Kolejny apartheid?
Zostań w domu, odwiedź lekarza, korzystaj z oddzielnej łazienki, pracuj zdalnie, przygotuj się na nauczanie w domu – to niektóre ze środków ostrożności, które zaleca amerykańska agencja Centers for Disease Control and Prevention w celu spowolnienia rozpowszechniania się koronawirusa SARS-Cov-2. Brzmi sensownie, tylko kto może sobie na to pozwolić? Bo z pewnością nie wszyscy. Pracownicy branży usługowej: restauracji czy sklepów, pracujący w sektorze opieki nad dziećmi i przemyśle rozrywkowym – w tych zawodach praca zdalna, L4 albo płatny urlop to często niedostępny luksus.
Tymczasem czynniki socjalno-ekonomiczne, o czym niewiele się mówi w kontekście koronawirusa, realnie przekładają się na tempo rozprzestrzeniania się choroby. Istnieje bowiem ryzyko, że osoby zatrudnione na niekorzystnych warunkach, by nie utracić źródła utrzymania, będą przychodzić do pracy, mimo występujących u nich pierwszych objawów choroby. W wielu miejscach, gdzie brakuje rąk do pracy, panuje niewypowiedziane przekonanie, że należy pracować, dopóki nie jest się obłożnie chorym. Ponadto problem dotyczy zazwyczaj pracowników sektorów usługowych, związanych z częstym kontaktem z klientem, co jeszcze bardziej zwiększa ryzyko zakażenia.
– W ten sposób wirus będzie znacznie szybciej rozprzestrzeniać się wśród osób o niższym statusie ekonomicznym – zauważa epidemiolog dr James Hadler. Jego prace potwierdzają, że infekcje grypowe dużo bardziej agresywnie atakują dzielnice zamieszkane przez osoby o niskich dochodach niż dzielnice zamożne. Mamy do czynienia z kolejnym apartheidem? Na to wygląda.
Problem: L4 nie dla każdego
Dla wielu pracujących na zleceniach konieczność pozostania w domu oznacza nieodpłatny dzień, a często ryzyko utraty pracy.
Jak sugeruje New York Times, koronawirus może być trudniejszy do powstrzymania w Stanach Zjednoczonych i innych krajach, które nie zapewniają publicznej opieki zdrowotnej. W USA ok. 27,5 miliona osób nie ma dostępu do żadnej formy ubezpieczenia zdrowotnego i nie może pozwolić sobie na zwolnienie lekarskie. To sprawia, że osoby te rzadziej szukają pomocy medycznej w przypadku choroby i nie mają dostępu do środków profilaktycznych.
Jak sytuacja wygląda w Polsce? Liczbę osób, które nie są uprawnione do korzystania z ubezpieczenia zdrowotnego, można jedynie szacować. Teoretycznie zgodnie z Konstytucją Rzeczypospolitej Polskiej każdy obywatel naszego kraju ma prawo do ochrony zdrowia (całkowita populacja wynosi ok. 37,9 mln), w praktyce średnia miesięczna liczba tytułów do ubezpieczenia zdrowotnego w ZUS to, jak podaje serwis oko.press, ok. 28,2 mln. Nieubezpieczonych może być więc ok. 6,5 proc. obywateli,a to spory problem.
Wciąż jednak chętnie korzystamy ze zwolnień. Z danych ZUS wynika, że w 2018 roku lekarze wystawili blisko 20 mln zwolnień. Co oznacza, że Polak chorował średnio 14,3 dni w ciągu roku – czytamy na stronie businessinsider.com.pl.
Koronawirus a praca zdalna – rozwiązanie?
Kolejna kwestia, która może tworzyć podziały w obliczu zagrożenia SARS-Cov-2 to nierówny dostęp do możliwości pracy zdalnej. Zgodnie z danymi Departamentu Pracy w Stanach tylko 29 proc. pracowników może to zrobić. W Polsce to pracodawca decyduje, gdzie faktycznie będzie wykonywana praca, nawet jeśli w umowie o pracę jako miejsce świadczenia pracy wskazane było biuro.
Przyjęta przez Sejm 2 marca 2020 r. specustawa ws. koronawirusa przewiduje, że pracodawca może zlecić pracownikowi pracę zdalną. Wprowadzenie pracy zdalnej z uwagi na zagrożenie epidemiologiczne ma na celu zadbanie o bezpieczeństwo i zdrowie pracowników, ich rodzin, klientów, kontrahentów.
Pracodawca powinien jednak wziąć pod uwagę, że nie każdy pracownik musi mieć w domu odpowiednie warunki, aby świadczyć pracę, takie jak Internet czy wydajny komputer.Jak zauważa Magdalena Stępień, współzałożycielka SAP – Quercus, firmy specjalizującej się w obszarze HR. Dlatego, decydując się na wprowadzenie pracy zdalnej, nawet w tych wyjątkowych okolicznościach, pracodawca powinien zadbać o to, aby pracownik posiadał narzędzia pozwalające mu na jej wykonywanie.
Źródło: nytimes.com