej, w której wzmożona jest podatność na sugestię” – tłumaczy prof. Jerzy Aleksandrowicz z Uniwersytetu Jagiellońskiego, jeden z najwybitniejszych polskich badaczy hipnozy. Kilka lat temu profesor wraz z grupą współpracowników postanowili za pomocą funkcjonalnego rezonansu magnetycznego sprawdzić, co dzieje się w mózgach osób zahipnotyzowanych. Czternaście osób kłuto wykałaczką i sprawdzano ich reakcję na ból w stanie czuwania i w hipnozie. „Z naszych badań wynika, że kiedy człowiek jest zahipnotyzowany, zwiększa się aktywność w okolicach oczodołowo-czołowych, zwłaszcza po stronie lewej. Ponieważ te okolice są związane z koncentracją uwagi, być może potwierdza to definicję hipnozy jako stanu szczególnie intensywnego skupienia uwagi” – tłumaczy prof. Aleksandrowicz. „Udało nam się także znaleźć ślad różnicy w pobudzeniu odmiennych okolic mózgu podczas hipnozy i recepcji sugestii, co sugerowałoby, że hipnoza i sugestia to dwie różne rzeczy” – dodaje. Naukowiec porównuje hipnozę do strzykawki, którą można pacjentowi podać sugestię, tak jak zazwyczaj podaje się lek.

W hipnozie – właśnie dzięki ogromnej koncentracji uwagi – jesteśmy szczególnie podatni na sugestie. „Z całą pewnością sugestie, nawet bez hipnozy, mogą doprowadzić do znacznych zmian w sposobie funkcjonowania i psychiki, i ciała” – mówi prof. Aleksandrowicz i podkreśla, że efekty sugestii znamy z codziennego życia. Jeśli oglądamy doniesienia o tsunami w Japonii, to przecież nie wiemy, co tam się wydarzyło naprawdę. Otrzymujemy obrazek zawierający sugestie, wsparty komentarzem o spokoju i świetnym zorganizowaniu Japończyków. Czy to prawda, czy nie – nie wiemy, reagujemy na sugestię, którą nam przekazano. „Podczas hipnozy nasza zdolność krytycznego myślenia zostaje osłabiona, bo uwaga koncentruje się wyłącznie na jednym źródle bodźców, którym jest hipnotyzer. To, co on generuje, wchodzi w przeżywanie;wspomnienia i wiedza zostają przy tej koncentracji uwagi wyłączone” – podkreśla profesor. Choć trudno w to uwierzyć, sugestie hipnotyczne są tak silne, że można je stosować nawet do uśmierzania bólu podczas zabiegów chirurgicznych.

 

Brytyjka Pippa Plaisted ponad pięć lat temu poddała się operacji raka piersi w Lister Hospital w Londynie. Miała już za sobą kilka zabiegów chirurgicznych – po każdym cierpiała z powodu trwających miesiącami nudności i wymiotów. Jednocześnie wiadomo było, że jest podatna na sugestie hipnotyczne (dzięki hipnoterapii uwolniła się wcześniej od strachu przed chorobą). Zamiast narkozy postanowiono więc zastosować hipnozę. Z powodzeniem! Kobieta podczas operacji miała zamknięte oczy, choć nie spała. Anestezjolog hipnoterapeuta czuwał, by pozostawała w stanie hipnotycznym – przez cały czas trzymał kciuk na jej czole. Po zabiegu Plaisted była zmęczona, ale czuła się dobrze.

Badania prowadzone w ostatnich 50 latach potwierdzają, że hipnoza jest bezpieczna i skuteczna, m.in. w leczeniu przewlekłego bólu, np. migrenowego, łagodzeniu bólu porodowego, rzucaniu palenia, leczeniu fobii, a także jako znieczulenie podczas zabiegów stomatologicznych i chirurgicznych. Z zestawienia wielu badań opublikowanych w „International Journal of Clinical and Experimental Hypnosis” wynika, że sugestia hipnotyczna złagodziła ból w 75 proc. przypadków w 27 różnych eksperymentach. Hipnozę do uśmierzania bólu stosuje się między innymi w szpitalach w Lubece w Niemczech i w Liege w Belgii. Ponieważ lekarze obawiają się, że pacjent może wyjść ze stanu hipnotycznego, zanim chirurg skończy operować, łączą ją z miejscowym znieczuleniem. W Liege wykonano już kilka tysięcy takich zabiegów. Z badań dr Marie-Elisabeth Faymonville z tamtejszego szpitala wynika, że po operacji pod hipnozą chorzy wracają do zdrowia szybciej niż po zabiegu pod narkozą. Lekarka porównała rekonwalescencje 40 osób po operacji tarczycy: 20, u których zastosowano narkozę, i 20 operowanych w znieczuleniu miejscowym z hipnozą. Pierwsi dochodzili do siebie przeciętnie 36 dni. Drugim wystarczyło 10 dni.

W pismach medycznych nietrudno znaleźć informacje o skutecznym leczeniu prowadzonym pod hipnozą. „Lancet” w 2000 r. donosił, że hipnoterapia towarzysząca radiologii zabiegowej nie tylko zmniejsza ból i strach pacjentów, ale także redukuje ryzyko komplikacji pooperacyjnych. W tym samym roku „International Journal of Clinical and Experimental Hypnosis” prezentował wyniki badań finansowanych przez American Lung Association, z których wynikało, że 22 proc. palaczy uczestniczących w jednej tylko sesji grupowej hipnoterapii, mającej im pomóc zerwać z nałogiem, jeszcze miesiąc po „zabiegu” nadal nie paliło. Pięć lat wcześniej w „American Journal of Clinical Hypnosis” można było przeczytać, że hipnoza znacząco zwiększa aktywność komórek odpornościowych – limfocytów typu B i T. Hipnozę wykorzystuje się również w terapii depresji i fobii. Warto jednak pamiętać, że to tylko narzędzie, a nie lek na całe zło. „Niektórzy przychodzą z nastawieniem: pan mnie zahipnotyzuje, ja się obudzę i po problemie. Tymczasem hipnoza nie jest panaceum” – mówi psychoterapeuta i coach Benedykt Peczko. Dzięki sugestiom hipnotycznym można na przykład zwiększyć czyjąś motywację czy pomóc zerwać z nałogiem, ale nie da się uczynić nieszczęśliwego szczęśliwym. To zjawisko fascynuje lekarzy od stuleci. „Francuski psychiatra Jean-Martin Charcot próbował wykorzystać hipnozę w XIX wieku do lepszego zrozumienia psychopatologii, zwłaszcza histerii, a Iwan Pawłow do zrozumienia funkcji fizjologicznych, związanych z fazami snu i czuwania” – mówi prof. Aleksandrowicz.„Bardzo szybko jednak dostała się w ręce szalbierzy, którzy zarabiają pokazami o charakterze estradowym i czerpią z tego poczucie swojej niezwykłości” – dodaje prof. Aleksandrowicz.

 

Zdaniem prof. Aleksandrowicza, świetnym przykładem pomieszania użycia hipnozy do celów terapeutycznych i do popisów, które mają służyć uzyskiwaniu znacznych wynagrodzeń i poczucia nadludzkiej mocy, jest Anatolij Kaszpirowski. „Seanse Kaszpirowskiego były skuteczne, jeśli weźmiemy pod uwagę wywoływanie sugerowanych efektów, ale zarazem oszukańcze i niebezpieczne, bo proces hipnotyzowania uniemożliwiał interwencję zależnie od reakcji hipnotyzowanego. Tak było zarówno w przypadku słynnego prowadzenia dwóch równoległych anestezji hipnotycznych na dwóch różnych salach operacyjnych wyłącznie za pomocą komunikacji telewizyjnej, jak i podczas seansów telewizyjnych. To karygodne i niedopuszczalne, bo wtedy nie można być w interakcji z hipnotyzowanym i dopasowywać sugestii hipnotycznych do jego reakcji” – podkreśla profesor. Czym to grozi? Sugestia relaksacyjna („Twoje ciało jest rozluźnione”) w wypadku osoby zdrowej będzie bezpieczna i odczuwana jako coś przyjemnego, ale u chorego na miastenię może spowodować gwałtowne obniżenie napięcia mięśniowego, i tak niskiego w tym schorzeniu, i poważne zaburzenie.

Jak to się dzieje, że ci showmani osiągają tak spektakularne efekty? Czy ludzie, których hipnotyzują, tylko udają? Specjaliści zapewniają, że nie ma tu oszustwa. „Osoby, które idą na hipnozę sceniczną, już w momencie gdy kupują bilet na show, wystawiają się na bodziec, są wstępnie gotowe do psychomanipulacji. Spośród nich hipnotyzer wyławia, często z pomocą swoich współpracowników, tych szczególnie podatnych. Oni pod presją społeczną na scenie łatwo ulegną wpływowi hipnotyzera, nawet za cenę ośmieszenia się” – tłumaczy Bennewicz. Benedykt Peczko, psycholog i psychoterapeuta, opowiada, że był kiedyś świadkiem seansu hipnotycznego prowadzonego przez pewnego Rosjanina. Najpierw spośród widzów wyłowił około 20 osób podatnych na sugestie (wystarczy doświadczenie i spostrzegawczość, obserwowanie mimowolnych reakcji na podawane sugestie) i zaprosił je na scenę. Kontynuował show, obserwując tę grupę, i w końcu skupił się na jednej osobie. Zaraz potem pod wpływem sugestii hipnotyzera utożsamiła się ona z Borysem Jelcynem. Widownia szalała ze śmiechu, patrząc, jak drobny mężczyzna naśladuje polityka.

Oczywiście wszyscy byli przekonani, że ten niezwykły efekt to przejaw mocy hipnotyzera. Tymaczasem chodziło o stopień podatności hipnotycznej widza. Bennewicz tłumaczy, że jeden z typowych trików estradowych hipnotyzerów to „hipnoza na przewrotkę”. „Osoba na scenie jest emocjonalnie pobudzona już z tego powodu, że jest w centrum zainteresowania, dostaje kilka indukcji od hipnotyzera, który krzyczy, zapewnia, że zaraz przemówi bóstwo. Znienacka jego dłoń uderza w czoło osoby hipnotyzowanej. Samo zbliżanie się ręki gwałtownie do czoła wywołuje silny lęk. Hipnotyzowany już jest przestraszony, zamyka oczy i… zostaje przewrócony na plecy. Upadek do tyłu wywołuje pierwotny lęk. Równocześnie wydzielają się hormony, które mają znieczulić przed upadkiem. Wszystkie te elementy sprawiają, że układ nerwowy musi się na chwilę zresetować. Dodatkowo człowiek zaraz jest gwałtownie podnoszony przez asystentów hipnotyzera, spada mu ciśnienie śródczaszkowe. Jest oszołomiony, także chemicznie, przez substancje hormonalne” – opowiada Bennewicz. W takim stanie sugestia działa wyjątkowo silnie.

 

Nie da się nikogo zahipnotyzować wbrew jego woli ani zmusić w stanie hipnozy do zrobienia czegoś sprzecznego z jego wolą. Tyle że nie zawsze uświadamy sobie wszystkie swoje pragnienia. Czy hipnotyzer jest w stanie sprawić, bym obrabowała bank, jeśli mój system wartości odrzuca kradzież, ale w głębi duszy jestem chciwa? „Tak” – stwierdza prof. Aleksandrowicz. „Czasem w pokazach estradowych hipnotyzer żąda, by hipnotyzowany zaatakował, uderzył, oblał kwasem jego asystenta. Hipnotyzowany to robi, ale nie dlatego, że jest agresywny, ani nie dlatego, że jest pozbawiony woli i jego system wartości jest nieczynny, tylko dlatego, że w takich sytuacjach każdy z nas myśli sobie, że eksperymentator wie, co robi. Że najprawdopodobniej jest tam jakieś zabezpieczenie”. Hipnotyzer nie ma też mocy wydobycia z człowieka nadnaturalnych skłonności.

Nawet most kataleptyczny, czyli pozycja, w której hipnotyzowany utrzymuje ciało w powietrzu, podparty jedynie piętami i karkiem, nie przekracza możliwości średnio wysportowanego człowieka. Wszystko jest kwestią motywacji i mobilizacji. Większość z nas na co dzień używa tylko około 65 proc. siły mięśni, w ten sposób organizm chroni się przed przeforsowaniem – odkrył Vladimir Zatsiorsky, kinezjolog z Pennsylvania University. Jeśli jednak znajdziemy się w krytycznej, zagrażającej życiu sytuacji, ten mechanizm kontrolny pod wpływem silnej motywacji przestaje działać. Podobnie jest w stanie hipnozy.

„Jeden z moich nauczycieli hipnozy opowiadał mi, że kiedyś kilku studentów kupiło książkę o hipnozie, po czym zahipnotyzowali kolegę. Dali mu sugestię, że nie może ruszać ręką, a potem wyprowadzili go ze stanu hipnozy, zapominając odwołać sugestię paraliżu. Okazało się, że chłopak nie mógł poruszać ręką. Próby ponownego zahipnotyzowania go, prawdopodobnie dlatego że był wystraszony, nie dawały rezultatu i konieczne było skorzystanie z pomocy fachowca, który w hipnozie odwołał sugestię paraliżu. Odradzałbym tego typu zabawy innym fascynatom hipnozy” – opowiada Dariusz Skorupa ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej, który bada zastosowanie hipnozy m.in. w sporcie.

Hipnoza może być rzeczywiście głęboka. O takim stanie świadczą negatywne halucynacje wzrokowe, czyli niewidzenie rzeczy, które istnieją. „To najbardziej zagrażająca dla człowieka sytuacja. Wyobraźmy sobie kogoś, kto wychodzi na ruchliwą ulicę, ale nie widzi pędzących po niej samochodów” – tłumaczy psycholog Tomasz Witkowski, który zasłynął walką z mitami w psychologii. Zastanawiam się nad jeszcze kilkoma zabiegami indukcji hipnotycznej. Ciekawi mnie, czy nauczę się głębiej wchodzić w ten stan. Ale na leczenie zębów w hipnozie, zamiast w znieczuleniu farmakologicznym, jednak się nie zdecyduję.

 

Zanim Maciej Bennewicz mnie zahipnotyzował, postanowił sprawdzić moją podatność na sugestię, a co za tym idzie – także na hipnozę. Miałam spleść dłonie jak do pacierza, pozostawiając tylko palce wskazujące wyprostowane równolegle do siebie, tak aby się nie stykały. „I zacznij wpatrywać się w swoje palce. Teraz wyraźniej możesz poczuć, że twoje palce przyciągają się silniej i silniej. Im bardziej próbujesz to powstrzymać, tym bardziej nie możesz”. Próbowałam utrzymać je z daleka od siebie ze wszystkich sił, w końcu nie chciałam się dać zahipnotyzować!. „Twoje palce się mocno przyciągają, za chwilę się skleją (dłonie mi niepokojąco drżą). Skleją się silnie… (moje palce napięte do granic możliwości nieoczekiwanie stykają się opuszkami). Im mocniejsze jest to sklejenie, tym bardziej próbujesz rozerwać palce, ale nie możesz. Naprawdę próbujesz je rozerwać, ale nie możesz. Dopiero kiedy usłyszysz pstryknięcie, to nagle magnes przestanie działać. Tak jest (moje palce posłusznie się od siebie odkleiły). Palce mogą się rozchylić”.

Podobno należę do osób dość podatnych na sugestie. Taką podatność można też zbadać dzięki testom opracowanym przez psychologów ze Stanford University. Wyniki odnajduje się na tzw. stanfordzkiej skali podatności hipnotycznej, obejmującej przedział od 0 do 12 (0 – brak podatności, 12 – maksymalna podatność). Większość osób uzyskuje ocenę bliską środka skali. „O podatności na hipnozę decydują nie tylko cechy układu nerwowego, lecz również umiejętność oddania kontroli. Łatwiej podda się jej zapewne ktoś, kto na przykład potrafi zasnąć w pociągu czy autobusie, niż ten, kto nie jest w stanie tego zrobić” – tłumaczy psycholog Tomasz Witkowski. Dariusz Skorupa zwraca z kolei uwagę: „Czym innym jest stopień podatności hipnotycznej – cecha względnie trwała, a czym innym głębokość osiągniętego transu, który w zależności od poziomu zmęczenia osoby hipnotyzowanej czy warunków, w jakich odbywa się hipnoza, może się zmieniać”. O dziwo, wraz z wiekiem podatność na sugestię spada. Nie zauważono za to istotnych różnic między płciami pod tym względem.