
Najnowsze pomiary pokazują, że nie są to relikty z podręczników, które ledwo dogorywają w niszach. To systemy, które rosną, adaptują się do ekstremalnych warunków i co ważne – pracują również wtedy, gdy nie ma światła.
Żywe skały, czyli co właściwie rośnie na brzegu oceanu
Mikrobiolity to w praktyce zmineralizowane maty mikroorganizmów. Z zewnątrz wyglądają jak zwykłe skały, ale ich wnętrze jest efektem ciągłej aktywności biologicznej: mikroby pobierają węgiel nieorganiczny rozpuszczony w wodzie i wspierają wytrącanie węglanu wapnia, czyli budują kolejne warstwy minerału.
Badane formacje rozwijają się w strefie, gdzie do wybrzeża dociera twarda, bogata w wapń woda przesączająca się przez wydmy i piaski. Warunki są skrajnie zmienne: jednego dnia wysychanie, kolejnego zalanie, do tego wahania temperatury i zasolenia. A mimo to społeczności mikroorganizmów trzymają rytm i potrafią szybko odbudowywać struktury.
Jest w tym jeszcze jeden smaczek: mikrobiolity są jedną z najstarszych technologii życia na Ziemi w sensie ewolucyjnym. To właśnie podobne, warstwowe konstrukcje należą do najstarszych śladów aktywności biologicznej na naszej planecie, więc każde współczesne, aktywne stanowisko działa jak okno na bardzo dawny świat.
Tempo, które nie pasuje do stereotypu: węgiel znika także nocą
Kluczowy wynik jest prosty, ale wywraca intuicję: wychwyt węgla działa w cyklu dobowym, nie tylko w dzień. Oprócz fotosyntezy uruchamiają się inne szlaki metaboliczne, m.in. procesy chemotroficzne i mechanizmy związane z biomineralizacją, dzięki którym pobór węgla trwa również po zmroku.
W liczbach wygląda to jeszcze mocniej: w badaniu oszacowano całodobowy wychwyt nieorganicznego węgla na poziomie ok. 7–12 g C na metr kwadratowy na dobę, a duża część tej puli, do 87%, kończy jako węgiel nieorganiczny w postaci minerału. W przeliczeniu rocznym daje to ok. 2,4–4,3 kg C na metr kwadratowy rocznie, czyli mniej więcej 9–16 kg CO₂ w ekwiwalencie masowym.

Równolegle pojawia się wątek wzrostu samej struktury. Na podstawie porowatości i tempa akrecji w warunkach laboratoryjnych oszacowano przyrost pionowy rzędu ok. 13–23 mm rocznie, przy czym w relacjach terenowych pojawiają się też wyższe, bardziej widowiskowe wartości dla wybranych miejsc. To nadal geologia, ale w tempie, które bardziej kojarzy się z biologiczną odbudową niż z powolnym osadem.
Co to zmienia w myśleniu o magazynowaniu CO₂?
Najciekawsze jest to, że tutaj węgiel trafia w skałę. W ekosystemach lądowych spora część zmagazynowanego węgla jest miękka: wraca do obiegu w spalaniu, rozkładzie materii, suszach czy zmianach użytkowania terenu. Węglan wapnia to inny kaliber trwałości – o ile zostaje wbudowany i nie ulega szybkiemu rozpuszczeniu, staje się magazynem na skalę geologiczną.
Jest jednak haczyk, o którym warto pamiętać bez przesadnego hurraoptymizmu: te pomiary dotyczą węgla rozpuszczonego w wodzie i jego losu w samym systemie. To nie zawsze przekłada się 1:1 na natychmiastowe odessanie CO₂ z atmosfery, bo decyduje jeszcze równowaga wymiany gazów między wodą a powietrzem oraz lokalna chemia węglanowa. Innymi słowy: potencjał jest ogromny, ale liczenie tego jak klasycznego pochłaniacza z atmosfery wymaga ostrożności.
Mimo tego naukowo to złoto: połączenie tempa procesów, pracy 24/7 i mineralnej stabilizacji węgla daje świetny model do zrozumienia, jak biologia może napędzać mineralizację w realnym środowisku. A to jest dokładnie ten punkt styku, w którym spotykają się klimatyczne ambicje, geochemia i biotechnologia.
To nie jest magiczny przycisk, który rozwiąże problem emisji. Ale jako lekcja pokory i inspiracja do myślenia o magazynowaniu węgla poza roślinami – bezcenne. Zwłaszcza że takie systemy pokazują, iż „ujemne emisje” w naturze nie muszą oznaczać tylko biomasy; czasem chodzi o to, by węgiel przestał być obietnicą, a stał się minerałem.
Jeśli gdzieś miałabym widzieć praktyczny wpływ, to w dwóch kierunkach: lepsze modele obiegu węgla w strefach przybrzeżnych oraz podpowiedzi dla technologii mineralizacji, które próbują robić to samo w kontrolowanych warunkach. Natura lubi rozwiązania, które nie wymagają idealnej pogody – i to jest chyba najbardziej aktualna pointa.