Niejadalne kity

Gdyby zjeść to, co widać na reklamach przysmaków, można by się nawet otruć

Na ekranie widać szarą, nieciekawą, trochę smutną twarz kobiety. Za chwilę, w przyspieszonym tempie, uwijają się wokół niej makijażystki, wizażystki, charakteryzatorki i fryzjerki. Buzia wygląda teraz o niebo lepiej. Kilka strzałów flesza i zdjęcie modelki trafia na ekran grafika komputerowego. Znów przyspieszone obroty i widzimy, jak za dotknięciem komputerowej myszy modelce w kilka sekund wydłuża się szyja, zmniejszają ramiona, powiększają usta. Jeszcze podkreślenie oczu, naciągnięcie brwi i mamy gotowy plakat reklamowy.

Ten, trwający nieco ponad minutę, internetowy spot reklamujący warsztaty kosmetyczne Dove otrzymał w czerwcu Grand Prix w kategoriach „cyber” i „film” festiwalu reklamowego w Cannes. Kanadyjski oddział agencji Ogilvy&Mather odważył się pokazać wprost, jak wygląda reklamowe poprawianie rzeczywistości. Odważna decyzja demaskująca reklamową hipokryzję? Raczej potwierdzenie tego, co i tak wszyscy wiedzą. Bez odrobiny oszustwa skuteczna reklama byłaby niemożliwa.

WALKA ZE ZMARSZCZKAMI

Żeby przeciętną twarz zamienić w oblicze bogini seksu, wystarczy dobry makijaż i szybki komputer. Ale najmniej wspólnego z rzeczywistością mają zdjęcia reklamowe… jedzenia. Dlaczego spaghetti tak ładnie paruje, dlaczego kawa jest taka czarna, jakim cudem lody dają się tak zgrabnie nabrać na łyżkę? O to martwią się specjaliści od food-stylingu, czyli styliści jedzenia. Barwniki spożywcze, żelatyna, gliceryna, oliwa, silikon, nawet tampony higieniczne – to tylko część zawartości osobistej walizeczki żywieniowego stylisty. Żeby makaron wyglądał jak makaron, piana na piwie jak piana na piwie, a czekolada jak czekolada, trzeba się nieźle napracować. Podczas wielogodzinnych sesji zdjęciowych prawdziwe lody by się roztopiły, z coli uciekło powietrze, zupa by wystygła, a frytki się pomarszczyły. A w telewizyjnej reklamówce czy na billboardzie wszystko musi być cacy.

Dlatego dobry stylista może zarobić nawet kilka tysięcy złotych za dzień pracy. W specjalistycznych sklepach z akcesoriami teatralnymi można kupić kostki sztucznego lodu, samoprzylepne krople „wody”, dym w sprayu i inne gadżety, ale one nie cieszą się uznaniem fachowców. Dym jest zbyt sztuczny, a od piany czasem mętnieje piwo. Do czołowych specjalistek od food-stylingu w Polsce należą Ewa Gębska i Joanna Sikora. Są niezastąpione przy stylizowaniu między innymi lodów. Udało się nam namówić obie panie, by zdradziły choć niektóre sekrety swojej pracy.

KONIEC MODELI

Styliści do większości rezultatów dochodzą sami, metodą prób i błędów. Czasem nie ma innego wyjścia i nadziewany batonik trzeba zastąpić sztuczną masą. Wtedy miesza się sery, płyn do kąpieli, żelatynę, proszek do prania – do skutku. Czy na zdjęciu frytek i kurczaka są rzeczywiście frytki i kurczak? Z reguły tak. Kiedyś więcej pracy mieli spece od tzw. mockupów – przedmiotów udających np. prawdziwe owoce, ale większe, bardziej kolorowe i błyszczące od naturalnych. Dziś tak przerysowane modele nie kojarzą się ze zdrową żywnością. Atrapy przygotowuje się ze względów czysto praktycznych. Przeszkód jest wiele: powierzchnia lodów w pojemniku nigdy nie jest gładka; w rozgrzanej czekoladzie robią się powietrzne bańki. Jak więc sobie radzić? Popatrzmy.

Max Suski