Japońskiemu lądownikowi księżycowemu wcale nie zabrakło paliwa. Wiadomo już co poszło nie tak

Miesiąc temu, 25 kwietnia 2023 roku japońscy inżynierowie podjęli próbę posadzenia na powierzchni Księżyca pierwszego japońskiego i zarazem pierwszego prywatnego lądownika księżycowego. Stawka była duża, tym bardziej że we wnętrzu lądownika znajdował się niewielki saudyjski łazik księżycowy. Mimo tego, że początkowo wszystko szło zgodnie z planem, na kilkadziesiąt sekund przed planowanym momentem lądowania centrum kontroli misji utraciło kontakt z lądownikiem i już nie zdołało go nawiązać. Po 24 godzinach naukowcy poinformowali, że podczas podejścia do lądowania w zbiornikach lądownika skończyło się paliwo, przez co spadł on z dużej wysokości i roztrzaskał się o powierzchnię Księżyca. Firma jednak zapowiedziała wyciągnięcie wniosków, modyfikację lądownika i podjęcie drugiej próby już w 2024 roku i trzeciej rok później.
lądownik Hakuto-R
lądownik Hakuto-R

26 maja opublikowano końcowy raport z lądowania. Okazało się, że wbrew wcześniejszym podejrzeniom to nie brak paliwa odpowiadał za niepowodzenie misji. Problemem okazało się coś zupełnie innego.

Czytaj także: Albo uderzy w Księżyc, albo na nim wyląduje. Hakuto-R ma tylko jedną szansę

Zawiodło oprogramowanie lądownika Hakuto-R

Inżynierowie poinformowali, że pierwotnie lądownik należący do prywatnej japońskiej firmy ispace miał wylądować na stosunkowo płaskiej równinie, jednak tuż przed grudniowym startem misji zdecydowano o zmianie miejsca lądowania na dno krateru. W tym momencie tak naprawdę rozpoczęły się problemy całej misji. Strome ściany krawędzi krateru zmyliły oprogramowanie zainstalowane na pokładzie sondy podczas podejścia. W efekcie mierzący dwa metry lądownik Hakuto-R uznał, że już znajduje się na powierzchni, a więc należy wyłączyć silnik. Prawda jednak była taka, że do dna krateru brakowało jeszcze pięć kilometrów wysokości. Z wyłączonymi silnikami lądownik swobodnie opadł na powierzchnię Srebrnego Globu i się roztrzaskał. Szacunki wskazują, że w momencie kontaktu z powierzchnią prędkość pionowa lądownika wynosiła 360 km/h.

Czytaj także: Szczątki na Księżycu. Amerykańska sonda znalazła to, co pozostało po japońskim lądowniku

Kto zatem popełnił błąd? Tego nie wiadomo. Wszystko jednak wskazuje na to, że symulacje komputerowe realizowane przed próbą lądowania nie uwzględniały topografii nowego miejsca lądowania, stąd i problem nie został odkryty odpowiednio wcześnie.

Nie tylko Japończycy, nie tylko Księżyc

Warto tutaj jednak wspomnieć, że przez ponad sześćdziesiąt ostatnich lat miękkie lądowanie na Księżycu udało się jedynie lądownikom wysłanym tam przez Związek Radziecki, Stany Zjednoczone i Chiny. Trzy lata temu o Księżyc rozbiła się izraelski lądownik Beresheet należący do firmy SpaceIL. Tak jak teraz, tak i wtedy wszystko szło zgodnie z planem, jednak naukowcy utracili kontakt z maszyną zaledwie 2 minuty przed planowanym lądowaniem.

Izraelski lądownik księżycowy Beresheet

W październiku 2016 roku natomiast o powierzchnię Marsa rozbił się przygotowany przez Europejską Agencję Kosmiczną lądownik Schiaparelli. Paradoksalnie jedynym jego zadaniem na Marsie było zademonstrowanie technologii wejścia w atmosferę, kontroli lotu i miękkiego lądowania przed planowanym wtedy na 2020 rok wysłaniem w kierunku Marsa łazika ExoMars.

Tak miało wyglądać lądowanie Schiaparellego na Marsie

Analiza danych z lądownika wykazała, że choć wejście w atmosferę przebiegło prawidłowo, podczas opadania w kierunku powierzchni Marsa jeden z czujników (mierzący tempo rotacji lądownika) zarejestrował maksymalny odczyt, co doprowadziło do błędu w obliczeniach prowadzonych przez komputer pokładowych. Przekonany o tym, że znajduje się znacznie niżej niż w rzeczywistości komputer odłączył spadochron i uruchomił silniki, które miały posłużyć do miękkiego lądowania w ostatniej fazie lotu. System nawigacji nagle uznał, że nie tylko znajduje się na powierzchni, ale nawet pod powierzchnią Marsa, wyłączył zatem silniki i rozpoczął procedurę uruchamiania instrumentów naukowych na pokładzie. Problem polegał jednak na tym, że w tym momencie Schiaparelli znajdował się wciąż na wysokości 3700 m nad powierzchnią Marsa. Efekt? Chwilę później lądownik roztrzaskał się o powierzchnię Marsa z prędkością 540 km/h.

Można zatem powiedzieć, że pod wieloma względami lądowanie Hakuto-R na Księżycu przypomina próbę lądowania Schiaparellego na Marsie. Pozostaje mieć zatem nadzieję, że kolejna próba zaplanowana na przyszły rok zakończy się sukcesem i będziemy mieli już czwarty kraj na Księżycu. Im więcej, tym lepiej.

Więcej:księżyc