Rzucanie nożami do ludzkiej tarczy, królik z kapelusza. Jak magicy oszukują nasze zmysły?

Iluzjoniści, odwracając naszą uwagę, manipulują nami tak, że najwytrawniejsi psycholodzy mogą się wiele od nich nauczyć o działaniu ludzkiego umysłu. I właśnie to robią!

Sala Wydziału Biologii Uniwersytetu Warszawskiego wypełniona jest po brzegi. Uczestnicy konferencji „Oblicza neuronauki” z zapartym tchem czekają na pojawienie się Hugo Caffarattiego. Jest. Niektórzy wzdychają. Dlaczego sądziliśmy, że pojawi się ubrany w szatę i kapelusz czarodzieja? Bo ten młody naukowiec jest nie tylko doktorantem Uniwersytetu w Leicester, ale też profesjonalnym iluzjonistą, który jako jeden z niewielu na świecie próbuje łączyć magię z nauką.

Caffaratti wie, że oczekujemy, by jak profesor Severus Snape w sadze o Harrym Potterze nauczył nas, jak „oczarować umysł i usidlić zmysły”. Rozpoczyna więc wykład od popularnej sztuczki karcianej. Prosi wybraną osobę, by pomyślała o dowolnej karcie, a następnie wyciąga ją z talii. Tak, to właśnie król trefl. Sprawiając, że moneta znika w jego ręce, przytacza słowa słynnego magika Fu Manchu – Davida Bamberga: „Oczy są szybsze niż ręce, mózg jest szybszy niż oczy, więc musicie atakować mózg”. „Czym jest magia? Niespodzianką, ale taką, w której udaje się zerwać połączenie między przyczyną i skutkiem. Coś się stało, ale nie jesteś w stanie ustalić, jak to się dokładnie stało” – tłumaczy Caffaratti.

Dynamo

Steven Frayne Dynamo, pochodzący z Bradford iluzjonista, sławę zawdzięcza serii programów „Dynamo. Więcej niż magia”, w których zadziwia trikami przechodniów na ulicy, w kawiarni, w salonie fryzjerskim. W jednej ze swoich najsłynniejszych sztuczek Dynamo chodzi po wodzie.

Jak to robi? Wykorzystuje długie, wąskie platformy z przezroczystego tworzywa, w wodzie (na basenie pod idącym po powierzchni wody mogą nawet przepływać inne osoby).

Od kasyn Las Vegas po barcelońską ulicę Pokątną

Jak iluzjonista trafił do laboratorium? „Już jako nastolatek fascynowałem się magią. Dwanaście lat temu zacząłem terminować pod okiem znanego hiszpańskiego magika” – opowiada. „To trochę jak pójście do Hogwartu” – żartuję. „Właśnie” – z entuzjazmem potakuje Caffaratti. „Szybko odkryłem, że o wiele bardziej niż techniczna strona trików fascynuje mnie psychologiczna siła magii: to, jak manipulujemy widzami, jak na nich wpływamy, jak odwracamy ich uwagę. To jest to, co naprawdę tworzy show, zaczarowuje publiczność” – opowiada. Ale rodzina młodego Hiszpana coraz bardziej martwiła się, że chłopak zajmuje się swoim hobby kosztem nauki. Zdecydował się więc na studiowanie inżynierii biomedycznej, ze względu na bliskość tej dziedziny do nauk o mózgu.

„I pewnego dnia, dwa lata temu, gdy jako świeżo upieczony inżynier szedłem sobie uliczkami Barcelony niedaleko ulicy Pokątnej (Diagonal to naprawdę jedna z głównych ulic tego miasta!), wstąpiłem do księgarni, szukając nowych książek o magii. Sprzedawca zaoferował mi nowość o związkach magii z psychologią. Przeczytałem »Sleights of Mind« (Kuglarstwo mózgu) w jeden wieczór i już wiedziałem, czym dalej chcę się w życiu zajmować. Tak wylądowałem u prof. Quian Quirogi, dyrektora Centre for Systems Neuroscience w Leicester”.

Neuromagia jako nauka narodziła się w Las Vegas, które słynie nie tylko z kasyn, ale też z największych show magicznych. To tam pracują wszystkie sławy, od Davida Copperfielda poczynając. Na jeden z takich pokazów trafili Susana Martinez-Conde i Stephen Macknik, małżeństwo psychologów z Barrow Neurological Institute w Arizonie, które zajmowało się iluzjami optycznymi. W trakcie show, widząc jak magik wykorzystuje optyczne iluzje i zmienia sukienkę asystentki z białej na czerwoną, uświadomili sobie, jak bardzo magia czerpie z tego, czym sami się zawodowo zajmują. Zaczęli się zastanawiać, czy znajomość magicznych trików pomoże im zrozumieć funkcjonowanie mózgu.

 

„Mieli wielkie szczęście, bo udało im się namówić do współpracy takie gwiazdy jak James Randi. Zaczęli się uczyć profesji i zostali oficjalnie przyjęci do Magicznego Zamku, prestiżowego zrzeszenia iluzjonistów” – opowiada Hugo Caffaratti.

Nie do końca wolny wybór

Ludzie widzą to, co przewidują zobaczyć. „Magik udaje, że rzuca kulą w powietrze. Ludzie widzą, że kula się porusza, chociaż w rzeczywistości nie opuszcza rąk magika” – tłumaczy Gustaw Kuhn, magik i psycholog z University of Durham. Nie wierzycie? W jednym z badań Susana Martinez-Conde pokazywała badanym kilka zdjęć i pytała o wrażenia. Zdjęcie nr 1 – małe blondwłose dziecko z tatą. Sielski obrazek. Nic nadzwyczajnego, póki badaczka nie zwraca uwagi, że dziecko ma dwa kciuki. Zdjęcie nr 2 – grupa uśmiechających się ludzi. Jeśli jednak spojrzy się uważniej, to dostrzeżemy, że wszyscy mają jednakowe twarze. Ulegliśmy iluzji, ponieważ nasz mózg z góry założył, że twarze będą różne.

Co się naprawdę dzieje, gdy magik każe nam wybrać „dowolną” kartę, a potem zgaduje, jaką wybraliśmy? Trywialną metodą jest użycie talii, która zawiera 52 asy pik. Ale iluzjoniści już dawno przestali z niej korzystać. Czytają więc w naszych myślach? Nie, posługują się techniką zwaną w psychologii wymuszonym wyborem. Pisze o niej w „Dziwnologii” prof. Richard Wiseman, naukowiec specjalizujący się w psychologii oszustwa i praktykujący iluzjonista. Magik kładzie przed nami w rzędzie trzy karty, powiedzmy asa kier, dziesiątkę pik i króla kier. Kolejno przesuwa je w naszym kierunku, prezentując je: możesz wybrać to, to albo to.

Asa przysuwa najbliżej nas, dalej kładzie resztę kart. O której karcie pomyślałeś? Z badań prof. Wisemana wynika, że większość z nas wybiera w myślach asa, ponieważ magik świadomie najlepiej go przed nami wyeksponował. Także Hugo Caffaratti bada techniki wymuszonego wyboru. Wykorzystuje w tym celu metodę eye-tracking, czyli za pomocą kamery śledzi, dokąd podczas sztuczki podąża nasz wzrok.

Złodziej kradnie nam uwagę

„Apollo Robbins przesuwa dłońmi po ciele Georgea, którego wybrał z publiczności. »Tylko sprawdzam, co masz w kieszeniach« – uspokaja mistrz kieszonkowców z Las Vegas, a dwustu naukowców, którzy zjechali tu na sympozjum »Świadomość magii«, śledzi go jak jastrzębie, próbując złapać na gorącym uczynku rękę sięgającą po portfel” – piszą Susana Martinez-Conde i Stephen Macknik w „Sleights of Mind” Apollo, „dżentelmen złodziej”, zasłynął okradzeniem m.in. ochroniarzy byłego prezydenta USA Jimmyego Cartera, którym zabrał portfele, zegarki i kluczyki do limuzyny prezydenta.

„Masz tyle w kieszeniach, że nie wiem, od czego zacząć” – zagaduje Apollo. „To twoje?” – pyta wciskając pióro do ręki Georgea. Zręczne ręce to jedno, ale równie ważny jest monotonny, uspokajający komentarz, dzięki któremu magik może kontrolować, np. przekierować, uwagę słuchaczy. Gdy Apollo mówi Georgeowi jedną rzecz, dwie inne w tym czasie wykonuje rękami. Jednostajne dotykanie uczestnika kolejno w ramię, kieszonkę na piersi i kieszeń spodni ma uśpić czujność: gdy mózg Georgea usiłuje nadążyć za przesuwającymi się rękami magika, całkowicie poświęca temu uwagę. W tym czasie Apollo kradnie mężczyźnie pióro, notes, dyktafon, portfel i zegarek.

 

Kieszonkowiec często korzysta ze zjawiska, które badacze zajmujący się mózgiem określają jako zmysłowy powidok. Magik łapie ofiarę za nadgarstek pod zegarkiem i ściska. To wrażenie pozostaje w neuronach dotykowych skóry, przez co jesteśmy mniej wrażliwi i nie czujemy zdjęcia zegarka – cały czas mamy poczucie, że on dalej tam jest. Apollo, obmacując ofiarę, zmniejsza jej wrażliwość na swój dotyk, bo mózg adaptuje się do odczuwanych bodźców. To ważna zdolność układu nerwowego, która oszczędza naszą energię: ignorując stare bodźce, możemy skupić się na nowych. Tak dzieje się cały czas: zapominamy np. o okularach, które jeszcze rano nieco nas uciskały. Dlatego właśnie pan Hilary biegał i krzyczał, szukając okularów. Nie tyle zapomniał, że one są na nosie, ile jego mózg przestał rejestrować, że one tam są.

„Myślicie, że jesteście na tyle skupieni, że nie umknie wam to, jak moneta znika. A ja to skupienie uwagi wykorzystuję” – przekonuje Caffaratti. Aby nam to udowodnić, pokazuje krótki film, na którym dwie grupy ludzi rzucają do siebie piłkę. Policzcie, ile razy piłkę rzucą ci w białych koszulkach – prosi magik.

Liczymy. Ile było podań? Pięć, siedem? A kto widział goryla?” – pyta Hugo. Tylko część z nas zwróciła uwagę, że w trakcie gry między graczami pojawia się człowiek przebrany za wielką małpę! Ten klasyczny już dziś eksperyment przeprowadzili w 1999 r. Daniel Simons i Christopher Chabris z Harvard University. Aż 46 proc. badanych przez nich ludzi nie zauważyło goryla. Psychologowie nazywają to zjawisko ślepotą pozauwagową. Wynika ona z faktu, że mózg, skupiając się na trudnym zadaniu, „wyłącza” koncentrowanie uwagi na innych bodźcach.

Prof. Richard Wiseman wprowadził do tego eksperymentu element rywalizacji, dzieląc obserwatorów na kobiety i mężczyzn. Pod wpływem stresu liczba zauważających małpę zmalała do 5 proc.! Im bardziej się staramy, tym więcej umyka naszej uwadze. Mało tego, Wiseman powtórzył test na naukowcach z brytyjskiego The Royal Society. „Małpy nie zauważył żaden z nich! Zdumiewające, prawda?” – Wiseman tłumaczy ten wynik świetną u ludzi nauki umiejętnością koncentrowania się na zadaniu. Jednym, jak widać.

„Psychologowie współpracujący z iluzjonistami udowodnili, że wcale nie jesteśmy tak wielozadaniowi, jak nam się przez lata wydawało” – wyjaśnia Hugo Caffaratti. „Naukowcy zajmujący się mózgiem wiedzą też, że gdy dwie rzeczy poruszają się w tym samym czasie, naszą uwagę przykuje ta, która pierwsza zaczęła się poruszać” – opowiada Caffaratti, przesuwając wolno w górę lewą rękę, za którą podążam wzrokiem, zupełnie nie zwracając uwagi, że prawa w tym czasie manipuluje monetą. „Oczy i mózg reagują na to, co kolorowe, jasne. Stąd te wszystkie białe gołębie, kolorowe chusty, które magik wyrzuca w powietrze. Nasz wzrok skupia się na nich, dając iluzjoniście czas na wykonanie triku”.

 

Magiczna moc naśladowania

„Chcę teraz zmylić twoją uwagę, więc popatrzę ci głęboko w oczy – ty wtedy, naśladując mnie, odruchowo spojrzysz mi w oczy. Nawet nie jesteś świadomy, że przestałeś patrzeć na monetę i gapisz się na moją twarz. A moneta już znika. Jeszcze długo po wykonaniu sztuczki widzowie potrafią zapewniać, że wszystko dokładnie widzieli i ani na chwilę nie spuścili monety z oczu. Nie zarejestrowali tego krótkiego momentu, gdy patrzyli mi w oczy” – tłumaczy Hugo Caffaratti. Znów dałem się złapać.

Uśmiechamy się, gdy ktoś się uśmiecha, patrzymy, kiedy sięga po szklankę z wodą, i czujemy, że i nam chce się pić. Widzimy, jak ktoś szlocha, i robi się nam smutno. Do niedawna psychologia wrzucała te zjawiska do worka z napisem „naśladownictwo” albo „empatia”. Neurobiolodzy zrewolucjonizowali to myślenie. A wszystko zaczęło się na uniwersytecie we włoskiej Parmie, gdzie zespół Giacamo Rizzolattiego prowadził badania nad aktywnością neuronów z tzw. obszaru F5 w korze mózgowej makaków, który kontroluje wykonywanie różnych operacji dłońmi. Małpom wszczepiono elektrody, które dźwiękiem sygnalizowały pobudzenie odpowiednich neuronów. Aparatura „brzęczała” – czyli aktywowały się te same komórki nerwowe – zarówno gdy małpa wyciągała ręce, by chwycić pożywienie, jak i wtedy, gdy próbowała złapać żywność ustami. Oznacza to, że w mózgach makaków znajduje się grupa komórek, która koduje abstrakcyjną czynność chwytania, niezależnie od tego, która część ciała zostaje do tego celu wykorzystana. Któregoś dnia jeden z badaczy sięgnął po lody i ku zdumieniu naukowców urządzenie podłączone do makaka „zabrzęczało” – a więc komórki te aktywują się nie tylko przy wykonywaniu czynności, ale także gdy małpy widzą, że wykonuje ją ktoś inny. U ludzi mechanizm działa tak samo. Naukowcy nazwali te komórki neuronami lustrzanymi.

Magicy nieświadomie żerowali na nich od lat. To naśladowanie pozwala iluzjonistom manipulować naszą uwagą. Gdy chcą ją skierować w jakąś stronę, sami zwracają tam wzrok, a my (i nasze neurony lustrzane) robimy to samo.

Co ciekawe, wystarczy drobna niedyspozycja zdrowotna, by ten mechanizm zaburzyć. Naukowcy zauważyli to, gdy podczas jednego z show magik wykonywał numer z cytryną – kazał uczestnikowi wybrać kartę i podpisać ją, a następnie rozkroił cytrynę i w środku znalazł właśnie tę kartę. Magik w pewnym momencie zerkał w bok, więc i widzowie to robili. Tylko Susana Martinez-Conde, która była w pierwszym trymestrze ciąży i skupiała się głównie na tym, by nie zwymiotować, nie podążyła wzorkiem za magikiem. Jej uwaga była rozproszona, więc kobieta bez trudu dostrzegła, że gdy publiczność gapi się na magika, jego ręce pod chustką błyskawicznie wciskają kartę do cytryny.

 

Harry Potter sufluje nauce

Nie tylko nauka służy wyjaśnianiu magii. Coraz częściej to ta ostatnia podpowiada naukowcom nowe kierunki badawcze. W spomniany już Apollo Robbins zwrócił uwagę badaczy, że trik ze znikającą monetą lepiej działa, gdy ruch ręki, który ma odwrócić uwagę publiczności, nie jest prosty, ale zakrzywiony.

Wynik badania opublikowanego w „Frontiers in Human Neuroscience” potwierdził jego obserwacje. Naukowcy podczas demonstrowania sztuczki śledzili wzrok badanych za pomocą urządzenia do eye-trackingu. Okazało się, że gdy ręka iluzjonisty przesuwa się prosto, np. od lewej do prawej, nasz wzrok „przeskakuje” od punktu początkowego do końcowego i z powrotem do początkowego. To może komplikować pracę magika, który chce w tym czasie usunąć coś z zasięgu naszego wzroku (np. monetę). Zupełnie inaczej postrzegamy zakrzywiony ruch ręki, posuwającej się zakrętami, naprzód, ale raz w górę, raz w dół. „Wzrok bardziej się na tym ruchu koncentruje, ponieważ punkty ograniczające ten ruch ciągle się zmieniają” – mówi Martinez-Conde.

Badacze chcą wykorzystywać magię także do diagnostyki autyzmu. Przypuszczają, że z tym schorzeniem może mieć związek wadliwe działanie neuronów lustrzanych. Dzieci cierpiące na autyzm nie podążają za matką, która patrzy na piłkę i mówi „piłka”. Dlatego mają większe trudności z nauczeniem się języka i współdziałaniem. Z tego samego powodu nie postrzegają zachowań jako intencjonalnych. Nie rozumieją, że obserwowany człowiek sięga po szklankę, bo chce napić się wody. Z badań Martinez-Conde wynika, że osoby cierpiące na autyzm trudniej oszukać magicznymi sztuczkami.


Jak magia oszukuje nasze zmysły:

Rzucanie nożami do ludzkiej tarczy – To jedna z klasycznych sztuczek wykorzystujących lenistwo ludzkiego mózgu, który rzadko kwestionuje to, co spodziewa się zobaczyć. Magik przypina asystentkę do ogromnej tarczy i zaczyna rzucać w nią sztyletami. Czasem słyszymy świst i zamieramy w napięciu. Na szczęście iluzjonista zawsze trafia. Nawet wtedy, gdy tarcza się obraca. Czasem też przebija rzuconym nożem balon znajdujący się tuż przy ciele asystentki. W rzeczywistości magik niczym nie rzuca. Wykonuje jedynie zamach i chowa kolejne noże w kieszeni. Asystent ukryty za ogromną tarczą dba o to, aby w odpowiednim momencie nóż wbił się we właściwe miejsce tarczy, którą przebija nie z przodu, lecz z tyłu.

Przebijanie brzucha mieczem – Iluzjonista i jego asystentka stoją bokiem do widzów. Mężczyzna wyjmuje miecz i wbija go prosto w brzuch kobiety. Kobieta trzyma dłońmi miejsce, w które wbito rekwizyt. Ostrze miecza przebija asystentkę i wychodzi na wysokości kręgosłupa.

W rzeczywistości miecz użyty w triku jest bardzo miękki (zwykle wykonany ze sklejonych ze sobą taśm mierniczych). Pas kobiety opina specjalny gorset wyposażony w rodzaj pochwy miecza z wejściem z przodu i wyjściem z tyłu ciała. Asystentka chwyta ostrze „wbijającego się” w nią miecza, aby wprowadzić go do otworu w gorsecie. Ostrze okrąża ciało kobiety i wychodzi z drugiej strony.

W jednej z modyfikacji tej sztuczki magik najpierw przebija mieczem jabłko lub inny twardy owoc. W tej części pokazu używa prawdziwego miecza. Następnie opuszcza go, chowając ostrze za kulisami lub dekoracją, jednocześnie odwracając uwagę widzów, na przykład rzucając do nich przekrojony przedmiot. Wtedy inna asystentka, schowana za dekoracją, błyskawicznie podmienia rekwizyty magika.

Krojenie kobiety na części – Na początku asystentka wchodzi do skrzyni i zamyka się w niej. Kolejne etapy zależą od decyzji magika. Najczęściej jednak przebija on skrzynię kilkoma mieczami lub szerokimi blachami. Następnie dzieli skrzynię na części. Potem składa ją, a asystentka wychodzi cała i zdrowa.

 

Niezależnie od tego, jaki scenariusz wymyśli iluzjonista, nie obędzie się bez drobnej i zwinnej asystentki. Po zamknięciu w skrzyni musi się ona skulić tak, aby zmieścić się w części pudła, które zostanie oddzielone od reszty. Jeśli magik wbija w skrzynię miecze, robi to przed rozdzieleniem skrzyni. Szczupła asystentka chwyta wchodzące ostrze i pilnuje, aby trafiło w odpowiednie wyjście ze skrzyni. Po wyjęciu mieczy asystentka kuli się w jednej części, a iluzjonista może przystąpić do dzielenia skrzyni na części. Wystające ze skrzyni dłonie i stopy, magicznie oddzielone od siebie, to często części manekinów. Jeśli się poruszają, mimo że zostały „oddzielone” od głowy, znaczy to, że w skrzyni, za nią lub pod nią była ukryta druga asystentka, która w odpowiednim momencie wślizgnęła się do drugiej części skrzyni. Najczęściej druga kobieta czeka ukryta w schowku pod stołem. Aby wydawało nam się, że pod stołem nic nie ma, iluzjonista pod częścią rekwizytu montuje lustro. Musi zadbać, aby odbijała się w nim część dekoracji podobnej do tej, która znajduje się za nim. Musi też zwrócić uwagę, aby jego nogi nie schowały się za tą częścią, która jest zasłonięta lustrem.

Wybrana karta przenika przez szybę – Magik przerzuca między palcami karty i prosi osobę, której chce zaimponować, aby powiedziała „stop” Iluzjonista zatrzymuje przepuszczanie kart, prosi o zapamiętanie wybranej i ponowne włożenie jej do talii. Dokładnie tasuje karty i nagle rzuca talią o szybę. Wybrana karta jest przyklejona do szyby… po jej drugiej stronie.

Przede wszystkim karta nie jest wybrana przypadkowo. Przed sztuczką magik nacina jedną z kart i umieszcza ją przed tą kartą, która ma zostać wybrana – dzięki temu wyczuwa, gdzie zatrzymać przerzucanie, aby trafić na wybraną wcześniej kartę. Za szybą znajduje się asystentka, która przykleja kartę do szkła, kiedy iluzjonista odwraca uwagę zadziwionego widza.

Znikająca moneta – Magik wciska monetę w naszą rękę, ugniata palcami, sprawiając, że wydaje nam się, że moneta tam jest (neurony dotykowe rejestrują obecność monety). Zamykamy rękę, a on dopytuje: „Czujesz, że moneta tam jest?”. Po chwili wrażenie słabnie i wtedy magik każe nam otworzyć rękę. Voilà! Moneta zniknęła. Tak naprawdę nigdy jej tam nie było.

Lewitująca kobieta – Na scenie pojawia się kobieta (koniecznie w dość długiej sukni). Iluzjonista wykonuje ruchy mające symulować hipnotyzowanie asystentki, której ciało wiotczeje na wcześniej przygotowanym stole czy łóżku. Po kilku kolejnych ruchach artysty kobieta unosi się w powietrzu na tyle wysoko, że widać, iż nic jej nie podtrzymuje. Iluzjonista przesuwa ręką pod kobietą, a nawet przeciąga wokół jej ciała metalową obręcz, aby dowieść, że kobieta nie jest zawieszona na sznurkach czy podtrzymywana na jakimś podnośniku. A my naiwnie w to wierzymy.

Tak naprawdę kobieta oczywiście jest unoszona podnośnikiem widłowym. Nie jest zamontowany. w stole, lecz stoi za kurtyną.

Ramię podnośnika jest czarne i cały czas zasłonięte ciałem asystentki. Przesunięcie dłonią pod platformą jest więc banalnie proste. Co do obręczy, to wystarczy odpowiednia manipulacja rekwizytem – należy go obracać, przesuwać kawałek w jedną, kawałek w drugą stronę, aby oszukać naszą percepcję. Zdarza się też, że podnośnik jest zamontowany w podłodze. Łatwo to poznać po nieruchomym w czasie całego przedstawienia ciele magika (rekwizyty takie jak obręcze podaje asystentka – musi on zasłaniać konstrukcję swoim ciałem.

Królik z kapelusza – Stara jak świat, choć ostatnio chyba mniej popularna sztuczka. Iluzjonista pokazuje widzom pusty czarny cylinder. Ma puste ręce i kieszenie. Ani śladu królika. Wystarczy jednak kilka ruchów czarodziejską pałeczką, aby zwierzątko się pojawiło.

Sztuczka zawsze dzieje się przy stole zakrytym długim obrusem, za którym stoi magik. Do brzegu stołu, po stronie iluzjonisty, jest przyczepiona czarna torba, w której czeka królik. Iluzja zaczyna się, kiedy kapelusz stoi na stole rondem do dołu. Odwracając cylinder, magik wprawnym ruchem wkłada czarną torbę do wnętrza rekwizytu (ten ruch zasłania przed widownią rondo kapelusza). Wystarczy już tylko sięgnąć do wnętrza, aby zadziwić widownię i uwolnić zwierzątko.


Sztuczki bez rozrywki

Mechanizmy działania ludzkiego umysłu i układu nerwowego zdają się intuicyjnie wykorzystywać także oszuści, na przykład cinkciarze. Wiele osób wymieniających złotówki na dolary na czarnym rynku w czasach PRL 1 straciło mnóstwo pieniędzy. Dali się oszukać i zamiast banknotów dostawali od handlarzy plik pociętych gazet □ choć byli przekonani, że podczas całej transakcji zachowali ogromną ostrożność i ani na chwilę nie oderwali oczu od pieniędzy. Trik cinkciarzy często polegał na tym, że dawali kupującemu trochę za mało pieniędzy, a gdy klient po przeliczeniu zwitka zgłaszał reklamację, liczyli je na jego oczach jeszcze raz i dokładali brakujące banknoty, jednocześnie zręcznie podmieniając te z dołu pliku na ścinki papieru.

Zadowolony klient odchodził i zazwyczaj dopiero w domu odkrywał oszustwo. Umiejętność odwrócenia uwagi 3 i zręczność  to także podstawy rzemiosła kieszonkowców. Wykorzystywana przez przestępców przewidywalność natury ludzkiej fascynowała Johna Trinkausa, profesora z City University w Nowym Jorku. Prowadził on badania, które mogą się na pierwszy rzut oka wydawać absurdalne, odkrył na przykład, że większość osób poproszonych o podanie dowolnej nieparzystej liczby od 10 do 50 wybiera 37. Trinkaus znalazł praktyczny wymiar swoich zainteresowań badawczych, o którym zapewne wielu złodziei wiedziało już wcześniej. Kiedy zapytał stu właścicieli aktówek o to, jaką kombinacją cyfr zaszyfrowali swój zamek, okazało się, że niemal trzy czwarte z nich nie zmieniło ustawień fabrycznych i wykorzystywało nadal szyfr 0-0-0.

Redakcja Focus.pl wybierze dla Ciebie najlepsze artykuły tygodnia. Zapisz się na nasz newsletter


DLA GŁODNYCH WIEDZY:

Susana Martinez-Conde, Stephen Macknik, Sandra Blackeslee, „Sleights of Mind: What the neuroscience of magic reveals about our brains”, Profile Books 2012

Richard Wiseman, „Dziwnologia. Odkrywanie wielkich prawd w rzeczach małych”, W.A.B., Warszawa 2010