Jak ja kocham siebie!

Bombardowani komunikatami, jak udoskonalić wygląd, mieszkanie, samopoczucie czy partnera, wylądowaliśmy na planecie Ja. To bardzo samotne miejsce

Był pięknym młodzieńcem. Kochały się w nim nie tylko kobiety, ale i mężczyźni. Mimo to nie czuł się szczęśliwy. Jego całym światem był on sam, odbity w tafli lustra. I tak właśnie umarł. Samotnie, z tęsknoty za idealną twarzą, której nie mógł dotknąć, obojętny na otaczających go ludzi. Mityczny Narcyz. Ta historia  przypomniała mi się niedawno, kiedy znajomy prawnik opowiadał o swojej koleżance z kancelarii, cierpiącej na dziwną przypadłość. Niezależnie od tematu rozmowy, nawet kiedy chodziło o skomentowanie prognozy pogody, 31- letnia pani adwokat rozpoczyna zdanie od „A ja, to…”. Problem lingwistyczny czy psychologiczny? – Współcześnie młodzi ludzie kochają samych siebie bardziej niż kiedykolwiek. Próżność wyparła skromność – mówi dr Nathan DeWall, psycholog z University of Kentucky, który przez kilka ostatnich lat przyglądał się tendencjom narcystycznym w amerykańskiej muzyce pop. Inspiracją do rozpoczęcia badań stała się przypadkowo usłyszana piosenka zespołu Weezer, zatytułowana „Wariacje na temat hymnu Shakersów”. „Siedziałem akurat ze znajomym psychologiem i rozmawialiśmy o narcyzmie, a w radiu wokalista Rivers Cuomo wykrzykiwał, że jest „najcudowniejszym człowiekiem, jaki kiedykolwiek żył na naszej ziemi” – wspomina DeWall. Amerykanin przypomniał sobie wtedy, że oryginalny hymn Shakersów, protestanckiej grupy religijnej, zatytułowany był „Proste dary” i opiewał raczej dobrodziejstwa wolności i prostoty. „Pomyślałem: jak to możliwe, żeby ktoś tak o sobie mówił publicznie? I że ta piosenka to niezły przykład egocentryzmu” – tłumaczy psycholog.

Sama ze sobą

Nathan DeWall postanowił zbadać hipotezę, czy aby narcyzm nie stał się wśród Amerykanów tak powszechny jak nagość w teledyskach raperów. Razem z zespołem badaczy z University of Kentucky i San Diego State University przeanalizowali piosenki, które rządziły na amerykańskich listach przebojów w ciągu ostatnich trzydziestu lat. W latach 80. największe hity opowiadały o szczęśliwej więzi między ludźmi, o byciu razem i przezwyciężaniu uprzedzeń. Na przykład w 1981 i 1982 roku na szczytach list przebojów znalazł się utwór „Ebony and Ivory”, w którym Paul McCartney i Stevie Wonder śpiewali o harmonii wszystkich ras, piosenka zespołu Kool & The Gang „Let’s all celebrate and have a good time”, opiewająca szczęśliwe życie w grupie, czy romantyczna „Endless love” Diany Ross i Lionela Richie, z refrenem mówiącym o dwóch sercach, które biją jak jedno. Prawie trzydzieści lat później uwaga autorów skupiła się na nich samych. „I’m bringing sexy back” – śpiewał buńczucznie w 2006 roku guru nastolatek Justin Timberlake. „Look at me” nawoływał rok później Chris Brown, a Fergie z zespołu Black Eyed Peas w jednej z piosenek prosiła ukochanego o czas tylko dla siebie, podkreślając: „To osobiste, tylko ja sama ze sobą” („Big girls don’t cry”). Ameryka wylądowała na planecie „ja”. „Ja, moje, mojego – to główny przekaz współczesnych piosenek i jednocześnie wyraz ogromnego, wręcz patologicznego zapatrzenia w siebie. Odchodzi się od poczucia wspólnoty, która rządziła postawami moralnymi kilkanaście lat temu, do uwielbienia egoizmu i próżności” – tłumaczy DeWall.

Jestem idealny!

 

„Urodzeni po 1982 r. to najbardziej narcystyczna generacja w historii” – przyznaje Jean Twenge.Ta psycholożka z San Diego State University jest autorką książek „Pokolenie Ja” i „Epidemia narcyzmu”, które kilka lat temu
rozpoczęły globalną debatę na temat rosnącego samouwielbienia wśród młodych ludzi. Twenge twierdzi, że w ostatnich dwudziestu latach poziom narcyzmu wśród Amerykanów wzrósł aż o 65 proc. i wciąż rośnie. „Czy uważasz, że jesteś osobą wyjątkową?”, „Czy gdybyś to ty mógł urządzić świat, byłoby to miejsce lepsze pod wieloma względami?” – na te i podobne pytania studenci z wybranych uniwersytetów w USA odpowiadali zespołowi prof. Twenge przez dwadzieścia lat. Ten sam kwestionariusz wypełniało najmłodsze pokolenie, dzisiejsi 18- i 22- latkowie, a także ich rówieśnicy sprzed dwóch dekad. W latach 80. na narcystyczne zaburzenia osobowości cierpiało 15 proc. studentów. Dziś można je zdiagnozować u ponad 30 proc. „Jeśli to, że kocham i akceptuję samą siebie, oznacza, że jestem próżna, to nic mnie to nie obchodzi!” – mówiła jedna z badanych przez prof. Twenge studentek. „Wychowaliśmy pokolenie dzieci, które uważają, że wszystko im się należy. Zupełnie brakuje im realnej samooceny, a to prowadzi do rozczarowań. Przestańmy więc powtarzać dzieciom, że są takie cudowne!” – przestrzega Twenge.

Kiedy znany amerykański historyk i socjolog Christopher Lasch opublikował w 1979 r. książkę „Kultura narcyzmu”, był jednym z pierwszych, którzy głosili powstanie „generacji Ja”. Chodziło mu o pokolenie ludzi zapatrzonych wyłącznie w siebie i swoje problemy. W wielu późniejszych tekstach podkreślał, że mimo mitycznych skojarzeń narcyzm jest głównie obroną przed agresywnymi impulsami, nie zaś miłością własną. Po czym poznać narcyza? Przerost ego, wyrażający się w przesadnie pozytywnym obrazie siebie („Jestem idealny!”), obojętność na uczucia innych, postawy roszczeniowe, agresja, jeśli nie dostaje tego, co mu się rzekomo należy – wymieniają psychologowie. „Ludzie z wyraźną skazą narcystyczną stale szukają podziwu i zainteresowania. Zależy im na pokazywaniu się w towarzystwie »właściwych ludzi«, a nie na zawarciu bliskich i trwałych przyjaźni. Ich samoocena zazwyczaj jest zawyżona i mało stabilna. Na krytyczne uwagi, niepowodzenie lub rozczarowanie reagują albo obojętnością, albo uczuciem gniewu, wstydu, niższości i upokorzenia” – tłumaczy dr Andrzej Januszewski, psycholog i wykładowca Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, od lat badający patologie narcystyczne wśród młodzieży.

Emocjonalna sinusoida

Istnieją dwa typy narcyzmu – jawny i ukryty. Pierwszy charakteryzuje osoby pewne siebie, przekonane o własnej wyższości, aroganckie i nieliczące się z opiniami innych. Potrafią być czarujące i brylować w towarzystwie, ale trudno im budować relacje inne niż powierzchowne. Drugi rodzaj narcyza to osoby wycofujące się, niepewne swojego „ja”. Uważają, że spojrzenie świata skierowane jest na nich, ale to zainteresowanie je paraliżuje, a każda krytyka jest dla nich klęską. Brak empatii i trudności w tworzeniu związków przyjacielskich i romantycznych to jedna z głównych cech rozpoznawczych narcyzów. Jeśli jednak uważamy, że miłość własna daje im satysfakcję, jesteśmy w błędzie. Osoby narcystyczne są tak skoncentrowane na sobie, że – jak mityczny Narcyz – często czują się zamknięte w pułapce. Nie mają przyjaciół, trudno budują relacje. Ich nastroje to prawdziwa sinusoida: od miłości i samouwielbienia do depresji narcystycznej, poczucia niższości, a nawet myśli samobójczych.

Andrzej Januszewski uważa, że nawet u 30 proc. dorastającej młodzieży w Polsce można zauważyć różne przejawy narcyzmu. Niektóre z nich mogą się przerodzić w kliniczne zaburzenie osobowości. Inne pozostaną egoistyczną
postawą życiową. Jak stajemy się narcyzem? Czasem dzieje się to z powodu nadmiernego uwielbienia, jakim dziecko obdarzają rodzice. Innym razem szkodzi przesadny krytycyzm i wymagania. Dziecko, traktowane instrumentalnie i kochane warunkowo, nauczy się w ten sam sposób traktować innych ludzi. Psychologia mówi, że wszyscy byliśmy kiedyś narcyzami. Skłonności do samouwielbienia pojawiają się w toku rozwoju poznawczego u kilkuletnich dzieci, a później u nastolatków. W obu przypadkach zdrowe relacje rodzinne oraz relacje z rówieśnikami weryfikują te narcystyczne skrzywienia. „Problem pojawia się wtedy, kiedy dziecięce i młodzieżowe skupienie na  »ja« nie zostanie umiejętnie przepracowane, a narcyzm wnosimy jak ciężki bagaż w naszą dorosłość” – dodaje Januszewski.

Wiek próżności

13 lutego 2010 roku został ogłoszony Dniem Szalonej Miłości do Samego Siebie przez jeden z amerykańskich portali internetowych. Ludzie z całego świata pisali o sobie w samych superlatywach, wklejali też swoje zdjęcia. „Głównym komponentem narcyzmu jest fantazja, że jest się lepszym niż w rzeczywistości. Stąd popularność takich portali jak Facebook czy Twitter, które opierają się na autopromocji. Jak na targowisku próżności pokazujemy się z najładniejszej strony, możemy oceniać, ale i jesteśmy oceniani” – tłumaczy Richard S. Pond, psycholog z University of Kentucky. Jak mówią socjologowie, w propagowaniu skromności nie pomaga też kultura celebrycka. „W ciągu kilkunastu ostatnich lat przyzwyczailiśmy się do tej medialnie promowanej i stale nasilanej celebryzacji świata. Jak zauważył nieoceniony w opisywaniu zmian społecznych Zygmunt Bauman, autorytety zmieniły się w celebrytów i dziś Kuba Wojewódzki cieszy się większym zaufaniem młodych ludzi niż papież” – zauważa Krystyna Drat-Ruszczak, psycholog kliniczny i profesor w Szkole Wyższej Psychologii
Społecznej w Warszawie, która razem z Różą Bazińską badała polski świat narcyzów. I dodaje: „Często widać, jak zadowolone są niektóre osoby zapraszane do telewizji, jak się tam moszczą, goszczą, pudrują, przekrzykują, »błyszczą« dowcipem. Ciemną stroną narcyzmu jest to, że przy tak rozdętym „ja” nie ma miejsca na innych. Nie ma miejsca na drugiego człowieka ani na to, co w psychologii określamy jako wartości wspólnotowe: serdeczność, przyjaźń, zrozumienie, lojalność”.

Osoby narcystyczne inicjują kulturowe zmiany i narzucają trendy, które podchwytują masy. Na całym świecie liczba operacji plastycznych rośnie nie tylko wśród kobiet, ale i mężczyzn. W samych USA w 2009 roku wykonano ponad 10 mln zabiegów poprawiających urodę. Rzeczywistość, w której rządzą piękne obrazki, kult piękna i młodości, to idealne środowisko życia dla osoby próżnej i zakochanej w sobie, która nie może istnieć bez perfekcyjnego image’u. Dochodzi nawet do tego, że gwiazdki wynajmują fałszywych paparazzi, by je śledzili. Wszystko po to, by udawać, że są sławne, czyli lepsze. Czy jest lek na narcyzm? Być może warto iść za radą niemieckiego profesora psychiatrii w Getyndze Borwina Bandelowa, który stwierdził kiedyś: „Jeśli cierpisz na narcystyczne zaburzenia osobowości, po prostu zostań aktorem”.