Nic przeciw naturze: Słońce zamiast benzyny

Jak bez snu, ubikacji, automatycznego pilota i kropli paliwa przelecieć z jednego krańca USA na drugi – opowiada André Borschberg, pilot i współtwórca projektu Solar Impulse, złapany telefonicznie za sterami samolotu gdzieś nad Teksasem.

André spędzał kolejną godzinę w ciasnej, przypominającej kokpit szybowca kabinie za sterami czegoś, co jest właściwie gigantycznym latającym panelem słonecznym. Był to drugi etap dziewiczego lotu samolotu Solar Impulse z Zachodniego na Wschodnie Wybrzeże USA. Jego celem było udowodnienie, że długodystansowe loty samolotów zasilanych wyłącznie energią słoneczną są możliwe.

To było już drugie podejście do połączenia z pilotem. Gdy zadzwoniłem pierwszy raz, André minął właśnie Roswell w Nowym Meksyku. W 1947 roku widziano tam podobno UFO i fakt ten rozsławił zagubioną na pustyni mieścinę wśród miłośników pozaziemskich cywilizacji. Do rozmowy nie doszło, ale nie z powodu kosmitów, tylko silnych turbulencji, zmuszających pilota do poświęcenia całej uwagi utrzymaniu kursu i wysokości. Czekając na linii, słyszałem w tle gorączkową pracę obsługi naziemnej Solar Impulse, która ze Szwajcarii – to tam mieści się centrum kontrolne projektu – negocjowała zmianę trasy przelotu z amerykańską kontrolą ruchu powietrznego. – Czekamy na zgodę Sił Powietrznych na przelot nad terenami zastrzeżonymi dla wojska – poinformował energiczny damski głos, zanim przerwano moje połączenie.

Oddzwonili dopiero około północy. – Jesteś gotowy? Mamy André na linii – powiedział szwajcarski kontroler, przypominając, żebym mówił powoli i przygotował się na kilkusekundowe opóźnienie na łączach.

dr André Borschberg: Witaj Jakub, jestem w połowie drogi do Dallas, wysokość 27 tysięcy stóp – głos André Borschberga zniekształcały jakieś trzaski. Do tego mikrofon, ukryty w masce tlenowej, wyraźnie przenosił jego oddech, świszczący niczym respirator Lorda Vadera z „Gwiezdnych wojen”.

Jakub Mielnik: Próbowałem skontaktować się z tobą, gdy byłeś nad Roswell, ale pojawiły się problemy. Spotkałeś UFO?

André Borschberg: To były fale, takie jak na morzu. Spotyka się je także w powietrzu, tyle że samoloty wyposażone w silniki odrzutowe radzą sobie z nimi bez trudu. Dla samolotu tak lekkiego jak Solar Impulse te fale są problemem, powodującym że spadłem gwałtownie setki metrów w dół. By ominąć strefy falowania mas powietrza nad pustynią, musieliśmy negocjować z Federalną Administracją Lotnictwa zgodę na zmianę kursu. Trwało to ponad godzinę, ale udało się wyznaczyć nowy kurs.

J.M.: Jak steruje się Solar Impluse?

A.B.: On działa na zasadzie wykorzystywania natury, a nie zmagania się z nią. Dlatego używamy energii Słońca, a przy nawigowaniu czujemy i wykorzystujemy każdy ruch mas powietrza. Wymaga to pewnego doświadczenia, cierpliwości i odpowiedzialności, bo nie dysponujemy maszyną, zdolną przeciwstawić się siłom natury. Wszystko to czyni całe przedsięwzięcie bardzo trudnym, ale także fascynującym doświadczeniem.

J.M.: Spędzasz za sterami ponad 20 godzin bez autopilota i możliwości wstania z fotela. Jak załatwiasz potrzeby fizjologiczne?

A.B.: To ważna kwestia, ale rozwiązujemy ją w prosty sposób: po prawej mam butelki pełne napojów, po lewej odkładam te opróżnione. Po wylądowaniu butelki po prawej stronie są puste, a po lewej pełne – dla mężczyzny to dosyć proste i w ten sposób radzę sobie z płynami. Jeśli chodzi o odchody stałe, staram się jeść tylko trochę i są to małe strzępki jedzenia, żeby uniknąć jakichkolwiek problemów.

J.M.: A jak udaje ci się nie spać podczas lotu? Bierzesz jakieś pigułki?

A.B.: Nie potrzebuję żadnych lekarstw. Jestem współtwórcą projektu, który jest moją pasją i to bardzo mi pomaga. Kiedy robisz coś, co lubisz, mając jednocześnie świadomość, że robisz coś niezwykłego, po prostu nie chce ci się spać. Stosuję również różne techniki medytacyjne i ćwiczenia oddechowe. Przygotowuję się jeszcze na Ziemi, więc całkiem dobrze daję sobie radzę z sennością.

J.M.: Jesteś zawodowym pilotem, latałeś wojskowymi samolotami. Nie męczy cię, że Solar Impulse leci tak powoli?

A.B.: Coś za coś. Konwencjonalne samoloty potrzebują tankowania, samolot solarny obywa się bez niego, ale za to lata znacznie wolniej. Ale prędkość nie jest naszym priorytetem. Nie interesuje nas, jak szybko dotrzemy na miejsce, tylko jak daleko jesteśmy w stanie dolecieć, stosując napęd solarny. To jest właśnie w projekcie Solar Impulse najbardziej fascynujące. Im dłużej lecimy, tym więcej energii z ogniw solarnych gromadzą baterie, napędzające samolot. To jest zaprzeczenie logiki konwencjonalnych lotów, która mówi, że im dłuższy lot, tym większa strata energii. W tej chwili jedynym ograniczeniem jest zdolność człowieka do wytrzymania samotnego lotu długodystansowego.

J.M.: Kiedy samoloty solarne wejdą do powszechnego użytku?

A.B.: Od wyczynu Charlesa Lindbergha, który samotnie przeleciał Atlantyk, do upowszechnienia lotów transatlantyckich  upłynęły dwie dekady. Z nami jest podobnie. Nie oczekujemy, że wszyscy będą latać samolotami solarnymi za pięć lat. Nasz projekt służy raczej rozwojowi technologii, które mogą być użyte do zredukowania konsumpcji energii w samolotach, ale też w samochodach, energetyce i  ogrzewaniu. Nasz produkt może znaleźć zastosowanie w każdym sektorze.

André Borschberg, pilot i współtwórca projektu Solar Impulse. (Fot. Jean Revillard/Rezo/Solar Impulse)

Warto wiedzieć:

84 km/godz. – średnia prędkość lotu100 mln euro – pochłonął projekt8300 m – maksymalny pułap63 m – rozpiętość skrzydeł, o 2 m więcej niż Dreamlinera

Rozpiętość skrzydeł Solar Impulse.