Jak złapać flow w pracy i nie wpaść w ogłupiającą monotonię?

Dobra praca to taka, w której się sprawdzamy, która nas angażuje i wiąże się z naszymi wartościami etycznymi – twierdzą psycholodzy biznesu. Jeśli nasze zajęcie nie spełnia, choćby jednego z wymienionych warunków, nie miejmy złudzeń: trudno nam będzie złapać flow pośród codziennych obowiązków.
praca, praca w domu
praca, praca w domu

Chyba że zmienimy ścieżkę kariery, miejsce zatrudnienia
lub nieefektywne nawyki. Co w największym stopniu przeszkadza nam przeżyć upojenie własną aktywnością?

1. “Koordynator wizji strategicznej dla Wschodniego Wybrzeża”

Bullshit jobs – tak David Rolfe Graeber, jeden z przywódców ruchu Occupy Wall Street, określa funkcje, które według niego nie wiążą się z wytwarzaniem czegoś, co ludzie lubią i czego potrzebują. Jako przykład podaje “koordynatora wizji strategicznej dla Wschodniego Wybrzeża”. Ten menedżer średniego
szczebla spędza całe dnie na spotkaniach lub budowaniu zespołów, które przesyłają sobie nawzajem raporty. Ernest Hemingway mówił o takich bezproduktywnych ludziach, że mylą ruch z działaniem. Jednym z przedstawicieli bullshit jobs był Scott Adams, autor słynnych komiksów o Dilbercie, który z wytrwałością godną porucznika Borewicza tropi absurdy biurowego życia. Przez 16 lat rysownik pracował dla wielkich korporacji – Crocker National Bank i Pacific Bell. Zapytany o swoje doświadczenia przyznaje, że przez cały ten czas “udawał, że wytwarza wartość dodana”.

Graeber i Adams nie mają wątpliwości: człowiek może być nawet tytanem pracy, ale jeśli czuje, że jego stanowisko nie musi wcale istnieć, trudno, żeby wykrzesał z siebie entuzjazm, który jest niezbędnym składnikiem flow.

 

2. Ogłupiająca monotonia

W filmie “Nowe czasy” Charlie Chaplin ośmieszył taśmę produkcyjną, pokazując marny los robotnika, który wykonuje prostą, powtarzalną czynność. I jeśli jest jednostka twórcza, niechybnie doprowadzi go to do obłędu. Dziś ta odmóżdżająca hiperspecjalizacja upowszechnia się wśród białych kołnierzyków.
Na czym polega “praca przy taśmie XXI wieku”? Aby to wyjaśnić, Joanna Stępień, doradca w firmie GFMP Management Consultants, wskazuje dwa przykłady. Recepcjonistce w szpitalu każe się każdy kontakt z pacjentem inicjować według narzuconych standardów obsługi. Pracownik call center ma przed sobą skrypt, zgodnie z którym odpowiada na pytania klientów. “Od tych ludzi nie oczekuje się błyskotliwości, inwencji, tylko machinalnego opanowania pojedynczych czynności” – mówi konsultantka. “Od dziecka wpajano im, że zdobędą ciekawe, rozwojowe zawody. Obietnice rozminęły się z rzeczywistością, co zaowocowało frustracją”. I jak w tej sytuacji przeżyć “uniesienia wywołane własną aktywnością”?

 

3. Wymagania na wyrost

Zabójcze dla “upojenia praca” są zarówno zadania poniżej naszych umiejętności, jak i te, które nas przerastają. Według niektórych poradników w stanie flow kompetencje schodzą na
dalszy plan. Nic bardziej mylnego. Dopóki jesteśmy na etapie poznawania tajników danej dziedziny, niepodobna się w niej zatracić. Tej radości nie zazna adept sztuki tańca, który nie opanował jeszcze kroków i co chwila depcze nogi partnerki. Ani początkujący mówca motywacyjny, który z pewnością
porwałby tłumy, gdyby nie ściśnięte gardło, suchość w ustach i drżenie rąk. Obaj potrzebują wielu godzin ćwiczeń. Mówiąc krótko: szczęście to stan, na który trzeba sobie zasłużyć.

 

4. Moralny zgryz

Pacyfista w armii, wegetarianin w zakładzie mięsnym, człowiek o wrażliwości Piotra Ikonowicza w roli komornika.Tacy ludzie nie mają najmniejszych szans na doznanie przepływu w pracy. Nie pozwoli im na to sumienie. Moralne dylematy mogą dotyczyć także bardziej błahych kwestii, np. sposobu przedstawiania konsumentom oferty produktowej. Na własnej skórze doświadczyła tego Beata, sekretarka z Wrocławia, która rok temu próbowała podreperować domowy budżet jako agentka ubezpieczeniowa po godzinach. Szło jej dobrze tylko wtedy, gdy klientom pokazywała mocno podkręcone symulacje wzrostu wartości ich polis. Rzuciła tę pracę, bo jedyne, co mogła w niej poczuć, to nie uniesienie, lecz wstyd.

 

5. Cyfrowe rozproszenia

Osiągnięcie pełnej jedności ze swoim działaniem wymaga dłuższych faz koncentracji. A my jak długo umiemy utrzymać swoją uwagę? Światło na sprawę rzuca badanie, które kalifornijska informatyk Gloria Mark przeprowadziła wśród swych menedżerów i programistów. Ze stoperem w ręku sporządzała dokładne protokoły ich typowego dnia pracy. Wynik: pracownicy byli w stanie skupić się na danym zagadnieniu tylko przez 11 minut, potem od właściwego zajęcia odrywały ich dzwoniące telefony, pikające e-maile i koledzy, którzy przyszli się podzielić jakaś biurowa plotka.

W “klątwie przerywania” chyba najgorsze jest to – zauważyła Mark – że ludzie nie potrafią funkcjonować bez zakłóceń – gdy nie ma rozpraszających bodźców, sami sobie przerywają: zaglądają na Facebooka, włączają filmiki na YouTube, sprawdzają, kto przestał ich śledzić na Instagramie. Jedenaście minut to stanowczo za mało, żeby wgryźć się w temat i dać się mu porwać. Powrót do utraconego wątku pochłania wiele energii i czasu. Gdy człowiek znów jest bliski złapania flow, w skrzynce pocztowej pojawia się wiadomość od zdenerwowanego kontrahenta. I całe skupienie szlag trafia.

 

6. Wielozadaniowość

Wmawiamy sobie, ze w tym samym czasie możemy przygotowywać biznesplan, odpowiadać na SMS-y i słuchać audiobooka. Prawda jest inna: tzw. multitasking sprawdza się tylko w przypadku wysoce zautomatyzowanych zachowań, takich jak chodzenie. Spacerować po parku, a przy okazji podziwiać zabytkową fontannę, karmić wiewiórki i układać w głowie plan książki, dlaczego nie? Ale co się tyczy działań wymagających świadomej uwagi, nie ma mowy o wielozadaniowości, a tylko o przełączaniu się między różnymi czynnościami.

 

INTROWERTYCY MAJĄ FORY

Przeżycie uskrzydlenia może być udziałem każdego bez względu na wykształcenie, wpływ kultury czy konstrukcję psychiczną. Jest jednak grupa osób, która wydaje się mieć uprzywilejowany dostęp do tego stanu. To ludzie cokolwiek wycofani, nieśmiali, często przedkładający swój wewnętrzny świat nad interakcje społeczne – tłumaczy amerykańska publicystka Susan Cain. Przepływ nie zależy od tego, czy jest się introwertykiem, czy ekstrawertykiem – wyjaśnia – a jednak wiele doświadczeń podpadających pod to określenie jest “typowe” dla tych pierwszych. Chodzi o czytanie książek, gotowanie, prace w ogrodzie i mnóstwo innych czynności wykonywanych w samotności i niemających nic wspólnego z poszukiwaniem nagrody. Ekstrawertyk, angażując się w określone działanie, oczekuje pieniędzy, rozgłosu, prestiżu. Introwertyk wykazuje się bezinteresownością: jeżeli zabiera się za jakieś zadanie, to dla niego samego. Przyjemność będąca efektem ubocznym oddania się pracy uważa za wystarczającą gratyfikację. Takie podejście – zdaniem Amerykanki – jest kluczem do znalezienia się w stanie flow.