Nowy pomysł na gravela, który może namieszać

Gravel od dawna jest rowerową odpowiedzią na życie, które nie mieści się w jednej kategorii. Dzisiaj do tej uniwersalności dochodzi kolejny twist: elektryczne wspomaganie, ale… bez deklaracji, że od teraz jeździsz już tylko na e-bike’u.
...
fot. Sonder bikes

Nowy pomysł opiera się na prostym założeniu: zamiast kupować drugi, cięższy rower, dostajesz zestaw, który w kilka sekund zmienia klasycznego gravela w elektryka i równie szybko pozwala wrócić do wersji analogowej. Brzmi jak gadżet. Tyle że tu akurat widać, że ktoś myślał bardziej o codziennym użyciu niż o efekcie wow.

Jeden gravel, dwa życia: co dokładnie wchodzi do nowych zestawów?

W sprzedaży pojawiły się gotowe konfiguracje graveli Camino sprzedawane jako komplet z dopinanym napędem Skarper, a producent oferuje trzy warianty cenowe: od 2 649 funtów za wersję z prostą kierownicą, czyli około 12 768 zł, przez aluminiowy model z osprzętem Shimano GRX za 2 999 funtów czyli około 14 455 zł, aż po tytanową odmianę wycenioną na 4 249 funtów za około 20 480 zł.

To ważne, bo cały sens tej układanki nie polega na dołożeniu silnika do byle czego, tylko na sprzedaniu spójnego, gotowego do jazdy zestawu. Dla osób, które nie lubią dłubać przy kompatybilności i polować na serwis, taki pakiet jest po prostu wygodniejszy niż klasyczna droga: kup rower, a potem dopiero myśl, czy konwersja zadziała.

Zestawy są dostępne od razu w kanałach sprzedaży Alpkit, a dodatkowo pojawia się też opcja zakupu stacjonarnie w Londynie. Dla obecnych właścicieli tych ram przewidziano możliwość dokupienia samego systemu z bezpłatnym montażem w wybranych punktach.

fot. Sonder bikes

Skarper DiskDrive: wspomaganie, które nie udaje, że jest niewidoczne

Najciekawsze jest to, jak to działa. Zamiast klasycznego silnika w piaście czy w suporcie, tu sercem systemu jest specjalna tarcza hamulcowa DiskDrive z uszczelnioną przekładnią. W praktyce wymieniasz tylną tarczę hamulcową na dedykowaną, a sam moduł napędu dopinasz i odcinasz kliknięciem. Bez przewodów, bez stałej baterii w ramie, bez elektrycznego bałaganu na rowerze.

W liczbach ten moduł wygląda już bardzo „na serio”: ok. 4,5 kg masy samej jednostki, silnik 250 W, szczytowy moment 76 Nm, bateria 240 Wh i ładowanie do pełna w ok. 2,5 godziny. Producent podaje do 50 km zasięgu w trybie Eco i do 30 km w Turbo, z ograniczeniem prędkości wspomagania do 25 km/h.

To nie jest system dla kogoś, kto chce z gravela zrobić mały motocykl. To raczej narzędzie do odzyskania kilometrów: podjazdy, wiatr w twarz, dojazd do pracy bez przepocenia, albo dłuższy wypad, kiedy w planie jest jeszcze powrót o własnych siłach.

fot. Sonder bikes

Dlaczego właśnie Camino: gravel, który lubi bagaż i złe drogi

Camino to rower budowany z myślą o mieszaniu scenariuszy: szuter, asfalt, dojazdy, a nawet wyprawy z bagażem. W wersji aluminiowej producent podkreśla bardziej komfortową, stabilną geometrię na długie dni, z dłuższą bazą kół i łagodniejszym kątem główki (69°), czyli dokładnie to, co lubi gravel, kiedy robi się technicznie albo kiedy rower jest obwieszony torbami.

W praktyce ważniejsze od samej geometrii są detale „życiowe”: prześwit na opony do 700×50 mm albo 650b do ok. 2.1–2.2 cala (zależnie od wersji/założeń), mocowania pod bagażnik i błotniki oraz potrójne mocowanie koszyka na dolnej rurze, które ułatwia układanie bidonu i toreb.

To wszystko pasuje do idei dopinanego napędu. Jeśli rower ma być raz szybkim gravlem na weekend, a raz środkiem transportu w tygodniu, to właśnie takie ramy robią różnicę. Bo konwersja ma sens tylko wtedy, kiedy bazowy rower nie jest kapryśny i nie wymaga szczególnej opieki.

fot. Sonder bikes

Cena, sens i kilka haczyków, o których warto pamiętać

Zestaw wygląda atrakcyjnie cenowo głównie dlatego, że sam system jest wyceniony na 1 495 funtów, czyli około 7 200 zł, a gotowe komplety sugerują oszczędność względem kupowania osobno. To jednak wciąż rozwiązanie premium: płacisz za wygodę, szybkość przepinania i fakt, że rower nie musi być permanentnie elektryczny.

Są też naturalne kompromisy. Moduł ma swoją masę, a tarcza DiskDrive jest elementem specyficznym, to nie jest uniwersalna część, którą kupisz w każdym sklepie w trasie. Do tego dochodzi kwestia stylu jazdy: jeśli ktoś oczekuje „gładkiego” e-gravela z baterią w ramie i wrażeniem, że wszystko dzieje się samo, to tu poczuje bardziej charakter dopinanego narzędzia niż zintegrowanego produktu.

Mimo to, to jeden z tych pomysłów, które mogą realnie poszerzyć rynek. Nie przez wyścig na moc czy zasięg, tylko przez uczciwą odpowiedź na codzienny dylemat: chcę jeździć więcej, ale nie chcę mieć w domu drugiego roweru i drugiego zestawu problemów. Jeśli branża e-bike’ów ma iść w stronę sensu, a nie tylko większych baterii, takie moduły są ciekawszą drogą niż kolejna cięższa rama.