Pierwsza taka operacja w historii. Marynarka USA wyprzedziła konkurentów

W mrocznych głębinach oceanów wojna zawsze była owiana tajemnicą i aurą niedostępności. Oto jednak niedawne działania marynarki wojennej Stanów Zjednoczonych sugerują radykalną zmianę w sposobie prowadzenia właśnie operacji podwodnych. Marynarze USA połączyli bowiem z sukcesem dwa światy, dokonując czegoś, co uznawano dotąd za niewykonalne.
Zdjęcie poglądowe

Zdjęcie poglądowe

Tradycyjnie okręty podwodne od dekad działają jak samotne drapieżniki, których możliwości ograniczają się do wytrzymałości ludzkiej załogi uwięzionej w stalowych kadłubach. Dlatego też tak intrygujący jest scenariusz, w którym takie okręty mogą bez trudu rozmieszczać i odzyskiwać drony podwodne, nie wychodząc na powierzchnię. Takie coś pozwala na głęboką penetrację wód przeciwnika lub miejsc zbyt niebezpiecznych dla załóg i w efekcie to nie jest już fabuła thrillera science fiction, lecz rzeczywistość dzięki najnowszym osiągnięciom technologicznym marynarki USA.

Zdjęcie poglądowe

USS Delaware (SSN 791), nowoczesny okręt podwodny typu Virginia z napędem atomowym, niedawno dokonał historycznego osiągnięcia, kiedy to z sukcesem wysłał na misję bezzałogowca podwodnego, a następnie go “odzyskał” przez swoje wyrzutnie torpedowe.

Okręt podwodny USA jako pierwszy wysłał drona na misję, aby po czasie go przechwycić

Misja ta, przeprowadzona w obszarze operacyjnym Dowództwa Europejskiego USA (EUCOM), dotyczyła drona Yellow Moray, czyli sprzętu rozwijanego w ramach sojuszu AUKUS i opartego na platformie REMUS 600. Jej zakończenie z sukcesem nie tylko miało potwierdzić praktyczność użycia dronów tego typu z pokładów okrętów podwodnych, ale także pokazać niezwykłą elastyczność operacyjną tego typu połączenia. Wszystko przez to, że podczas wielokrotnych operacji Yellow Moray samodzielnie wykonywał misje trwające od sześciu do dziesięciu godzin, wielokrotnie bezpiecznie wracając na pokład okrętu bez konieczności udziału nurków w całym procesie. Tak wysoka niezawodność i autonomia torują drogę do szerszego wykorzystania tego typu technologii w przyszłości, co znacząco zmieni zakres operacji podwodnych.

Czytaj też: Wojskowa rewolucja. Nie jest czołgiem, ale ziemia trzęsie się kiedy wjeżdża na front

Sam Yellow Moray to kompaktowy, lecz potężny dron, mierzący około 3,25 metra długości i 32 cm średnicy, przy czym waży sporo, bo około 240 kilogramów. Jest zasilany zaawansowanymi akumulatorami, może zanurzać się na głębokości do 600 metrów i poruszać się bezszelestnie z prędkością 15 kilometrów na godzinę. Jest przy tym wyposażony w zaawansowane czujniki, a w tym sonar z syntetyczną aperturą, sonar boczny, czujniki przewodności, temperatury i głębokości oraz logi prędkości dopplerowskiej. Dzięki temu wszystkiemu jest w stanie dokładnie mapować dno morskie, wykrywać miny oraz prowadzić rozpoznanie w środowiskach pozbawionych GPS, a są to akurat zadania ryzykowne lub niemożliwe do zrealizowania z perspektywy załogowych okrętów podwodnych.

Czytaj też: Jeden pilot, wiele maszyn bojowych. Francuzi zrewolucjonizują taktykę lotniczą

Konsekwencje opanowania technologii wysyłania i odzyskiwania dronów z wyrzutni torped są dalekosiężne. Dzięki wsparciu zrobotyzowanych platform, okręty takie jak USS Delaware zyskują rozszerzone możliwości gromadzenia danych wywiadowczych oraz elastyczność operacyjną. Wiceadmirał Rob Gaucher, dowódca sił podwodnych, podkreślił, że nowe możliwości pozwalają okrętom działać z dodatkowymi czujnikami na głębokościach zarówno mniejszych, jak i większych niż dotychczas dostępne dla klasycznych jednostek podwodnych. Ponadto znacząco ograniczają ryzyko związane z tradycyjnymi misjami, przekierowując w pełni niebezpieczne zadania na “barki” systemów robotycznych. Nigdy nie będą jednak tak spektakularne w użyciu, jak drony latające, bo będą przeprowadzać misje w całkowitym (podwodnym) ukryciu.