Pięć tradycyjnych terapii, które wracają do łask

Tam, gdzie kończą się możliwości wykorzystania medycyny konwencjonalnej, lekarze coraz częściej sięgają po tradycyjne metody leczenia.
Pięć tradycyjnych terapii, które wracają do łask

Oczywiście nie po wszystkie, bo nasi przodkowie – mimo niewątpliwie dobrych chęci – najczęściej bazowali jedynie na sile sugestii, wspomaganej magicznymi rytuałami, mamrotaniem zaklęć i łączeniem ze sobą najdziwniejszych składników. Są jednak stare terapie, które przechodzą przez naukowe testy z sukcesem, dając pacjentom nową nadzieję. A że czasem budzą lekkie obrzydzenie – cóż, taką cenę warto chyba zapłacić, gdy w grę wchodzi zdrowie, a nawet życie.

 

1. Wirusy kontra bakterie

Czy brudna woda może uchronić nas przed jakimiś chorobami? Owszem. W 1896 r. Ernest Hanbury Hankin, brytyjski bakteriolog walczący z epidemią cholery w Indiach, zauważył, że ludzie, którzy piją wodę z Gangesu, nie chorują. Sprawa została wyjaśniona dopiero dwie dekady później, za sprawą mikrobiologa Félixa d’Herelle z Instytutu Pasteura w Paryżu, który odkrył wirusy zwalczające bakterie czerwonki.

Owe bakteriofagi (pożeracze bakterii) były stosowane w terapii różnych infekcji – oczywiście już nie w formie brudnej wody, lecz oczyszczonych preparatów – ale badania nad nimi zarzucono, gdy do użytku trafiły antybiotyki. Teraz bakteriofagi wracają do łask, bo coraz więcej mikrobów uodporniło się na znane medycynie leki. Przykładem mogą być wyjątkowo groźne szczepy gronkowca złocistego, salmonelli, prątków gruźlicy czy pneumokoków.

Bezpieczeństwo i skuteczność terapii z użyciem wirusów zostały potwierdzone badaniami klinicznymi przeprowadzonymi w 2009 r. w Tbilisi, w jednym z trzech ośrodków zajmujących się bakteriofagami na świecie (drugi znajduje się w Meksyku, trzeci – w Instytucie Immunologii i Terapii Doświadczalnej PAN we Wrocławiu). Oprócz wysokiej skuteczności mikroby te mają jeszcze jedną zaletę – w przeciwieństwie do antybiotyków zabijają tylko konkretne szczepy chorobotwórczych bakterii, nie szkodząc tym, które są korzystne dla naszego zdrowia.

Więcej: www.iitd.pan.wroc.pl/pl/OTF/

 

2. Specjalistki od wysysania

Starożytni medycy stosowali pijawki do leczenia wszelkich dolegliwości: od bólów głowy po nieżyt żołądka czy skurcze łydek. Przez lata wierzono również, że upuszczanie krwi leczy nadciśnienie. Takie poglądy pokutują do dziś w różnych gabinetach tzw. medycyny naturalnej, choć badania naukowe nie potwierdziły tych rewelacji. Pijawki przydają się natomiast chirurgom, ponieważ potrafią sprawnie odessać gromadzącą się krew i pobudzić układ krążenia.

Ślina tych stworzeń zawiera hirudynę – białko o silnych właściwościach przeciwzakrzepowych. Dlatego pijawki, oczywiście tylko te pochodzące ze sterylnych, ściśle kontrolowanych hodowli, są dziś wykorzystywane w szpitalach m.in. przy zabiegach rekonstrukcyjnych, takich jak przyszywanie uciętych palców. Jeśli w miejscu zespolenia pojawiają się problemy z krążeniem żylnym, przystawienie pijawek potrafi uratować sytuację. Chirurdzy zapewniają, że pijawki nie są dla nich metodą pierwszego wyboru, ale przyznają jednocześnie, że w sytuacjach awaryjnych, takich jak skomplikowane urazy, odmrożenia czy zakrzepy, często nie mają wyjścia – nic bowiem tak skutecznie nie pobudza natychmiast krążenia.

Na Zachodzie leczenie pijawkami (na przykład żylaków nóg) w wielu krajach podlega refundacji przez ubezpieczalnie. W Polsce chirurg z Kolbuszowej, który w 2008 roku dzięki przystawieniu pijawek uratował nogę pacjentowi, trafił przed Komisję Etyki Lekarskiej.

 

3. Woda przeciwzapalna

Lecznicze kąpiele stosowano zarówno w starożytnym Rzymie, Grecji, Turcji, jak i w Chinach czy Japonii. W połowie XIX wieku techniki leczenia wodą rozwinął i usystematyzował bawarski ksiądz Sebastian Kneipp, który przyczynił się do rozwinięcia ośrodków hydroterapii. Długo jednak kwestionowano jej faktyczną skuteczność.

Zespół brytyjskich naukowców z University of Bath opublikował badania dotyczące skuteczności stosowania hydroterapii w leczeniu reumatoidalnego zapalenia stawów (RZS). Grupa pacjentów przez miesiąc dwa razy w tygodniu brała udział w różnych sesjach terapeutycznych z użyciem wody, trwających po 30 minut. U wszystkich zaobserwowano poprawę samopoczucia, a u kobiet także obiektywne zwiększenie ruchomości w stawach kolanowych.

Z kolei australijscy naukowcy z George Institute for International Health oraz University of Sydney postanowili sprawdzić działanie wody na osoby starsze, borykające się z przewlekłą chorobą zwyrodnieniową stawów biodrowych lub kolanowych. Przez 12 tygodni brały one udział w hydroterapii, zajęciach tai chi lub nie były poddawane żadnej terapii (to tzw. grupa kontrolna). Leczenie wodą sprawiło, że ból zmniejszył się o 6,5 punktu procentowego, a sprawność fizyczna wzrosła o 10,5 punktu (w grupie tai chi było to odpowiednio 5,2 i 9,7 punktu).

Dziś hydroterapię stosuje się powszechnie po operacjach wszczepienia protez stawów biodrowych i kolanowych. Wspomaga ona także walkę z otyłością, urazami kręgosłupa, przewlekłą obturacyjną chorobą płuc czy rdzeniowym zanikiem mięśni.

 

4. Do rany przyłóż larwy

Już Majowe i Aborygeni wiedzieli, że larwy much – choć budzą w nas naturalne, odruchowe obrzydzenie – mogą uratować ludzkie życie. Potrafią bowiem doskonale oczyszczać rany, wyjadając martwą, zainfekowaną tkankę i nie naruszając przy tym zdrowego ciała. W tym celu wykorzystywali je także Amerykanie podczas wojny secesyjnej.

Dziś najczęściej stosuje się larwy muchy argentyńskiej (Phaenicia sericata), hodowane w sterylnych warunkach do momentu, w którym osiągną ok. 2 mm długości. Potem są umieszczane w specjalnych opatrunkach (przypominających torebki herbaty ekspresowej), które zapobiegają ich wypełznięciu poza obręb rany. Potrafią one oczyścić ją w kilka dni – przy konwencjonalnych metodach zajmuje to nieraz całe miesiące. Larwy radzą sobie nawet z trudno gojącymi się zmianami występującymi u pacjentów z cukrzycą, a także z tkankami zainfekowanymi bakteriami opornymi na działanie antybiotyków.

Leczenie jest bezpieczne i – jak zapewniają pacjenci, którzy mu się poddali – całkowicie bezbolesne. W czasie terapii można co najwyżej poczuć lekkie łaskotanie. Larwy medyczne są oficjalnie dopuszczone do użytku w Wielkiej Brytanii i USA, przy czym w tym pierwszym kraju zostały zakwalifikowane jako lek, a w drugim – jako urządzenie medyczne.

 

5. Kłucie zmniejsza ból

Zachodni naukowcy od lat spierają się o to, czy tradycyjne metody wywodzące się z medycyny chińskiej są skuteczne, czy nie. W przypadku akupunktury nie ma naukowych dowodów na to, że działa skuteczniej niż terapia pozorowana, czyli placebo. Ale jest jeden wyjątek od tej reguły – działanie przeciwbólowe.

Na początku XXI wieku de Andrew Vicers z Memorial Sloan-Kettering Cancer Center przeanalizował wyniki 29 badań dotyczących stosowania akupunktury w leczeniu bólu przewlekłego. Metoda okazała się skuteczna w przypadku dolegliwości związanych ze schorzeniami głowy, szyi, barków i pleców oraz przy zapaleniach kości i stawów.

Co ciekawe, akupunktura działa także wtedy, kiedy jest „udawana” – dowiedziono tego w pomysłowych eksperymentach, podczas których pacjentów kłuto tylko przez chwilę igłami lub wręcz wykałaczkami. Okazało się nawet, że – wbrew temu, co głosiła chińska medycyna – nie ma wielkiego znaczenia, w których miejscach zastosuje się ukłucie. Podstawą jest samo ukłucie i towarzyszący mu rytuał.