We wczesnej historii człowieka rozpalenie ognia nie było ani łatwe, ani oczywiste. Wymagało czasu, odpowiedniego materiału, skupienia, a przede wszystkim – energii. Utrzymanie płomieni przez wiele godzin czy dni to trudne zadanie, które musiało mieć sens ekonomiczny i biologiczny. Badacze z Uniwersytetu w Tel Awiwie postanowili sprawdzić, czy odpowiedzią mogła być nie gotowość do gotowania, ale potrzeba konserwacji.
Czytaj też: Mięsożerni czy wegetarianie? W końcu wiemy, jaka była dieta człowieka w ciągu 2 mln lat!
Ich hipoteza, opublikowana w czasopiśmie Frontiers in Nutrition, zakłada, że to właśnie długotrwałe przechowywanie mięsa – dzięki jego suszeniu i wędzeniu – mogło być decydującym czynnikiem, dla którego Homo erectus zaczął używać ognia na większą skalę. Co więcej, ogień nie był wtedy jeszcze czymś powszechnym – jego użycie przed 400 tys. lat było okazjonalne i ograniczone do wybranych stanowisk.
Ogień i dym zamiast lodówki – tak nasi przodkowie dbali o mięso
Naukowcy przeanalizowali pozostałości kostne z dziewięciu stanowisk archeologicznych w Afryce i Europie – w tym w RPA, Kenii, Etiopii, Izraelu i Hiszpanii. Znalezione tam szczątki dużych zwierząt, takich jak hipopotamy, nosorożce czy słonie, nosiły ślady kontaktu z ogniem, choć nie zawsze typowe dla gotowania – np. przypaleń, które powstają w wyniku pieczenia nad otwartym ogniem.
Czytaj też: Nasi przodkowie zabijali słonie. Niby nic dziwnego, ale z rozmiarem ssaka było coś nie tak
Nie chodziło więc tylko o przygotowanie posiłku. Autorzy wskazują, że duże ilości mięsa pozyskiwanego z takich zwierząt mogły być dla grup Homo erectus trudne do skonsumowania na raz. Jedno upolowane zwierzę mogło dostarczyć milionów kalorii – wystarczających do wykarmienia kilkudziesięciu osób przez wiele tygodni. Bez sposobu konserwacji te zapasy po prostu by się zmarnowały. Ogień, dym i niska temperatura mogły pozwolić na utrzymanie mięsa w jadalnym stanie przez długi czas – a jednocześnie odstraszały drapieżniki i padlinożerców.

Związek ognia i mięsa nie jest nowy – dotąd sądzono, że to potrzeba ciepła i gotowania była głównym motorem rozwoju technologii ogniowej. Nowa teoria odwraca tę perspektywę. Izraelscy naukowcy przekonują, że strategiczne znaczenie miało przedłużenie użyteczności upolowanego mięsa – a gotowanie mogło być jedynie “produktem ubocznym”, korzystającym z ognia już zapalonego do wędzenia.
Takie podejście wprowadza ogień do centrum wczesnej gospodarki łowieckiej. Homo erectus nie tylko polował, ale zaczynał planować – budował strategie przechowywania, kalkulował energetyczny zysk z utrzymywania ognia. To wszystko świadczy o wyższym poziomie zorganizowania niż dotąd sądzono. Utrzymanie ogniska przestaje być przypadkiem, a staje się narzędziem świadomego zarządzania zasobami.
Jeśli teoria izraelskich badaczy się potwierdzi, może ona mieć poważne konsekwencje dla naszego rozumienia ewolucji człowieka. Ogień – dotąd postrzegany jako rewolucyjna technologia dla ciepła i ochrony – jawi się jako element głęboko związany z kulturą żywienia i planowania. Wędzenie mięsa mogło być nie tylko pierwszą formą konserwacji, ale i jednym z filarów rozwoju wspólnotowego życia, współpracy i dzielenia się zasobami.
Przyszłe badania mogą sprawdzić, czy podobne strategie istniały także poza Afryką i Lewantem – i jak rozwinęły się w kierunku pieczenia, gotowania i przetwórstwa. Jedno jest pewne: jeśli ogień był narzędziem do wędzenia, a nie tylko do ogrzewania, to kulinarna historia ludzkości zaczęła się znacznie wcześniej, niż przypuszczaliśmy. Być może to właśnie dym – nie ogień – uczynił nas ludźmi.