
To nie jest odosobniony sygnał. Globalne badania opinii publicznej już wcześniej sugerowały, że jazda na rowerze jest postrzegana jako ważny sposób na zmniejszanie emisji i korków, ale jednocześnie połowa dorosłych na świecie uważa poruszanie się rowerem w swojej okolicy za zbyt niebezpieczne. Teraz dostajemy bardzo konkretny, świeży obraz tego, jak ta obawa wygląda w jednym z najbardziej „rowerowych” krajów Europy.
Dla polskiego czytelnika ten raport jest ciekawy z co najmniej dwóch powodów. Po pierwsze, Niemcy są dla nas ważnym punktem odniesienia, jeżeli chodzi o infrastrukturę i kulturę rowerową. Po drugie, boom na e-bike’i i u nas dopiero się rozkręca, więc dokładnie widać, jakich błędów lepiej nie powtarzać.
Rower daje wolność, ale poczucia bezpieczeństwa wciąż brakuje
W badaniu Dekra/Ipsos zapytano tysiąc właścicieli zwykłych rowerów i e-bike’ów, jak oceniają swoje bezpieczeństwo na drodze. W ruchu miejskim 39 procent ankietowanych deklaruje, że czuje się na rowerze niepewnie lub wręcz bardzo niebezpiecznie. Poza obszarem zabudowanym odsetek ten spada do 33 procent, ale to wciąż jedna trzecia wszystkich badanych. Pozostali deklarują, że czują się raczej bezpiecznie, co pokazuje, jak bardzo podzielone są odczucia użytkowników dwóch kółek.

Na tym tle szczególnie mocno wybrzmiewają statystyki wypadków. W samym 2024 roku na niemieckich drogach zginęło 445 rowerzystów, co oznacza wzrost o ponad 11 procent w porównaniu z 2014 rokiem. Jednocześnie ogólna liczba ofiar śmiertelnych w wypadkach drogowych w Niemczech w tym samym okresie spadła o ponad 18 procent. Innymi słowy: samochody jadą statystycznie coraz bezpieczniej, a rowerzyści niekoniecznie.
Trudno się dziwić, że taki rozjazd liczb przekłada się na emocje. Kiedy z nagłówków i infografik wynika, że drogi stają się bezpieczniejsze, ale akurat twoja grupa użytkowników jest wyjątkiem od tej reguły, zaufanie do infrastruktury i współuczestników ruchu siłą rzeczy topnieje. Rower przestaje być wyłącznie symbolem wolności i ekologii, a coraz częściej kojarzy się z koniecznością „ciągłej czujności”.
Czego oczekują rowerzyści: więcej dróg, mniej nerwów
Zapytani o pomysły na poprawę sytuacji, ankietowani nie mieli wątpliwości: przede wszystkim potrzeba większej liczby wydzielonych dróg rowerowych. To najczęściej wskazywana odpowiedź zarówno w kontekście jazdy w mieście, jak i na drogach poza terenem zabudowanym. Rowerzyści jasno dają do zrozumienia, że zwykłe „wpuszczenie ich do ruchu ogólnego” to za mało.

Na drugim planie pojawiają się oczekiwania co do jakości tego, co już istnieje. Uczestnicy badania mówią o szerszych ścieżkach, lepszej nawierzchni, wyraźniejszych oznaczeniach i lepszej czytelności pierwszeństwa na skrzyżowaniach. Osobnym wątkiem jest fizyczne oddzielenie ruchu rowerowego od samochodowego – czy to w postaci barier, pasów zieleni, czy po prostu innego poprowadzenia trasy. Co ciekawe, w komunikacie z badania nie doprecyzowano, czy respondenci mają na myśli właśnie twarde bariery, czy raczej alternatywne przebiegi tras, ale z perspektywy użytkownika jedno i drugie sprowadza się do poczucia: „jadę swoją drogą, nie między zderzakami”.
Jeżeli zestawić to z globalnymi danymi, obraz robi się spójny. W badaniu Ipsos z 2022 roku większość ludzi na świecie zgadza się, że rower realnie pomaga ograniczyć emisje i korki, a jednocześnie aż 52 procent uważa jazdę w swojej okolicy za zbyt niebezpieczną. To już nie jest kaprys miejskich aktywistów, tylko dość powszechne poczucie dyskomfortu, które skutecznie hamuje dalszą „roweryzację” transportu.
E-rowerzyści na niebezpiecznej pozycji
Najbardziej niepokojący fragment niemieckich danych dotyczy użytkowników e-bike’ów. Z 445 rowerzystów, którzy zginęli w 2024 roku, aż 195 poruszało się na rowerach elektrycznych. To niemal 44 procent wszystkich ofiar. Tymczasem e-bike’i stanowią zaledwie ok. 17,7 procent wszystkich rowerów w Niemczech – na 88,7 miliona jednośladów tylko 15,7 miliona to rowery ze wspomaganiem elektrycznym.

W idealnym świecie ten udział wyglądałby odwrotnie. Skoro e-bike jest droższy, cięższy i z reguły kupowany przez osoby, które traktują go jako wygodniejszy środek codziennego transportu, można by się spodziewać, że właściciele jeżdżą ostrożniej, a infrastruktura i przepisy szczególnie o nich dbają. Zamiast tego widać, że to właśnie oni częściej kończą w najgorszych statystykach.
Eksperci Dekry tłumaczą to prostym faktem: średnia prędkość jazdy na e-rowerze jest wyższa, a większa prędkość niemal zawsze oznacza większe ryzyko poważnych konsekwencji przy zderzeniu.Do tego dochodzi cięższa konstrukcja samego roweru i często nie do końca przemyślana infrastruktura, która nie rozróżnia między powolnym, miejskim „składakiem” a szybkim trekkingowym e-bike’iem. Efekt jest taki, że na jednej, wąskiej ścieżce spotykają się bardzo różne style jazdy i bardzo różne prędkości, a margines błędu robi się przerażająco mały.
Jak powstało badanie i co mówi o miejskiej mobilności?
Sama struktura badań jest dość prosta. W ankiecie online wzięło udział tysiąc osób posiadających rower zwykły lub elektryczny. Pytano ich o poczucie bezpieczeństwa w różnych sytuacjach, oczekiwania względem infrastruktury oraz sposób korzystania z jednośladów. Całość przeprowadzono we wrześniu 2025 roku, a więc mamy do czynienia z bardzo aktualnym obrazem nastrojów.

Warto spojrzeć na ten raport w szerszym europejskim kontekście. Inne badania mobilności pokazują, że w 2023 roku już jedna piąta gospodarstw domowych w Europie miała przynajmniej jeden rower elektryczny, a 42 procent użytkowników e-bike’ów deklarowało, że korzysta z nich częściej niż pięć lat wcześniej. Innymi słowy: coraz więcej osób przesiada się na elektryki częściej i na dłużej, ale infrastruktura i regulacje zmieniają się znacznie wolniej.
Globalna ankieta Ipsos z 2022 roku pokazuje z kolei, że aż 86 procent badanych widzi w rowerze ważne narzędzie redukcji emisji, a 80 procent – sposób na zmniejszanie korków. To bardzo szeroki społeczny mandat, którego brakuje wielu innym środkom transportu. A skoro już wiemy, że ludzie lubią rowery, chcą ich więcej i uważają je za pożyteczne, tym trudniej zaakceptować fakt, że czują się na nich zwyczajnie zagrożeni.
Patrząc na te liczby, mam wrażenie lekkiego deja vu. Najpierw przez lata mówiliśmy: „rowery to przyszłość miast, trzeba ludzi zachęcić”. Teraz jesteśmy w momencie, w którym zachęta zadziałała – coraz więcej osób rzeczywiście wsiada na rower czy e-bike, często zamiast samochodu. A jednocześnie od lat jeżdżą wciąż po tych samych wąskich pasach namalowanych na chodniku, między zaparkowanymi autami a witrynami sklepowymi.

Dla Polski ten niemiecki sygnał ostrzegawczy jest szczególnie cenny. U nas boom na rowery elektryczne dopiero się porządnie rozpędza, a jednocześnie wielu kierowców wciąż traktuje rowerzystów jak „gości w swoim korytarzu”. Jeżeli nie wyciągniemy wniosków na poziomie projektowania dróg, przepisów i egzekwowania pierwszeństwa, za kilka lat możemy obudzić się z podobnymi statystykami – tylko bez komfortu tłumaczenia, że „nas nikt nie ostrzegał”.
I jeszcze jedna rzecz: marki, sklepy i samorządy bardzo chętnie opowiadają o e-bike’ach w kontekście stylu życia, ekologii i wygody. Rzadziej słychać komunikat wprost: „to szybki, cięższy pojazd, więc potrzebujesz lepszego kasku, mocniejszego oświetlenia, sensownej trasy i trochę pokory”. Mam nadzieję, że takie badania jak to nie skończą jako kolejny PDF na branżowej stronie, tylko staną się pretekstem do bardzo konkretnej rozmowy o tym, jak ma wyglądać codzienna jazda na dwóch kółkach w naszych miastach. Bo jeśli rower ma być realną alternatywą dla auta, to poczucie bezpieczeństwa nie może być luksusem, tylko standardem.