Samobójcy, kochankowie, walczący do końca. Czego tak naprawdę nie wiemy o samurajach? [WYWIAD]

Z dr Joanną Puchalską z Instytutu Bliskiego i Dalekiego Wschodu UJ rozmawia Łukasz Czarnecki
Przedstawiające samurajów zdjęcie z roku 1860- w chwili gdy je zrobiono epoka feudalna w Japonii zbliżała się do końca/ Źródło: Wikimedia Commons, domena publiczna

Przedstawiające samurajów zdjęcie z roku 1860- w chwili gdy je zrobiono epoka feudalna w Japonii zbliżała się do końca/ Źródło: Wikimedia Commons, domena publiczna

Parafrazując słynne powiedzenie, samuraj jaki jest każdy widzi. Czy jednak na pewno? Może na początek naszej rozmowy zdefiniuje Pani kto dokładnie kryje się pod tym mianem.

To jest bardzo dobre pytanie! Biorąc pod uwagę, że samurajowie istnieli przez około tysiąc lat historii Japonii, trudno jest w skrócie przedstawić, kim byli, ich status i wyposażenie ulegały bowiem zmianom. Jedno nie ulega kwestii – byli wojownikami. Kiedy wyodrębnili się jako oddzielna klasa społeczna, pod koniec I tysiąclecia naszej ery, samurajowie byli elitarnymi konnymi wojownikami, walczącymi przede wszystkim za pomocą łuku. Ich nazwa wzięła się od służby, a służyli oni arystokratom dworskim. Z czasem sami przejęli ster władzy w kraju, a zmieniająca się sytuacja na polach bitew zmieniła ich w konnych włóczników, część zaś służyła też pieszo, jako dowódcy wywodzącej się z chłopstwa piechoty. Na przełomie XVI i XVII wieku ta piechota została włączona w obręb warstwy samurajskiej i od tego czasu do samurajów zaliczał się i sam szogun – dyktator wojskowy, najwyżej stojąca osoba w państwie (cesarz co prawda był, ale nikt się nim nie przejmował…) – i pozbawiony wierzchowca wojownik, który ledwo mógł przetrwać rok na skromnej pensji otrzymywanej od swojego pana feudalnego. W tych czasach z samurajami zlał się też wizerunek katany, ikonicznej japońskiej broni siecznej, dlatego dzisiaj wojownicy japońscy są zwykle przedstawiani jako świetni szermierze, a nie łucznicy.

Pojedynek samurajów w czasie wojny Gempei/ źródła Wikimedia Commons, domena publiczna

Skąd właściwie wzięli się samurajowie? Bo w roku 1180 kiedy wybuchła wojna Gempei, która wyniosła ich do władzy byli już klasą społeczną w pełni ukształtowaną, świadomą swej odrębności i mająca własny etos. Tymczasem w źródłach poprzedzających XII stulecie prawie nie słyszymy o samurajach.

Kwestia powstania klasy samurajskiej jest bardzo ciekawa, i do dzisiaj budzi pewne spory naukowców. Myślę, że najprościej odpowiedzieć na pytanie, dlaczego tak mało się o nich wspomina w źródłach sprzed wojny Gempei. Otóż źródła pisane w owej epoce tworzyli przede wszystkim arystokraci, którzy byli ludźmi wykształconymi. To z nich często rekrutowali się też buddyjscy mnisi, którzy działali później pod patronatem arystokracji. Ta zaś żyła w stolicy, nie interesował jej świat rozciągający się poza granicami miasta, a samurajowie w dużej mierze działali na prowincji – nawet kiedy pojawiali się w Heian-kyō, czyli dzisiejszym Kioto, stanowili dla wysublimowanych dworaków rodzaj ciekawostki, nieokrzesanych „dzikusów”, do tego zazwyczaj niepiśmiennych. To wynikało z zawodu samurajów – byli oni w końcu wojownikami, mieli służyć jako zbrojne ramię arystokracji i cesarza, czyli pilnować porządku w samej stolicy oraz zajmować się obowiązkami „policyjnymi” na prowincji, ścigać bandytów, piratów, chronić prywatne posiadłości arystokratów i dbać o to, by dochód z nich trafiał do kiesy posiadaczy. I właśnie poprzez przejmowanie kontroli nad dochodami z tych prywatnych posiadłości zyskiwali coraz większą władzę i wpływy. Natomiast poza wymienionymi już obowiązkami, jeszcze w wieku VIII japońscy wojownicy walczyli na północy Honsiu z autochtonicznym ludem Emishi, przodkami Ajnów. Za zasługi w walce czy służbie samurajowie byli wynagradzani przez arystokratów, z czasem niektórzy z nich zaczęli nawet dostawać tytuły dworskie.  Jedni wspierali obecnie panujących cesarzy, inni cesarzy, którzy abdykowali, jeszcze inni służyli najwyższym ministrom. W ten sposób w XII wieku bardzo wzrosła pozycja rodów Taira i Minamoto, zaś Taira no Kiyomori, zwolennik cesarza Goshirakawy osiągnął niezwykle wysoką pozycję na dworze – został japońskim odpowiednikiem premiera, ponadto wydał córkę za kolejnego cesarza, a jego kilkuletni wnuk zasiadł na tronie cesarskim. Kiedy w 1080 roku doszło do wojny Gempei był to już właściwie konflikt między samurajskimi rodami, które mało przejmowały się opinią arystokratów, a wojownicy z prowincji dysponowali faktyczną siłą militarną i ekonomiczną. Nawet jednak po ustanowieniu szogunatu przez ród Minamoto, a więc rozpoczęciu się rządów dyktatorów wojskowych, nie pozbyto się cesarza i arystokracji dworskiej, zaś administracja cywilna działała obok wojskowej przez następne półtora wieku.

Dość makabrycznym zwyczajem japońskich wojowników, o którym czytamy choćby w opisującym walki między klanami Taira i Minamoto  eposie Heike monogatari było odcinanie głów pokonanym wrogom. Na im ważniejszym karku dany czerep spoczywał tym większą chwałą okrywał się jego zdobywca. Czy wiadomo jak się ów obyczaj narodził?  A także do kiedy   przetrwał?

Zwyczaj zabierania głowy pokonanego przeciwnika był szeroko rozpowszechniony w  różnych kulturach, zarówno w Azji, jak i w Europie. Być może Japończycy przejęli ów obyczaj od Chińczyków, gdyż jeszcze w czasach przed panowaniem Pierwszego Cesarza w III wieku p.n.e. chińscy żołnierze mogli podnieść swój status prezentując dowódcy odciętą głowę wroga. W Japonii odcinanie głów pokonanym także miało za zadanie udowodnić męstwo wojownika oraz przynieść mu nagrody, więc nie było to tylko związane ze sławą. Dość unikalny dla Japonii był jednak zwyczaj odpowiedniego mycia, przystrajania, fryzowania, a następnie publicznego oglądania i identyfikowania wziętych głów –  wywodził się on z oszustw, których dopuszczali się wojownicy, próbując „opchnąć” głowę mało znaczącej osoby, jako kogoś istotnego. Samo odcinanie głów wrogom – albo przyjaciołom, by uchronić ich głowy przed zdobyciem przez przeciwnika – przetrwało do końca XIX wieku i było widywane jeszcze podczas słynnej rebelii w Satsumie w 1877 roku.    

Samuraj popełniający seppuku/ Źródło: Wikimedia Commons, domena publiczna

 Inną praktyką kojarzoną z samurajami jest rytualne samobójstwo- seppuku. Proszę opowiedzieć nam o nim coś więcej. Jaki powody mogły skłonić wojownika do jego popełnienia i jak dokładnie wyglądało?

Samobójstwo, obok brania głów, także należy do najstarszych i najdłużej praktykowanych zwyczajów samurajskich. Do tego czynu wojownika mogło pchnąć wiele przyczyn – np. porażka w bitwie – ale tu warto zaznaczyć, że nie dotyczyło to szeregowych samurajów tylko dowódców czy głów rodów panów feudalnych lub ich potomków, i to zazwyczaj w beznadziejnej sytuacji, gdy nie było możliwości kontynuacji walki w przyszłości lub brakowało szansy na ucieczkę. Wówczas seppuku mogło uchronić wojownika przed wzięciem do niewoli, utratą honoru, torturami, egzekucją, zaś zwykli samurajowie nierzadko przechodzili na stronę zwycięzcy. Inną przyczyną mogła być chęć zmycia realnej czy wyimaginowanej skazy na honorze – ktoś, kto popełniał samobójstwo w tak bolesny sposób, otwierając brzuch, uważany za siedlisko uczuć i emocji, dowodził swojej prawości i odwagi. Inni mogli w ten sposób ochronić swoją rodzinę przed nędzą lub hańbą, gdyż jeśli wojownik rzeczywiście dopuścił się jakiegoś przestępstwa, to mógł uprzedzić wymiar sprawiedliwości i sam siebie zgładzić, a wówczas oczyszczał się z winy. Niektórzy samurajowie zabijali się po śmierci swojego pana, pragnąc mu służyć także w życiu pozagrobowym (w XVII wieku uznano to za marnotrawstwo życia i zwyczaj został formalnie zakazany). Jeszcze inni wojownicy mieli popełniać samobójstwo w ramach protestu, chcąc zwrócić uwagę swojego pana na jego niewłaściwe zachowanie czy ostentacyjnie zabijać się na oczach wrogów, by odwrócić ich uwagę od ucieczki dowódcy przegranej strony. Tak więc powodów do samobójstwa mogło być wiele, ale na pewno nie można mówić o tym, że każdy samuraj po przegranej bitwie je popełniał. Sam sposób dokonywania seppuku także się zmieniał, bo trudno by było odzianemu w zbroję wojownikowi w ogniu walki, otoczonemu przez wrogów, przebrać się w czyste białe szaty i w specjalnie przygotowanym, odgrodzonym i oświetlonym miejscu zasiąść spokojnie do rytuału, napisać przedśmiertny wiersz, zsunąć rękawy i wsadzić je pod nogi, chwycić nóż i rozciąć sobie obnażone podbrzusze, czekając na cios łaski oddzielający głowę od korpusu z ręki sekundanta –  tak seppuku mogło wyglądać w epoce Edo. Na polu bitwy samurajowie rzucali się na własną broń albo nawet topili, jak uczynili to niektórzy członkowie rodu Taira w przegranej przez nich bitwie pod Dan no Ura w 1185 roku.

Czytając o seppuku lub natrafiając w Heike monogatari na opowieść o starym samuraju, który ufarbował sobie włosy na czarno tuszem, bo bał się że z powodu siwizny żaden z wrogów w nadchodzącej bitwie nie pokusi się by spróbować go zabić i zdobyć jego głowę, można odnieść wrażenie że wojownicy ci mieli specyficzny stosunek do śmierci. A wręcz jej szukali. Czy tak było w istocie?

Nie wydaje mi się, aby takie podejście do śmierci było zarezerwowane wyłącznie dla Japonii. Proszę pamiętać o tym, że sporą część wiedzy na temat światopoglądu samurajów czerpiemy z opowieści wojennych, a one były tworzone  na potrzeby samych wojowników i stanowią, przynajmniej częściowo, zabarwiony pozytywnie autoportret tej warstwy społecznej. Szukanie godnego przeciwnika, by z nim skrzyżować ostrze, czy ostentacyjny brak lęku przed śmiercią wynikał z etosu wojownika – a ten miał wiele wspólnego w rozmaitych, odległych od siebie kulturach. Wojownik nie powinien przecież okazywać strachu, powinien być odważny, czuły na punkcie honoru i dążyć do chwały – dla samurajów chociażby bardzo istotne było, aby być pierwszym w starciu z wrogą armią lub wejściu na mury fortecy. Do tego dochodziła często młodzieńcza brawura, presja ze strony towarzyszy broni – a przecież ona odgrywa niezwykle istotną role także dzisiaj, żołnierze nie chcą wypaść na tchórzy przed kumplami – oraz zwykła chęć wzbogacenia się – pamiętać bowiem należy, że samurajowie nie walczyli za darmo. I mieli świadomość, że jeśli zginą, to ich bohaterskie czyny mogą pozytywnie wpłynąć na los najbliższych.

Zbroje samurajów/ Źródło: Wikimedia Commons, domena publiczna

Innym elementem samurajskiego stylu życia, który na dobre zagościł w zbiorowej świadomości jest kodeks honorowy zwany bushido. Wiele osób wyobraża go sobie w postaci wielkiej księgi w której dokładnie opisano jak powinien  zachowywać się wojownik. Rzeczywistość wyglądała inaczej, prawda?

Tak, podobnie jak w Europie, w Japonii nie było jednego, sformalizowanego „kodeksu” wojownika. Były pewne wartości czy zwyczaje, które uchodziły za właściwe zachowania i sposób myślenia warstwy wojowników – obecne w opowieściach wojennych, czy spisywane w prawach rodowych – zresztą i one potrafiły zmieniać się z czasem. Dobrym przykładem tych zmian może być podejście do okazywania emocji. Do XVI wieku właściwym zachowaniem samuraja w obliczu zniewagi byłaby natychmiastowa reakcja i zgładzenie – a przynajmniej próba tejże – osoby, która dopuściła się obrazy. W XVI wieku panowie feudalni chcieli powstrzymać swoich nazbyt krewkich podwładnych i stąd zakazy dobywania broni w sytuacjach kłótni. Te zakazy utrzymały się w pokojowej epoce Tokugawa i zostały ostatecznie przyjęte przez samurajów, dlatego często kojarzymy ich jako stoickich, nie okazujących emocji mężczyzn – bo tak byli później przedstawiani w popkulturze. Innym ideałem, który zaczęto promować w epoce Edo, by utemperować wojowników, choć znano go wcześniej, było łączenie sfery wojennej ze sferą cywilną – bunbu ryōdō – zachęcano samurajów do podążania jednocześnie drogą miecza i drogą pędzla, czyli ćwiczenia się w rozmaitych sztukach czy literaturze, a nie tylko sztukach walki. Natomiast starymi, uniwersalnymi wartościami pozostały odwaga, prawość, szczerość. Od samurajów wymagano oczywiście także biegłości w posługiwaniu się bronią.

Mówiąc o samurajach trudno powstrzymać się od porównywania ich  z europejskim rycerstwem. Jakie były największe różnice między etosem średniowiecznego rycerza z Francji, Anglii lub Polski a kodeksem honorowym jego japońskiego kolegi po mieczu?

Moim zdaniem największych różnic możemy się doszukiwać w podejściu do samobójstwa oraz sfery psychoseksualnej. Samobójstwo było dla samurajów właściwym zachowaniem w pewnych specyficznych sytuacjach, o czym już wspomniałam, natomiast w średniowiecznej Europie uchodziło za niedopuszczalne, ze względu na dominację religii chrześcijańskiej, która w owych czasach bezwzględnie potępiała samobójców. W Japonii nie znano uwielbienia damy serca, konceptu miłości dwornej, który narodził się we Francji na przełomie XI i XII wieku i przeniknął do kultury rycerskiej. Natomiast Japończycy otwarcie podchodzili do zachowań homoerotycznych, które były potępiane przez Kościół w Europie, i nie było niczym nadzwyczajnym, że samurajowie utrzymywali stosunki seksualne z innymi wojownikami. Obowiązywały tu pewne konwencje, zbliżone do zwyczajów znanych ze starożytnej Grecji – oczekiwano, że wojownik starszy lub o wyższym statusie społecznym będzie mentorem swojego młodszego kochanka. Nie przeszkadzało to wojownikom posiadać żon i konkubin, które uważano za niezbędne dla przedłużenia rodu. Niemniej faktem jest, że bardzo wielu znanych wojowników, w tym szogunów, panów feudalnych i najlepszych szermierzy, utrzymywało intymne relacje z innymi wojownikami. Znamy też swoisty „kontrakt braterski” zawarty między dajmio Takedą Shingenem i jednym z jego wasali, w którym słynny XVI-wieczny dowódca obiecuje, że nie będzie miał innych kochanków. Jeszcze jedną istotną różnicą między samurajami a rycerzami, chociaż na zupełnie innym polu, było podejście do walki na dystans. Otóż dla europejskiego rycerza użycie łuku w walce było rzeczą niegodną, bowiem rycerz powinien się ścierać z wrogiem w bezpośredniej walce wręcz, wystawiając się na ciosy przeciwnika, zaś samurajowie bardzo cenili zręcznych i silnych łuczników, wychwalając najlepszych z nich w opowieściach wojennych, sama zaś „droga wojownika” w początkowych wiekach istnienia samurajów nazywana była „drogą łuku i konia” tudzież „drogą łuku i strzały”

Skoro już przy sprawach płciowości  jesteśmy- czy istniały kobiety samurajowie?

Oczywiście! Nie nazywano ich co prawda w ten sposób, ale japońskie wojowniczki – onna-bugeisha – jak najbardziej istniały, nawet jeśli w epoce Edo, kiedy obowiązującą ideologią państwową był niezwykle seksistowski konfucjanizm, próbowano je wymazać z historii. Najsłynniejszą japońską wojowniczką pozostaje niewątpliwie Tomoe Gozen, która pojawia się na kartach Heike Monogatari, opowiadającej o wojnie Gempei, i jest przedstawiona jako niezwykle piękna i sprawna w rzemiośle wojennym kobieta, z którą może równać się mało który jeździec czy łucznik. Jednak prawdopodobnie najliczniej Japonki brały udział w walkach w epoce Sengoku, ponieważ wówczas toczono najwięcej konfliktów na dużych obszarach, w które angażowano coraz większe armie. Bardzo ciekawe są dane uzyskane z wykopalisk z tego okresu, bowiem kiedy przebadano szkielety pozostałe po jednej z bitew między rodami Hōjō i Takeda z końca XVI wieku okazało się, że spośród 105 z nich 35 należało do kobiet. Wyniki z kilku innych pól bitewnych przyniosły podobne procentowo rezultaty. Wynika z tego, iż zaangażowanie kobiet w sferze wojennej było znacznie większe, niż się zazwyczaj przyjmuje. Mamy także już dobrze udokumentowane przypadki udziału samurajskich kobiet w walkach toczonych o obalenie szogunatu, jak chociażby żeński oddział broniący zamku Aizu przed siłami procesarskimi w 1868 roku.

Pierwszym cudzoziemskim wrogiem z którym przyszło się zmierzyć samurajom byli Mongołowie/ Źródła: Wikimedia Commons, domena publiczna

Przez większość swojej historii samurajowie wojowali między sobą. Do pierwszego ich starcia z wrogiem zewnętrznym doszło pod koniec XIII wieku w trakcie dwóch mongolskich inwazji na Japonię. Wiadomo, że zakończyły się one niepowodzeniem z powodu tajfunów, które zniszczyły floty najeźdźców. Jak jednak w starciu z Mongołami poradzili sobie Japończycy i czy gdyby w sukurs nie przyszła im natura mieliby szanse ich pokonać?

Mongolska machina wojenna należała w owych czasach do najlepszych w świecie, mało kto mógł się oprzeć jej sile. Sposób walki praktykowany przez Mongołów różnił się od japońskiego, chociaż obie nacje polegały w tamtych czasach przede wszystkim na łucznikach. Samurajowie walczyli w niewielkich grupach, byli przyzwyczajeni do konnych pojedynków łuczniczych między mniej więcej równymi sobie statusem wojownikami. Natomiast Mongołowie wojowali w zdyscyplinowanych oddziałach, polegali na zmasowanym ostrzale i walce grupowej, a po wstępnym zmiękczeniu przeciwnika salwami z łuków (znacznie silniejszych i o większym zasięgu niż te japońskie) do szarży ruszali lepiej opancerzeni wojownicy przechodząc do walki wręcz bronią białą. Siły mongolskie były liczniejsze od wystawionych przeciwko nim samurajów, do tego dysponowały nową i przerażającą dla Japończyków i ich koni bronią – ceramicznymi granatami wypełnionymi czarnym prochem i metalowymi odłamkami. Japończycy stawiali dzielny opór Mongołom, przy drugiej inwazji starali się przenosić walkę jeszcze na okręty mongolskie i w starciach wręcz radzili sobie całkiem nieźle, ale bez nadejścia tajfunu ich sytuacja rzeczywiście mogłaby wyglądać dość dramatycznie. Jednak nawet gdyby Mongołom udało się podbić Japonię, to zapewne prędzej czy później doszłoby do buntów i prób zrzucenia obcego zwierzchnictwa, a opór byłby ułatwiony przez ukształtowanie terenu Japonii i jej odległość od kontynentu, a więc trudności z zapewnieniem odpowiedniego wsparcia dla okupantów.

W XVI stuleciu do Japonii zawitali nowi obcy przybysze, tym razem nie wrogowie a kupcy. W roku 1543 w graniach cesarstwa pojawili się pierwsi Europejczycy a wraz z nimi broń palna, która wkrótce rozprzestrzeniła się po pogrążonym w wojnie domowej Kraju Kwitnącej Wiśni. Jak ta innowacja wpłynęła na styl walki samurajów?

Japończycy mogli się zapoznać z bronią czarnoprochową jeszcze przed przybyciem Europejczyków na Wyspy, gdyż zetknęli się z nią podczas walk z Mongołami w XIII wieku, a już w XIV wieku Koreańczycy stosowali działa broniąc się przed japońskimi piratami. Natomiast ręczna lufowa broń czarnoprochowa dotarła do Japonii w początkach XVI wieku z Chin. Była ona znacznie mniej doskonała od broni palnej dostarczonej przez Portugalczyków kilkadziesiąt lat później, dlatego też to europejska nowinka techniczna zaczęła się rozpowszechniać w Japonii. Trzeba przyznać, że o ile zdarzali się wojownicy sceptycznie nastawieni do tej broni to zdecydowana większość dowódców bardzo chętnie przyjmowała ten wynalazek, widząc w nim sposób na zwiększenie swoich szans na polach bitew. Broń palna nadawała się przede wszystkim dla piechoty, którą można było szybko wyszkolić w jej używaniu – tymczasem łucznicy musieli trenować przez długi czas, by osiągnąć odpowiednią celność, a do tego dysponować pewną siłą, by być w stanie strzelać z mocnych łuków przez dłuższy czas, chociaż oczywiście te ostatnie miały przewagę zasięgu oraz były mniej narażone na złe warunki atmosferyczne niż ówczesna broń palna. Niemniej arkebuzy miały dodatkowe atuty w postaci siły obalającej, przebijania pociskiem standardowych samurajskich zbroi z 50 m oraz huku, który mógł deprymować wojowników i ich konie, musimy pamiętać, że aspekt psychologiczny odgrywa bardzo dużą rolę w bitwie. Dlatego myślący perspektywicznie panowie feudalni, którzy dysponowali odpowiednimi środkami finansowymi bardzo szybko starali się zapewnić swoim wojskom jak największe nasycenie bronią palną, a oddziały arkebuzerów stały się standardową częścią armii obok łuczników i włóczników. Niektórzy wyposażali w krótką broń palną nawet jazdę – i takie oddziały wzięły udział w słynnej bitwie pod Nagashino w 1575 roku, w której to wyposażona w broń palną piechota Ody Nobunagi zadała duże straty kawalerii Takedów. Japończycy wykorzystywali arkebuzy na dużą skalę także podczas inwazji na Koreę w ostatniej dekadzie XVI wieku.

Za handlarzami szybko przybyli katoliccy misjonarze- jezuici. Wydawać by się mogło, że nakazująca miłosierdzie religia chrześcijańska kompletnie nie pasuje do mentalności samurajów. Tymczasem zdobyła wśród nich zaskakującą popularność- pod koniec XVI stulecia w trakcie japońskiej inwazji na Koreę 1/3 wysłanych tam wojowników stanowili katolicy! Jak wyjaśni Pani ten fenomen?

Biorąc pod uwagę działania chrześcijan, a już zwłaszcza w XVI i XVII wieku, można wątpić w ten nakaz miłosierdzia. A co do 1/3 armii, to skąd te dane? Prawdą jest, że niektórzy z japońskich dowódców wysłanych do Korei, takich jak Konishi Yukinaga, byli oddanymi katolikami, jednak sprawa nie jest tak prosta w przypadku reszty wojowników. W ogóle szacunki dotyczące liczby chrześcijan w Japonii końca XVI wieku wahają się od 100 do 300 tysięcy. Trzeba pamiętać o tym, że chrześcijaństwo jest raczej obce mentalności japońskiej, i nawet po wprowadzeniu pełnej tolerancji religijnej w ostatnim stuleciu, bardzo niewielka cześć społeczeństwa japońskiego deklaruje się jako chrześcijanie. Wynika to w dużej mierze z ekskluzywności tej religii – nie dopuszcza ona jednoczesnego wyznawania innych bóstw i praktykowania obyczajów związanych z buddyzmem czy shintō, a właśnie synkretyzm religijny i łączenie tych dwóch tradycji, z dodatkowymi chińskimi naleciałościami jest typowe dla Japończyków. W końcu XVI wieku Europejczycy przybywający do Japonii byli chrześcijanami, a miejscowym zależało na handlu i dostawach pożądanych towarów – takich jak chociażby stal, na którą w ogarniętym wojnami kraju było bardzo duże zapotrzebowanie. Lepiej się prowadzi handel, jeśli wyznaje się te same wartości z handlarzami – nawet jeśli to tylko poza. Także zakony katolickie obecne w Japonii w owych czasach zajmowały się handlem i pełnieniem dodatkowych usług na rzecz panów feudalnych, stąd część z nich ostentacyjnie przyjmowała chrześcijaństwo. Skoro już władca jakiejś domeny przyjmował nową religię, to i jego poddani byli zazwyczaj zobligowani do zrobienia tego samego, czy im się to podobało, czy nie – dotyczyło to także samurajów. Nie można oczywiście wykluczyć, że część z tych świeżo ochrzczonych rzeczywiście szczerze przyjmowało nową wiarę – jak np. miało to miejsce w przypadku dajmio Takayamy Ukona – ale nie byłabym taka pewna, że dotyczyło to wszystkich „zadeklarowanych” katolików.

Okres Edo (1603-1868) czyli czasy panowania szogunów z rodu Tokugawa były epoką gdy znaczenie samurajów sięgnęło apogeum, oficjalnie znaleźli się na samym czubku drabiny społecznej. Jest to pewien paradoks, bo przez prawie cały czas trwania szogunatu Tokugawów w Kraju Kwitnącej Wiśni panował pokój więc wojownicy praktycznie przestali być potrzebni. Jak samurajowie radzili sobie z tą trwającą ponad ćwierć milenium  przymusową bezczynnością?

Niektórzy radzili sobie z nią bardzo dobrze, przyjmując promowane przez szogunat Tokugawów ideały, takie jak wspomniane już bunbu ryōdō czy służąc z oddaniem swojemu panu lub społeczności. Część samurajów była policjantami, strażakami, nauczycielami, chociaż zwłaszcza w XVII wieku, niedługo po wojnach, rzeczywiście zdarzały się problemy z krnąbrną młodzieżą samurajską czy rōninami, którzy byli pozbawieni dochodów. Niektórzy wojownicy poświęcali się treningowi sztuk walki, zakładali własne szkoły szermierki czy wędrowali po kraju chcąc sprawdzić się w pojedynkach z uznanymi mistrzami. Z kolei w XIX wieku, ze względu na zamknięcie Japonii i rozmaite problemy natury ekonomicznej, duży odsetek samurajów borykał się z biedą. Zapewne dla części z nich pomocą psychiczną mogła być wówczas lektura traktatów spisywanych przez uczonych w epoce Edo. Bodajże najbardziej znanym z takich teoretyków jest konfucjanista Yamaga Sokō, który w XVII wieku pisał na temat etyki wojownika, nawołując samurajów do pracy nad samokontrolą, samodoskonaleniem, bezinteresownością. Uważał także, że skoro samuraje nie pracują w polu czy nie zajmują się rzemiosłem, to powinni poświęcać swój czas na praktykowanie „drogi wojownika” oraz cnót konfucjańskich, stając się w ten sposób strażnikami moralności i wzorcami do naśladowania dla reszty ludu. 

W czasie II wojny światowej japońscy piloci kamikadze postrzegali się jako spadkobiercy samurajów. Do kabin swoich samolotów miast spadochronów zabierali miecze/ Źródło: Wikimedia Commons, domena publiczna

Pytanie na zakończenie. Wiele zjawisk specyficznych dla Japonii począwszy od okrucieństwa i fanatyzmu jej żołnierzy w trakcie II wojny światowej a skończywszy na morderczej kulturze pracy panującej w tamtejszych korporacjach tłumaczy się często przenikającym rzekomo Japończyków duchem bushido. Czy to prawda, czy też eksperci przywołujący takie wyjaśnienia, z byciem ekspertami mają niewiele wspólnego?

Z tym przywoływaniem bushidō, to akurat robią to sami Japończycy, najwyraźniej powoływanie się na samurajskich przodków jest tam równie popularne, jak na szlacheckich w Polsce, mimo oczywistych chłopskich korzeni przeważającej części społeczeństwa. Kiedy Japonia się modernizowała i westernizowała na przełomie XIX i XX wieku, powołano do istnienia także nowoczesną armię i marynarkę, wprowadzając obowiązkową służbę wojskową dla mężczyzn z wszystkich warstw społecznych. Ponieważ zdecydowana większość rekrutów wywodziła się z rodzin chłopskich i nie miała początkowo specjalnie entuzjastycznego podejścia do służby wojskowej, władze postanowiły to zmienić. W żołnierską młodzież wmawiano, że są następcami dumnych samurajów, a ich obowiązkiem jest walczyć i umierać dla boskiego cesarza. Obowiązująca jeszcze przed wojną na Pacyfiku polityka historyczna dyktowała zniekształcanie historii, wmawiano Japończykom już w szkołach podstawowych, że każdy samuraj walczył ślepo do zwycięstwa lub śmierci, że wolał popełnić samobójstwo, niż się poddać. W cesarskich siłach zbrojnych nie było w ogóle mowy o możliwości poddania się wrogowi i o tym, jak należy zachowywać się w niewoli. I to z tego w głównej mierze wzięła się ta niezwykła pogarda względem jeńców wojennych, demonstrowana podczas wojny w Azji i na Pacyfiku. Z prawdziwym, samurajskim bushidō miało to niewiele wspólnego. Zaś poczucie obowiązku i przywiązanie do hierarchii jest charakterystyczne nie tylko dla „drogi wojownika”, ale także dla konfucjanizmu, a były to wartości cenione w japońskim społeczeństwie od wieków. Tak więc przesiąknięcie Japończyków duchem bushidō wydaje mi się twierdzeniem cokolwiek na wyrost.    

Dziękuję za rozmowę.