Żurnalowa atrakcyjność, oziębłość, zdrada. Miłość toksyczna ma wiele twarzy

Jeżeli intymność służy innym celom niż wspólna rozkosz i wzbudzenie zaufania, prowadzącego do powstania więzi, to najczęściej wyrządza szkodę i ludziom, i relacji.
Żurnalowa atrakcyjność, oziębłość, zdrada. Miłość toksyczna ma wiele twarzy

Niedobrze, jeśli seks służy jedynie rozładowaniu napięcia lub staje się czymś w rodzaju fitnessu. Oderwanie seksu od więzi upośledza naszą zdolność do budowania satysfakcjonujących dojrzałych relacji. Im więcej przypadkowości, techniki i czysto fizycznej rozkoszy, tym trudniejsze może być budowanie napięcia i oczekiwanie na spełnienie. Jesteśmy skonstruowani psychofizycznie w taki sposób, że nasz umysł i ciało łatwo mogą pójść na skróty.

Seksualny fast food

Bywają osoby otyłe i niedożywione jednocześnie. Pochłaniają ogromne ilości cukrów i tłuszczów. Umysł łatwo się do tego przyzwyczaja. (…) Ten sam mechanizm działa w przypadku instrumentalnego dostarczania sobie innych przyjemności. Hedonizm przy jednoczesnym unikaniu przykrości prowadzi niemal w każdym przypadku do wykształcenia wykształcenia silnych nawyków: uzależnienia od cukru, gier, hazardu, papierosów, seriali, a także seksu. Jesteśmy
istotami nawykowymi. Mechanizm hedonistyczny prowadzi do odrzucania konsekwencji, ignorowania skutków. Chcę batonik i już. Kto by się martwił jakąś trzustką.

Niedawno oglądałem w telewizji program o młodej Amerykance, ważącej ponad 350 kg i cierpiącej z powodu powikłań związanych z otyłością. Dziewczynę skierowano na operację zmniejszenia żołądka. Rodzina zasiadła do ostatniej kolacji przed operacją. Jutro wyjazd. Wszyscy – kilkoro rodzeństwa, rodzice, dziadkowie, ciotka – mieli sporą nadwagę. Matka przygotowała: tłuste żeberka, pulpety mięsne w sosie, fasolę, ziemniaki purée, ziemniaki opiekane i hamburgery. Nie zabrakło też pieczonego kurczaka i tradycyjnej gotowanej kukurydzy. Do tego sosy i słodzone gazowane napoje. Matka ze łzami w oczach nakładała córce nieco zmniejszone porcje i tylko maleńkie dokładki ulubionych dań. Wszyscy płakali. Jutro przecież dziecko przejdzie na przedoperacyjną dietę, a potem tylko kroplówki i preparaty odżywcze, póki żołądek się nie wygoi. Pomyślałem wtedy, że dziewczyna ma nikłe szanse odzyskać zdrowie.

Gdy po zabiegu wróci do rodziny grubasów, którzy tak ukochali jedzenie, ulegnie hedonistycznym wzorcom swoich bliskich. Otoczona grubasami, którzy czerpią największą rozkosz z chipsów i kiełbasy, z płaczącą matką, dla której jedzenie i pewnie gotowanie jest największą wartością, wróci do wzorca. Ten sam mechanizm dotyczy zachowań seksualnych. Jeśli nie prowadzą do wytworzenia więzi, a przez to do uzyskania odroczonych długotrwałych skutków – jak czułość, oddanie, zaufanie, poczucie bezpieczeństwa, lojalność oraz mająca istotne znacznie w naszej kulturze wierność – to taki mechaniczny seks może stać się toksyczny. Osoby wytrenowane w nim, tak jak w sporcie, i mające rajdowy stosunek do sfery intymnej, mogą popaść w podobne kłopoty jak ta otyła dziewczyna. Tyle że pewnie nie będą one dotyczyć trzustki, lecz najbardziej erogennego i najpotrzebniejszego w seksie organu, jakim jest mózg.

Kult orgazmu

Przyzwyczajenie do seksu genitalnego lub nadmierne przypisanie znaczenia seksualnym figurom, w których organy intymne odgrywają największą rolę, może prowadzić do pogorszenia relacji i zatrucia związku. Kult orgazmu również należy do takich zagrożeń. Pożycie staje się wtedy wyścigiem, mającym dowieść supersprawności seksualnej, a przecież powinniśmy się w nim koncentrować na emocjach, bliskości. Intymność, erotyzm rodzi się w głowie. W naszej wyobraźni, a potem w mieszance hormonalnej, która euforyzuje, buduje przywiązanie, zwiększa rozkosz i tworzy skomplikowany neurofizjologiczny  emocjonalny mechanizm, dzięki któremu powstaje więź z drugą osobą. Te mechanizmy sprawiają, że nasz organizm uczy się przeżywać znacznie pełniejsze doznania seksualne i emocjonalne, a dzięki temu funkcjonuje lepiej. Odroczona gratyfikacja w połączeniu z przyjemnością i rozkoszą doznawaną w czasie zbliżenia budują stan równowagi. Odczuwamy wtedy spełnienie, poczucie bezpieczeństwa, pewności, że zarówno teraz, jak i jutro doświadczę bliskości, czułości i rozkoszy z ukochaną osobą bez potrzeby udowadniania, że dam radę utrzymywać tempo ruchów frykcyjnych przez 15 minut non stop.

 

Brak więzi

(…) Na co drugim billboardzie widnieje półnaga postać, wykonująca lubieżny gest, ale w domu wciąż nie można porozmawiać o tym, jaką stosować antykoncepcję z chłopakiem lub dziewczyną. Jesteśmy świadkami zaciekłych debat dotyczących antykoncepcji, aborcji, stosunku do dewiantów seksualnych, metod sztucznego zapłodnienia, podczas gdy podstawowa edukacja seksualna skierowana do młodzieży wciąż jest w powijakach, a rodzinny obyczaj nakazuje traktować seks jako temat tabu.

Żyjemy w czasach hipokryzji i paradoksu. Seks jest wszechobecny, popularny i medialny, a jednocześnie niesłychanie wstydliwy i gorszący. Co nas zatem odróżnia od zwierząt? Kontekst i więź. Kontekst to inaczej sytuacja, w której uprawiamy seks. Istotne są odpowiedzi dotyczące wartości i konsekwencji zachowań seksualnych. Czy wolno mi z tą osobą współżyć? Czy relacja seksualna nie narusza innych ważnych wartości moich lub innych ludzi? Jak zachowania seksualne odnoszą się do zasad społecznych, norm i kultury? Co na to moi bliscy? Co na to moja religia? Jakie mogą być konsekwencje współżycia? Wiele jeszcze innych pytań określi tło, na którym pojawiają się zachowania seksualne.

Drugi czynnik to więź. Bez rodzącego się systemu emocji związanych z partnerem lub partnerką, z którą jesteśmy w relacji seksualnej, seks oczywiście może sprawiać przyjemność, może być nawet technicznie perfekcyjny, niewiele jednak będzie się różnił od zadań, które postawił przed swoim „opakowaniem” samolubny gen. Oczywiście kochankowie przygodni, swingersi lub bywalcy domów publicznych podadzą setki postracjonalizacji, dowodzących że to ich świadomy wybór. Jednak prawda jest inna. Seks bez więzi, wyrwany z realiów społecznych, jest biologicznym zaspokojeniem popędu. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, że postracjonalizacja, która czyni z przygodnego seksu sport, z ciągłej zmiany kochanków lub kochanek styl życia, z szybkich erotycznych randek modę, stwarza zagrożenia w postaci utraty więzi.

Możemy się domyślać, że podstawowym źródłem zachowań seksualnych, w których partnerzy unikają zobowiązań, jest lęk przed trwałością, związaniem, zobowiązaniem, czyli owymi kontekstowymi konsekwencjami, takimi jak rodzina, odpowiedzialność, wspólny dom, dzieci i związane z nimi wartości. Tym samym świat jest taki, jaki wierzysz, że jest. Nie ma być rodziny – nie ma rodziny. Pojawia się obawa przed trwałością i uwiązaniem – nie ma trwałości. Nie ma być zobowiązań. Na drugi dzień nie ma kochanka.

Jednak powstaje wzorzec. Ciągle pieczołowicie wzmacniany, zgodnie z którym seks kończy się w chwili orgazmu. By znów zaznać orgazmu, trzeba niewiele więcej niż kolejnej atrakcyjnej partnerki lub partnera. Nie ma mowy o więzi. Efektem jest niezdolność do zbudowania trwałego związku i wynikających z tego konsekwencji, takich jak brak rodziny, dzieci, wspólnego domu, grona przyjaciół, tradycyjnych świąt i miliona rzeczy, które ludzie robią lepiej lub gorzej razem.

 

Mniej więcej do 35. roku życia wygląda to jeszcze dość zabawnie, lecz potem pojawia się lęk przed samotnością i myśli o niespełnieniu. Im więcej lęku, tym większa trudność w zbudowaniu więzi. Jeśli do tej pory nie potrafiłeś tego zmienić, choć skrycie pragniesz trwałego związku, kontakty seksualne bez miłości traktuj raczej jako drogę do miłości, jeden ze sposobów na spotkanie i wybranie najlepszego dla siebie partnera lub partnerki niż jako sport lub zabawę. W innym przypadku możesz nigdy nie znaleźć miłości, a nawyk biologicznego zaspokajania popędu seksualnego już na zawsze stanie się jedynym
znanym ci substytutem bliskości. (…)

Zdrada jako kara

Kolejną toksyną jest zdrada, która zawsze zatruwa związek. Nie udało mi się jeszcze spotkać pary, w której zdrada jednego z partnerów nie zatrułaby relacji. Nie ma się co oszukiwać. Profesjonalnie, z punktu widzenia doradztwa małżeńskiego, można by mówić o szansach na rozwój, nowym otwarciu w relacji i podobnych iluzjach. Jednak zdrada to zdrada. Monogamia jest tak silnie wrośnięta w nasz obyczaj i kulturę, że choć wiele osób zdradza, to jednak żadna z nich nie jest w stanie przejść do porządku dziennego nad zdradą. Wiele razy słyszałem od zdradzających swoje żony mężczyzn, że z ich strony to tylko wakacyjna lub szkoleniowa przygoda, ale żonie nigdy nie darowaliby czegoś podobnego. Zdarzali się mężczyźni zdradzający żony, którym nawet do głowy nie przyszło, że one mogą zrobić to samo. Podobnie bywa z kobietami, które są w stanie „ukarać” męża lub partnera zdradą lub „podkręcić” emocje w związku zazdrością męża o kochanka.

Gdy jednak zdrada wychodzi na jaw i nawet zostanie przedyskutowana lub zagłaskana, obłaskawiona obietnicami, terapiami i rekolekcjami, drzazga pozostaje. Najczęściej jej skutkiem jest gra w winę i krzywdę. Żeby się odtruć, obojgu partnerom potrzeba wielkiej siły i wielu lat odbudowywania nadziei i zaufania. Często związek i tak się rozpada. Seksualność jest bowiem traktowana bardzo serio, a intymna relacja ma znamiona pełnego oddania, uzależnienia, poczucia własności, poświęcenia dla ukochanej osoby. Dlatego kochankowie mówią do siebie: „Należysz do mnie”. „Należymy tylko do siebie”. „Jesteś tylko mój/tylko moja”. Ktoś inny tę wartość i własność narusza, zabiera, wkrada się do obszaru, który był zarezerwowany tylko dla tej jednej, wybranej osoby. Intymność zostaje oszukana, wyśmiana, wystawiona na sprzedaż, a namiętność odrzucona. Trudno przejść nad tym do porządku. Dlatego nie zdradzaj swojej miłości, swojej ukochanej osoby. Jeśli to robisz często, potrzebujesz fachowej pomocy.

Być może to nie twoja wina, lecz sposób na radzenie sobie z własnymi deficytami. Może brakuje ci kilku ważnych cech jak lojalność, wierność, wytrwałość. Może brakuje ci poczucia bezpieczeństwa, wartości, radości z własnej płci. Powodów może być wiele. W jakimś stopniu to wina twoich rodziców. Zbyt surowego ojca, zbyt uległej matki albo na odwrót. Te dziury w osobowości można załatać, lecz będzie to wymagało pracy. Jeśli tylko epizodycznie zdarzyła ci się zdrada, lepiej o tym nie mów. Odpokutuj, wybacz sobie i wróć do swojej miłości. Zapomnij. Jestem przeciwnikiem kłamstwa. Sam od 20 lat nie kłamię, nawet w drobnych sprawach.

Pewnego dnia odkryłem, że życie kłamcy jest żałosne, gdyż zazwyczaj próbuje on podbudować swoje poczucie wartości albo ukryć coś, co jego zdaniem je obniży. To również doraźny sposób na strach i obawę przed oceną. Mechanizm obronny dziecka, które woli zmyślić w obawie przed surowością i brakiem empatii swoich rodziców. Kłamie, gdyż w zasadzie im nie ufa. Są jednak dwie sytuacje, w których kłamstwo lub przemilczenie wydaje mi się uzasadnione. Pierwsza to niedobra z punktu widzenia oficjalnej medycyny diagnoza dotycząca ukochanej osoby. W końcu zawsze istnieje szansa, że może być tylko w części prawdziwa. Z doświadczenia wiem, że ludzie równie często jak z powodu wirusów chorują z powodu diagnoz. (…)

Ów drugi przypadek to zdrada. Oczywiście przemilcz ją tylko wtedy, kiedy jesteś pewien/pewna, że był to głupi epizod, chwila zapomnienia. Jeśli jednak nie kochasz swojego partnera, zamiast zdradzać – odejdź. Zamiast ranić siebie i drugą osobę, zakończ związek i zacznij budować nowy. Lecz najpierw dowiedz się od siebie, w jaki sposób przyczyniłeś się do popsucia poprzedniego. Jeśli seks z różnymi partnerami to dla ciebie sport, a jednocześnie oszukujesz swego stałego partnera lub partnerkę co do swojej wierności, szybko to zmień.

 

Poszukaj fachowej pomocy, wyjedź na miesiąc do Nepalu albo wyrusz w pielgrzymkę do Santiago de Compostela. Ratuj się! W innym przypadku może się to dla ciebie źle skończyć. W najlepszym razie, prędzej czy później, stracisz swój związek, a ponieważ wybierasz partnerów jedynie według kryterium pożądania i atrakcyjności, w gruncie rzeczy nie umiesz dokonywać prawdziwych wyborów. Dlatego ponownie wybierzesz źle i cykl się powtórzy.

Oziębłość

Czasem oziębłość idzie w parze z handlem, niekiedy są rozdzielne. Mówiąc „handel”, mam na myśli małżeńską formę prostytucji. I tym razem wyjątkowo nie żartuję. Oziębłość to brak zainteresowania seksualnego partnerem lub partnerką. Nie zawsze przebiega w sposób przewlekły i ostry, gdy aktywność seksualna spada do zera. Czasem jest to brak inicjatywy, odmawianie lub wymawianie się od współżycia lub poszukiwanie pretekstów, które separują od pożycia. Najczęstszym powodem jest po prostu brak miłości. Faza zakochania już dawno przeminęła, a kolejny etap rozwoju relacji rozczarował oboje lub jedno z partnerów. Rozczarowanie takie w naturalny sposób objawia się niechęcią do współżycia.

Oziębłość przejawia się też w braku seksualnej satysfakcji w czasie pożycia oraz niekiedy w całkowitym braku aktywności erotycznej. (…) Oziębłość może przydarzać się kobietom, które jako dziewczynki były we władzy matki lub były z nią związane pod nieobecność ojca, lub gdy ojciec był człowiekiem raczej wycofanym. Dziewczynka w dorosłości podjęła jedynie żeńskie role, koncentrując się na tych wpojonych przez matkę. Jeżeli nie było tam miejsca na rolę kochanki, córeczka mamusi może podobnie odcinać się od tej roli, tłumiąc w sobie popęd. Jeśli córka była związana z ojcem, również i ten rodzaj relacji może być w przyszłości utrudnieniem.Ojciec, jako symboliczny idealny mężczyzna, przesłoni córce innych mężczyzn, a tym samym możliwość seksualnego oddania i spełnienia. W przypadku chłopców relacja z matką także może mieć kluczowe znaczenie.

Związanie emocjonalne z matką wygłuszy zdolność budowania relacji z rówieśniczkami, czego efektem może być instrumentalny popęd, potrzeba rozładowania napięcia seksualnego i brak więzi erotycznej z partnerką, a w końcu oziębłość. Ojciec, który zablokuje w chłopcu jego męskość, również może się do tego przyczynić. Oziębłość to najczęściej zablokowana zdolność do wyrażania swoich pragnień i potrzeb seksualnych w relacji z drugą osobą i niemożność osiągania satysfakcji. Coś, najczęściej w relacjach z rodzicami lub pierwszymi partnerami, zablokowało tę zdolność, a stłumiona potrzeba została głęboko ukryta i jest realizowana i odreagowywana zastępczo. Przez pracę, przejadanie się, zajmowanie się dziećmi lub zwierzętami, zbytnią pobożność lub społecznikowskie pasje. (…).

Kolejny częsty powód oziębłości to alkohol. To raczej domena męska. Pijany kochanek lub kochanka mogą być zaprzeczeniem uwodzicielskiego piękna, a sam wygląd, zapach, a także sprawność seksualna antytezą pożądania. Początkowo pobudzenie seksualne po alkoholu jest duże, lecz im większe stężenie alkoholu we krwi, tym szybciej spada sprawność i pobudzenie seksualne. Zwłaszcza jeśli jedna osoba z pary nie pije. W Polsce częściej są to kobiety. Seks z pijanym mężem może być trudnym do zniesienia przeżyciem, tym bardziej jeśli zdarza się często i towarzyszy mu namolność. Jak radzą sobie kobiety? Przewidując seksualne pobudzenie męża po alkoholu, pozwalają mu się napić tak dużo, by nie był w stanie nawet się rozebrać. To łatwe i skuteczne zachowanie.

Częstym sposobem jest zrobienie sobie parawanu z dziecka. Zawsze jest jakiś powód, by w nocy zająć się maleństwem, wziąć je do łóżka lub przespać się w dziecięcym pokoju. To zresztą separuje małżonków i wtedy, kiedy nie ma mowy o pijaństwie. Dziecko jest argumentem ważniejszym niż potrzeby seksualne kogokolwiek. Nierzadką wymówką jest stan zdrowia, choroba, miesiączka, zmęczenie. Każdy pretekst jest dobry, by usprawiedliwić swoją oziębłość lub odrzucenie. Jeśli związek oparty jest wyłącznie na „technicznym” zaangażowaniu we wspólny kredyt lub dzieci, odrzucenie seksualne partnera jest skutkiem wygaszenia więzi, a czasem śmierci relacji.

 

Wówczas związek staje się kontraktem, dopełnieniem dorosłych zobowiązań. (…) Istotne jest to, czy miłość wygasła, czy tylko spadł poziom hormonów, euforia zmalała i uruchomiły się stare wzorce.

Czy partnerzy nadal są sobie bliscy, tylko zderzyli się z rutyną, jakąś seksualną nieumiejętnością, niesprawnością. A może jedno z nich realizuje się intymnie z kochankiem i tak naprawdę porzuciło swego partnera. Pozostało już tylko formalne zaangażowanie w obowiązki rodzinne. Czy jest to nienawiść, niechęć, która odrzuca, czy może bezradność, nieumiejętność, chwilowy kryzys itd. Zajmij się swoją oziębłością. Zastanów się, z czego wynika. Jeśli kochasz partnera, problem tkwi albo w sposobie waszego pożycia, albo w twojej przeszłości. Czasem warto wyprowadzić się wreszcie od teściów. Mama i tata za ścianą nie sprzyjają harcom. Oziębłość minie jak ręką odjął. Może warto zostawić czasem dziecko u babci na noc. Wówczas znowu może się okazać, że nastąpił cud rozkoszy. Może nowa antykoncepcja usunie nieprzyjemny dyskomfort odczuwany w czasie korzystania ze starej albo przyniesie ulgę w lęku przed ciążą. A może po prostu chodzi o to, że on zasypia zaraz po lub ona, zamiast się przytulić, włącza serial?

Jeśli oziębłość to twoja kara, porzuć tego rodzaju głupie pomysły. Miłości i intymności nie warto karać, bo zanim osiągnie się jakiś absurdalny efekt w postaci skruchy, można wykopać głęboki rów, którego potem najczulsze gesty nie zasypią. Jeśli to kara dla siebie, tym gorzej. Lepiej zrobić porządki w piwnicy, sześciokrotnie upiec skomplikowane ciasto, niż zadać sobie tego rodzaju pokutę. Nawet jeśli odpokutowanie czasem ma sens, w co wątpię (jak wynika z najnowszych badań, kary odnoszą raczej przeciwny skutek, koncentrują na błędzie), to nigdy nie rób tego poprzez zachowania seksualne.

Spotkałem osoby, które nie dość, że karały partnera oziębłością, to jeszcze w ramach rewanżu za jakieś jej lub jego winy dopuszczały się zdrady. Okropne. Bywało i tak, że własna zdrada karana była własną oziębłością lub oziębłość partnera zdradą. Równie okropne, gdyż napędzające mechanizm krzywdo-winy. Nic dobrego z takich zachowań nie wynika, a krzywda oraz wina wzrastają. Spytaj także o oziębłość partnera. Bez rozmowy i świadomości trucizna będzie działała dalej. Nie rozmawiaj jednak przed lub po współżyciu, udanym lub nie. To nie pomaga. Raczej zawstydza. Intymności towarzyszą silne emocje. Ich obecność łatwo może sprowokować do oskarżeń. Szukaj rozwiązania. Jeśli natomiast wiesz, że miłość minęła i oziębłość przerodziła się w niechęć do drugiej osoby, przetrwanie związku to już tylko kwestia kalkulacji czysto ekonomicznej. Psychologowi ani coachowi nic do tego. (…)

Handel seksem

Kiedy brakuje miłości lub kiedy pojawia się oziębłość, przychodzi czas na handel. Tak naprawdę jest to mechanizm podobny do prostytucji, jednak odbywa się w obrębie relacji, nierzadko małżeńskiej, i często bez profesjonalnego uroku i wprawy, jaką mają trudniący się nierządem zawodowcy. To seks za coś. Obietnice najczęściej mają charakter materialny, a wymiana dotyczy jednorazowego pożycia. Bywa to również wymiana usług albo budowanie jakiegoś zadziwiającego paktu o nieagresji, zawieszeniu broni albo łagodzeniu konfliktów. Czasem seks ma charakter przeprosin lub okazanej wdzięczności. Czasem jest też abonament.
Mąż przynosi pensję, a żona oddaje mu się w czwartek po wypłacie. Od czasu większej emancypacji kobiet i rozwoju bankowości elektronicznej gratyfikacja za seks małżeński bywa wypłacana w transzach, przelewami, prezentami lub zgodą na wcześniej objęte zakazem zachowania, takie jak spotkanie z przyjaciółką, wyjście na mecz, wyjazd na szkolenie itd.

 

Seks bywa też sposobem obłaskawiania sadysty, odciąganiem go od ofiary, na której zamierza się wyładować, najczęściej od dziecka, które przyniosło tylko trójkę z klasówki. Nierzadko jest to bardziej złożony proces manipulacji, w której ramach seks jest wabikiem lub nagrodą za podporządkowanie, wykonanie zadania lub zgodą na jakiś rodzaj aktywności, decyzję, wydatek. Skutki takiego pożycia są opłakane. Prędzej czy później kończy się to degrengoladą związku. Nierzadkie są zdrady i dalsze zranienia. Jeśli ważne emocje i związane z nimi uczucia i wartości zostały zinstrumentalizowane, a jedno z najważniejszych ludzkich pragnień, jakim jest miłość, stało się przedmiotem handlu, nadzieje na ratunek dla związku są nikłe. Czas na życiowy remanent i troskę o to, by nigdy nie powtórzyć podobnych błędów. Jeśli jednak handel to sposób na funkcjonowanie erotyczne, wyniesiony z domu jako nieszczęśliwy wzorzec naśladujący postawę jednego z rodziców, można to zmienić. Decyduje siła uczucia. Jeśli partnerzy kochają się, mogą znaleźć sposób na wyzwolenie swojej intymnej relacji z kupczenia. Mogą zbudować nowy wzorzec rozkoszy, zaufania, oddania, ciepła i bliskości.

Żurnalowa atrakcyjność

(…) Partnerzy, którzy kochają się, są zaangażowani emocjonalnie, których łączy intymność emocji i uczuciowa więź, mają zazwyczaj wystarczający potencjał, by przezwyciężyć problemy seksualne – sami lub z pomocą specjalisty. Czasami warto udać się po fachową pomoc choćby po to, żeby ktoś obiektywny mógł nam udzielić wskazówek z dystansu lub wskazać mocne i słabe strony intymnego pożycia. Często doradzam klientom, żeby skorzystali z dobrodziejstwa internetu i możliwie szerokich rekomendacji, zanim wybiorą się do specjalisty. Dobrze też udać się do kilku specjalistów niezależnie. Jak powiedział jeden z moich przyjaciół, lekarz i psychoterapeuta, medycyna i psychologia to w znacznej mierze dyscypliny subiektywne, oparte na intuicji oraz indywidualnej interpretacji. Zanim oddasz swoje zdrowie lub samopoczucie w cudze ręce, zasięgnij trzech niezależnych porad u specjalistów, żadnego z nich nie informując o tym, że byłeś u konkurencji. Może to i spory wydatek oraz niemały wysiłek, ale w końcu chodzi o twój erotyzm, zdrowie i samopoczucie. (…) Kiedy w związku rozwinęła się intymność emocjonalna i silne poczucie wspólnoty, gdy codzienność przynosi sporo radości, a partnerzy potrafią dawać sobie wsparcie, seks przestaje odgrywać dominującą rolę. Nawet dla mężczyzn, którym tradycyjnie przypisuje się silniejszy popęd seksualny, gwałtowne skoki testosteronu i naturalną poligamiczność „sztucznie hamowaną” przez związek.

Większe znaczenie niż częstotliwość współżycia zaczyna odgrywać jakość pożycia i wiążące się z nią codzienne zachowania, które wynikają z namiętności, takie jak życzliwość, radość na widok partnera, czułość, pomoc. Niektóre poradniki, telewizja, kolorowa prasa, a także pornografia oferują nam obraz uproszczony i zafałszowany. (…) Pożycie intymne większości szczęśliwych, zgodnych par nie przypomina wizji promowanej przez kulturę masową. Podobnie jest z naszymi ciałami, wyglądem, zachowaniami, bielizną i sprawnością seksualną. Sypialnia typowej polskiej pary oraz intymne wydarzenia, które w niej mają miejsce, różnią się od wzorców promowanych przez kolorowe czasopisma i filmy erotyczne. To dobrze. To naturalne. Tak być powinno. Kultura masowa narzuca nam podobnie silne wzorce jak niegdyś rodzice. Przykłady te nie dość, że są nierealistyczne, to jeszcze sprawiają wrażenie, że jedynie życie pod ich dyktando będzie satysfakcjonujące.

Wielu moich klientów odczuwa wstyd, a nawet ma poczucie niższej wartości, gdy okazuje się, że kochają się krócej niż para w filmie i to po ciemku i po cichu, bo obok śpią dzieci, orgazm nie zdarza się za każdym razem, bielizna nie dość że z supermarketu, to jeszcze została zdjęta, a nie zdarta, a o świcie trzeba wstać do pracy, więc nie było szampana wieczorem ani śniadania do łóżka rano.

Mit seksualnej nadzwyczajności, przymus żurnalowej atrakcyjności i obrazy pornograficznej sprawności to również silne trucizny. Większość ludzi odnajduje piękno swego partnera dzięki więzi i wzajemnemu oddaniu w spokojnym, czułym erotyzmie nie tyle dzięki porównaniu do popkulturowych wzorców, ile raczej pomimo ich presji. Nie oznacza to, że powinniśmy wyzbyć się erotycznego świętowania, zabawy, wyjątkowości, że w wielokrotnych orgazmach, szampanie i kolacji przy świecach jest coś złego – wręcz przeciwnie. Chodzi o to, aby z jednej strony umieć doceniać erotyczną codzienność i zwyczajność w partnerze, a z drugiej umieć tworzyć nadzwyczajność relacji intymnej, jej wyjątkowość opartą na emocjonalnej więzi.
 

Więcej:seks