Ludzkość przesadziła. Do końca wieku z Ziemi zniknie ponad miliard ludzi

Populacja świata bezustannie rośnie i z każdą dekadą robi to coraz szybciej. Można wręcz odnieść wrażenie, że w tym tempie za chwilę zacznie dla ludzi brakować miejsca na Ziemi. Okazuje się jednak, że to nie jest takie proste i w najbliższym czasie czeka nas znacząca korekta.
Ludzkość przesadziła. Do końca wieku z Ziemi zniknie ponad miliard ludzi

U progu naszej ery, dwa tysiące lat temu na powierzchni Ziemi było około 250 milionów ludzi. Podwojenie tej liczby zajęło ludzkości niemal 1500 lat. Wraz ze wzrostem liczebności gatunku ludzkiego na Ziemi, ludzi przybywa jednak coraz szybciej. Choć w 1500 roku było nas pół miliarda, to drugie pół pojawiło się w ciągu zaledwie 320 kolejnych lat. Sto dziesięć lat później pojawił się kolejny miliard. W 2022 roku ludzkość osiągnęła liczebność równą osiem miliardów, przy czym ostatni o ten ostatni miliard rozrośliśmy się w ciągu zaledwie dekady. Coś, co kiedyś wymagało tysięcy, a potem setek lat, teraz jest osiągalne w ciągu zaledwie dekady. Jeżeli wydaje wam się, że tego wzrostu nie da się utrzymać, to… macie rację.

Prof. William E Rees, jeden z czołowych badaczy zajmujących się na Uniwersytecie Kolumbii Brytyjskiej od wielu dekad wzrostem populacji w swoim najnowszym artykule opublikowanym w periodyku World przekonuje, że nie tylko wzrost wyhamuje, ale nawet czeka nas znacząca korekta.

Trzeba przyznać, że brzmi to co najmniej niepokojąco. Rees przekonuje, że ludzkość przesadziła z niezrównoważoną konsumpcją zasobów i z przeregulowaniem życia w społeczeństwie techniczno-przemysłowym. Efekt? Według naukowca obecne stulecie będzie znacząco różniło się od poprzednich pod tym względem, że czeka nas globalne spowolnienie gospodarcze i istotne kurczenie się populacji.

Czytaj także: Ludzi na świecie wciąż przybywa… ale to się zaraz skończy. Prognoza mówi, co się stanie do 2100 roku

Ludzkość według Reesa nie różni się bowiem od przedstawicieli innych gatunków zwierząt pod tym względem, że dąży do bezustannego wzrostu i rozmnażania się. W przypadku każdego gatunku w pewnym momencie dochodzi do punktu, w którym liczebność powoduje nadmierną konsumpcję, która pociąga za sobą degradację środowiska, która z kolei prowadzi do niedoborów żywności, chorób i degeneracji gatunki. Taki obrót rzeczy prowadzi do zmniejszenia populacji, odnowienia się zasobów naturalnych, regeneracji populacji i rozpoczęcia kolejnego cyklu wzrostu.

Paliwa kopalne i oparty na nich rozwój przemysłu i wysokich technologii doprowadziły w ciągu ostatnich dwóch stuleci do czegoś bezprecedensowego w historii Ziemi: populacja ludzi na Ziemi wzrosła w tym krótkim okresie czasu ośmiokrotnie, od 1 do 8 miliardów. Problem jednak w tym, że paliwa kopalne się wyczerpują, a ich eksploatacja na dodatek doprowadziła do zniszczenia środowiska naturalnego, co także odciśnie swoje piętno na kolejnych pokoleniach.

W swoim artykule Rees wskazuje bowiem, że opierając swój wzrost i swoją egzystencję na industrializacji opartej na ograniczonych zasobach, których nie da się w żaden sposób odtworzyć, ludzkość zgodziła się na to, że w pewnym momencie zasoby te się skończą i będą niewystarczające dla dużej populacji. To oznacza, że zmniejszenie populacji ludzkości nieuchronnie nadchodzi.

Czytaj także: Ludzka populacja nagle zniknęła. Zagadkowe okoliczności wyginięcia naszych przodków

Warto tutaj zauważyć, że już kilka lat temu w periodyku The Lancet pojawiło się rozległe opracowanie, które wskazywało, że szczyt wielkości populacji osiągniemy w okolicach 2064 roku, gdy na Ziemi będzie 9,7 miliarda ludzi. Od tego jednak czasu do 2100 roku liczba ta spadnie jednak o 900 milionów. W niektórych opracowaniach nawet mówi się o liczbie zaledwie 6 miliardów ludzi w 2100 roku.

Według Reesa nie będzie to jednak proces przewidywalny. Przerost populacji doprowadzi do zmniejszonej produkcji żywności i towarów, masowego bezrobocia, degeneracji łańcuchów dostaw, obniżenia jakości życia i dochodów i zbyt dużego obciążenia społeczeństw kosztami usług społecznych. Jeżeli ludzkość nie będzie tym prawidłowo zarządzać, może nawet dojść do całkowitego upadku społeczeństw. Nie wiadomo nawet, czy zaawansowane technologie wytworzone na przestrzeni ostatnich dwustu lat będą w stanie przetrwać, kiedy wyczerpią się zasoby naturalne niezbędne do ich wytwarzania.

W swojej najbardziej pesymistycznej wizji Rees wskazuje, że na Ziemi może pozostać zaledwie miliard ludzi, który będzie zmuszony powrócić do życia w zgodzie z naturą przypominającego życie z epoki kamienia łupanego. Era technologii może się całkowicie zakończyć. Warto zauważyć, że gdyby doszło do takiej sytuacji, to paradoksalnie na Ziemi przetrwają mieszkańcy obszarów wiejskich, a nie uzależnione od wysokich technologii społeczeństwa miejskie, które dawno już utraciły zdolność przeżycia w naturze i opiera się jedynie na produktach rolnych dostarczonych przez tych, którzy się rolnictwem, uprawami czy hodowlą zajmują.

W swoich wcześniejszych artykułach Rees był jeszcze optymistą co do tego, czy ludzkość sprosta takiemu wyzwaniu. W opisywanym artykule konstatuje jedynie, że ku jego zdumieniu inteligentny gatunek, zamiast wymyślić kulturowe obejścia powstrzymujące własne tendencje ekspansjonistyczne, robi wszystko, aby do zagłady doprowadzić.