Raport NIL: nawet jedna czwarta suplementów diety bezwartościowa

Nawet jedna czwarta dostępnych na polskim rynku suplementów diety faktycznie nie zawiera takiej ilości substancji, jakie deklaruje producent w reklamach i na opakowaniu. A to oznacza, że w praktyce nie przynoszą żadnych rezultatów – twierdzi Narodowy Instytut Leków po przebadaniu 50 najpopularniejszych środków.
Raport NIL: nawet jedna czwarta suplementów diety bezwartościowa

Przebadano 50 z listy 100 najczęściej kupowanych produktów należących do kategorii suplementów diety. Środki poddane badaniom zakupiono w aptekach stacjonarnych, nie w hurtowniach czy od producenta, a następnie zbadano ich skład – podaje Dziennik Gazeta Prawna.

Analiza składu wykazały, że żaden ze środków nie zawiera zanieczyszczeń i substancji szkodliwych. Jednak w wielu suplementach skład znacząco odbiegał od deklarowanego.

– Zgodnie ze standardami zawartość składników aktywnych w produkcie nie powinna być niższa niż 90 proc. – mówi dyrektorka NIL Anna Kowalczuk cytowana przez DGP.

Tymczasem w niektórych suplementach zawartość „najważniejszego leczniczego składnika” nie przekraczała nawet 3 procent. Dotyczyło to m.in. preparatów mających łagodzić objawy menopauzy, gdzie rzeczywista zawartość izoflawonów soi wynosiła zaledwie 18 proc. deklarowanej zawartości. Podobnie było w przypadku suplementów z witaminą B2 i B6 – rzeczywista zawartość w produkcie sięgała 30 proc.

Podobnych problemów nie wykryto w przypadku suplementów z magnezem, wapniem czy żelazem.

 

3,4 mld zł na suplementy

Rynek suplementów w Polsce bardzo szybko się rozwija. W 2019 roku, od stycznia do listopada, Polacy wydali na suplementy diety prawie 3,4 mld zł. To o 200 mln zł więcej niż w roku 2018 i o 400 ml zł więcej niż trzy lata temu. Astronomiczna kwota pozwoliła na zakup 186 mln opakowań różnych preparatów. Wśród najpopularniejszych są witaminy A i D, magnez oraz probiotyki.

Swoją drogą, probiotyki także zostały poddane badaniom NIL w 2017 roku. Na 30 przebadanych środków zaledwie pięć spełniało normy, reszta była bezskuteczna.

Problemem rosnącej popularności suplementów diety, a przede wszystkich ich nieograniczonym spożywaniem chce się zająć nie tylko NIL, ale też Ministerstwo Zdrowia i Główny Inspektor Sanitarny.

Przy okazji rozmów nad wprowadzeniem podatku cukrowego, pojawił się także pomysł, aby producenci suplementów płacili 10-procentowy podatek od reklam swoich specyfików. Pieniądze miałyby trafiać do budżetu NFZ. Eksperci chcą stawiać na edukację społeczeństwa oraz ograniczenie, a przede wszystkim racjonalizację, przekazów medialnych i marketingowych. 

PASMI (Polski Związek Producentów Leków Bez Recepty) wprowadził własne regulacje dotyczące reklam suplementów. Przede wszystkim zakazano wprowadzania konsumentów w błąd m.in. przez podawanie nazw nieistniejących schorzeń. W reklamach nie będzie już można wykorzystywać wizerunków – prawdziwych bądź nie – przedstawicieli zawodów medycznych, lekarzy, pielęgniarek, fizjoterapeutów, a nawet pokazywać miejsc mających kojarzyć się z gabinetami lekarskimi.

Eksperci zwracają uwagę, że wiedza na temat różnic między lekami bez recepty a suplementami diety wciąż jest na bardzo niskim poziomie, a wielu pacjentów przyjmuje suplementy „jak cukierki” – bez żadnych wskazań, badań, ani konsultacji z lekarzem.