Piwo łagodzi ból lepiej niż paracetamol. Jednak nie ma róży bez kolców

Badania dowiodły skuteczności piwa w radzeniu sobie z bólem. Wystarczy litr tego napoju czy dwa kieliszki wina. Stężenie alkoholu we krwi na poziomie 0,8 promila podnosi nieznacznie próg odczuwania bólu oraz w sposób średni do wysokiego redukuje jego intensywność. Tymczasem, przed zgubnymi skutkami stosowania tej alternatywy dla paracetamolu przestrzegają lekarze wyciągający ludzi z pijaństwa.

Psycholodzy na University of Greenwich zadawali uczestnikom testów ból a potem sprawdzali, czy pijanych bolało mniej. W sumie 440 osób boleśnie naciskano, szturchano, podgrzewano i wychładzano. Zgodnie z oczekiwaniami podanie alkoholu pomagało. Nie sądzono jednak, że już dwa piwa będą skuteczniejsze od środków przeciwbólowych.

– Mamy niezbite dowody na to, że alkohol jest skutecznym środkiem uśmierzającym cierpienie. Spożycie czterech jednostek alkoholu, czyli około dwóch dużych piw czy dwóch średniej wielkości kieliszków wina, obniżyło odczuwany ból o 24 proc. – wyjaśnia dr Trevor Thompson z wydziału Psychologii brytyjskiej uczelni. 

Badacze wskazują na różne teorie tłumaczące taki efekt. Jedna zakłada, że alkohol działa na te same receptory bólu na które działają leki. Drugi pomysł zakłada, że piwo czy wino redukują uczucie bólu niebezpośrednio, obniżając ogólny poziom odczuwanego lęku.

– Alkohol może być porównany do opiatów, jak kodeina. Jego efekt jest też zdecydowanie silniejszy od paracetamolu. Chcielibyśmy stworzyć lek dający ten sam efekt, ale pozbawić skutków ubocznych towarzyszących piciu ”czegoś mocniejszego” – stwierdził dr Thompson.

Badacz zasugerował, że odkryty związek ”może wyjaśniać nadużywanie alkoholu go przez osoby żyjące z chronicznym bólem, nieprzejmujących się długoterminowymi konsekwencjami dla ich zdrowia”. – Nie znaczy to, że piwo powinno wejść do codziennego menu. Zbyt wiele szkód wyrządza – przekonuje amerykański instytut ds. alkoholizmu (NIAAA). 

Związek między bólem a alkoholem jest bardzo skomplikowany. – Powszechne przekonanie o skuteczności ”zapijania bólu” jest mylne. Trunki często tylko pogłębiają negatywne odczucia – czytamy na serwisie niaaa.scienceblog.com. W USA 1 na 4 pacjentów z chronicznym bólem pomaga sobie pijąc alkohol. Z drugiej strony, na takie nieprzerwane cierpienie uskarża się też od 43 do 74 proc. alkoholików (osób ze zdiagnozowaną chorobą alkoholową).

– Alkohol pomaga na ból tylko w stałych dawkach prowadzących do pijaństwa (ang. binge drinking – red.). To założenie, że spożywa się przynajmniej tyle w ciągu dwóch godzin, by uzyskać stężenie we krwi na poziomie 0,08 proc. Dla kobiet to przeciętnie 4 drinki, dla mężczyzn 5 – wyjaśniają amerykańscy eksperci.

Przywołując odkrycia z Wielkiej Brytanii zaznaczają, że ”osiągnięcie i utrzymywanie takiego stężenia alkoholu w organizmie prowadzi do przypadkowych uszkodzeń ciała, przemocy czy śmiertelnych wypadków drogowych”.  Badania na alkoholikach potwierdziły, przekonuje NIAAA, że regularne picie alkoholu na tym poziomie ostatecznie odwraca efekt redukcji odczuwania bólu. Wszystko, co nieprzyjemne, ludzie przeżywają nawet mocniej.

Więcej:bólpiwo