Pulsujące różowe ”penisy” pokryły plażę w Kaliforni

Silna burza wyrzuciła na kalifornijską plażę tysiące pulsujących różowych ”kiełbasek”. Na pierwszy rzut oka wyglądało to jak zawartość kontenera z gadżetami z sex-shopu, który spadł akurat ze statku. Kojarzące się ludziom z męskim przyrodzeniem, morskie organizmy rozsiane zostały na odcinku niemal trzech kilometrów.
Pulsujące różowe ”penisy” pokryły plażę w Kaliforni

– Szedłem wzdłuż tego czegoś chyba z pół godziny. Plaża była nimi kompletnie zasypana. Wszędzie krążyły mewy i obżerały się. Niektóre zjadły tak dużo, że z trudem utrzymywały równowagę – mieszkający koło Drake’s Beach świadek opisał niecodzienny widok magazynowi ”Vice”. 

 

 

Biolog odpowiadający na pytania czytelników serwisu ”Bay Nature” poświęcił dziwnemu zjawisku swój najnowszy artykuł. Ivan Parr wyjaśnił, że gwałtowna burza zmiotła górną warstwę osadów przybrzeżnych wraz z mieszkającymi tam, długimi na 25 centymetrów, bezkręgowcami z gromady szczetnic 

Ich wymowny kształt i kolor oraz nietypowy sposób żerowania sprawił, że Urechis caupo nazywane są  potocznie ”penis fish”, a częściej ”grubymi karczmarzami” (ang. fat inkeeper). – Matka Natura faktycznie mogłaby się wytłumaczyć za ten kształt, ale też nie jest on przypadkowy. Idealnie dopasowany jest do miejsca życia i sposobu odżywiania się U. caupo, jedynego z czterech typów szczetnic spotykanego u brzegów Ameryki Północnej – tłumaczy Parr.

fot. Rebecca Johnson/iNaturalist/CC BY 4.0  

Robak ten zagrzebuje się w błotach u brzegów oceanu kopiąc metrowy tunel w kształcie litery U. Na piachu widać jedynie dwa małe kopczyki, coś na wzór kominów. Jeden do wciągania jedzenia, drugi do wydalania. Łatwo je rozpoznać, bo przy wejściu rozciągnięta jest galaretowata siatka wypluta przez robaka. Z drugiej strony są resztki zassanych do otworu i skonsumowanych mniejszych organizmów.

W czasie przypływu U. caupo prześlizguje się tunelem do góry, ”zarzuca sieć” i cofa się do środka. Potem jak odkurzacz (ruchy perystaltyczne) wsysa do tunelu wodę wraz z planktonem, bakteriami i wszystkim, co tylko tam wpadnie. Ów koktajl trafia wprost to jego otworu gębowego. Zjada to co lubi, resztę zostawia dla darmozjadów siedzących mu na głowie. Stąd właśnie ”karczmarz” bierze swoją nazwę. Do tunelu, niczym do dobrego wyszynku, zaglądają różnoracy goście. Biolog Ivan Parr wśród stałych bywalców wymienia małże (Cryptomya californica), wieloszczety (Hesperonoe advendor), malutkie kraby (Pinnixa franciscana), krewetki (Betaeus longidactylus) a także małe ryby (Clevlandia ios).

– Pierwsza trójka właściwie nie opuszcza Hotelu California, ryby i krewetki wpadają kiedy chcą.  Między mieszkającymi pod jednym dachem rybami a krabami zawiązała się nawet umowa, że ryby przynoszą duże porcje jedzenia a kraby rozdrabniają je do łatwiej przyswajalnych rozmiarów – wyjaśnia ekspert i dodaje, że opisany przez niego typ zależności między różnymi gatunkami to idealna forma współbiesiadnictwa (komensalizmu). Jeden z gatunków czerpie z tej zależności wyraźne korzyści, nie szkodząc pozostałym.

Niestety dla grubego karczmarza i jego współbiesiadników, ich los pokrzyżował gwałtowny sztorm. Te w latach aktywności zjawiska El Ninio mają szczególnie niszczycielską moc.

 

 

Więcej:penisryby