Opaska doniesie szefowi o naszej frustracji

Łapiemy doła, wciskamy niebieski guziczek. Jest nam dobrze, żółty. Szef widzi i odpowiednio reaguje. Eksperci widzą w opasce Moodbeam kolejną korporacyjną smycz pozwalającą pracodawcom kontrolować zmuszonych do telepracy podwładnych.

Dwa przyciski mają w teorii pozwolić rejestrować aktualny stan samopoczucia. Jak inne trackery fizjologicznych danych, aktualnie przeżywane emocje będą gromadzone w aplikacji mobilnej, co podkreśla się, do wglądu przez najbliższych i szefa. W tym przypadku chyba dane wydają się służyć bardziej interesom pracodawcy.

Brytyjska firma produkująca te gadżety, w zakładce Dla Biznesu tłumaczy, że ich opaska jest pierwszym dającym się nosić urządzeniem, które za naciśnięciem przycisku rejestruje stan emocjonalny. Można nią mierzyć „ból, szczęście i motywację”.

Korporacyjne zastosowanie tego gadżetu wydaje się kluczowe dla opłacalności projektu. Dzięki Moodbeam można ująć na wykresie rozkład emocji w czasie i zestawić z produktywnością jednostek i całych zespołów.

Gdy zachęcony do noszenia opaski pracownik zdjąłby ją, albo niewystarczająco często logował swój stan emocjonalny, odpowiedni czujnik wykryje to. A pracodawca może delikatnie upomnieć: No, Kowalski, jak się dziś czujecie..

Współzałożycielka startupu, Christina Colmer McHugh, powiedziała BBC, że dzięki Moodbeam „pracodawca będzie mógł zapytać o samopoczucie 500 swoich pracowników bez podnoszenia słuchawki”.  W tym samym mentalnym ekosystemie funkcjonują czujki RFID pokazujące, czy pracownik umył ręce po skorzystaniu z WC. 

fot. Moodbeam

Na rynku pracy w Stanach Zjednoczonych, gdzie pracownik nieuzwiązkowiony jest zdany na łaskę i niełaskę pracodawcy, wymuszona pandemią konieczność wysłania ludzi do home office często stawała się też okazją do wprowadzenia systemu monitorowania wykonujących telepracę.

– Trackery wydajności, produktywności czy aplikacje pozwalające na codzienne raportowanie własnego stanu zdrowia, kolektory danych biometrycznych, lokalizatory czy nawet czipy kontrolujące mycie rąk stały się normą – pisała już w maju 2020 w magazynie „Slate” Natalie Chyi, autorka tekstu o boomie na szpiegującą nas w pracy technologię.

Kilka miesięcy później związek zawodowy amerykańskich naukowców, Prospect, zlecił badanie opinii na temat technologii pozwalających śledzić pracownika. 66 proc. zapytanych nie chciałoby rejestrowania tego, co wpisują na służbowym komputerze, 80 proc. nie życzy sobie monitorowania z pomocą kamerek internetowych a 76 proc. jakiegokolwiek elektronicznego śledzenia. Blisko połowa ankietowanych stwierdziła, że wprowadzenie oprogramowania śledzącego w pracy negatywnie wpłynęłoby na ich relacje z przełożonymi. W grupie wiekowej 18-24 uznało tak 62 proc.

Dostrzegając zmieniający się klimat i wymuszane „walką z COVID-19” wprowadzanie śledzących pracownika technologii, przed „poważnym zagrożeniem dla prywatności i praw pracownika” ostrzegała jeszcze we wrześniu 2020 pozarządowa organizacja Electronic Frontier Foundation (EFF). W jej komunikacie zwrócono uwagę, że na amerykańskim rynku pracy przynajmniej, „de facto przymusowe”, technologie takie mogą być wykorzystywane do blokowania możliwości organizowania się w związki zawodowe.

 

Zwroty, którymi startup zachęca firmy do inwestowania w opaskę Moodbeam to „zwiększona produktywność”, „poprawiona retencja” (zatrzymanie pracownika w firmie – red.), „mniej liczne absencje” i „poprawa samopoczucia”. Akcenty rozkładają się tutaj dość jednoznacznie.

W czasach, gdy sfrustrowani ludzie gotowi są masowo wrzeszczeć do słuchawki na linii pomocy wydawać by się mogło, że cenny jest każdy sposób poprawy naszego samopoczucia. I z Moodbeam jest jak z każdym innym urządzeniem. Nie ono stanowi problem, a sposób jego użycia.

Żyjemy w czasach, gdy to co siedzi w naszych głowach jest jedyną cenną rzeczą jaką posiadamy. I na tym zależy korporacjom najbardziej. Na tym się zarabia. Dbanie o własną psychikę jest absolutnie krytyczne dla zdrowia i normalnego życia. Pytanie jednak, czy warto dzielić się własnymi emocjami w sytuacji, gdy nie mamy pewności, do czego te informacje zostaną wykorzystane?

Wspomniana Christina Colmer McHugh zdradza w wywiadach, że pomysł do stworzenia opaski pojawił się w jej głowie w chwili, gdy jej własna 7-letnia córka przechodziła trudne chwile w szkole. McHugh przekonuje, i to może być jak najbardziej autentyczne wyznanie każdego rodzica, że chciała zawsze wiedzieć co dzieje się z jej córeczką.

Sęk w tym, że zainteresowanie mamy przejętej codziennymi kłopotami dziecka to nie to samo co zainteresowanie szefa stanem emocjonalnym pracownika, który nie wyrabia celów miesięcznych.

 

 

Więcej:szefowie