Między szutrem a singletrackiem. Nowy model pokazuje, jak daleko może zajść gravel

Nowy Hobootleg Geo to rower, który udowadnia, że stal wcale nie zamierza odchodzić na emeryturę. Cinelli bierze klasycznego, wyprawowego „włóczęgę świata” i dorzuca mu pełen pakiet gravelowej nowoczesności: koła 29 cali, prześwit na opony do 3 cali, kompatybilność z UDH, prowadzenie pod dropper i karbonowy widelec z regulowanym wyprzedzeniem. W efekcie powstaje maszyna, która ma równie dobrze znosić tysiące kilometrów z bagażem, jak i singielki daleko za końcem asfaltu.
...
fot. Cinelli

Historia tej rodziny zaczyna się od miejskich, stalowych „bootlegów”, które wyrosły z miejskiej sceny ostrokołowej w Mediolanie. Z czasem Cinelli zaczął przesuwać akcent w stronę podróżowania, bikepackingu i jazdy w trudniejszym terenie. W 2013 roku pojawił się pierwszy HoBootleg, projektowany jako rower, który ma przeżyć wszystko i dowieźć właściciela na drugi koniec kontynentu bez marudzenia.

Nowy HoBootleg Geo jest logiczną kontynuacją tego pomysłu, ale już zupełnie nie przypomina statecznego trekinga. To stalowy szkielet z podwójnie cieniowanych rur Columbus i charakterystycznymi wzmacniającymi wstawkami, do którego dołożono geometrię inspirowaną sztywnymi rowerami MTB. Dochodzi do tego karbonowy widelec Columbus Futura Adventure i całe wiadro standardów, których oczekujemy dziś od poważnego gravela i roweru wyprawowego.

W tle cały czas pobrzmiewa pierwotna idea: rower ma być praktycznie „niezabijalny” i samowystarczalny. Stąd gwintowany suport BSA, zewnętrzne prowadzenie przewodów, klasyczne mocowania bagażników i błotników. Jeżeli masz zostać z tym sprzętem gdzieś w Azji Środkowej czy Patagonii, mechanik w lokalnym warsztacie nie powinien łapać się za głowę na widok egzotyki.

Geometria pomiędzy gravela a sztywnym MTB

Najciekawsze w nowym HoBootleg Geo jest to, jak mocno Cinelli flirtuje tu z terenowym DNA. Rama jest skrojona pod koła 29 cali i daje miejsce na opony o szerokości aż 3 cali. W seryjnym zestawie dostajemy WTB Rangery w rozmiarze 29×2,25, ale rama i widelec są przygotowane na zdecydowanie bardziej agresywne ogumienie. To poziom prześwitu, który jeszcze niedawno zarezerwowany był dla hardtaili MTB, a nie „szutrów”.

fot. Cinelli

Przód roweru to widelec Columbus Futura Adventure z tzw. flip chipem, który pozwala zmienić wyprzedzenie z 45 na 50 mm. W praktyce oznacza to, że można delikatnie przestroić zachowanie roweru: bardziej zwinnie i „gravelowo” albo stabilniej, pod mocno załadowane sakwy i długie zjazdy w terenie. Rama jest też „skorygowana” pod ewentualny montaż widelca amortyzowanego, więc komu mało komfortu ze stalą i dużą objętością opon, ten ma otwarte drzwi do kolejnych modyfikacji.

Do tego dochodzi prowadzenie pod sztycę regulowaną typu dropper, co w świecie klasycznych wyprawówek nadal nie jest oczywistością. Cinelli zakłada, że użytkownik może chcieć naprawdę bawić się na singielkach i technicznych odcinkach, a wtedy możliwość opuszczenia siodła z kokpitu robi ogromną różnicę. Komplet dopełniają krótkie mostki, szerokie kierownice z mocnym „flare” i sztyca bez offsetu, czyli zestaw, który mocno zbliża pozycję do roweru trailowego, a nie spokojnego trekkingu.

Bikepacking na serio, a nie w katalogu

HoBootleg Geo jest przystosowany do jazdy „z całym domem na ramie” w sposób, który od razu widać po ilości mocowań. Na widelcu znajdziemy potrójne gniazda typu „anything” z obu stron, na dolnej rurze aż pięć punktów montażowych (trzy od góry, dwa od dołu), do tego dwa komplety na rurze podsiodłowej, pełne mocowania bagażników tylnych i oczywiście miejsca na błotniki. To rower, który można opakować torbami, butelkami, bidonami i nadal mieć jeszcze wolne gwinty.

fot. Cinelli

Przedni widelec jest przygotowany pod piastę dynamo i ma poprowadzenie przewodu po lewej stronie, co ułatwia budowę oświetlenia działającego non stop. W długiej podróży, gdzie ładowarki widuje się co kilka dni, takie detale są ważniejsze niż kolejny tryb w komputerku rowerowym. Gwintowany suport, klasyczne rozmiary osi, standardowe mocowanie hamulców i hak UDH mają z kolei zwiększyć szanse na znalezienie części zamiennych w każdym większym sklepie.

Gotowy rower otrzymuje napęd Shimano CUES 1×11 z hydraulicznymi hamulcami tarczowymi, obręcze WTB ST na piastach Shimano i własny kokpit Cinelli Adventure Curve. Do tego krótka, terenowa kanapa Selle Royal SRX. Całość ma tworzyć zestaw „z pudełka” gotowy zarówno na dojazdy do pracy po kiepskich asfalcie, jak i na kilkutygodniową wyprawę po szutrach. Ceny kompletnych rowerów startują od 2500 euro, a sam frameset wyceniono na około 1300 euro.

Dla kogo jest taki gravel na sterydach?

HoBootleg Geo nie jest typowym gravelem dla osoby, która raz w tygodniu wyjedzie na lokalny szuter i wróci do domu po 60 kilometrach. To raczej propozycja dla tych, którzy lubią poczucie nadmiaru. Nadmiaru prześwitu, nadmiaru mocowań, nadmiaru wytrzymałości. Jeśli myślisz o rowerze jako o narzędziu do bikeraftingu, kilkutygodniowej trasy przez góry czy zabaw z mieszaniem MTB i bikepackingu, ten projekt zaczyna mieć bardzo dużo sensu.

fot. Cinelli

Z punktu widzenia polskiego rynku ciekawa jest też próba pogodzenia roli „roweru do wszystkiego”. Wystarczy założyć węższe opony z delikatnym bieżnikiem, żeby HoBootleg Geo zamienił się w wygodną, stalową szosę do codziennego dojazdu, która dzielnie zniesie krawężniki i zimę. Z kolei na urlop można wrócić do agresywnych, 2,4 czy 2,6 cala i ruszyć w góry z pełnym obciążeniem. To nie jest superlekki, wyścigowy gravel, tylko narzędzie, które ma sens, jeśli naprawdę korzystasz z tego zakresu możliwości.

Z drugiej strony masa, cena i charakter roweru mogą odstraszyć osoby szukające prostego sprzętu do ćwiczeń na Stravie. Stalowa rama z tak wielkim prześwitem i karbonowym widelcem ze sporą ilością wzmocnień nie będzie biła rekordów lekkości. Do tego dochodzi cena kompletu na poziomie porządnego karbonowego gravela, co jasno ustawia HoBootleg Geo jako sprzęt dla świadomego maniaka przygód, a nie pierwszego gravela w życiu.

fot. Cinelli

Mam wrażenie, że HoBootleg Geo jest odpowiedzią na bardzo konkretny typ rowerowego niepokoju. To rower dla osób, które boją się, że w pewnym momencie droga się skończy, a ich sprzęt powie „dalej nie jadę”. Cinelli proponuje coś odwrotnego. Maszynę, która wręcz zachęca, żeby skręcać w niepewne ścieżki i przedłużać trasę tylko po to, żeby sprawdzić, co jest za kolejnym grzbietem.

Podoba mi się też, że pod całą tą „wyprawową” otoczką wciąż widać zdrowy rozsądek. Gwintowany suport, zewnętrzne linki, klasyczne standardy, brak udziwnień typu zintegrowane kokpity czy egzotyczne rozmiary osi. Dziś łatwo jest zbudować rower efektowny na zdjęciach, dużo trudniej taki, który za pięć lat nadal da się łatwo serwisować w zwykłym warsztacie. HoBootleg Geo wygląda na sprzęt, który spokojnie przetrwa kilka modowych cykli w branży.

fot. Cinelli

Czy to rower dla każdego? Zdecydowanie nie. Jeżeli Twoje przygody kończą się na szutrach pod miastem, pewnie lepiej sprawdzi się lżejszy, prostszy gravel. Ale jeśli w głowie od dawna siedzi myśl o dłuższej wyprawie, bikepackingu w górach albo przeprawie przez mniej oczywiste regiony świata, HoBootleg Geo jest ciekawym kandydatem. I co ważne, przypomina o jednej rzeczy, którą w erze karbonu i elektryków łatwo zgubić. Dobrze zaprojektowana, stalowa rama nadal potrafi być najbardziej „ludzkim” nośnikiem rowerowej przygody.