Ten jest zasługą serwisu Inverse, którego przedstawiciel wybrał się na degustację posiłków przygotowanych w oparciu o laboratoryjne mięso. Zacznijmy jednak od tego, jak przebiega cały proces. A ten okazuje się całkiem rozbudowany, ponieważ najpierw pobiera się komórki od zwierzęcia i odtwarza je w kontrolowanym środowisku przy pomocy odżywczej mieszanki. Ostatecznie prowadzi to do powstania tkanek przypominających te znane z naszych stołów, choć autor przyznaje, że trudno byłoby je porównać do kurczaka.
Czytaj też: Pasikoniki kluczem do sukcesu. Dzięki nim powstaje niezwykły materiał
Nasza wizja wywierania wpływu polega na tym, że tworzymy produkt, który jest tak wszechstronny i elastyczny, jak konwencjonalny analog mięsa. Wierzę, że to jest to, co odblokuje wpływ, który chcemy mieć – kiedy konsumenci mówią “mogę mieć to pyszne mięsne doświadczenie w sposób, który jest bardziej zrównoważony dla planety i który nie wymaga zabijania zwierząt w trakcie”. wyjaśnia Amy Chen, dyrektor operacyjny UPSIDE Foods
W listopadzie UPSIDE Foods otrzymała kredyt zaufania od amerykańskiej Agencji Żywności i Leków. I choć z jednej strony oznacza to, że bezpieczeństwo całego procesu nie jest już kwestionowane, to wciąż mięso wyhodowane w laboratorium nie jest jeszcze gotowe do masowej produkcji i sprzedaży.
Mięso z laboratorium produkuje firma UPSIDE Foods
Jak dowiadujemy się z udostępnionych informacji, proces wytwarzania mięsa z laboratorium rozpoczyna się od pobrania komórek od zwierząt hodowanych do produkcji mięsa. Te muszą być wystarczająco stabilne, aby rozmnażać się i produkować kolejne, a najlepsi kandydaci zostają poddani modyfikacjom, tak, aby opóźnić dalszy wzrost. W pewnym momencie podaje im się zawiesinę odżywczą złożoną z aminokwasów, kwasów tłuszczowych, cukrów, pierwiastków śladowych, soli i witamin.
Czytaj też: Roślina wyewoluowała w toaletę, czyli kolejny dowód na potęgę biologii
Takie podejście do tematu bez wątpienia jest pozytywne z co najmniej dwóch powodów: mniej zwierząt cierpi w całym procesie, a skala emisji gazów cieplarnianych jest nieporównywalnie niższa. Rzecz jasna pozostają jeszcze preferencje kulinarne konsumentów. W tym przypadku autor podkreślił, że posiłek był w porządku i mógłby kiedyś powtórzyć to doświadczenie. Co ciekawe, jego uwagę zwróciły charakterystyczne… wzdęcia, które towarzyszyły testerowi przez resztę dnia, po tym, jak zjadł już mięso z laboratorium.