Pieśń o wybuchowym rycerzu. Kto wysadził mury Smoleńska?

Bartłomiej Nowodworski zasłynął jako kawaler maltański i człowiek, który wysadził mury Smoleńska, dając Rzeczypospolitej wygraną nad wojskami moskiewskimi.

Ród Bartłomieja Nowodworskiego (ok. 1552–1624) pochodzi ze szlachty wielkopolskiej herbu Nałęcz, która przeniosła się na Mazowsze w okolice Nowego Dworu (stąd ich nazwisko), a potem do Prus Królewskich, do powiatu tucholskiego. Bartłomiej w młodym wieku został sierotą, lecz z pomocą krewnych, kosztem wielu wyrzeczeń, zdobył doskonałe wykształcenie humanistyczne w szkole w Chełmnie. Nauczył się tam języka niemieckiego i łaciny. Ale karierę ambitny, młody, lecz biedny szlachcic mógł wtedy zrobić tylko w wojsku…

UTALENTOWANY ZAGOŃCZYK, DOBROWOLNY WYGNANIEC

Służbę wojskową rozpoczął jako towarzysz pancerny na dalekich południowych kresach Rzeczypospolitej. Walczył w chorągwiach jazdy książąt ruskich Michała i Janusza Zasławskich z Tatarami. To doświadczenie procentowało w jego dalszym życiu jako zawodowego żołnierza na południu Europy. Po śmierci Michała Zasławskiego, Nowodworski wyróżniający się już jako znakomity zagończyk i żołnierz, przeszedł na służbę księcia siedmiogrodzkiego – przyszłego króla polskiego Stefana Batorego.

W owym czasie w tym węgierskim księstwie toczyły się walki o władzę między Batorym i innymi pretendentami. Nie brakowało tam Polaków. W 1574 r. Nowodworski poznał zbiegłego z Polski słynnego warchoła Samuela Zborowskiego, ściganego za zabójstwo szlachcica. Spotkał też Hieronima Filipowskiego, zaufanego Batorego. Zapewne z tych czasów datuje się u niego znajomość języka ruskiego i węgierskiego. Po wyborze Stefana Batorego na króla Polski Bartłomiej Nowodworski pozostał na dworze jego bratanków Baltazara i Andrzeja. Jednak na wezwanie monarchy wrócił do kraju, aby wziąć udział w jego trzeciej kampanii moskiewskiej.

W Wilnie został przyjęty na dwór królewski. Zasłużył się podczas szturmu murów Pskowa 8 września 1581 r. Król doceniał dzielność i odwagę Nowodworskiego i w 1582 r. wysłał go jako kuriera do Konstantynopola z instrukcjami dla swego posła Hieronima Filipowskiego. Bartłomiej dotarł tam w imponującym na owe czasie tempie: spod Rygi nad Bosfor w ciągu dwóch tygodni. Dobrze zapowiadająca się kariera wojskowa i fawory królewskie zostały przerwane zabójstwem w pojedynku dworzanina królewskiego Biedrzyckiego. Zdarzyło się to pod nieobecność króla Batorego, lecz sam fakt nie rokował najlepiej na przyszłość młodemu pojedynkowiczowi. By uniknąć grożącej mu kary, Nowodworski udał się na początku sierpnia 1582 r. na dobrowolne wygnanie.

U BOKU KRÓLÓW FRANCJI

Trafił do Francji – na dwór Henryka III, nam bardziej znanego jako król Polski Henryk Walezy. Z czasem Nowodworski został przyjęty do pułku gwardii władcy, który wciąż tytułował się królem polskim i chętnie widział na dworze Polaków, traktując ich jak swoich poddanych. Przez kolejne lata Nowodworski brał udział w toczącej się religijnej wojnie domowej, konsekwentnie po stronie katolickiej.

Zapoznał się z używanymi przez Francuzów nowymi technikami oblężniczymi, a szczególnie z wprowadzonymi w 1574 r. petardami: rodzajem min prochowych do niszczenia wrót zamkowych i częstokołów. Były prawdopodobnie pomysłem króla Nawarry Henryka (późniejszego króla Francji Henryka IV). Nowodworski uczestniczył w wielu bitwach i oblężeniach. Był wielokrotnie ranny (np. podczas oblężenia Pontoise w lipcu 1589 r. dostał kulą muszkietową w nogę), ale zawsze wylizywał się z kontuzji. Cieszył się bardzo dobrym zdrowiem i kondycją. Był niesłychanie zręczny i silny, a do tego bardzo inteligentny oraz ciekawy świata.

Sławę we Francji przyniosła Nowodworskiemu obrona zamku Conflans w 1591 r. „Orle gniazdo” przy ujściu rzeki Arlette do Izery, zwane „Bramą Sabaudii”, wytrzymywało przez parę tygodni oblężenie potężnej armii króla Nawarry (jeszcze wtedy protestanta). Nowodworski poddał się po wyczerpaniu zapasów prochu i żywności, na honorowych warunkach. Sam z garnizonem miał prawo opuszczenia twierdzy z bronią i sztandarami, po złożeniu przysięgi niewalczenia więcej z wojskami Henryka.

Po przejściu władcy na katolicyzm w 1593 roku Nowodworski chętnie poszedł na służbę do swego dawnego przeciwnika. W czasie długoletniego pobytu we Francji Bartłomiej zakochał się w kulturze francuskiej, manierach i języku. Był prawdopodobnie jednym z pierwszych Polaków frankofilów. Pomagał Polakom i gościł tych, frankofilów. Pomagał Polakom i gościł tych, którzy przybywali na francuską ziemię dla nauki czy zaznajomienia się z postępami sztuki wojennej.
 

KAWALER MALTAŃSKI I KAPITAN HARCERZY

 

Po zakończeniu wojen religijnych we Francji z braku „rycerskiego zajęcia” Nowodworski zostaje zaopatrzony przez Henryka IV w list rekomendacyjny i ląduje w 1599 r. na Malcie. Tam walczy w obronie chrześcijaństwa w szeregach zakonu maltańskiego. Dzięki doświadczeniu nabytemu jeszcze w młodości oddał nieocenione zasługi w ofensywie przeciwko Turkom, przy zdobywaniu okupowanych przez nich miast w Grecji i na kontynencie afrykańskim.

Brał m.in. udział w zdobyciu twierdzy Mahumetty w Tunezji, gdzie petardą wysadził w powietrze wrota zamkowe. Szczególnie zaś zasłużył się przy wzięciu Lepanto. Podłożył nocą petardę prochową w bramie wjazdowej, potem w wyłom we wrotach wdarli się kawalerowie maltańscy, biorąc miasto „z marszu”. Te i inne akcje przyniosły mu zasłużoną sławę wśród braci zakonnych i w krajach chrześcijańskich basenu Morza Śródziemnego. Kawalerem maltańskim został jednak oficjalnie bardzo późno, bo dopiero w 1605 r., po złożeniu ślubów zakonnych w kościele NMP w La Valletcie.

Nowodworski przeżył na obczyźnie ćwierć wieku. Uważał, że tym dobrowolnym wygnaniem spłacił swoje winy. W 1607 r. przy pomocy posła polskiego w Neapolu Jana Próchnickiego otrzymał amnestię od Zygmunta III i mógł nareszcie wrócić do kraju. Owiany sławą obrońcy chrześcijaństwa został przyjęty na dwór królewski, a potem mianowany kapitanem harcerzy (żołnierzy zwiadu) i niemieckiej roty gwardii przybocznej króla. Harcerze byli wyborowymi żołnierzami w rodzaju dzisiejszych komandosów. Swą znajomość sztuki wojennej Nowodworski mógł pokazać już niebawem – w wyprawie na Smoleńsk, rozpoczętej w 1609 r. Rozgłos Nowodworskiemu przyniosła już pierwsza jego akcja pod Smoleńskiem, na początku oblężenia…

STRACONA SZANSA

Nocą 4 października z pomocą królewskiego inżyniera Teofila Szemberga i swoich harcerzy wyciął z zaskoczenia załogę, osłaniającą basztę Abramowską, i założył petardy na jej wrota. Eksplozja otworzyła drogę do miasta. Rosjanie byli początkowo zaskoczeni i w panice zaczęli się wycofywać. Jednak zorientowawszy się, jak nieliczne są zastępy Polaków, otrząsnęli się. Odkomenderowany na Przyłuskiego nie dosłyszał ponoć trąbek sygnałowych i nie wspomógł żołnierzy Nowodworskiego. Nieliczny oddział harcerzy został po zażartej walce wyparty z miasta. Tylko dzięki głębokim ciemnościom mógł Nowodworski wycofać się z nieznacznymi stratami. Zaprzepaszczono jednak szansę szybkiego zdobycia miasta…

arch. Autora

Bartłomiej musiał więc znosić trudy ponad 20-miesięcznego oblężenia, w tym dwóch ostrych zim w okopach. Należał do inżynierów, nadzorujących prace saperskie. Rycie tuneli minerskich, które miały na celu umieszczenie prochowej miny bezpośrednio pod umocnieniami, było zadaniem ryzykownym i uciążliwym. Rosjanie dobrze przygotowali się do kontrakcji – twierdzę wyposażono w kilkadziesiąt podziemnych korytarzy, sięgających ok. 8 m poza obrys murów, z których prowadzili nasłuch podziemnych prac przeciwnika.

Gliniasty i kamienisty grunt wokół twierdzy oraz wysoki poziom wód gruntowych utrudniał drążenie tuneli. Pod ziemią często dochodziło też do walk wręcz z kopiącymi z przeciwnej strony oblężonymi. Wynik tych walk można uznać za zwycięstwo Rosjan, bo nie dopuścili do poważnego zagrożenia murów. Mimo tych niepowodzeń Nowodworski dalej cierpliwie szukał słabych miejsc w umocnieniach dla uczynienia wyłomu, umożliwiającego skuteczny szturm.
 

ZDOBYWCA SMOLEŃSKA

Jeden z uciekinierów ze Smoleńska wskazał zamaskowany otwór miejskiego kanału ściekowego przy baszcie Kryłoszewskiej w pobliżu Dniepru. Propozycja Nowodworskiego, aby wykorzystać to miejsce do umieszczenia miny i wysadzenia w powietrze odcinka muru, nie znalazła jednak uznania ani w oczach wojewody Jana Potockiego (dowódcy oblężenia), ani hetmana koronnego Stanisława Żółkiewskiego. Niezrażony odmową kawaler maltański postanowił na własną rękę przygotowywać miejsce na minę. Okazało się jednak, że otwór zabezpieczony był potrójną żelazną kratą.

Wraz z zaufanym podkomendnym Nowodworski przekradał się wieczorami (zimą w białym maskującym przebraniu, a wiosną i latem umajony zielonymi gałązkami i liśćmi), podpiłowując stopniowo kraty i szykując miejsce na minę. Starał się pracować cicho, by nie zaalarmować straży na murach. Obrońcy uznawali niewyraźne hałasy u dołu za odgłosy walki watah wygłodniałych psów o resztki spływające w kanale ściekowym. Na początku czerwca 1611 r. Zygmunt III Waza zdecydował się na przeprowadzenie ostatecznego, piątego z kolei szturmu miasta. Zmusiło go do tego niezadowolenie nieopłacanego już od dłuższego czasu wojska. Nowodworski, korzystając z nieobecności głównych oponentów, przekonał króla do swego projektu. Wydzielono mu 60 beczek z prochem armatnim o łącznej wadze prawie 4 ton.

Szturm rozpoczęto po północy z 12 na 13 czerwca 1611 r. atakiem kozaków, piechoty niemieckiej i węgierskiej od strony wschodniej. Następnie uderzono na dwa odcinki zachodnie. Nowodworski, korzystając z bitewnego zamieszania i braku straży na murach od strony Dniepru, przewiózł ładunek wybuchowy do przygotowanej uprzednio komory prochowej w otworze ściekowym i założył lont.

Odpalenie miny spowodowało potężną eksplozję. Kilkunastometrowy odcinek muru runął na ziemię, rozbijając się w pryzmę kamienno-ceglanego gruzu. Po jej stokach przez wyłom do miasta wdarła się gwardia królewska pod dowództwem Nowodworskiego i wojska litewskie marszałka Dorohostajskiego. Obrońcy wpadli w panikę. Wielu z nich, mieszczan z dziećmi i żonami oraz duchownych prawosławnych, wolało ponieść śmierć w szalejących w mieście płomieniach niż dostać się w ręce „Lachów”.

Symbolem końca obrońców Smoleńska był potężny wybuch rosyjskich składów prochu na wzgórzu, gdzie znajdowała się cerkiew katedralna. Eksplozja parudziesięciu ton prochu spowodowała zniszczenie połowy świątyni i śmierć ukrywającej się w niej części ludności Smoleńska. Jak pisał Stanisław Żółkiewski w pamiętnikach: „Z dymem do Pana Boga poszli”.

Za swoją odwagę i udział w zdobyciu miasta Nowodworski już w dniu szturmu mianowany został przez króla burgrabią zamku krakowskiego, dostał dożywocie na wsi Liebenthal w województwie pomorskim i roczną pensję 700 zł. Potem Zygmunt III własną ręką włożył mu na szyję złoty łańcuch i wręczył wysadzany klejnotami miecz. Również Sejm, zwołany przez króla po powrocie z wyprawy, złożył Nowodworskiemu publiczne podziękowanie. W odpowiedzi Nowodworski uznał: „nie pozostaje mi nic innego, jak świadczyć mu (królowi) życiem i szablą w wiernej służbie, co będzie dla mnie wielkim zaszczytem”.

GORYCZ, MIMO SUKCESU

 

Z upływem czasu jednak, widząc zaprzepaszczenie przez króla okazji do objęcia tronu rosyjskiego przez złą organizację wyprawy na Moskwę w 1612 r., stał się jego oponentem. Był przeciwny odwrotowi wojsk spod Moskwy po upadku polskiego garnizonu na Kremlu. Na wiosnę 1618 r. znowu wykazał swą odwagę w wyprawie królewicza Władysława na Moskwę. Przy próbie opanowania Borysowa wysadził w powietrze bramę miejską, zaś pod Możajskiem raniono go ciężko w ramię.

Uczestniczył też w nieudanym generalnym szturmie Moskwy w nocy z 10 na 11 października 1618 r. Z grupą rycerstwa wysadził petardą blokhauz, broniący dostępu do bramnej baszty Arbackiej (obecnie jest tutaj słynna ulica Stary Arbat). Potem, wyciąwszy jego obsadę, przedarł się do samej baszty. Tam w czasie zakładania petardy na wrota został znowu raniony w już kontuzjowaną rękę. Z braku posiłków i wobec zaciętej obrony przeciwnika był zmuszony do odwrotu. Za swe męstwo został obdarowany przez królewicza Władysława kosztownym ozdobnym kordelasem, wartym ponad 5 tysięcy zł.

Po kilkuletniej kuracji kontuzjowanej ręki wziął udział jako kapitan 200- osobowego oddziału rajtarii w bojach z Turkami pod Chocimiem w 1621 r. Mimo zwycięstwa pesymistycznie patrzył w przyszłość: „My tu u dworu bankietujemy, choć ojczyzna miła i dobra płacze, bo i ja żałuję, że tak rzeczy niedbale idą, ba i niedobrze albo niesłusznie… A tymczasem co ubodzy poddani cierpią, szlachta, Pan Bóg lepiej wie, choć wszystka Korona wie już dawno i płacze do nieba”.

Nowodworski postulował stworzenie fundacji, umożliwiającej młodzieży szlacheckiej naukę sztuki wojennej za granicą. Do realizacji tych planów nie doszło, głównie wobec sprzeciwu króla Zygmunta III. Nowodworski pomagał za to z własnych krwawo zarobionych oszczędności Akademii Krakowskiej. Z kolei dominikanie warszawscy otrzymali od niego pieniądze na wieczyste odprawianie dwu mszy tygodniowo za rycerzy polskich i maltańskich. Opłacił też stworzenie nekropolii dla polskich kawalerów maltańskich. Mimo głębokiej religijności nie był fanatykiem katolickim. Do swoich przyjaciół zaliczał kalwinów Radziwiłłów.

W 1618 r. zaprzyjaźnił się z byłym adwersarzem: wojewodą Michaiłem Szeinem, obrońcą Smoleńska, przetrzymywanym jako jeniec na zamku w Malborku. W czasie przyjacielskich spotkań gorąco dyskutowali o zastosowanych metodach obrony i oblężenia miasta. Obaj przysięgli sobie dozgonną przyjaźń. Nowodworski dożył swoich dni w atmosferze sławy i poważania współczesnych, Szein natomiast został ścięty w Moskwie w 1634 r. za nieudaną próbę odzyskania Smoleńska w latach 1632–1634.

Niestety, dopiero pod koniec życia Nowodworski otrzymał od niechętnego mu Zygmunta III upragnioną komendę kawalerów maltańskich w Poznaniu. Zmarł niedługo po nominacji, 13 lutego 1624 r. Podczas pogrzebu jego przyjaciel Jakub Sobieski stwierdził: „Ale wielkie cnoty i sławne dzieła bohatera tego niech póty żyją, póki ta Ojczyzna nasza kwitnąć, póki w niej cnotliwych i zasłużonych ludzi pamięć słynąć będzie”.

Pochowano go w podziemiach kościoła św. Jana w Warszawie, ale dokładne miejsce nie jest znane.W XVII w. zajął poczesne miejsce w panteonie bohaterów narodowych Rzeczypospolitej. W czasach PRL-u został celowo zapomniany. Dziś jedynym śladem pamięci o nim są dwie szkoły ogólnokształcące noszące imię Nowodworskiego: w Krakowie i Tucholi. Żal, że wojsko polskie nie wybrało go do tej pory na patrona żadnej jednostki czy instytucji związanej z wojskami inżynieryjnymi lub specjalnymi.