Panie Robercie, wizja trzech wieszczów, jaką wpaja się uczniom w szkołach, jest wyjątkowo nieciekawa, podczas gdy Mickiewicz, Słowacki czy Krasiński mieli niezwykle barwne osobowości. Zgodzi się Pan z nieco prowokacyjnym stwierdzeniem, że wielcy polscy poeci romantyzmu byli swego rodzaju dziewiętnastowiecznymi odpowiednikami współczesnych gwiazd rocka?
W pewnym sensie – jak najbardziej. Pamiętajmy, że były to czasy, gdy nie istniały filmy czy telewizja, a aktorów teatralnych nie traktowano do końca poważnie. To właśnie żywotami wielkich literatów czy muzyków klasycznych ekscytowano się wtedy, i to wcale nie mniej, niż dzisiejszymi celebrytami. O ile Słowacki nie zdobył za życia ogromnej sławy, to Mickiewicza czy Krasińskiego znali wszyscy i – podobnie jak dzisiaj ma to miejsce w przypadku ekscesów gwiazd rocka – na bieżąco komentowali zawirowania w ich życiu.
Każdy absolwent polskiego liceum ma wbite do głowy, że młody Mickiewicz zakochał się nieszczęśliwie w Maryli Wereszczakównie. Tyle że tu pozwolę sobie wsadzić kij w mrowisko – owszem, poeta pisał wiersze poświęcone pannie Wereszczakównie, ale równocześnie miał namiętny romans ze starszą od siebie Karoliną Kowalską. Omal nie strzelał się z tego powodu z jej mężem! To, jak to z tą wielką miłością było?
Wokół związku z Marylą narosło dużo mitów, które badacze stopniowo obalali. Przede wszystkim – nie „pannie Wereszczakównie”, gdyż Mickiewicz zapałał do niej uczuciem już po jej ślubie z hrabią Puttkamerem. I fakt, związek z Karoliną Kowalską, czyli żoną kowieńskiego lekarza, rozpoczął się z pewnością wcześniej i przez pewien czas poeta romansował z obiema damami. Cudem też uniknął pojedynków z ich mężami – sprawę w obu przypadkach udało się załagodzić. Związek z Marylą był wprawdzie najistotniejszy emocjonalnie i artystycznie, ale daleko mu do dość prostej wizji z drugiej części Dziadów.
Mickiewicz chyba w ogóle miał za młodu słabość do starszych od siebie kobiet. Niektórzy przypisują mu wszak romans z Marią Szymanowską, która w przyszłości została (co prawda pośmiertnie) jego teściową. A dodajmy do tego postać Telimeny w Panu Tadeuszu! Myśli Pan, że coś jest na rzeczy?
Przede wszystkim Mickiewicz wybierał kobiety w jakimś sensie niedostępne – przede wszystkim mężatki. Możemy nawet zauważyć, że Marylą zainteresował się dopiero po jej ślubie. Mogło to wynikać z niechęci do pełnego zaangażowania się w związek. Gdy w Rzymie zainteresowała się nim panna Karolina Jaenisch, on zaczął przebąkiwać o małżeństwie, gdy jednak ona zadeklarowała swoją gotowość, poeta wycofał się, opisując to w liście wprost „trzeba uciekać, uciekać”. Myślę, że sam wiek miał mniejsze znaczenie – bądź co bądź Maryla była od niego dokładnie rok młodsza.
W 1825 roku zesłany w głąb imperium rosyjskiego poeta odwiedza Odessę i tu wdaje się w kolejny romans tym razem z hrabiną Karoliną Sobańską. A to, cytując bohatera Psów – zła kobieta była. Czy mógłby Pan naświetlić naszym czytelnikom ciemne sprawki tej damy?
Zdecydowanie Karolinie Sobańskiej należy się tytuł femme fatale romantyzmu. Ta polska szlachcianka, zamężna, związała się z rosyjskim generałem Janem de Wittem, szefem carskiej tajnej policji. Na jego zlecenie szpiegowała podejrzanych Polaków i Rosjan, niekiedy posuwając się wręcz do uwodzenia ich. Do jej sypialni trafili również Puszkin i Mickiewicz. Zaś w późniejszych latach pod pozorem pomocy powstańcom listopadowym kontynuowała pracę szpiegowską.
Podczas pobytu w Petersburgu autor Dziadów poznaje dekabrystów, co zaowocuje powstaniem wiersza Do przyjaciół Moskali. Kim oni byli?
W skrócie i uproszczeniu, to Rosjanie, którzy pragnęli zreformować ustrój w swoim państwie. Wielu z nich brało udział w wojnie z Napoleonem i w pogoni za jego armią dotarli aż do Francji. Tak zetknęli się z zupełnie obcym dla siebie światem i zobaczyli, że na Zachodzie mają o wiele więcej swobód, a system jest znacznie lepiej skonstruowany, niż w carskiej Rosji. Oczywiście dekabryści nie potrafili zgodzić się co do tego, jak ich państwo miałoby wyglądać po przewrocie, natomiast wszyscy jednogłośnie opowiadali się za śmiercią cara. Mickiewicz miał z nimi kontakt i uczestniczył nawet w ich spotkaniach, ale nie podjął z nimi współpracy, gdyż zarzucał im bierność.
Mało kto wie, że mniej więcej w tym czasie wieszcz Adam pracował nad… powieścią SF! Czym dokładnie była tzw. Historia przyszłości i dlaczego nie zachowała się do naszych czasów?
Gdyby Historia przyszłości została faktycznie ukończona i wydana, byłaby jedną z pierwszych powieści science fiction w historii, na długo przed Juliuszem Verne. Mickiewicz zaczął pisać ten utwór w okresie rosyjskim i wracał do niego później w Dreźnie i w Paryżu. Większość informacji na jego temat znamy z listów poety do przyjaciół. Miało to być monumentalne dzieło opisujące świat przyszłości – Mickiewicz przewidział między innymi samoloty i rakiety kosmiczne, numery ewidencji ludzkości, a także urządzenia do transmisji i zapisywania obrazu i dźwięku. W jego wizji ludzie mieli komunikować się za pomocą promieni świetlnych odbijanych od tzw. Zwierciadeł Archimedesowych – a to idea wcale nie tak daleka od światłowodów. Oczywiście Historia przyszłości zmieniała się wraz z ewolucją poglądów jej autora, ostatecznie zaś Mickiewicz zdecydował się zniszczyć rękopis, obawiał się bowiem, że opisywana przez niego rzeczywistość polityczna świata przyszłości mogłaby zostać potraktowana jako prowokacja.
W 1829 roku Mickiewicz opuszcza Rosję i przez pewien czas krąży po Europie. Na wieść o wybuchu powstania listopadowego jedzie do Wielkopolski, chcąc przekroczyć tam granicę Królestwa Kongresowego i wziąć udział w walce. Do celu jednak nie dociera, dlaczego?
Przede wszystkim nie wyjeżdża od razu. Wiadomość o powstaniu otrzymuje w połowie grudnia, a opuszcza Rzym dopiero w kwietniu, gdy walki przeniosły się na tereny litewskie. Dotarł do granicy prusko-rosyjskiej, którą pilnowano starannie, i podjął kilka prób jej przekroczenia. Lokalna szlachta witała go z otwartymi ramionami i zapraszano go do różnych wielkopolskich dworków. Nawiązał nawet romans z kolejną mężatką – Konstancją Łubieńską, która później chciała zostawić dla niego męża i dzieci. Ani się Mickiewicz spostrzegł, aż powstanie minęło. Tak naprawdę nie wierzył w zwycięstwo i nie uważał, że jego udział mógłby cokolwiek zmienić, a doświadczenia w wojaczce nie miał.
Za to później napisał piękny wiersz o obronie Warszawy: Redutę Ordona. Tyle że tytułowy bohater poematu, który w jego finale ponosi męczeńską śmierć, wysadzając się w powietrze… niespodziewanie całkiem żywy pojawił się w Paryżu! Proszę powiedzieć, czy porucznik Ordon miał pretensje do wieszcza? Bo ciągłe tłumaczenie ludziom, że to nieprawda, iż bohatersko się poległo, może być męczące…
Tak jak wspominałem, Mickiewicz nie wziął udziału w walkach i o szczegółach powstania wiedział od znajomych. Ponoć o Ordonie i jego śmierci opowiedział mu przyjaciel, Stefan Garczyński. Sam Ordon opisał to również w swojej autobiografii „Reduta Ordona przez niego samego opisana we Florencji w miesiącu wrześniu 1880 roku” – według tych (spisanych pół wieku później!) wspomnień – dostał on rozkaz od generała Bema, by w razie niemożności obroni działobitni wysadzić magazyn prochów, zaś gdy przyszło co do czego, wycofał się z kanonierami w stronę składu amunicji i nakazał magazynierowi, by ten podpalił lont. Mickiewicza spotkał dopiero w 1855 roku i ponoć przywitał go słowami „Jestem Ordon, któregoś pan na tamten świat wyprawił”, po czym panowie zaśmiali się i uścisnęli.
W roku 1834 Mickiewicz, już w Paryżu, żeni się z Celiną Szymanowską, córką swojej domniemanej kochanki. Ta decyzja nie przyniosła mu szczęścia. Jak wyglądało ich pożycie?
Zacznijmy od tego, że było to trochę małżeństwo z przypadku – Mickiewicz powiedział coś półżartem przy wspólnym znajomym, a ten przekazał to Celinie w taki sposób, że pomyślała, że poeta jest zainteresowany poślubieniem jej. Przyjechała zatem do Paryża, gotowa na ślub, on zaś nie wiedział, o co chodzi, ale że panna spodobała mu się, to do ślubu doszło. Pożycie nie układało się najlepiej – poeta nie miał stałych dochodów ani pracy, ona nie znała się na prowadzeniu gospodarstwa, szybko też wyszły na jaw różnice w charakterach. Sytuacja pogorszyła się, gdy pojawiły się dzieci, gdyż wtedy Celina miała kilka ataków tajemniczej choroby psychicznej. Znamy tylko strzępy informacji na ten temat, ale sytuacja była na tyle poważna, że niechętny hospitalizacji Adam dwukrotnie oddał żonę do zakładu zamkniętego – Domu Zdrowia w Vanves.
Nadchodzi roku 1841 i kolejny dziwny krok wieszcza – dołącza do sekty Andrzeja Towiańskiego. Kim był ów obdarzony niezwykłym magnetyzmem guru, który zauroczył tak wielu mieszkających w Paryżu Polaków?
To trudne pytanie. Możemy prześledzić niemal całe jego życie, przebadać poszczególne jego listy, wypowiedzi, przemowy, natomiast nadal pozostaje tajemnicą – kim ten człowiek tak naprawdę był? Rówieśnik Mickiewicza (dzielił ich dokładnie tydzień), skończył studia prawnicze na Uniwersytecie Wileńskim, później zaś – ponoć – miał tajemnicze wizję, które ujawniły mu jego misję od Boga. Wraz z żoną i szwagrostwem przyjechał do Paryża, gdzie skupiało się życie emigracyjne, i przekonał do swojej sprawy Adama Mickiewicza, a następnie innych znanych Polaków – Juliusza Słowackiego, Seweryna Goszczyńskiego… Głosił, że Polska nie odzyska niepodległości, dopóki Polacy nie udoskonalą się duchowo. Nie będę się tutaj wdawał w szczegóły jego mistycznych teorii, dość powiedzieć, że już wtedy jego postać i głoszone przezeń tezy budziły ogromne kontrowersje. Oparł im się między innymi Fryderyk Chopin, zaś księża, szczególnie z zakonu zmartwychwstańców, aktywnie zwalczali towiańczyków, jak nazywano jego wyznawców. Zarzucano mu, że jako carski agent miał zasiać ferment wśród emigracji. Z drugiej strony, w tajemniczy sposób uleczył Celinę Mickiewiczową z choroby psychicznej, a przynajmniej znacząco złagodził jej ataki. To sprawa do dziś niewyjaśniona. Faktem jest również, że w Kole Sprawy Bożej, czyli założonej przez Towiańskiego i Mickiewicza grupie, elementy najbardziej sekciarskie wprowadzał właśnie Mickiewicz.
I tu znowu wracamy do kwestii kobiet, bo w życie Adama wkracza Ksawera Deybel i w domu Mickiewiczów tworzy się chorobliwy trójkąt. Jak w szczegółach wyglądała ta sytuacja?
Rodzina Mickiewiczów stale się rozrastała i w okolicach trzeciego dziecka Celina Mickiewiczowa uznała, że przydałaby jej się pomoc. Zamieszkała więc u nich Ksawera Deybel, młoda wileńska śpiewaczka. Szybko znalazła wspólny język z poetą i zaangażowała się mocno w działalność Koła Sprawy Bożej. Była tam jedyną młodą, niezamężną kobietą, więc budziła duże zainteresowanie. Nie znamy dokładnych szczegółów, ale na pewno miała romans z Mickiewiczem, który trwał przez kilka lat.
A czy to prawda, że Mickiewicz miał z Ksawerą dziecko?
Wszystko na to wskazuje. Wiemy, że przed śmiercią poety Ksawera urodziła dwójkę dzieci (w 1850 i 1853), i Mickiewicz najprawdopodobniej był ojcem przynajmniej jednego, jeżeli nie obojga. Oczywiście nie dysponujemy testami DNA, a znikomość źródeł sprawia, że jesteśmy skazani na domysły, natomiast z zachowanej korespondencji wynika, że faktycznie poeta miał z Ksawerą co najmniej jedno dziecko.
Po śmierci poety jego syn Władysław spalił wiele pozostawionych przez ojca papierów. Czy historycy podejrzewają, co mogło się w nich znajdować?
Przede wszystkim właśnie informacje na temat romansu z Ksawerą Deybel i ich ewentualnych dzieci. W ogień poszły listy, pamiętnik Zofii Szymanowskiej, czyli siostry Celiny Mickiewiczowej… Ponadto na pewno szczegóły działalności w Kole Sprawy Bożej i intrygi pomiędzy towiańczykami. Obowiązywały tam publiczne spowiedzi, więc z pewnością w korespondencji zachowały się tego ślady. Nie sposób dziś powiedzieć, co dokładnie straciliśmy. Może nie tylko listy i dokumenty, ale także utwory? Albo dagerotypy? Może Michał Szweycer, autor wielu portretów fotograficznych poety, uwiecznił także początki Koła Sprawy Bożej? Albo Mickiewicza w towarzystwie Ksawery Deybel lub ich dziecka? Niestety tutaj żaden Woland nas nie poratuje.
Przejdźmy teraz do Juliusza Słowackiego. Jak to było naprawdę z jego relacjami z Mickiewiczem? W jednym z listów do matki pisze wszak z jadowitą satysfakcją, że jego starszego kolegę po piórze wyrzucono z kasyna, wziąwszy go za lokaja, a znów w Beniowskim pozdrawia Adama i porównuje jego i siebie do dwóch bogów na przeciwległych słońcach.
To rozległy, skomplikowany temat. Panowie poznali się w Wilnie, które Adam jako początkujący nauczyciel i młody poeta odwiedzał regularnie. Matka Juliusza Słowackiego, Salomea, po śmierci pierwszego męża wyszła za doktora Bécu, wykładowcę na Uniwersytecie Wileńskim, i wspólnie prowadzili salon literacki. Pewnego razu zaproszono zarówno Mickiewicza, jak i profesora Śniadeckiego, wybitnego astronoma, ale też wielkiego przeciwnika romantyzmu. Śniadecki, któremu nie przedstawiono poety, udawał, że go nie rozpoznaje, i zaczął publicznie wyśmiewać jego poezję. Gospodarz, doktor Bécu, również przyłączył się do tego. Adam wyszedł oburzony, a nastoletni Słowacki był zrozpaczony, że tak potraktowano poetę, którego ogromnie podziwiał. Później panowie spotykali się wielokrotnie na emigracji. Mickiewicz wyznaczał wtedy trendy w poezji i Słowacki, który usiłował podążać inną drogą, nie potrafił znaleźć zrozumienia, by tak rzec, wśród wyznawców swojego rywala. Prywatnie nie łączyła ich nigdy bliższa relacja, lecz nie można też mówić o otwartej wrogości. Kilkakrotnie godzili się, szczególnie w okresie Koła Sprawy Bożej, lecz byli chyba zbyt różnymi ludźmi. Anegdota o kasynie dotyczyła sposobu ubierania Mickiewicza – poeta nigdy nie przywiązywał do tego większej wagi, w przeciwieństwie do Słowackiego.
Jest jeszcze sprawa niedoszłego pojedynku między poetami. Co sprawiło, że Słowacki był gotów strzelać się z autorem Pana Tadeusza?
Mickiewicz przedstawił w negatywnym świetle doktora Bécu w trzeciej części Dziadów, najprawdopodobniej przez wspomnianą już sytuację z jego salonu. Wykorzystał przy tym autentyczne szczegóły – Bécu również zginął od pioruna, zaś stopione narzędzia chirurgiczne poeta zmienił w monety za zdradę. Słowacki był oburzony, że Mickiewicz zhańbił dobre imię jego zmarłego ojczyma, i początkowo faktycznie planował wyzwać go na klasyczny pojedynek. Ostatecznie – na szczęście dla wszystkich – zmienił zdanie i postanowił zemścić się w poezji.
Ciekawym wątkiem w biografii Juliusza Słowackiego jest jego młodzieńcza przyjaźń z Ludwikiem Spitznagelem. Wspólnie planowali podróż na Wschód, Spitznagel szczególnie intensywnie się do niej przygotowywał, ucząc aż szesnastu (sic!) języków. I nagle ten zaledwie dwudziestoletni chłopak popełnia samobójstwo. Tyle tylko, czy na pewno? Co sądzi Pan o teorii Stanisława Burkota, wedle której śmierć przyjaciela poety została sfingowana przez carski wywiad, a sam Ludwik został tajnym agentem i wyruszył na misję do Grecji?
Niewykluczone. Cała ta sprawa jest podejrzana, nie znamy przyczyn tego rzekomego samobójstwa, a Spitznagel miał bardzo ambitne plany przed sobą i ogromne możliwości, by je zrealizować. Oczywiście nie twierdzę, że u takich osób nie pojawiają się myśli samobójcze czy zaburzenia psychiczne, po prostu w tej sprawie jest tyle niedomówień, że warto przeanalizować wszelkie możliwości.
Niedawno ukazała się książka Marty Justyny Nowickiej Juliusz Słowacki. Wychodzenie z szafy, której autorka przekonuje, że wieszcz był gejem. Wedle Pana jest coś na rzeczy czy to tylko szukanie taniej sensacji?
Oczywiście znam tę książkę. Przede wszystkim autorka nie przekonuje do niczego, a przedstawia swoją interpretację znanych od lat dokumentów – przede wszystkim listów poety. Na pewno z mężczyznami łączyły go znacznie intensywniejsze relacje niż z kobietami, wbrew temu, co sam starał się przedstawić w korespondencji. To były czasy, gdy unikano poruszania pewnych spraw w listach i w literaturze. Nie ma w tym wypadku mowy o „twardych dowodach” na którąkolwiek orientację, natomiast warto przyglądać się znanym dokumentom pod innym kątem niż wcześniej. Książka Marty Nowickiej to zdecydowanie nie tania sensacja – autorka zadbała o dokładne przypisy i wyraźnie zaznacza, kiedy przedstawia fakty, a kiedy swoją interpretację. Jak było naprawdę – dziś się już nie dowiemy.
Pytam o orientację poety, bo z kolei historyk literatury Jan Zieliński na kartach swojej biografii Słowackiego przekonuje, że w roku 1838 uwiódł on we Florencji bratanicę samego Napoleona Bonapartego, księżnę Charlottę! I znów rodzi się pytanie, czy to twierdzenie ma jakieś podstawy?
Ponoć Charlotta Bonaparte miała romans z Polakiem i zaszła z nim w ciążę, a następnie zmarła podczas porodu. Słowacki, jak się zdaje, znał ją, lecz bardziej prawdopodobna kandydatura to hrabia Potocki. Zieliński w swojej książce wielokrotnie popuszczał wodze fantazji odnośnie relacji poety z bliskimi i trzeba patrzeć na jego tezy z przymrużeniem oka.
Poza matką – kobietą, która najdłużej towarzyszyła Juliuszowi, była Eglantyna Pattey. Kim ona była? To, że kochała Słowackiego, jest pewne, ale czy on odwzajemniał jej uczucia?
Eglantyna Pattey była córką właścicielki szwajcarskiego pensjonatu, w którym zatrzymał się Słowacki. Mieszkał tam na tyle długo, że zaczęli go traktować jak członka rodziny, a niezamężna Eglantyna przebąkiwała o małżeństwie. Juliusz nie traktował tego poważnie. Wygląda na to, że nie odwzajemniał jej uczuć, ona jednak miała na jego punkcie lekką obsesję. Gdy przeniósł się do Paryża, odwiedzała go kilkakrotnie, a za mąż wyszła dopiero po jego śmierci, jako kobieta pięćdziesięcioletnia.
A czy prawdą jest, że wieszcz nie stronił od środków psychoaktywnych i palił opium? Bo zarówno w Beniowskim jak i Lambro pisze o tym narkotyku z wielkim znawstwem rzeczy…
Wiemy, że zetknął się ze zwyczajem palenia opium podczas swojej słynnej podróży do Ziemi Świętej i że przywiózł nawet stamtąd fajkę. Zachowały się relacje, które wskazują na to, że poeta faktycznie popalał to opium (lub coś podobnego) w swoim paryskim mieszkaniu. W ostatnich latach swojego życia Słowacki znacznie mniej bywał u innych i rzadko przyjmował gości, również ze względu na pogarszający się stan jego zdrowia, skupił się za to na rozwijaniu mistycznej filozofii i ukazujących ją utworów. Czy miały z tym związek wizje opiumistyczne? Nie wiadomo.
Przejdźmy teraz do Zygmunta Krasińskiego. W przeciwieństwie do swoich poprzedników pochodził on z arystokratycznego rodu. Czy to dziedzictwo w jakiś sposób odbiło się na jego twórczości?
Jego arystokratyczne pochodzenie miało ogromny wpływ na jego twórczość. Krasiński panicznie obawiał się wszelkich rewolucji, które mogłyby odebrać arystokracji ich przywileje i majątki. Echa tego widać choćby w jego najsłynniejszym dziele – Nie-Boskiej komedii, gdzie wprost pokazana jest wojna arystokratów z „resztą świata”. Krasiński nie był też częścią Wielkiej Emigracji i oficjalnie mieszkał w kraju – w Opinogórze i w Warszawie. Unikał wszelkich działań, które caratowi mogłyby wydawać się podejrzane, w Paryżu bywał incognito, nie pojawił się nawet oficjalnie na pogrzebie Adama Mickiewicza. W swoich utworach, wydanych anonimowo, nie poruszał więc drażliwych tematów, które mogłyby mu sprawić kłopoty ze strony władz zaborczych, gdyby jego autorstwo wyszło na jaw.
Krasiński przez długie lata żył w cieniu swego ojca – Wincentego. Jaki wpływ miał na syna ten emerytowany napoleoński generał? Był pozytywny czy raczej destruktywny?
Generałowi Krasińskiemu marzył się syn będący de facto kopią jego samego – twardy, zdecydowany, a przy tym oportunistyczny i bardzo dbający o pozory. Pod wieloma względami nadwrażliwy i chorowity Zygmunt był jego przeciwieństwem, nie zbuntował się jednak nigdy w pełni przeciwko jego ojcowskiej władzy. Za jego namową nie wziął udział w powstaniu listopadowym, a później zerwał związek z Joanną Bobrową, która dla poety zostawiła męża. Później zaś generał wybrał synowi żonę – młodą arystokratkę Elizę Branicką. Małżeństwo to nie było szczęśliwe, Zygmunt wciąż bowiem darzył uczuciem Delfinę Potocką, co jednak nie przeszkadzało mu w płodzeniu kolejnych dzieci.
Trzeci wieszcz debiutował jako autor gotyckich opowieści grozy. Co ciekawego można powiedzieć o tym aspekcie jego twórczości?
W pierwszej fazie twórczości Krasiński, podobnie jak wielu innych artystów, podpatrywał i naśladował wzorce z literatury, która go fascynowała. Jego nowele zainspirowane były popularnymi na przełomie XVIII i XIX wieku romansami grozy, szczególnie angielskimi, występują w nich także często postaci historyczne i miejsca znane poecie. Niedługo później zarzucił on całkowicie tę gałąź swojej twórczości – a szkoda, bo może mógłby stać się polskim Edgarem Allanem Poe?
Miłością życia hrabiego Zygmunta była Delfina Potocka. Proszę opowiedzieć nam o niej coś więcej.
To postać, która pojawia się w biografiach wielu artystów. Znała Mickiewicza, Słowackiego i Norwida, przyjaźniła się z Chopinem (niektórzy chcą nawet widzieć między nimi skrywany romans), jednak to Krasiński wywarł największy wpływ na jej życie. Była wołyńską arystokratką, którą wydano w młodym wieku za Mieczysława Potockiego. Okazał się on brutalem i awanturnikiem, więc Delfina postanowiła się od niego uwolnić. Po długich staraniach udało jej się uzyskać rozwód. Wszystkie jej dzieci zmarły we wczesnym dzieciństwie. Kiedy więc ta kobieta po przejściach poznała młodego Zygmunta, miała nadzieję, że nowy związek da jej choć trochę szczęścia.
W 1843 roku Krasiński wziął ślub z Elizą z Branickich. Jak wyglądało to małżeństwo? Zawarł je przecież wbrew własnej woli na rozkaz ojca.
Poeta nie potrafił sprzeciwić się ojcu i na jego polecenie poślubił Elizę Branicką. Wciąż zapewniał Delfinę o swoich uczuciach i o swojej obojętności wobec żony, lecz niebawem na świecie zaczęły pojawiać się jego ślubne dzieci. Krasiński czynił nawet starania, by zaprzyjaźnić ze sobą Elizę i Delfinę, lecz ostatecznie kochanka zdecydowała się od niego odejść. Z kolei żona, która reagowała na jego zachowanie z ogromną łagodnością i współczuciem, ostatecznie oddaliła się od niego i po jego śmierci wyszła z miłości za jego dalekiego kuzyna.
Twórczość Krasińskiego jest bardzo ponura, przebija z niej rozpacz. Czy sądzi Pan, że gdyby jej twórcę zbadał współczesny psychiatra, to stwierdziłby u niego depresję?
Myślę, że mógłby to zdiagnozować u większości romantyków, a przy Krasińskim miałby szczególnie dużo pracy. Zygmunt stracił w dzieciństwie matkę i był wychowywany przez apodyktycznego ojca. Miał on tendencję do użalania się nad sobą i hipochondrii, a z drugiej strony notorycznie oszukiwał bliskie osoby na temat swoich relacji z innymi. Wspomniałem już, jak tuż po swoim ślubie zapewniał Delfinę Potocką o stałości swoich uczuć, ale traktował tak także innych. Zawitał kiedyś do Paryża incognito na schadzkę z Delfiną i przypadkiem spotkał na ulicy Juliusza Słowackiego, lecz udawał, że go nie zna i że nie mówi po polsku.
I na koniec pytanie osobiste. Który z trzech wieszczów jest Pana faworytem?
Zdecydowanie twórczość Juliusza Słowackiego oddziałuje na mnie najmocniej. Uwielbiam jego próby dotarcia do granic języka poezji romantycznej, jak w „Beniowskim”. To był artysta, który doskonale rozumiał konwencję i jej ograniczenia. Starał się również stworzyć nową poezję mistyczną, lecz jego późniejsze utwory, często pozostałe w rękopisach, zostały docenione na długo po jego śmierci, w okresie Młodej Polski.
Natomiast biograficznie najwięcej czasu spędziłem nad życiorysem Adama Mickiewicza, przede wszystkim dlatego, że dysponujemy ogromną ilością źródeł i jest się nad czym pochylić, a w przypadku na przykład Słowackiego wiemy znacznie mniej. Wpływ na to miała zarówno ogromna sława Mickiewicza, jak i tytaniczna praca jego dzieci. Poza tym jego biografia jest konwencjonalnie ciekawsza – więcej w niej głośnych (lub ukrytych) romansów, wielkich przedsięwzięć i doniosłych wydarzeń. Słowacki miał znacznie subtelniejszy życiorys.
Dziękuję za rozmowę.