Nawracanie historii

Niewiele brakowało, a świętowalibyśmy słowiańskiego papieża tysiąc lat przed Janem Pawłem II. Czy patronem Polski zostałby wtedy zapomniany dziś dobry Niemiec św. Brunon?

Przesłuchiwany: Andrzej Zieliński
Zawód: Historyk, publicysta, autor książek
Specjalizacja: Średniowieczna Polska
W sprawie: Zapomniane początki chrześcijaństwa w Polsce

W tym roku mija tysiąc lat od śmierci św. Brunona z Kwerfurtu. W porównaniu ze św. Wojciechem jest on postacią niemal zapomnianą. Czy nie dorównywał mu świętością? A może miał pecha – zaczął działać o kilka lat za późno, a jego męczeństwo nie było obiektem takiej politycznej gry jak w przypadku św. Wojciecha?

Nie można być mniej lub bardziej świętym. Ale rzeczywiście św. Brunon nie jest u nas postacią popularną. Myślę, że z dwóch powodów. Po pierwsze był Niemcem. Mimo że wniósł wiele do powstania łacińskiego piśmiennictwa w naszym kraju i do poprawy wizerunku Polski w Niemczech, mimo iż był podniesiony do godności arcybiskupa misyjnego z siedzibą prawdopodobnie w Sandomierzu lub Przemyślu, to nawet po męczeńskiej śmierci z rąk Jadźwingów wygodniej było dla późniejszych kronikarzy i historyków lansować innego męczennika – Słowianina – jako patrona Polski. Niemiec, przyznający się do swego rodowodu, nie mieścił się im w dziejach polskiego Kościoła. Po drugie zaś istnienie arcybiskupiej metropolii na wschodzie Polski podważało, w przekonaniu tych kronikarzy, rangę i znaczenie arcybiskupstwa gnieźnieńskiego.

Podobno wspomniany św. Wojciech miał szansę zostać papieżem. Pierwszym słowiańskim, prawie tysiąc lat przed Janem Pawłem II, którego rocznicę wstąpienia na Tron Piotrowy obchodzimy w październiku. Co stanęło Wojciechowi na przeszkodzie? Jak ten wybór wpłynąłby na losy Polski?

Syn słowiańskiego księcia, bliski krewny św. Wacława, świetnie wykształcony, biegle władający kilkoma językami, a poza tym mający na papieskim dworze wielu przyjaciół był wymieniany w bardzo wąskim gronie potencjalnych następców Grzegorza V. Ewentualny wybór słowiańskiego papieża storpedowali biskupi niemieccy, a w ich imieniu moguncki arcybiskup Wiligis. Sprawował on zwierzchność nad biskupstwem praskim, w którym biskupem był właśnie św. Wojciech. Zażądał pod groźbą ekskomuniki powrotu Wojciecha do Pragi lub podjęcia działalności misyjnej wśród pogan. To przekreśliło szanse na papieską tiarę. Trudno powiedzieć, jakie korzyści odniosłaby Polska z faktu wyboru słowiańskiego papieża. Ale trzeba pamiętać, że Bolesław Chrobry i św. Wojciech byli bardzo blisko spokrewnieni!

A czy Bolesław Chrobry był na tyle cyniczny, że nawet gdyby nie wykorzystał postaci św. Wojciecha, to miał już na podorędziu innych potencjalnych kandydatów na męczenników i patronów Polski? Na przykład właśnie zapomnianego dziś Brunona?

Nie można tak oceniać polskiego króla. Oczywiście bez własnych świętych żadne państwo w Europie nie zostawało wtedy królestwem. W tej sytuacji męczeństwo św. Wojciecha było darem losu, chociaż nie przyśpieszyło koronacji Chrobrego. Najpierw koronę blokował cesarz Otto III, a potem jego następcy. Wreszcie polski książę sam przejął inicjatywę i koronował się koroną, być może nawet niepoświęconą przez papieża. Na „pomoc” świętego Brunona Chrobry nie miał jednak co liczyć, gdyż jego proces kanonizacyjny zakończono ok. 1025 r.

Chrześcijaństwo było wówczas w Polsce religią władców i elit. Zakorzeniło się dopiero później. Ale z drugiej strony – pojawiło się miejscami na długo przed „oficjalną” datą chrztu Polski, o której dziś uczy się w szkołach. Kto tak naprawdę jako pierwszy zaczął nas nawracać?

Za datę przyjęcia chrześcijaństwa w Polsce uznaje się datę chrztu Mieszka I. Ale przecież nie wiemy, jakie chrzestne imię otrzymał Mieszko, ani gdzie naprawdę ów chrzest się odbył. Wiadomo natomiast, że św. Metody już w 890 roku zagroził wiślańskiemu księciu Wiszowi utratą państwa, jeśli nie przyjmie dobrowolnie chrztu. I rzeczywiście książę wielkomorawski Świętopełk podbił kraj Wiślan i włączył go do swojego księstwa. Pod koniec IX w. południowe rejony Małopolski były już ochrzczone i podlegały biskupstwu w Nitrze. Z wykopalisk i wzmianek w dokumentach kościelnych wynika, że istniały w połowie X w. kościoły w Krakowie, Sandomierzu, Wiślicy, Przemyślu i Zawichoście. Było to tzw. chrześcijaństwo słowiańskie zwane też cyrylo-metodiańskim. Przed 966 r. funkcjonowało także biskupstwo słowiańskie we Wrocławiu. W Krakowie, zdaniem wielu historyków, biskupstwo takie istniało w początkach X w. Nie wiadomo, czy wśród plemion tworzących później państwo Mieszka I nie działały też inne misje ewangelizacyjne.