Początek tej historii sięga 1980 roku, kiedy to na głębokości około 50 metrów, gdzie spoczywał wrak statku Santa Margarita, udało się zlokalizować tajemniczy element. Bliższe oględziny wykazały, że jest to miedziana kopuła, lecz nie dostarczyło to odpowiedzi na pytanie o to, skąd się tam w ogóle wzięła i w jaki sposób dawniej ją wykorzystywano.
Czytaj też: Drakula był weganinem? Zaskakujące ustalenia badaczy
Pozostałości wspomnianego statku spoczywały na dnie od 1622 roku, kiedy to doszło do jego zatonięcia. O ile pierwotnie zakładano, iż miedziana kopuła mogła znajdować się na wyposażeniu kuchni hiszpańskiej jednostki, tak bliższe oględziny doprowadziły badaczy do zmiany zdania. Teraz bardziej prawdopodobny wydaje się inny scenariusz.
W jego myśl tajemniczy obiekt miałby być tzw. dzwonem nurkowym. Takowe są wykorzystywane między innymi do ewakuacji członków załóg zanurzonych łodzi podwodnych. Wewnątrz rzeczonego dzwona wyrównywane jest ciśnienie, dzięki czemu możliwy jest transport nurków czy też osób potrzebujących pomocy.
Ale w jakim celu taka komora miałaby być wykorzystywana przed laty? Zdaniem naukowców być może osoby wiedzące o zatonięciu statku Santa Margarita i mające świadomość co do transportowanych przez niego skarbów, postanowiły odzyskać choć część z nich. Wydaje się, iż w czasie misji poświęconej zbieraniu tych kosztowności coś poszło nie tak i nie tylko nie udało się odzyskać wszystkich skarbów, ale wręcz dodano co najmniej jeden artefakt do tych spoczywających na dnie.
Miedziana kopuła znaleziona u wybrzeży Florydy mogła być fragmentem tzw. dzwonu nurkowego wykorzystywanego w XVII wieku
Na czele ekspedycji odbywającej się u wybrzeży Florydy stanęli Sean Kingsley oraz Jim Sin. Jak wyjaśniają, badany przez nich obiekt ma 147 centymetrów średnicy. Poza tym trudno sobie wyobrazić, by był on wykorzystywany do gotowania, ponieważ nie widać jakichkolwiek śladów zwęglenia ani podgrzewania. Do jego wykonania najprawdopodobniej użyto dwóch miedzianych blach, wokół których rozciągnięta została ciężka obręcz wysadzana miedzianymi nitami.
Czytaj też: Bezpowrotnie zniszczyli Wielki Mur Chiński. Ich tłumaczenia są naprawdę absurdalne
Pomimo braku archiwalnych zapisków, które wskazywałyby na użycie dzwona ratowniczego do schodzenia na głębokość, na której pozostawał wrak Santa Margarity, jeden z uczestników tamtych wydarzeń – Francisco Nuñez Melián – wspominał o odlewaniu takiego obiektu w notatkach z 1625 roku. Jeśli faktycznie chodzi o ten sam dzwon, to znaleziona kopuła byłaby jego szczytem. Wokół powinny rozciągać się natomiast wodoszczelne, być może drewniane, panele, pokryte później skórą i metalem.
Taka konstrukcja byłaby wystarczająco duża, aby w środku znalazło się nawet trzech nurków. Dzięki implementacji rurki w czasie schodzenia na dno do środka mogło dochodzić powietrze. Hipotezę poświęconą dzwonowi nurkowemu wspiera fakt, iż w 1606 roku Jerónimo de Ayanz przetestował podobną konstrukcję, którą później wykorzystywano do zbierania pereł w Wenezueli. Jeśli chodzi o bilans związany z odzyskiwaniem skarbów z wraku, to oficjalnie mówi się o wydobyciu 350 sztabek srebra, tysięcy złotych monet i… ośmiu armat