Pan z nami

Ramzes II Wielki, Aleksander Macedoński czy niektórzy z rzymskich cesarzy potrafili osobiście przesądzić o wyniku bitwy. Jednak i w starożytności nie każdy wódz chwytał za miecz i wpadał w sam środek armii wroga

Faraon Ramzes II Wielki rozsiadł się na złotym tronie ustawionym w pobliżu syryjskiego miasta Kadesz, zajętego przez Hetytów. Czekał na posiłki, by rozpocząć oblężenie twierdzy oblanej wodami rzeki Orontes. Właśnie mijał piąty rok jego panowania (ok. 1274 r. p.n.e.). W obozie egipskim panował spokój – wszak jeńcy donieśli, że wojska króla Muwatalisa stoją 200 km dalej na północ. Nagle okazało się, że wróg znajduje się w odległości zaledwie 3 km! Ramzes nie miał wyboru, musiał stanąć do walki.

Odwagi, jestem z Wami!

Nie doszłoby do takiej sytuacji gdyby nie lekkomyślność władcy, którego rozpierała energia. Główne siły Egipcjan podążały w kierunku Kadesz wzdłuż wybrzeża Morza Śródziemnego. Tymczasem faraon wybrał cztery doborowe oddziały, noszące imiona bogów (Amon, Re, Ptah, Set), i podążył do celu szybkim marszem przez Kanaan. Do Kadesz dotarł jedynie z oddziałem Amona, reszta żołnierzy pozostała w tyle. Natychmiast wysłano gońców z dramatycznym wezwaniem do pułków Re, Ptaha i Seta: „Spieszcie się! Faraon, wasz pan, staje do bitwy sam jeden!”. Ramzes nie zdołał nawet naradzić się ze swoimi wodzami – w trakcie obrad na równinie ukazały się hetyckie rydwany ścigające… oddział Re. Muwatalis rzucił do ataku rydwany bojowe, które najpierw rozbiły zaskoczony w marszu pułk, po czym pognały jego niedobitki wprost na niedokończony egipski obóz. Żołnierze z oddziału Amona spanikowali i rzucili się do ucieczki. Hetyci zaczęli otaczać faraona, który na próżno wzywał do walki. Na szczęście władca nie stracił głowy i – wraz ze swym wiernym woźnicą – wskoczył na rydwan. Wokół zebrała się garstka najwierniejszych towarzyszy. Przed atakiem Ramzes zwrócił się do swego boskiego protektora: „Wzywam cię, ojcze Amonie! Jestem wśród nieznanego tłumu. Wszystkie obce kraje sprzymierzyły się przeciwko mnie, a ja zostałem sam, nie ma przy mnie nikogo. Moje liczne wojska opuściły mnie i nikt z mych wojowników na wozach bojowych nie zatroszczy się o mnie. Mogę sobie krzyczeć do nich, i tak nikt nie słyszy mych wezwań!”. Wówczas sam Amon miał stanąć przy faraonie i przemówić: „Odwagi! Jestem z tobą! Jestem twoim ojcem i podam ci mocną dłoń. Więcej znaczę od stu tysięcy ludzi: jestem panem zwycięstwa i kocham męstwo!”. Wtedy Ramzes rzucił swój rydwan w sam środek hetyckiej armii. Ten desperacki manewr powtarzał sześciokrotnie, osobiście zabijając wielu wrogów. Nie na wiele by się to zdało, gdyby w krytycznym momencie na polu bitwy nie pojawiły się siły egipskich sojuszników z Syrii.

Zaskoczeni Hetyci zaczęli wycofywać się w kierunku Orontesu, za rzeką stały bowiem główne siły Muwatalisa. Ramzes, połączywszy resztki swego oddziału z nowo przybyłymi, uderzył na wroga. Hetyci w panice zaczęli przekraczać Orontes. W rzece ich rydwany wpadały na siebie, panował zgiełk i zamęt, konie tratowały żołnierzy. Wielu z nich zginęło, w tym dwóch rodzonych braci Muwatalisa, książę Aleppo zaś tak opił się wody, że później jego giermkowie wylewali ją z niego, trzymając go za kostki i potrząsając. Następnego dnia Ramzes bezskutecznie próbował rozbić piechotę Muwatalisa. Choć król Hetytów pod wrażeniem osobistego męstwa faraona zaproponował mu pokój na korzystnych warunkach, Egipcjanin odmówił i wrócił do kraju. Mimo to Ramzes uważał bitwę pod Kadesz za swój największy militarny sukces.  Relacje z przebiegu walk kazał umieścić na murach wielu świątyń. Nie ulega wątpliwości, że tylko osobista odwaga uratowała faraona, który stał się wzorem władcy osobiście walczącego na polu bitwy i zwyciężającego dzięki boskiej pomocy.

Tandeta dla turystów

 

Ponad 900 lat później w ślady Ramzesa nieświadomie poszedł Aleksander, zwany Wielkim. Macedończyk podbijał świat z „Iliadą” Homera zawsze pod ręką, czytając o heroicznych królach, którzy w bitewnym szale rzucają się w środek armii wroga. Jak wynika z relacji antycznych autorów – Plutarcha, Arriana i Kurcjusza Rufusa – chciał być taki sam. W 334 r. p.n.e. doszło do pierwszej bitwy z armią perskich satrapów nad małoazjatycką rzeką Granikos. Aleksander stanął do boju z tarczą i w zbroi, które otrzymał w Ilionie – miały pochodzić z czasów wojny trojańskiej. Jego hełm z długą kitą i dwoma dużymi białymi piórami po bokach był widoczny z daleka. Na czele swoich hetajrów, czyli konnego oddziału najbliższych towarzyszy, wpadł wprost na elitarny pułk ciężkiej jazdy perskich arystokratów, dowodzony przez Mitrydatesa, zięcia króla Dariusza III. Już podczas pierwszego starcia włócznia Aleksandra pękła. W ostatnim momencie swoją broń ofiarował mu jeden z gwardzistów. Król starł się z Mitrydatesem, ale ten rzucił pierwszy włócznią, która przebiła tarczę i pancerz Aleksandra. Iliońska zbroja okazała się tandetą dla turystów! Macedończyk zdołał jednak dźgnąć Persa włócznią w pierś. Pancerz Mitrydatesa wytrzymał uderzenie, a włócznia Aleksandra (już druga!) złamała się. Pers rzucił się na władcę z mieczem. Król złamaną włócznią uderzył go w twarz i zrzucił z konia.

W tym samym czasie inny Pers, Rosakes, zaszedł Aleksandra z boku i ciął go przez głowę. Hełm pękł, miecz rozciął skórę na głowie i zatrzymał się na kościach czaszki. Nieco zamroczony król pokonał Rosakesa, został jednak w centrum bitwy bez hełmu. Wykorzystał to Spitrydates, brat Rosakesa – zamierzył się, aby ugodzić Aleksandra. W ostatnim momencie Macedończyk Klejtos odrąbał Persowi rękę wraz z mieczem, ratując Aleksandrowi życie. Król zemdlał i upadł na ziemię, gdzie osłonili go hetajrowie. Bitwa została wygrana. Cenna trojańska zbroja nie nadawała się jednak do użytku. Aleksander walczył potem w innym rynsztunku, ale stary noszono przed nim do boju. Jak się okaże, trojańska tarcza ocali mu jeszcze życie.

W dwóch kolejnych wielkich bitwach Aleksander starł się z samym królem Dariuszem. W 333 r. p.n.e. pod Issos rzucił się na wóz Dariusza, chcąc wziąć władcę do niewoli. Persa obroniła jednak jazda przyboczna. Aleksander został ranny w udo – jedno ze świadectw sugeruje, że ugodził go sam Dariusz, ale w swoich listach Macedończyk tego nie potwierdzał. W krytycznym momencie Pers zrejterował. Aleksander ścigał go do zapadnięcia zmroku, ale udało mu się zdobyć tylko jego wóz, insygnia i znakomite branki: matkę, żonę i dwie córki Dariusza. Perski władca uciekł potem z pola bitwy jeszcze raz – podczas rozstrzygającego starcia pod Gaugamelą w 331 r. p.n.e. W wielu jeszcze starciach Macedończyk wykazał się osobistym męstwem, jednak szczytem jego brawury okazało się jeszcze inne wydarzenie, do którego doszło podczas odwrotu armii Aleksandra z Indii. Gdy oblegał jedno z miast, zmęczeni żołnierze odmówili wspinania się na mury po drabinach. Aleksander najpierw ostro zganił kapłana, który na podstawie znaków od bogów odradzał szturm, potem zaś chwycił drabinę i, osłaniając się przed pociskami lekką tarczą, sam wszedł na wały. Zabił kilku wrogów, po czym na oczach zaskoczonych żołnierzy zeskoczył do wnętrza miasta. Dopiero wtedy jego śladem poszło kilku najwierniejszych towarzyszy. Pod naporem ludzi drabina złamała się! Aleksander znalazł się w środku wrogów jedynie z: Leonatosem, giermkiem Peukastesem i znanym z odwagi Abreasem. Macedończycy walczyli z napierającym tłumem oparci o mur i osłonięci z jednej strony przez drzewo. Byli bez szans. Pierwszy padł Abreas, następnie strzała przebiła pierś Aleksandra tuż nad płucem. Po krótkiej wymianie ciosów król zemdlał. Wtedy Peukastes stanął nad nim okrakiem, osłonił słynną trojańską tarczą i, tak odpierając ataki, dotrwał do chwili, gdy zawstydzeni Macedończycy wtargnęli do miasta. Z zemsty wytracili mieszkańców, Aleksander zaś długo potem wracał do zdrowia.

Bohater mimo woli

Zachowanie Aleksandra było taktyką straceńca: w zamęcie bitewnym zaplątany pocisk mógł przynieść śmierć wodzowi i przesądzić o wyniku wojny. Dlatego rzymscy cesarze – o ile w ogóle przebywali na polu walki – na ogół nie rzucali się na wrogów osobiście. Czasem jednak mimo woli musieli walczyć o życie. Taki los spotkał Septymiusza Sewera, gdy w 197 r. pod Lugdunum starł się z armią konkurenta do władzy Klodiusza Albinusa. Podczas bitwy lewe skrzydło Albinusa załamało się, ale na prawym jego wojska zdobyły przewagę. Tu akurat stał Sewer, który najpierw dzielnie walczył, ale gdy jego oddziały poszły w rozsypkę, rzucił się do ucieczki. Pech chciał, że spadł z konia. Nie stracił jednak zimnej krwi i, aby nie zostać rozpoznanym, porzucił cesarski płaszcz.

Pewni swego ścigający władcę żołnierze Albinusa zaczęli nucić zwycięską pieśń. W tym momencie ruszyły na nich świeże oddziały dowodzone przez Letusa, jednego z wodzów Sewera. Nie jest przy tym jasne, czy był to świadomy manewr cesarza, który pozostawił w odwodzie część swych sił, czy też chytry plan wodza. Letus być może czekał dotąd na rezultat walki i myśląc, że Sewer zginął, przybył na pole bitwy, aby zapewnić sobie zwycięstwo i samemu sięgnąć po władzę (znamienne, że został niebawem stracony). Pojawienie się świeżych oddziałów przechyliło szalę zwycięstwa na stronę Sewera, który dosiadł konia i zarzucił z powrotem cesarski płaszcz. Nie wszyscy mieli tyle szczęścia, co Sewer. W 251 r. cesarz Decjusz starł się z Gotami pod Abrittus na Bałkanach. Jeszcze w trakcie bitwy zginął jego syn i współwładca Herennius. Na wieść o jego śmierci Decjusz nie przerwał walki – powiedział ponoć, że to tylko śmierć jednego żołnierza. Wkrótce Goci zepchnęli armię rzymską na grzęzawiska, gdzie część walczących albo została wybita, albo utonęła w bagnie. Ich los podzielił cesarz, którego ciała nie odnaleziono. Tym razem oddziały rezerwowe nie przyszły z odsieczą. Dowodzący nimi Trebonianus Gallus został następnym cesarzem. Stąd pomówienia, że celowo nakłonił Decjusza do starcia na niekorzystnym terenie, a potem zdradziecko go nie wsparł w krytycznym momencie.

Decjusz przynajmniej zginął jak bohater, czego nie można powiedzieć o jednym z jego następców, cesarzu Walerianie, któremu przyszło zmierzyć się z perskim królem Szapurem I. Bitwa stoczona na wschodzie między Karrai i Edessą w 260 r. zakończyła się klęską Rzymian. Co do losów cesarza istnieją sprzeczne przekazy: sam Szapur w jednej z inskrypcji chwali się, że osobiście pojmał go na polu walki. Rzymscy historycy twierdzą zaś, że cesarz został podstępnie uwięziony, gdy po przegranej bitwie prowadził rozmowy pokojowe. Walerian aż do śmierci pozostał w niewoli. Szach kazał ryć wizerunki, na których ukazywano go jak bierze do niewoli cesarza, lub też gdy władca Rzymu klęczy pokornie przed perskim królem siedzącym na koniu. Krążyły również opowieści, że Szapur wsiadał na koń po grzbiecie Waleriana, a po jego śmierci kazał obedrzeć trupa ze skóry, wypchać słomą i ustawić w świątyni jako symbol triumfu nad imperium.

Perski front okazał się także pechowy dla cesarza Juliana Apostaty. Władca zginął w 363 r. w głupi sposób: podczas ataku na tyły kolumny swego wojska bez pancerza ruszył na pomoc zagrożonym oddziałom. W chaotycznej potyczce przypadkowa włócznia przebiła bok cesarza, który zmarł od rany. Nie wiadomo, kto rzucił śmiercionośną włócznię. Po perskiej stronie nikt się do tego nie przyznał, mimo oczekującej go nagrody. Dlatego pojawiły się plotki, że włócznię rzucił ktoś z chrześcijan z armii Juliana, kładąc w ten sposób kres rządom władcy pragnącego przywrócić religię pogańską.

W dramatyczny sposób skończył również panowanie cesarz Walens, pokonany w 378 r. przez Gotów pod Adrianopolem. Pod koniec bitwy cesarz z niewielkim oddziałem przedzierał się przez pole walki, przeskakując stosy trupów. Chciał skryć się wśród walczących jeszcze doborowych oddziałów. Wezwał na pomoc pułk Batawów, którzy jednak zdezerterowali. To przesądziło o losie cesarza. Według jednych, gdy zapadła ciemność, Walens poległ ugodzony strzałą, do końca walcząc wśród żołnierzy. Inna wersja podaje, że ranny cesarz wydostał się z pola bitwy razem z kilkoma żołnierzami ze straży przybocznej i dotarł do pobliskiej zagrody. Tu uciekinierzy zaryglowali się i usiłowali opatrzyć rany władcy. Wtedy zostali otoczeni przez barbarzyńców, którzy jednak nie wiedzieli, kto jest w środku. Obrońcy ostrzelali ich z łuków z balkonu na piętrze. Wtedy barbarzyńcy, którym spieszyło się grabić poległych, podpalili budynek. Cesarz bohatersko zginął w płomieniach. Jego ciała nigdy nie znaleziono.