Miał siać postrach na lądzie, ale nie powstanie. Marynarka USA podjęła ważną decyzję

Plan był prosty – opracować i rozpocząć produkcję zaawansowanego pocisku przeciwokrętowego, który dodatkowo będzie mógł zwalczać cele na lądzie. Marynarka USA uznała jednak, że ta druga funkcja dla pocisku LRASM nie jest aż tak konieczna.
Miał siać postrach na lądzie, ale nie powstanie. Marynarka USA podjęła ważną decyzję

LRASM miał być niszczycielem okrętów i celów lądowych. Plany marynarki USA jednak się zmieniły

Marynarka Wojenna Stanów Zjednoczonych zdecydowała się zrezygnować z dodania osprzętu umożliwiającego realizację ataku lądowego do pocisku AGM-158C Long Range Anti-Ship Missile (LRASM), którego wprowadzenie na służbę było pierwotnie zaplanowane na 2024 rok. Ten ruch, mający na celu oszczędności i skoncentrowanie się na głównej roli pocisku, oznacza znaczącą zmianę w strategii morskiej i rozwoju arsenału USA. Pozostaje więc najważniejsze pytanie – jak ta decyzja wpłynie na uzbrojenie?

Czytaj też: 6 najlepiej strzeżonych miejsc na Ziemi. Nie wszystkie muszą znajdować się w USA

Same korzenie LRASM opracowanego przez firmę Lockheed Martin są ciekawe. Ten zaawansowany pocisk wystrzeliwany z powietrza, który został zaprojektowany do neutralizacji wartościowych celów morskich w silnie bronionych środowiskach, opiera się na AGM-158B Joint Air-to-Surface Standoff Missile – Extended Range (JASSM-ER). W praktyce doczekał się względem oryginału licznych ulepszeń, mających zapewniać mu możliwość angażowania celów morskich. Wśród jego najbardziej zaawansowanych funkcji znalazł się pasywny wielomodowy poszukiwacz RF, obrazowanie podczerwieni do identyfikacji celów, system kierowania wspomagany algorytmem sztucznej inteligencji, łącze danych broni do aktualizacji w czasie rzeczywistym oraz ulepszony system napędowy, który zwiększa jego zasięg do ponad 370 km.

Czytaj też: Samolot zagłady uciekł z piekła? Marynarka USA szuka powodu jego wyglądu

Decyzja o anulowaniu rozwinięcia LRASM do umożliwienia ataku lądowego wynika ze strategicznej oceny kosztów w stosunku do użyteczności. Każdy pocisk tego typu kosztuje bowiem powyżej 3 miliony dolarów, a dalsze jego rozwinięcia dorzuciłyby do ceny kolejne setki tysięcy, co zważywszy na główną rolę LRASM, nie ma mieć większego sensu. Ten rodzaj broni ma być przede wszystkim kontrą na wszystkie okręty nawodne największych potencjalnych wrogów USA, a nie wszechstronnym i jeszcze droższym dziełem. Przynajmniej dziś, bo jeszcze kilka tygodni temu Amerykanie dostrzegali duży sens w dywersyfikowaniu roli LRASM.

Czy to oznacza, że marynarka USA nie będzie miała dostępu do zaawansowanych pocisków do przeprowadzania ataków lądowych? Wcale nie. Aktualnie na służbie znajduje się ciągle pocisk AGM-84E Standoff Land Attack Missile (SLAM) i ciągle ulepszany pocisk manewrujący Tomahawk. Oba pociski oferują sprawdzone już wielokrotnie możliwości przeprowadzania skutecznego ataku lądowego. Z drugiej jednak strony samo anulowanie rozwinięcia LRASM stawia pytania o elastyczność operacyjną i postawę odstraszania Marynarki Wojennej USA. Z jednej strony ta decyzja pozwala efektywniej alokować zasoby, koncentrując się na misjach przeciwokrętowych, ale z drugiej sama rezygnacja z funkcji ataku lądowego dla tak zaawansowanych pocisków może ograniczyć taktyczne opcje marynarki zwłaszcza w zakresie zwalczania zagrożeń lądowych.

Czytaj też: Latające drony wystrzeliwane z okrętów podwodnych, czyli jak USA rewolucjonizuje swoją marynarkę

W praktyce więc LRASM będzie nadal potężnym atutem w arsenale przeciwokrętowym Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych, a sama decyzja o rezygnacji z jego zdolności do ataku lądowego odzwierciedla skalkulowany kompromis. Podkreśla ona strategiczny priorytet dominacji morskiej, nawet jeśli jednocześnie ogranicza zdolność Marynarki Wojennej do angażowania się w operacje wielodomenowe.