Michał Anioł był fałszerzem? Genialny artysta nie raz wykiwał bogatych „znawców” sztuki

Miał też wystarczające umiejętności i motyw, by sfałszować słynną Grupę Laokoona
Michał Anioł był fałszerzem? Genialny artysta nie raz wykiwał bogatych „znawców” sztuki

Nawet najwybitniejsi artyści od czasu do czasu kopiowali cudze dzieła i wcale im to na złe nie wyszło. Wręcz przeciwnie. Nabyli nowych umiejętności, które udoskonaliły ich styl. Najlepszym przykładem jest Michał Anioł. Już w młodości skopiował tyle cudzych dzieł, że gdyby w jego czasach obowiązywały przepisy prawa autorskiego – z pewnością poszedłby siedzieć.

Zaczęło się to już podczas nauki rzemiosła w pracowni Davida i Domenica Ghirlandaio. Biograf Michała Anioła Giorgio Vasari opisywał, jak pewnego razu Domenico namalował na ścianie kobietę, po czym nakazał uczniom skopiować rysunek. Michał Anioł wypadł najlepiej. Nie dość, że wiernie odtworzył postać, to na dodatek poprawił rysunek nauczyciela.

 

Michał Anioł. Faun z wybitym zębem

Z biegiem czasu Michał Anioł doszedł do takiej wprawy, że podrobiony przez niego obraz było trudno odróżnić od oryginału. Czasami dla żartu kopiował przyniesione do pracowni dzieło uznanego artysty, po czym wręczał właścicielowi kopię. Gdy ten przyjął ją bez zastrzeżeń, przyznawał się do żartu i przynosił oryginał. Właściciel obrazu zazwyczaj nie potrafił rozpoznać kopii. Była perfekcyjna – nawet plamy na płótnie czy papierze okazywały się identyczne.

Talentem Michała Anioła bardzo szybko zainteresował się znany mecenas sztuki, władca Florencji Lorenzo de’ Medici (Wawrzyniec Wspaniały). Zapewnił mu mieszkanie, wykształcenie, no i oczywiście stałą pensję. Kopia antycznej maski Fauna była jedną z pierwszych prac, jakie Michał Anioł wykonał na zlecenie swojego opiekuna, jednak tym razem nie odtworzył oryginału dokładnie. Ponieważ niekompletne uzębienie Fauna kłóciło się z jego poczuciem piękna, kopia posiadała wszystkie zęby!

Medyceusz nie był zadowolony z efektu. Długo przekonywał Buonarrotiego, aby jednak poprawił kopię. Michał Anioł w końcu ustąpił. Usunął dwa zęby z górnej szczęki swego Fauna, po czym wyżłobił jeszcze dłutem dziurę po korzeniach.

 

Zaspany Amor

Jedna z późniejszych rzeźb Buonarrotiego również nawiązywała do popularnej w czasach renesansu sztuki antyku. W 1495 lub 1496 r. na zamówienie jednego z kuzynów zmarłego już Wawrzyńca Wspaniałego – Lorenza di Pierfrancesco de’ Medici – wyrzeźbił postać śpiącego Kupidyna. Medyceuszowi posąg spodobał się od razu, ale miał jedno zastrzeżenie. Marmur, którego Michał Anioł użył, był jaśniejszy od marmuru starożytnych rzeźb. Z tego powodu – za radą zleceniodawcy – Michał Anioł zakopał rzeźbę w kwaśnej ziemi. Gdy po jakimś czasie ją wykopano, efekt był zdumiewający. Posąg zyskał „patynę” i wyglądał jak dzieło starożytnych mistrzów.

To, co stało się z nim później, znakomicie ilustruje naturę Medyceuszy. Byli nie tylko mecenasami sztuki, ale też ludźmi interesu. Lorenzo di Pierfrancesco de’ Medici kazał zawieźć posąg do Rzymu i za pośrednictwem kupca Baldassare del Milanese sprzedał go kardynałowi Raffaelowi Riario – miłośnikowi sztuki, mającemu opinię utracjusza. Ów kupił rzeźbę jako antyk za bardzo wysoką jak na owe czasy sumę 200 dukatów w złocie. Michał Anioł otrzymał tylko 30 dukatów.

Krótko po transakcji rozeszła się po wiecznym mieście plotka, która wprawiła kardynała we wściekłość. Ludzie szeptali, że jest jednak marnym znawcą sztuki, skoro nie potrafi odróżnić antyku od pracy młodego rzeźbiarza z Florencji. By sprawdzić prawdziwość doniesień, Riaro wysłał do Florencji swojego zaufanego człowieka. Ten szybko ustalił, kto był rzeczywistym twórcą rzeźby. Powiadomił o tym kardynała, a ten zmusił Baldassare do unieważnienia transakcji i zwrotu pieniędzy. Michał Anioł również dowiedział się o całej sprawie. Udał się do Rzymu i za otrzymaną sumę 30 dukatów chciał odzyskać rzeźbę, ale del Milanese nie zgodził się. Gotów był nawet zniszczyć statuę, byleby jej nie zwracać.

Sprawa śpiącego Kupidyna odbiła się echem niemal w całej Italii i przyniosła Michałowi Aniołowi pewną sławę. Trudno w tym wypadku zarzucać artyście fałszerstwo. Wydaje się, że był tylko nieświadomym bohaterem afery. Kto wie jednak, czy sprawa śpiącego Kupidyna przypadkiem nie popchnęła go do fałszerstwa, które – jeśli rzeczywiście do niego doszło – z pewnością zasługuje na miano oszustwa wszech czasów…

 

Michała Anioła fałszerstwo doskonałe

W styczniu 1506 r. sensacyjne odkrycie postawiło na nogi cały Rzym. W winnicy Feliksa de Fredis na wzgórzu Eskwilin odnaleziono posąg, który przedstawiał trojańskiego kapłana Laokoona i jego dwóch synów walczących z wężami, nasłanymi na nich przez Posejdona. Ponieważ rzeźba była zniszczona, poddano ją renowacji. Następnie zakupił ją papież Juliusz II i umieścił w Belwederze.

Grupa Laokoona jest rzeczywiście wspaniałym dziełem sztuki antycznej. Według Plutarcha, który nazwał ją „arcydziełem rzeźby”, posąg stworzyli trzej rzeźbiarze z Rodos – Agesandros, Atenodor i Polidor – w pierwszej połowie I w. p.n.e. W okresie cesarstwa rzeźbę przewieziono do Rzymu i tam też jakiś czas później zaginęła. Niespodziewanie odnalazła się w czasach, gdy sztuka antyczna była w cenie i stała się wzorem dla twórców renesansu.. Nikt jednak nie kwestionował jej autentyczności. Aż do 2005 r. Wówczas Amerykanka dr Lynn Catterson z Columbia University ogłosiła, że rzeźba nie powstała w starożytnej Helladzie, lecz we Włoszech, w czasach renesansu. Według niej posąg stworzył (a raczej sfałszował) Michelangelo Buonarroti.

Teza wydaje się absurdalna. Czy to możliwe, by przez pięć stuleci nikt nie odkrył prawdy? Tak! – twierdzi Amerykanka. W końcu oszustwa dopuścił się geniusz, który umiał je ukryć. Znakomicie potrafił naśladować antyk, a w dodatku już wcześniej stworzył falsyfikat niemal doskonały.

 

Catterson oparła się na poszlakach. Najważniejszą jest pewien rysunek przechowywany w muzeum w Oksfordzie. Wykonał go Michał Anioł w 1501 r., a więc pięć lat przed odkryciem Grupy Laokoona. Przedstawia męskie plecy. Ponoć do złudzenia przypominają tył rzeźby Laokoona. Ponadto Michał Anioł miał być obecny przy odkryciu dzieła. Ponoć sprowadził go na miejsce architekt Giuliano da Sangallo, który jako pierwszy zidentyfikował rzeźbę. Laokoonowi brakowało wtedy jednego z ramion. Naprędce zostało zrekonstruowane, jednak Michał Anioł uznał je za niezbyt udane. Sam dorobił ramię i wykonał je tak dobrze, że gdy w 1906 r. odkryto właściwe, było identyczne.

Skąd mistrz mógł wiedzieć, jak wyglądał oryginał? Według dr Catterson odpowiedź może być tylko jedna: Buonarotti wiedział, ponieważ to on stworzył rzeźbę.

To nie wszystkie poszlaki. Podejrzenia budzi przepływ pieniędzy w rachunkach Michała Anioła z lat 1498–1501. Według Amerykanki spory wydatek zaraz na początku tego okresu wynikał z zakupu marmuru, potrzebnego do wykonania dzieła. Zaś późniejsze przychody to nic innego, jak tylko zysk z finalizacji umowy.

Poza tym skąd się wzięły widoczne w Grupie Laokoona odstępstwa od kanonów sztuki starożytnej? W rzeźbie jest taki ładunek tragizmu, dynamizmu i ekspresji, że tylko geniusz na miarę Michała Anioła był w stanie go wyrazić. Pod tym względem rzeźba przypomina nieco słynną watykańską Pietę Buonarrotiego. Być może to podobieństwo wynikało z faktu, że oba dzieła powstały niemal równocześnie… Ponadto w obu dziełach podobnie rozwiązany został problem stabilności [poprzez odpowiednie rozmieszczenie i wielkość ud głównych postaci – przyp. red.].

 

Pozostała niepewność

Rewelacje dr Catterson nie znalazły uznania w oczach znawców sztuki antycznej. Większość spośród nich twierdzi, że poszlaki, na których Amerykanka oparła swoją teorię, są mocno naciągane. Dotyczy to również rysunku, który według niej ma być koronnym dowodem fałszerstwa. Wcale nie przypomina pleców Laokoona.

Dowodem nie może też być fakt, że Grupa Laokoona dość znacznie różni się od innych znanych nam rzeźb antycznych, bo przecież posąg ten odbiega jednocześnie od kanonu dzieł epoki renesansu, w której rzekomo miał powstać. A co z ekspresją i tragizmem postaci? Bardziej przywodzą na myśl dzieła baroku niż rzeźby renesansowe i dzieła Michała Anioła.

Czy znaczy to, że teoria Catterson jest pozbawiona sensu? Bynajmniej. Pod pewnym względem Amerykanka ma rację. Michał Anioł miał nie tylko umiejętności potrzebne do dokonania fałszerstwa, ale też i motyw. Przecież od 1505 r. zaczął robić karierę w Rzymie, a wszystko za sprawą papieża Juliusza II. Tego samego, który docenił i nabył Grupę Laokoona. Może wspólnie – papież i rzeźbiarz – uknuli całą intrygę? Obaj mieli wiele do zyskania…